1 października weszło w życie oprotestowane przez środowisko karnistów zaostrzenie kar – nie tylko za najcięższe przestępstwa. Opinię publiczną porusza konfiskata samochodu pijanym kierowcom, obrońców praw człowieka bezwarunkowe dożywocie, ekspertów od resocjalizacji – wysokość kar
Oto najważniejsze zmiany w k.k.:
Przypominamy rozmowę z dr. hab. Szymonem Tarapatą, ekspertem od prawa karnego z Uniwersytetu Jagiellońskiego, którą przeprowadziliśmy na wiosnę 2023, w momencie, gdy zmiany zostały uchwalone przez Sejm:
Miłada Jędrysik, OKO.press: Czy podoba się panu nowelizacja kodeksu karnego, dzieło ekipy Zbigniewa Ziobry?
Dr. hab. Szymon Tarapata*: Oczywiście, że mi się nie podoba. Kierunek zmian jest przerażający. Ale to nie jest problem tylko tej nowelizacji. Ekipa ministra Ziobry przeprowadziła też inne zmiany, równie restrykcyjne. Nie dotyczą tylko prawa materialnego, czyli takiego, które określa, jakie zachowania są przestępstwami i jakie kary grożą za te przestępstwa. 1 stycznia 2023 roku weszła w życie bardzo obszerna zmiana kodeksu karnego wykonawczego, która w drastyczny sposób pogarsza sytuację więźniów.
Pojawiło się też szereg zmian bardzo niekorzystnych dla podejrzanych i oskarżonych w obrębie procedury karnej.
Trzeba pamiętać, że Kodeks karny, Kodeks postępowania karnego i Kodeks karny wykonawczy to system naczyń połączonych. Zaostrzenie wszystkich tych ustaw powoduje, że represje, jakie mogą spotkać obywatela, będą potencjalnie o wiele bardziej odczuwalne.
Dr. hab. Szymon Tarapata: Jeszcze jedna rzecz jest tutaj ważna. Szereg rozwiązań, które pojawiły się tej nowelizacji kk, znalazło się również w noweli, która była procedowana w 2019 roku. Wtedy prezydent skierował ją do TK Julii Przyłębskiej i stwierdzono niezgodność tej ustawy z Konstytucją ze względu na wadliwy tryb jej uchwalenia. Więc rozwiązania, które zawarto w niekonstytucyjnej noweli z 2019 roku, później, stosując swoistą „taktykę salami”, wprowadzano etapami w różnych innych ustawach.
Dzięki temu, pomimo że waga wszystkich nowelizacji w sumie była duża, pojedyncze zmiany nie miały dużego oddziaływania medialnego i nie doczekały się szerszej dyskusji. Udało się je po prostu schować. Dostrzegła je tylko garstka ekspertów, koneserów, którzy zajmują się prawem karnym.
Na przykład kiedy procedowano tarcze antykryzysowe, wrzucono tam przy okazji pewne przepisy kodeksu karnego. Pod gąszczem innych przepisów, które miały pomóc polskim przedsiębiorcom w trudach związanych z pandemią, znalazły się np. przepisy o kradzieży szczególnie zuchwałej.
Słyszałam też sformułowanie „ustawa kanapkowa”, bo do środka się wsadza, co się da, a z zewnątrz tego nadzienia nie widać.
Tak to niestety działa. Te wrzutki są jeszcze znamienne z innego powodu. Czasem wrzuca się z pozoru drobną, szkodliwą regulację do ustawy, która w innych jej fragmentach zawiera bardzo potrzebne i pilne rozwiązania. Wtedy taką ustawę, z uwagi na konieczność jej szybkiego wprowadzenia, mogą poprzeć politycy wszystkich opcji. Nawet jeżeli jakiś ekspert zacznie narzekać na ten czy ów przepis karny, to wielu powie tak: „No dobrze, ten przepis jest zły, ale przecież z tego powodu nie będziemy sprzeciwiali się ustawie korzystnej dla ludzi poszkodowanych przez pandemię”. Nie ma co żałować róż, gdy płoną lasy. Przecież Prezydent nie zawetuje takiej tarczy tylko dlatego, bo znajduje się tam jeden niemądry przepis prawa karnego. Taki scenariusz jest po prostu nierealny.
Tymczasem w kilku takich „ustawach kanapkowych” da się przeforsować wiele szkodliwych zmian, które w sumie będą prowadzić do katastrofalnych konsekwencji.
Interesujące, lecz jednocześnie przerażające jest to, jak obecnie wygląda proces legislacyjny dotyczący małych i dużych zmian w obrębie ustaw karnych. Kiedy w 2015 roku weszła w życie obszerna nowela kodeksu karnego i kodeksu postępowania karnego, dyskusja przed jej wejściem w życie trwała bardzo długo, wypowiadało się wiele środowisk. To były lata pracy, wiele poważnych debat eksperckich.
Oczywiście nie wszystkie te zmiany okazały się doskonałe, ale na pewno były przedyskutowane i przeanalizowane przez szersze grono osób. I nie było to jakieś kółko wzajemnej adoracji osób poklepujących się po plecach. Teraz takiej dyskusji nie ma. Jest założenie, że trzeba karać bardzo surowo. Przeciwnych argumentów, opartych na rzetelnych badaniach naukowych, nie przyjmuje się do wiadomości.
Dlaczego zasada „oko za oko, ząb za ząb” miałaby być najlepszym sposobem na utrzymywanie porządku?
Ta filozofia jest mi całkowicie obca. Moim zdaniem nie ma żadnych naukowych podstaw, to raczej chwyt marketingowy. Przekaz, który towarzyszy wprowadzaniu zmian zaostrzających prawo karne jest charakterystyczny bardziej dla bałamutnej reklamy proszku do prania niż poważnej reformy kodeksu karnego.
Nowy kodeks wybieli, wypierze, będzie czyściutko, wszystkie plamy znikną? Plamy na społeczeństwie.
Dokładnie. A później przychodzi życie i okazuje się, że ten tak bardzo reklamowany środek niekoniecznie działa. Plamy nie znikają. Moim zdaniem ta nowela dołoży nam problemów, a niczego nie rozwiąże. To populistyczne zagranie, które ma na celu zaprezentować władzę jako szeryfa, który srogo karze, jest takim supermanem ratującym świat.
Dzisiaj prowadzi się dyskusję na temat kodeksu karnego w sposób absolutnie nieuprawniony. Politycy biją na alarm w mediach społecznościowych, że sąd wydał skandalicznie niski wyrok – ale nie znamy szczegółów tej sprawy, nie wiemy, z jakiego powodu obniżono karę. Nie znamy też wysokości innych kar orzekanych w podobnych sprawach, które często nie odbiegają od tych, które pokazywane są jako skandalicznie niskie.
W każdym systemie znajdą się orzeczenia, które mogą być krytykowane, ale można je korygować w postępowaniu odwoławczym lub kasacyjnym.
Taka rozmowa przypomina bardziej dyskusję „z magla” niż poważną debatę.
Nie wolno przecież na podstawie jednej sprawy, której szczegółów nie znamy, lansować tezy, że potrzebny nam jest o wiele surowszy kodeks karny. Co znamienne – dużo mniej mówi się o zbyt surowych wyrokach, które zostały wydane wobec sprawców stosunkowo drobnych przestępstw.
Czyli nie ma naukowych dowodów na to, że surowe kary i surowe traktowanie więźniów pomagają zwalczyć przestępczość?
W wielu krajach na świecie mamy karę śmierci, bardziej surowe kary, bardziej represyjne systemy i jakoś nie udaje się tam wyeliminować przestępczości. A przecież nie ma nic straszniejszego niż kara śmierci.
Popatrzmy na Stany Zjednoczone. To jeden z najbardziej punitywnych [surowo i szeroko karzących – red.] systemów na świecie. Powiedziałbym, że najbardziej punitywny.
Wśród demokracji.
Nie wiem, czy tylko wśród demokracji, bo USA mają praktycznie najwyższy na świecie współczynnik prizonizacji, czyli liczbę osób pozbawionych wolności na sto tysięcy mieszkańców – 639. Jeśli chodzi o populację więzienną, prześcignęły Rosję i inne państwa autorytarne. I mimo tak surowych kar popełnia się tam bardzo dużo przestępstw.
A przecież przestępczość wynika z wielu przyczyn, na przykład czynników kulturowych, starzenia się społeczeństwa. Im więcej starszych ludzi w społeczeństwie, tym mniejsza może być liczba przestępstw – szczególnie tych z użyciem przemocy.
Także z biedy, wykluczenia.
Także. Natomiast prawo karne powinno adekwatnie reagować na poziom przestępczości w danym kraju. Polska jest stosunkowo bezpieczna i nawet sami autorzy nowelizacji kodeksu karnego nie zaprzeczają, że u nas przestępczość kształtuje się na stosunkowo niskim poziomie.
Zresztą, w załączonej do projektu noweli k.k. ocenie skutków regulacji są dane statystyczne z Komendy Głównej Policji. Wynika z nich, że pomiędzy rokiem 2010 a 2020 liczba przestępstw zgwałcenia spadła o około jedną trzecią, wywołania ciężkich uszczerbków na zdrowiu – o około 45 proc, udziału w zorganizowanej grupie przestępczej – prawie o 40 proc. Mamy też znaczny spadek liczby przestępstw korupcyjnych. Tymczasem dziś za większość tych przestępstw znacznie podwyższa się kary. Na przykład za niektóre przypadki korupcji prawie dwukrotnie.
Spadek liczby przestępstw nie jest zasługą rządzących, tylko efektem wielu czynników. W tym zapewne przemian społecznych i rozwoju w sferze technologicznej i gospodarczej. Nie bardzo wiem, po co nam regulacje zaostrzające prawo karne.
Dziś niestety politycy chcą mieć coraz większy wpływ na surowość kar poprzez ograniczanie sądom luzów decyzyjnych, w ramach których mogą one się poruszać. Tymczasem musimy się zdecydować: albo kary w Polsce będą wymierzać sądy, które będą miały szerokie możliwości ustalania wysokości kar, albo będą je modelować politycy.
Albo mamy bezstronny, niezależny i niezawisły sąd, który wydaje orzeczenie w oparciu o konkretne okoliczności sprawy, bierze pod uwagę okoliczności łagodzące i obciążające, albo uczyni to odgórnie ustawodawca, zakładając wysoką minimalną granicę kary. Czyli na przykład startujemy od pięciu lat tak jak w przypadku tzw. zbrodni fakturowej.
Zbrodni fakturowej?
To kolejny wynalazek Zjednoczonej Prawicy. Polega na tym, że ktoś wystawia lub posługuje się nierzetelnymi fakturami na kwotę, która przekracza 10 mln zł. Można ją popełnić nawet wtedy, gdy ich wystawienie nie spowodowało jakichś poważniejszych szkód w mieniu Skarbu Państwa. Za takie przestępstwo grozi kara od pięciu lat pozbawienia wolności. To dolny próg kary, którą sąd może wymierzyć oskarżonemu. Sąd, chcąc wydać sprawiedliwy wyrok, ma więc bardzo ograniczone możliwości orzecznicze.
Pamiętam sytuację jeszcze sprzed rządów PiS. W wyniku noweli Kodeksu karnego z 2005 roku osobom niepełnoletnim winnym zabójstwa z użyciem broni palnej lub materiałów wybuchowych można było wymierzyć tylko jedną karę – 25 lat pozbawienia wolności.
Sąd nie miał żadnego pola manewru. Nie mógł nadzwyczajnie złagodzić kary, gdyż wówczas nie było takiej możliwości. Nie mógł też orzec dożywotniej izolacji, bo na to nie pozwalał art. 54 § 2 Kodeksu karnego. W takiej sytuacji sąd stał się właściwie niepotrzebny. Był tylko notariuszem ustawodawcy.
Takie zjawisko nie powinno występować w państwie demokratycznym, bo nie ma wiele wspólnego ze sprawowaniem wymiaru sprawiedliwości przez sądy. Tymczasem, jeśli chcemy mieć mądre prawo karne, sąd musi mieć szerokie możliwości wyboru w zakresie modelowania kary, ustalania jej wysokości. Przecież ocenia się sprawę konkretnego człowieka. Musi mieć narzędzia do tego, by wydać sprawiedliwy wyrok.
Nie możemy zapominać, że to sąd, a nie ustawodawca, znajduje się na sali sądowej i ma przed sobą sprawcę konkretnego przestępstwa.
To sąd decyduje o jego losie. Przesłuchuje świadków, w tym pokrzywdzonych. Bada właściwości, warunki osobiste i rodzinne sprawcy. I nawet jeżeli ustawodawca nie ufa sądowi, a dziś przecież tak to wygląda, to i tak ostatecznie nie ma wyjścia. Musi zostawić mu swobodę decyzji.
Tymczasem, jeśli zagrożenie ustawowe karą pozbawienia wolności zaczyna się od pięciu lat, to często może być trudno wydać orzeczenie adekwatne w konkretnym przypadku.
Kolejny problem jest taki, że dziś dużo łatwiej jest walczyć z surowością kary prokuratorowi niż obywatelowi. Jak obrońca oskarżonego składa w jego imieniu kasację, to nie może podnosić, że oskarżonemu została wymierzona rażąco niewspółmierna kara. A prokurator generalny ma prawo wnieść kasację w przypadku rażącej niewspółmierności kary w sprawach o zbrodnię. Takiego samego uprawnienia nie przyznano natomiast chociażby Rzecznikowi Praw Obywatelskich.
Przecież to jest nieporozumienie! Prokurator generalny ma narzędzie, by mógł pełnić rolę szeryfa, ale Rzecznik, który został powołany do ochrony obywatela przed aparatem państwa, nie może wykonywać swojego zadania.
To chyba dobrze pokazuje kierunek zmian: żadnej litości dla przestępców. Łagodnego oblicza władzy nie pokażemy, bo nie licuje z naszym wizerunkiem.
Tak, przy czym te zmiany są niespójne. Najpierw politycy Zjednoczonej Prawicy mówią, że będą podwyższać kary tylko za najcięższe przestępstwa, bo to one są największym problemem społecznym. Po czym ma miejsce kolejna wrzutka legislacyjna o kradzieży szczególnie zuchwałej, która często dotyczy czynów błahych.
To jest zresztą typowy relikt peerelowski. W PRL było takie przestępstwo, wykpione przez ekspertów, bo zawierało bardzo niedookreślone znamiona. Czyli tak szerokie i „gumowe”, że trudno było ustalić, czy jakiś czyn spełnia określoną cechę wskazaną w ustawie, czy też nie.
Jak pan mówi „kradzież zuchwała”, to wyobrażam sobie Fantomasa wspinającego się po balkonach.
Nie bardzo wiem, czym się różni kradzież szczególnie zuchwała od „zwykłej”. Definicja kradzieży szczególnie zuchwałej zawarta jest w art. 115 par. 9a. Pozwolę sobie ją zacytować, gdyż jest ona przeciekawa. „Kradzieżą szczególnie zuchwałą jest:
Frapuje mnie w szczególności punkt 1, bo nie wiem, czy istnieje kradzież, której sprawca nie wykazuje postawy lekceważącej lub wyzywającej wobec posiadacza rzeczy lub innych osób. Każdą kradzież można zakwalifikować jako szczególnie zuchwałą, a pewnie instrumentalnie na potrzeby konkretnego przypadku da się znaleźć powody, by go za taką nie uznać. Wszystko będzie zależało od policjanta, prokuratora i na końcu – intuicji sędziego.
Co więcej, kradzież szczególnie zuchwała zawsze będzie przestępstwem. Przy kradzieży „zwykłej” zabranie rzeczy do wartości 500 zł kwalifikuje się jako wykroczenie. Po wejściu nowelizacji będzie to 800 zł. Jak ukradniemy rzeczy do wartości wynoszącej 800 zł, to będziemy mieć wykroczenie, powyżej 800 zł – przestępstwo. Natomiast przy kradzieży szczególnie zuchwałej kwota nie będzie miała znaczenia. Czyli nawet jak sprawca ukradnie „szczególnie zuchwale” batonik o wartości 5 zł…
…i pokaże język…
…nie wiem nawet, czy musi pokazywać język. Może samo zabranie rzeczy jest już postawą lekceważącą wobec jej właściciela, a przez to jest zuchwałe? Kradzież w biały dzień w sklepie pełnym ludzi może być traktowana jako lekceważąca wobec pokrzywdzonego właściciela sklepu. Każdy może zobaczyć, że coś kradnę, a więc robię to bezczelnie i przy okazji mogę zgorszyć innych klientów, w tym dzieci. Z drugiej strony kradzież w sklepie w nocy może być lekceważąca. Kradniemy przecież wtedy, gdy wszyscy śpią. A jakże zuchwały sprawca będzie wtedy, gdy podejdzie do pijanego człowieka śpiącego na ławce, po czym wyciągnie mu z portfela 10 zł! Za coś takiego przecież musi grozić osiem lat!
A tak na serio, to w omawianych przeze mnie sytuacjach często będziemy mieli do czynienia ze stosunkowo drobnym czynem, który będzie surowo karany.
Z jednej strony mówi się więc, że chodzi o to, żeby karać surowo za najcięższe przestępstwa. A z drugiej podwyższa się kary za stosunkowo błahe, drobne naruszenia porządku prawnego. To niekonsekwentne.
Summa summarum dzisiejsze nowelizacje mają taki cel, żeby podwyższać kary za wszystko, nie łagodzić.
Czy to jest mądre podejście do zmian w prawie karnym? Bardzo wątpię. Nie jest na pewno poparte badaniami, szczegółowymi analizami. Chodzi tylko o poklask społeczny. To klasyczne zjawisko populizmu penalnego. Robimy coś, co niekoniecznie jest przydatne, ale – mimo że nie działa – to ma się podobać.
Wyjdziemy do ludzi i powiemy im, że jesteśmy surowi, bezwzględnie walczymy z przestępczością. A efekt będzie taki, że zmiany te będą jeszcze bardziej szkodliwe. Większość z tych, którzy zostaną ukarani, niepotrzebnie trafi do więzienia i następnie wróci do społeczeństwa. Trzeba z nimi mądrze postępować, niekoniecznie surowa kara będzie dobra i dla sprawcy, i dla nas. Takie osoby będą przecież prędzej czy później żyć wśród nas i będą mieć jakiś bagaż negatywnych doświadczeń.
Jeśli będziemy stosować zbyt surowe kary, zmuszać do długotrwałej izolacji, to osoby skazane mogą potem bardzo źle funkcjonować w społeczeństwie. Zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę realia polskich zakładów karnych, gdzie praca resocjalizacyjna jest, delikatnie mówiąc, bardzo utrudniona.
Przy okazji zmian w kodeksie karnym najgłośniej było o konfiskacie samochodów kierowców, którzy usiedli za kierownicą w stanie nietrzeźwości. To też zły pomysł?
Przepadek pojazdu mechanicznego sam w sobie to nie jest zły środek, funkcjonuje w innych krajach. Mam jednak wątpliwości co do tej nowelizacji. Jest bardzo kazuistyczna [wyliczająca konkretne przypadki, do których się stosuje – red.]. Konsekwencje stosowania przepisów o konfiskacie pojazdu mogą być absurdalne. Została ona po prostu źle napisana.
Będzie na przykład możliwe orzeczenie przepadku pojazdu mechanicznego wobec sprawcy, który mając 1,6 promila alkoholu we krwi na przydrożnym parkingu przejechał samochodem dwa metry, nie powodując jednak żadnego zagrożenia w ruchu. A nie wobec kogoś, kto mając 1,4 promila stworzył zagrożenie dla innego uczestnika ruchu na autostradzie.
Przepisy o przepadku pojazdu mechanicznego powinny być prostsze i bardziej elastyczne.
Obecnie są „przekombinowane”. Tymczasem sąd będzie w pewnych przypadkach nimi nadmiernie związany, a czasem nie będzie mógł sięgnąć po przepadek pojazdu mechanicznego, mimo że aż by się o to prosiło.
Ale ta duża nowelizacja kodeksu karnego jest o wiele gorsza z innych przyczyn – przede wszystkim z uwagi na drastyczne podwyższanie kar i inne rozwiązania, które są niezgodne w mojej ocenie z Konstytucją i Europejską Konwencją Praw Człowieka, jak np. wprowadzenie tzw. kary bezwzględnego dożywocia.
No właśnie, wszyscy mówili o samochodach, a te tematy do szerokiej opinii publicznej się nie przebiły.
Nie, te argumenty były szeroko prezentowane. Rządzący moim zdaniem są świadomi problemów zgodności tych regulacji z konwencją. Ale przekazywali opinii publicznej bardzo nieścisłe informacje co do oceny zgodności przepisów o zakazie warunkowego przedterminowego zwolnienia z konwencjami międzynarodowymi.
Według orzecznictwa ETPCz trzeba dać skazanemu możliwość poprawy i perspektywę, że po pewnym czasie, jeśli będzie się poprawnie zachowywał i prognoza kryminologiczna wobec niego będzie pozytywna, czyli z założeniem, że skazany będzie przestrzegał porządku prawnego podczas przebywania na wolności, będzie mógł opuścić zakład karny.
Bezspornie odebranie sprawcy prawa do ubiegania się o wcześniejsze zwolnienie jest niezgodne z konwencją. Według orzecznictwa Trybunału środek, który będzie dawał możliwość opuszczenia więzienia w przypadku zresocjalizowania się, może być mieć różnoraki charakter lub nazwę. Na przykład może to być akt łaski, darowania, zawieszenia wykonania kary, zwolnienia. Może to też być po prostu prawo do zainicjowania jakiejś drogi odwoławczej, rewizji itp.
Co do zasady jednak skazany powinien mieć nadzieję na opuszczenie murów więzienia.
Czyli w Polsce nawet prezydent nie będzie mógł zastosować prawa łaski?
Będzie mógł. Politycy prawicy twierdzą więc, że w związku z tym nasze rozwiązanie jest zgodne z europejską konwencją.
Ale według orzecznictwa ETPCz w porządku prawnym muszą być ściśle określone przesłanki, w oparciu o które będzie się dało jasno sprecyzować, co skazany na dożywocie musi zrobić, aby mieć perspektywę warunkowego zwolnienia. U nas tymczasem akt łaski jest uznaniową i dyskrecjonalną [czyli nieskrępowaną przepisami prawa – red.] decyzją prezydenta. To jest coś, czego nam nie mówią politycy Zjednoczonej Prawicy.
Przepisy dotyczące warunkowego przedterminowego zwolnienia są niezgodne z konwencją także z innych powodów. Dzisiaj mamy trzy typy kar pozbawienia wolności w zależności od długości: do 15 lat, 25 lat i dożywocie. Teraz ustawodawca skasował karę 25 lat pozbawienia wolności...
Co w zamian?
Kara pozbawienia wolności do 30 lat. Nota bene teraz będzie można ją w pewnych sytuacjach orzec nawet wobec 14-latka. Ale wracając do meritum. Nawet jeśli sąd nie orzeknie zakazu przedterminowego zwolnienia, to skazany na dożywocie będzie się mógł o nie ubiegać dopiero po 30 latach. Takie konsekwencje wynikają z nowelizacji kk. Zatem ktoś, kto w wieku 40 lat zostanie skazany na karę dożywotniego pozbawienia wolności, będzie mógł opuścić zakład karny dopiero po ukończeniu 70. roku życia. To problematyczne ze względu na orzecznictwo ETPCz.
Tu chciałbym odwołać się do dwóch wyroków tego Trybunału. Pierwszy to orzeczenie w sprawie Vinter i inni przeciwko Zjednoczonemu Królestwu z 2013 roku. Trybunał pochylił się w nim nad minimalnym okresem, po upływie którego skazany powinien mieć perspektywę opuszczenia zakładu karnego. I zasygnalizował, posługując się badaniami i analizami prawno-porównawczymi, że powinno to nastąpić nie później niż po upływie 25 lat odbywania kary dożywotniego pozbawienia wolności.
Mamy też bardzo aktualne orzeczenie z 13 października 2022 roku w sprawie Blonski i inni przeciwko Węgrom, gdzie Trybunał wskazał, że uzyskanie perspektywy wcześniejszego zwolnienia dopiero po odbyciu 30 albo 40 lat kary nie spełnia standardu określonego w art. 3 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.
Czyli nawet sytuacja, kiedy nie można ubiegać się o warunkowe zwolnienie przez 30 lat, już jest kłopotliwa z perspektywy postanowień konwencji. A zakaz warunkowego zwolnienia w jeszcze większym stopniu narusza standard z art. 3.
Te regulacje narażają nas na odszkodowania, które zostaną nałożone na Polskę przez ETPCz, za co będą płacić podatnicy.
Wystąpi też niebezpieczeństwo, że inne państwa nie będą realizować naszych wniosków ekstradycyjnych lub Europejskich Nakazów Aresztowania, wydanych wobec najgroźniejszych przestępców. Skoro bowiem będzie groziło im bezwzględne dożywocie, to sąd państwa unijnego nie wyda sprawcy do kraju, w którym narusza się art. 3 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.
Moim zdaniem sąd powinien stosować bezpośrednio konwencję, a nie niezgodne z nią przepisy ustawy. Ma do tego wyraźną podstawę w art. 91 ust. 2 Konstytucji. Nie wyobrażam więc sobie, że ta regulacja kiedykolwiek zostanie użyta przez sąd karny, który przestrzega obowiązującego Polskę prawa międzynarodowego.
Za bardzo zresztą nie wiem, po co takie zmiany są wprowadzane, bo samo uzyskanie przedterminowego zwolnienia nie jest sprawą prostą. Sądy penitencjarne nie są zbyt chętne do ich udzielania. Zwłaszcza ci skazani, którzy odsiadują bardzo długie wyroki, albo nie uzyskują warunkowego zwolnienia, albo wychodzą na wolność bardzo późno, już na końcowym etapie odbywania kary.
Kiedy są już starzy, schorowani i raczej niezdolni do recydywy.
Po wejściu w życie tych zmian, jeśli nawet sprawca skazany na dożywocie zostanie warunkowo zwolniony, to jego okres próby będzie trwał do końca życia. Oprócz tego obligatoryjny będzie dożywotni dozór kuratora – więc w przypadku starszych skazanych kurator będzie go musiał odwiedzać na przykład w DPS. Czy takie rozwiązanie jest mądre, można sobie samemu odpowiedzieć.
Tam jest jeszcze jedna dosyć istotna wada – rozstrzygnięcie o zakazie warunkowego zwolnienia ma zostać orzeczone w momencie wydawania wyroku.
A skąd mamy wiedzieć, jaki będzie ten skazany po upływie 30 lat?
Czemu mamy komuś zamykać drogę do ubiegania się o przedterminowe zwolnienie i przekreślać jego szanse na poprawę, na odpokutowanie win?
Dziwi mnie bardzo, że rozwiązanie opierające się na absolutnym braku miłosierdzia, proponują osoby, które jednocześnie zbierają podpisy w obronie chrześcijan. Zamykanie komuś drogi do rehabilitacji jest z gruntu antychrześcijańskie. Popieranie kary śmierci zresztą też. Podejmowanie inicjatyw w obronie chrześcijan i jednoczesne lansowanie takich barbarzyńskich rozwiązań to nic innego jak hipokryzja.
Co jeszcze jest w kodeksie do zmiany?
Nie ma sensu mówić o wszystkich wadliwych rozwiązaniach. Generalny problem jest z przepisami kazuistycznymi, opisującymi w sposób niekiedy bardzo szczegółowy różne sytuacje. Prowadzi to do absurdów i niespójności aksjologicznych. Na przykład: w prawie karnym jest konstrukcja czynu ciągłego. W uproszczeniu można powiedzieć, że czasem sprawca z różnych powodów nie jest w stanie popełnić przestępstwa za jednym razem, lecz musi to zrobić „na raty”.
Wcześniej było tak, że przestępstwo popełnione w warunkach czynu ciągłego było zagrożone taką karą, jaka grozi w przypadku popełnienia go za jednym razem, czyli jednym zachowaniem. Politycy Zjednoczonej Prawicy to zmienili. Kiedy sprawca popełni przestępstwo w warunkach tzw. czynu ciągłego, będzie można mu wymierzyć karę do dwukrotności wysokości kary, maksymalnie grożącej za to samo przestępstwo, ale popełnione za jednym razem.
Na przykład: zwykła kradzież jest zagrożona karą do pięciu lat pozbawienia wolności. Jeśli jednak sprawca postanowi ukraść rower „na raty” i rozkręci go na części, które dzień po dniu będzie wynosił z określonego miejsca i zatrzymywał dla siebie, będzie mu groziła kara do 10 lat pozbawienia wolności. Tymczasem złodziejowi pomysłowemu i sprawnemu, który zdoła ten sam rower ukraść „za jednym razem”, będzie groziło tylko pięć lat.
Premiujemy więc sprawność i pomysłowość u złodziei?
Jeśli ukradniemy szczególnie zuchwale jednorazowo jeden batonik ze sklepu, grozić nam będzie do ośmiu lat. A jak ze z góry powziętym zamiarem, szczególnie zuchwale ukradniemy dwa batoniki, ale nie jednocześnie, tylko raz po razie, wówczas będzie nam grozić dwa razy więcej, czyli 16 lat.
Podobnych absurdów jest wiele. Nie znamy jeszcze wszystkich negatywnych konsekwencji nowelizacji kk. Również w procedurze karnej, bo w tej noweli są też zmiany przepisów procesowych. Nie zmierza to w dobrym kierunku. Generalnie chodzi o to, by jak najwięcej kompetencji zabrać sądom i oddać je prokuratorom. A przecież wiadomo, że przełożonym prokuratora jest polityk…
A jak od 1 stycznia zmienia się sytuacja osoby osadzonej w więzieniu?
To są zmiany kuriozalne, a czasem groteskowe. Na przykład skazany będzie musiał ponosić niewielką opłatę za użytkowanie w celi własnego sprzętu elektronicznego i elektrycznego. Problem polega na tym, że będzie ona nakładana na wszystkich skazanych, przebywających w jednej celi, nawet jeśli tego sprzętu nie używają. Ktoś dostaje zezwolenie na posiadanie czajnika elektrycznego i wszyscy jego koledzy z celi będą musieli również uiszczać opłatę za ten czajnik. Nawet jeśli skazany nie będzie się chciał nim podzielić. Co więcej, często więźniowie są przenoszeni z celi do celi, do innych więzień. Czy będą musieli ponosić takie opłaty wielokrotnie? Czy nowi osadzeni też będą musieli płacić po dokooptowaniu do celi?
Inna kuriozalna zmiana: osadzony będzie musiał ponosić koszty korespondencji, nawet urzędowej. To jest bardzo złe rozwiązanie, bo będzie dyskryminować tych, którzy nie dysponują pieniędzmi.
A przecież mają prawo do korespondencji.
Jak korespondować z adwokatem, jak się nie pieniędzy na znaczek? Skazany będzie mógł wnioskować do dyrektora zakładu karnego o wysłanie tej przesyłki na koszt zakładu. No ale wyobraźmy sobie więźnia, wobec którego dyrektor zakładu karnego wydał jakąś niekorzystną decyzję, np. o wymierzeniu kary dyscyplinarnej. Więzień chce złożyć na nią skargę do sądu penitencjarnego, ale nie ma pieniędzy. I będzie musiał wnioskować do dyrektora zakładu o przyznanie mu pomocy finansowej, żeby móc zaskarżyć jego decyzję. Czy dyrektor będzie skłonny do przyznania takiej pomocy? Bardzo wątpię.
Może ustawodawca, wprowadzając takie zmiany, liczy, że mniej więźniów będzie przesyłało skargi lub prośby o interwencję do Rzecznika Praw Obywatelskich? Niestety, zmierza to wszystko w stronę dosyć okrutnego i wynaturzonego prawa karnego.
Z tego, co pan mówi, przede wszystkim niechlujnego.
Tak, chwilami groteskowego. Natomiast
jak się głębiej nad tym zastanowić, to nie jest to zabawne, tylko przerażające.
Jest jeszcze jedna istotna rzecz. Ustawodawca na mocy niedawnych zmian Kodeksu karnego wykonawczego w praktyce ograniczył liczbę kontaktów telefonicznych więźnia z obrońcą lub członkiem rodziny. Zasadniczo osadzonemu przysługuje jeden telefon do obrońcy w tygodniu. Co prawda dyrektor zakładu karnego może wyrazić zgodę na częstsze kontakty, ale praktyka pokazuje, że dyrektorzy rzadko się na to zgadzają. Taki limit rozmów często w drastyczny sposób ogranicza prawo do obrony. Dotyczy to zwłaszcza osób, które mają po kilka spraw karnych.
Ograniczenie kontaktów telefonicznych z rodziną też nie służy resocjalizacji. Nie dość więc, że chcemy karać surowiej, to jeszcze będziemy bardziej ograniczać kontakt więźniów ze światem zewnętrznym. Widać, że ustawodawca nie koncentruje się na działaniach wychowawczych, które mają neutralizować ryzyko recydywy. Zamiast tego stawia na czynniki, które mogą wzmagać ryzyko jej wystąpienia.
Staram się być porządną obywatelką, płacę podatki, sortuję śmieci, ale mogę przecież popełnić jakieś nieumyślne przestępstwo, na przykład przez nieuwagę. Czy też mogę dostać rażąco wysoką karę?
Trudno tak abstrakcyjnie odpowiedzieć na to pytanie. Natomiast wysokość minimalnych grzywien, czy kary ograniczenia wolności będzie zaostrzona. To jest dosyć istotna zmiana. Oczywiście, póki co sąd ma jakieś możliwości, żeby podjąć sensowne rozstrzygnięcie. Gorzej jest w przypadku czynów zabronionych, które mają charakter umyślny.
Trzeba pamiętać o dwóch rzeczach, które się dzieją, kiedy podwyższamy kary. Po pierwsze kurczy się nam możliwość stosowania niektórych środków probacyjnych, czyli poddania sprawcy próbie. Na przykład przy kradzieży szczególnie zuchwałej, która jest zagrożona karą pozbawienia wolności do ośmiu lat, nie da się warunkowo umorzyć postępowania. Zniknie więc taka możliwość wobec sprawców niektórych drobnych kradzieży.
Na przykład nastolatka, który wpadnie na głupi pomysł zwinięcia puszki coli ze sklepu?
Na przykład. Jeśli 17-letni chłopiec w czasie przerwy szkolnej podejdzie do swego kolegi, włoży niepostrzeżenie rękę do noszonego przez niego plecaka, po czym ukradnie mu kanapkę, będziemy mieć do czynienia z kradzieżą szczególnie zuchwałą. I ten chłopiec będzie musiał stanąć przed sądem.
Jest też bardzo prawdopodobne, że częściej będzie się stosować tymczasowe aresztowanie. Skoro kary są wyższe, to prawdopodobieństwo ucieczki też.
Które to narzędzie i tak jest już nadużywane w polskim systemie karnym.
Tak. Wytyka nam to notorycznie ETPCz. A my ten system uczynimy jeszcze bardziej represyjnym i problem będzie się pogłębiał.
W Polsce mamy stosunkowo niskie wskaźniki przestępczości. Na tle Europy wypadamy całkiem nieźle. Jednocześnie mamy jeden z najwyższych współczynników prizonizacji.
Dane na 1 stycznia 2021 mówią o 190,9 osób pozbawionych wolności na 100 tys. mieszkańców.
Ten współczynnik jest dosyć wysoki w krajach, które kiedyś były za żelazną kurtyną, a w krajach zachodnioeuropejskich stosunkowo niski. Na przykład w Finlandii wynosi 46,2, w Danii 68,9, w Irlandii 73,2. Nawet w dość surowym brytyjskim porządku prawnym to 80,8, czyli ponad dwa razy mniej niż w Polsce.
Dla porównania w Czechach to 178,3, na Węgrzech 192,1, na Litwie 171,3, a na Łotwie 108,9. W Rumunii 120. W Ukrainie 1 stycznia 2021 roku ten współczynnik wynosił 111,7, w Hiszpanii 117,9, Słowacji 156.
A poza Europą?
W Turcji 352,7, ale jest to kraj, który raczej nie słynie z ochrony praw człowieka.
Wracając do Polski: zaostrzenie kar zwiększy współczynnik prizonizacji. Ustawodawca nie tylko podwyższa maksymalnie kary, ale – co gorsze – niekiedy podnosi znacznie dolne granice tych kar. To bardzo przekłada się na represyjność prawa karnego i może doprowadzić do wzrostu populacji więziennej. Trzeba przecież pamiętać, że co do zasady możemy zawiesić karę więzienia tylko wtedy, gdy nie przekracza ona roku. Jak jest wyższa, to musi zostać odbyta w zakładzie karnym.
Liczba osób uwięzionych to dziś około 71-73 tys., w tym 8,5 tys. osób tymczasowo aresztowanych. Obłożenie zakładów karnych wynosi obecnie 86 proc., więc teoretycznie jest jeszcze te 15 proc. miejsc. Ale w Polsce mamy bardzo niski próg minimalnej powierzchni, która powinna przypadać na jednego więźnia: trzy metry kwadratowe. W krajach zachodnioeuropejskich ten standard jest o wiele wyższy, od pięciu metrów do nawet ośmiu. Więc te 15 proc. luzu jest potrzebne.
Trzeba też pamiętać, że bardzo dużo osób nie zgłosiło się w terminie do odbycia kary. To niedobrze co do zasady, jednak te 30 tys. osób zapchałoby więzienia, gdyby nagle wszyscy się zgłosili.
Poza tym służba więzienna ma ogromne problemy strukturalne – funkcjonariusze nie są dobrze opłacani, brakuje etatów, rąk do pracy, wychowawców, psychologów. Właściwie brakuje wszystkiego.
Jak resocjalizować skazanych w takiej sytuacji? Będziemy wtrącać do więzień coraz więcej osób i te osoby nie będą miały szans na poprawę. Zresztą najwyraźniej ustawodawca tego nie chce, bo wykreślono z zasad i dyrektyw wymiaru kary cele wychowawcze.
Priorytetem jest prewencja ogólna, a więc to, by odstraszać i karać przykładnie. To jest zaś cechą państw autorytarnych.
Zwiększymy populację zakładów karnych, nie będziemy w stanie z więźniami w odpowiedni sposób pracować i za kilkanaście lat będziemy mieć nowy problem społeczny. Ci ludzie będą opuszczać mury więzienia i nie będą w stanie poradzić sobie na wolności. A wtedy znajdzie się kolejny polityk, który będzie wszem i wobec głosił, że prawo karne jest zbyt łagodne i trzeba dalej zaostrzać kary. To błędne koło.
*dr hab. Szymon Tarapata jest adiunktem w Katedrze Prawa Karnego UJ, ekspertem Krakowskiego Instytutu Prawa Karnego, adwokatem w kancelarii EDGELAW Adwokaci i Radcowie Prawni s.c.
Prawa człowieka
Sądownictwo
Zbigniew Ziobro
Ministerstwo Sprawiedliwości
dożywocie
kodeks karny
Kodeks karny wykonawczy
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Komentarze