Podczas spotkania z aktywem w Stargardzie Jarosław Kaczyński przedstawił wielką polityczną wizję - samotnego PiS walczącego z „lewicą" ze Wschodu i Zachodu. Do worka z napisem „lewica" wrzucił Tuska, Putina i Komisję Europejską
Prezes wspominał o tym przy różnych okazjach (np. 11 listopada 2021 w przemówieniu na pl. Piłsudskiego w Warszawie), ale w Stargardzie rozwinął ten wątek w wielką historiozoficzną wizję.
Było to kolejne z długiej listy spotkań prezesa z działaczami (w spotkaniach bierze udział starannie wyselekcjonowania publiczność), które trwają – z wakacyjną przerwą — od sierpnia. 1 października Kaczyński był w Koszalinie, a 2 października — w Stargardzie i w Szczecinie. Całe spotkanie można obejrzeć poniżej. Wątek, który nas interesuje, zaczyna się ok. 19. minuty nagrania.
W Stargardzie Kaczyński opowiadał, że jadąc na spotkanie, zastanawiał się nad tym, co łączy wszystkie polskie problemy. A mamy w Polsce - dodał - bardzo wiele problemów. Chciał je określić "syntetycznie":
„Przed Polską stoi dzisiaj, szanowni państwo, problem wielkiej walki z lewicą - i to z lewicą tą dawną, postkomunistyczną, która dopuszcza się strasznych rzeczy, na Wschodzie atakując Ukrainę, dopuszczając się strasznych zbrodni i zagrażając innym w tej chwili użyciem broni nuklearnej"
- mówił, tym samym uznając prezydenta Rosji Władimira Putina za przedstawiciela "lewicy" (bierzemy te słowa w cudzysłów, gdyż ta etykieta nie ma sensu, o czym powiemy niżej).
Kaczyński następnie przeszedł do omawiania drugiego wroga:
"Mamy do czynienia także z agresją - o której dzisiaj się mniej mówi, to jest zrozumiałe, główny problem jest tam na Wschodzie - po stronie tej lewicy, która jest z Zachodu, a także jest tutaj, u nas, pod różnymi nazwami partyjnymi, która z jednej strony zagraża naszej suwerenności, nie metodami oczywiście militarnymi, tylko metodami politycznymi i gospodarczymi i z drugiej strony także dąży do tego, żeby Polska przestała być Polską, w tym tradycyjnym tego słowa znaczeniu".
- ogłosił Kaczyński, zagłębiając się potem w długą dygresję na temat pieśni narodowych, żeby dojść w końcu do przywołania pieśni Jana Pietrzaka "Żeby Polska była Polską", popularnej w czasach stanu wojennego 1981-1983.
Po czym dodał:
"Właśnie ta Polska ma być zmieniona, ma przez tą wielką ofensywę swego rodzaju antykultury, która przychodzi stamtąd (...) reprezentuje [ją] właśnie lewica, [ludzie] którzy chcą wszystko przyjmować, wszystko można powiedzieć małpować, niezależnie od tego, jaki to jest absurd, jakie to jest szaleństwo".
Zdaniem Kaczyńskiego ta "ofensywa" skierowana jest także przeciwko wolności, ponieważ jej rzecznicy nie domagają się tylko "tolerancji", ale chcą "afirmacji" – "żeby te wszystkie szaleństwa były afirmowane i jeszcze do tego wspierane przez państwo, jeszcze do tego, żeby zakazana była jakakolwiek krytyka".
Potem Kaczyński oświadczył, że w Polsce na "niektórych uczelniach" można stracić pracę za niepoprawne określenie osoby transpłciowej złą płcią (tzw. misgendering, chociaż oczywiście Kaczyński tego słowa nie użył):
"To już się dzisiaj dzieje na niektórych uczelniach, pracownik może stracić pracę za to, że do jakiegoś dajmy na to chłopca, który nagle ogłosił się dziewczyną, mówi nie «proszę pani» tylko «proszę pana» , są takie wewnętrzne przepisy, które mówią, że to powinno być przynajmniej (...) poprzez usunięcie z pracy karane".
Kaczyński nie podał przykładu, a chętnie byśmy się dowiedzieli, kto został w Polsce za coś takiego zwolniony z pracy. OKO.press nie zna takiego przypadku. Prawica zresztą chętnie i często skarży się na prześladowania na uczelniach — mówił o tym wielokrotnie np. minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek, który zaproponował nawet "pakiet wolnościowy", aby im przeciwdziałać - ale bardzo rzadko przywołuje konkretne przykłady.
Prezes PiS przedstawił swoją partię jako ostatnią zaporę przeciwko zalewowi zepsucia.
"My z tym wszystkim musimy sobie dać radę" - wzdychał. Według niego społeczeństwu polskiemu grozi "kompletny rozkład" z powodu "tych wszystkich szaleństw".
Przywołał też dwóch XX-wiecznych filozofów historii – Brytyjczyka Arnolda Toynbee oraz Polaka Feliksa Konecznego (znanego m.in. z jadowitego antysemityzmu, o czym pisaliśmy tutaj). którego Kaczyński nazwał "bardzo wybitnym historykiem”. Obaj przywołani byli konserwatystami, przekonanymi, że istnieją "cywilizacje" — chociaż różnie je nazywali — i że mogą one "powstawać" oraz "upadać", a upadkowi towarzyszy m.in. permisywność seksualna.
Przemówienie Kaczyńskiego zawiera sporo fałszu (i także prawicowych obsesji).
Fałszem (i to niedorzecznym) jest idea, że Putin, polska lewica oraz Unia Europejska mają takie same poglądy.
Putin, jak pokazywaliśmy to niedawno, jest konserwatystą, który nieustająco wyklina „zachodnią zgniliznę” i hoduje podobną do polskiej prawicy obsesję na punkcie gejów, lesbijek oraz związków jednopłciowych. Tymczasem Unią Europejską wcale nie rządzi lewica, chociaż PiS stale to powtarza.
Już w 2016 roku sprawdzaliśmy w OKO.press podobną opinię (ówczesnego polityka PiS, a dziś sędziego Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej) Stanisława Piotrowicza. Zarówno w Parlamencie Europejskim, jak i w Komisji, a także wśród rządów krajów członkowskich lewica i centrolewica stanowiły mniejszość. Od tego czasu te proporcje nie zmieniły się w istotny sposób.
Z przemówienia Kaczyńskiego wynika jednak, że "lewicą" jest dla niego także niemiecka chadecja z CDU. Właściwie cały współczesny Zachód — być może z jakimiś wyjątkami — jest "lewicą". To także już mówił: nazwał w grudniu 2020 roku np. Platformę Obywatelską "lewicową ekstremą".
Przed Polską stoi (…) problem wielkiej walki z lewicą - i to z lewicą tą dawną, postkomunistyczną, która dopuszcza się strasznych rzeczy na wschodzie (…) także z agresją po stronie tej lewicy która jest z zachodu, (…) która zagraża naszej suwerenności...
Tych jest w krótkim fragmencie przemówienia Kaczyńskiego w Stargardzie cała lista.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze