Jeśli polski Kościół chce wrócić do wspólnoty wyznań chrześcijańskich, powinien zrezygnować nie tylko ze spowiedzi w dzisiejszej formie, ale też uderzyć się w piersi i uznać, że jej praktykowanie było sprzeczne z elementarnym poszanowaniem ludzkiej godności i autonomii
W Boże Narodzenie w 2022 roku pisałem na łamach „Gazety Wyborczej”, że jako ksiądz spowiadałem wiernych. A dziś jestem przeciwnikiem spowiedzi. Bezpośrednim impulsem do zabrania wówczas głosu w sprawie spowiedzi była inicjatywa performera, autora akcji społecznych Rafała Betlejewskiego, który zbierał podpisy pod petycją do Sejmu o wprowadzenie prawnego zakazu spowiedzi dzieci poniżej 16. roku życia. W uzasadnieniu napisał, że spowiedź jest formą przemocy psychicznej i ingeruje w intymny świat dziecka.
Inicjatywa Betlejewskiego wywołała burzliwą dyskusję o szkodliwości spowiedzi dzieci. Magdalena Środa na łamach „Wyborczej” apelowała: „Uwolnijmy dzieci od spowiedzi”. Wtórował jej Jacek Dehnel, który uważał, że spowiedź jest „narzędziem tresury”. Z tymi słowami polemizował Andrzej Wielowieyski, który stwierdził, że „pozbawianie prawa do praktyk religijnych byłoby krzywdzeniem dzieci”. Głos zabrali również Tomasz Terlikowski i dominikanin Tomasz Dostatni, którzy uznali ni mniej nie więcej, że sama spowiedź jest do życia koniecznie potrzebna i wręcz gwarantuje rozwój zdrowego i przestrzegającego norm moralnych społeczeństwa. Ich zdaniem zakaz spowiedzi jest nie tylko niezasadny, ale wręcz sprzeczny z konstytucją.
Jak zwykle, najbardziej zdecydowanie zabrzmiał głos Terlikowskiego, który pisał zakazie jako zupełnie bezprzedmiotowym i sprzecznym z prawem. „Wolność sumienia i wyznania, prawo rodziców do wychowania dzieci zgodnego z własną religijnością lub jej brakiem i wreszcie prawo do praktykowania rytuałów religijnych zawarte są w polskiej konstytucji. I już tylko dlatego dyskusja na temat zakazania spowiedzi dzieciom do 16. roku życia jest kompletnie bezprzedmiotowa”. Terlikowski uważał, że spowiedź jest potrzebna, ważna i tak naprawdę decyzję w tej sprawie należy pozostawić rodzicom.
O sprawie pisała też na łamach „Wysokich Obcasów” Magdalena Warchała-Kopeć. O podzielenie się swoimi doświadczeniami poprosiła internautów z grupy, która zrzesza rodziców nieposyłających swoich dzieci na szkolną religię i dystansujących się wobec Kościoła katolickiego. Jak pisze, na ich obecną postawę często mają wpływ złe wspomnienia z dzieciństwa, także te związane ze spowiedzią. „Wątkiem, który przewijał się najczęściej w ich wspomnieniach, był fakt kompletnego niezrozumienia celu spowiedzi przez ośmio- czy dziewięcioletnie dziecko. Wiele osób deklarowało przy tym, że konieczność wyznawania grzechów obcemu mężczyźnie do dziś uważa za bezcelową”.
Mam duże wątpliwości czy katoliccy obrońcy spowiedzi mają rację. Wydaje mi się, że ma ona niewiele wspólnego z chrześcijaństwem. Jeśli obecny rzymski katolicyzm chce wrócić do wspólnoty wyznań chrześcijańskich, powinien zrezygnować nie tylko ze spowiedzi w formie, w jakiej jest ona dzisiaj praktykowana, ale też uderzyć się w piersi i uznać, że była sprzeczna z elementarnym poszanowaniem ludzkiej godności i autonomii. Dotyczy to nie tylko dzieci i młodzieży do lat 16, ale absolutnie wszystkich, również dorosłych.
Moje radykalne stanowisko postaram się uzasadnić nie tylko w oparciu o studia teologiczne i praktykę duszpasterską, ale również o doświadczenie osoby pozostającej poza Kościołem i cieszącej się odzyskaną po latach autonomią myślenia i odczuwania świata duchowego jako sfery absolutnie niezależnej od ingerencji innych osób.
Jeśli przyjąć, że ewangeliczny nakaz z ostatnich rozdziałów Ewangelii Janowej, gdy zmartwychwstały Jezus mówi: „Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20,23) jest fundamentem sakramentu spowiedzi, to jest to fundament nader kruchy. Nie można go używać do uzasadniania praktyki podporządkowywania sobie przez kler katolicki i całą hierarchię ludzkich sumień.
Niezależnie od tego, czy przywołane słowa z Ewangelii uznaje się za autentyczne, czy też za późniejszy wtręt uzasadniający władzę rodzącej się struktury kościelnej, wprowadzały one jedynie praktykę wspólnotowej kontroli nad grzesznikami publicznymi, którzy byli publicznie piętnowani i publicznie musieli swoje winy odkupić. Tymczasem praktyka spowiedzi usznej, wprowadzona w późnym średniowieczu i to najpierw w środowiskach mniszych, dopiero później w życiu świeckich, była formą kontroli i karania osób, które nie chciały się podporządkować dyscyplinie kościelnej.
To samo trzeba powiedzieć o dwóch wersetach z Ewangelii Mateusza, kiedy Jezus po słynnym wyznaniu Piotra na temat mesjańskiej godności Jezusa mówi: „Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie” (Mt 16, 18-19).
W kontekście wykorzystywania tekstów biblijnych do uzasadnienia wątpliwych regulacji dyscyplinujących wiernych niezwykle trzeźwo brzmią słowa wybitnego biblisty amerykańskiego Barta D. Ehrmana, który w książce „Przeinaczanie Jezusa. Kto i dlaczego zmieniał Biblię” napisał: „Tak więc im głębiej studiowałem tradycję rękopiśmienną, tym większą żywiłem pewność, że Pismo było przeinaczane, i to z premedytacją”.
Dotyczy to zresztą nie tylko samego przekazu biblijnych rękopisów, ale również tłumaczeń tekstów oryginalnych oraz interpretacji zwykle dostosowanych do doktrynalnych oczekiwań poszczególnych Kościołów.
Nie muszę dodawać, że dla papiestwa spowiedź była niezwykle skutecznym narzędziem walki o polityczną dominację w Europie nominalnie przynajmniej chrześcijańskiej.
O tym wszystkim napisałem we wspomnianym tekście przed dwoma laty. Dzisiaj wracam do sprawy, bo od tamtego czasu nic się nie zmieniło w praktyce społecznej i kościelnej. Spowiedź nadal jest traktowana jako oczywista oczywistość, a każdy, kto próbuje ją kwestionować, jest traktowany jako czarna owca i wyrzutek nie tylko Kościoła, ale i społeczeństwa.
W trzeciej dekadzie XXI wieku i 300 lat po narodzinach Immanuela Kanta to się powinno zmienić. Nigdy dość przypominać bowiem, że już w 1784 roku właśnie Kant, odpowiadając na pytanie, czym jest oświecenie, napisał: „Oświeceniem nazywamy wyjście człowieka z niepełnoletności, w którą popadł z własnej winy. Niepełnoletność to niezdolność człowieka do posługiwania się swym własnym rozumem bez obcego kierownictwa. Zawinioną jest ta niepełnoletność wtedy, kiedy przyczyną jej jest nie brak rozumu, lecz decyzji i odwagi posługiwania się nim bez obcego kierownictwa”.
Jak się wydaje, to właśnie praktyka spowiedzi jest jednym z najskuteczniejszych sposobów na utrzymywanie ludzi w stanie stałej zależności. A jeśli jest ona zaakceptowana dobrowolnie, to stanowi źródło zawinionej niedojrzałości. Na szczęście coraz więcej ludzi, również w Polsce, zaczyna sobie z tego zdawać sprawę i odrzuca tę niegodną człowieka dojrzałego praktykę. Należy do nich performer Rafał Betlejewski, autor wspomnianego na początku apelu do Sejmu, który wzbudził tyle reakcji.
Przygotowując ten tekst, zapytałem Betlejewskiego, jakie są losy petycji. Odpowiedział, że po zmianie rządu ma zamiar złożyć ją ponownie, tym razem licząc na większe zainteresowanie posłów.
„Petycję obywatelską dotyczącą zakazu spowiadania dzieci poniżej 16 roku życia przekazałem do Sejmu RP 16 czerwca 2023 roku drogą podawczą oraz symbolicznie na ręce posłanki Klaudii Jachiry i Wojciecha Kubalewskiego z partii Zielonych. Z tego co wiem, z petycją nie wydarzyło się nic w Sejmie poprzedniej kadencji, a w tej kadencji muszę ją po prostu złożyć jeszcze raz. Jak pan się domyśla, moje działanie ma wymiar przede wszystkim symboliczny: jest wyrazem głosu obywatelskiego w sprawie kościelnej przemocy na dzieciach, sygnałem, że ktoś to w ogóle dostrzega.
Sądzę, że dla wielu »zwyczajnych Polaków« informacja o tym, że ktoś domaga się zakazu spowiadania dzieci, może być całkowicie zaskakująca i nowa. Większość katolików tkwi po prostu w utartych schematach myślenia i pomysł, że spowiedź może być przemocą, nigdy nie przemknął im przez głowę” – dodał Betlejewski.
Moim zdaniem jest w tym działaniu coś więcej niż tylko symbol. To działanie głęboko performatywne, czyli wpływające na zmiany postaw i to tych Polaków, którzy w chwili obecnej nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że są one możliwe. Dalej Betlejewski pisze o „niemożności” zmiany mentalności przeciętnego Kowalskiego:
„Jak Pan doskonale wie, polskie społeczeństwo jest »katolickie« w różnym nasileniu, że tak powiem, a większość z nas jest katolikami od święta i z przyzwyczajenia – co wcale nie jest lepsze z punktu widzenia racjonalnego myślenia. Oznacza to, że większość z nas ma głęboko zinternalizowane odruchy religijne, które są tak głęboko zaszczepione, że nie wymagają żadnej rewizji. Na tym polega trudność walki z »Kościołem«, którą ja rozumiem jako walkę o polską zbiorową wyobraźnię.
Katolicyzm jest w Polakach tożsamością defaultową, stanem zero, który nie domaga się żadnej reformy.
Przeciętny Polak nie odczuwa żadnego przymusu, by kwestionować utarty katolicki format, gdyż równie dobrze można by oczekiwać, by kwestionował krajobraz” – stwierdził Betlejewski.
Wydaje mi się, że sytuacja ulega jednak dość gwałtownej zmianie, o czym świadczy choćby galopująca sekularyzacja polskiego młodzieży. Pisał o tym już w 2018 roku na łamach Oko.press Krzysztof Pacewicz. Polscy katolicy w większości przestali praktykować – w niedzielnej mszy uczestniczy mniej niż 30 procent. Ja sam wskazywałem na katastrofalny wręcz stan zaufania do kleru katolickiego. Tak więc katolicyzm przestał być normą wyznaczającą rytm życia Polaków.
Jednym ze źródeł sceptycyzmu Betlejewskiego jest słaby odzew na jego petycję, by zabronić spowiadania dzieci. Podpisało ją zaledwie 11 tysięcy osób, co w kontekście wysokich oczekiwań z nią związanych wydaje się kroplą w morzu potrzeb. Wydaje mi się, że przemiany świadomości dokonują się nie tylko powoli i stopniowo, wręcz niedostrzegalnie, ale ich początkiem jest zawsze pewien impuls, którym być może okaże się być rzeczona petycja. Oto jak jej pomysłodawca określa jej cel:
„Takie petycje mają stanowić zakłócenie w społecznym status quo. To forma sabotażu w fabryce produkującej polską codzienność podejmowana w nadziei na zakłócenie tego, co w mojej ocenie przestało być funkcjonalne. A funkcjonalne przestało być średniowiecze – które rozumiem jako generalny układ hierarchiczny, feudalny podział społeczny, którego Kościół jest przetrwalnikiem. Polacy potrzebują demokratyzacji – i to nie tylko w przestrzeni instytucji społecznych, ale także, a może przede wszystkim, w przestrzeni zbiorowej wyobraźni, którą nazywam »polskim mentalem« . Tak długo, jak Polak będzie podświadomie pragnął wodza/króla/władcy, jak długo będzie wyrażał marzenia o przemocy: »żeby ktoś to wreszcie chwycił za mordę« , tak długo polska demokracja będzie zagrożona, a my, Polacy, będziemy przeżywać strachy związane z powrotem do stosunków feudalnych.
Sądzę więc, że uwolnienie dzieci od indoktrynacji kościelnej jest warunkiem uwolnienia Polaków od relacji feudalnych. I nie chodzi mi tylko o wyjście z czworaków, ale o uwolnienie się od wielu pozostałości społeczeństwa feudalnego, takich jak relacje oparte na przemocy, dyskryminację kobiet, nieufność wobec nauki, obcych, antysemityzm, homofobię, erotyczny prymitywizm itd.”.
I tutaj jest moja pełna zgoda. Co więcej, dostrzegam daleko idące zbieżności w przemianach mentalnościowych w samym Kościele katolickim, głównie pod wpływem ujawnienia ogromnej skali nadużyć seksualnych kleru wobec nieletnich w ciągu ostatnich 50 lat.
Niemal we wszystkich krajach, gdzie zostały opublikowane rzetelne wyniki komisji złożonych z ekspertów niezależnych od kościelnej hierarchii, pojawiły się głosy, by zrezygnować ze spowiedzi dzieci jako miejsca, gdzie najczęściej dochodziło do przemocy seksualnej.
Z tych rekomendacji na razie skorzystał tylko Kościół niemiecki, w czym zresztą Betlejewski upatruje potwierdzenie własnych intuicji. Podobne postulaty sformułowała komisja w Australii, we Francji, gdzie nawet biskupi mówią, ze prawo jest ważniejsze niż tajemnica spowiedzi, i Irlandii, gdzie ukazała się serii publikacji świadectw dzieci molestowanych w konfesjonałach.
W Polsce jak na razie ta debata jest przed nami z tego prostego powodu, że nawet powołana przez Sejm komisja ds. spraw nadużyć wobec nieletnich nie tylko nie sporządziła żadnego solidnego raportu, ale ciągle nie ma przewodniczącego. Jak się wydaje, również dla obecnego rządu, podobnie jak poprzedniego, kwestia rozliczenia Kościoła katolickiego z nadużyć pedofilskich jego funkcjonariuszy jest ciągle sprawą marginalną. Być może większa świadomość szkodliwości praktyki spowiedzi pozwoli również politycznym decydentom podjąć bardzo zdecydowane kroki, by jej zakazać, przynajmniej jeśli chodzi o dzieci i młodzież do 16 roku życiu.
Andrzej Molenda w książce „Rola obrazu Boga w nerwicy ekleziogennej” wskazał na wiele czynników generujących toksyczne relacje z instytucjami religijnymi. Niewątpliwie jedną z najbardziej problematycznych więzi z Kościołem jest spowiedź. Kościół oczywiście zdaje sobie sprawę ze skuteczności tego narzędzia, dlatego robi wszystko by je utrzymać, a każdego, kto ośmieli się tę praktykę kwestionować, stygmatyzuje jako bezbożnika, heretyka i człowieka pozbawionego wszelkich zasad moralnych.
Tymczasem niemal wszystkie ruchy odnowy religijnej zaczynały się od kwestionowania tej praktyki oraz autorytetu księży i zalecały bezpośredni kontakt z Bogiem i z Biblią. W wielu krajach konfrontacja z dominującym katolicyzmem zakończyła się sukcesem. Najnowsze przykłady to Irlandia, Włochy i Hiszpania, gdzie oficjalne praktyki religijne praktycznie przestały mieć jakiekolwiek znacznie. Nie jest wykluczone, że w najbliższych latach do tych krajów dołączy również Polska.
Tak było już w XVI i XVII wieku, kiedy bracia polscy – radykalny odłam polskiej reformacji – zrezygnowali z praktyki spowiedzi. To dzięki nim podmiotowość i autonomia stały się najwyższą wartością. Niestety, osiągnięcia reformacji zostały podważone przez zwycięstwo kontrreformacji, czyli wielokierunkowych działań Kościoła katolickiego, który nie zamierzał składać broni i rezygnować ze swojej uprzywilejowanej pozycji. W 1564 roku biskup warmiński Stanisław Hozjusz sprowadził do Polski jezuitów, którzy zajęli się rekatolizacją polskiej szlachty, zdobywając hegemoniczną pozycję w edukacji młodzieży szlacheckiej. W praktyce oznaczało to bezpardonową rozprawę z „nowinkami religijnymi”.
Czy dzisiaj Polacy mają szansę na nową reformację i odejście od szkodliwych praktyk kontroli, narzuconych przez Kościół i Watykan? Czy zakaz spowiedzi dzieci, o jaki apeluje Betlejewski, ma szansę na poparcie, czy też należy po prostu zawierzyć procesom sekularyzacyjnym i czekać, aż wierni sami odejdą od praktyk Kościoła?
Podpisałem petycję, jednak wydaje mi się, że droga do zmiany zachowań społecznych wiedzie nie tyle przez apele, ile raczej przez zmianę systemu edukacyjnego.
Chodzi o stworzenie partnerskiego klimatu, w którym dzieci i młodzież z ich podmiotowością będą najważniejszym elementem procesu wychowawczego. Wychowawca wsłuchuje się w to, co młodzież ma do powiedzenia i pozwala jej odkrywać nowe perspektywy poznawcze.
Nie wymyślam niczego oryginalnego. Pisał o tym wybitny amerykański pedagog John Dewey na początku XX wieku. Spowiedź jako składowy element wychowania dzieci wprowadza nie tylko fałsz do tej relacji, ale wzbudza w dziecku poczucie winy, lęku, wstydu i zabija w nim wrodzoną kreatywność. Jest rzeczą również istotną, że Dewey łączy ten nowy rodzaj wychowania z jakością demokracji, o czym pisał w książce „Demokracja i wychowanie” z 1916 roku. Na szczęście jest ona dostępna również po polsku.
Poczucie niewielkiej sprawczości i tym samym niskie uczestnictwo polskiej młodzieży w wyborach i organizacjach użytku publicznego ma swoje źródło właśnie w pasywnym i opartym na religijnym lęku sposobie wychowania, jaki dominuje w polskich szkołach. Uświadomienie sobie tej poważnej szkody powinno być wystarczającym powodem nie tylko rezygnacji ze spowiedzi, ale również z lekcji religii w obecnej formie. Tak naprawdę nie są to lekcje religii, ale rodzaj nachalnej katolickiej indoktrynacji, w której poczucie winy jest połączone z poczuciem wyższości wobec wyznawców innych wyznań chrześcijańskich, o wyznawcach innych religii czy ateistach nie wspominając.
Warto przypomnieć, że katecheza jest prowadzona w szkołach publicznych i zwykle jest połączona z przygotowaniem do pierwszej spowiedzi/komunii i bierzmowania (również połączonego ze spowiedzią). Dzieci, które nie uczestniczą w tych rytuałach mających charakter inicjacyjny, czują się wykluczone ze wspólnoty i są narażone na grupowy ostracyzm. To z kolei generuje poczucie wyobcowania i lęku przed wykluczeniem.
To wystarczający powód, by zrezygnować w ogóle z lekcji religii w szkołach publicznych, zwłaszcza tam, gdzie już zdecydowane mniejszość bierze w nich udział. Wtedy również problem spowiedzi sam się rozwiąże. Zaniknie ta archaiczna i szkodliwa praktyka, która ani z katolicyzmem, ani z chrześcijaństwem nie ma wiele wspólnego. Być może galopująca sekularyzacja polskiego społeczeństwa pomoże nam wszystkim zrozumieć, że czas wziąć swój los we własne ręce (myślę tu o rodzicach i dzieciach) i nie oczekiwać, że inni ten narastający problem społeczny rozwiążą. Choć oczywiście dobrze jest myśleć, że państwo jest po stronie obywatela, a nie instytucji religijnej.
„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.
Teolog, historyk, antropolog kultury, profesor nauk humanistycznych, profesor zwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego, były jezuita, wyświęcony w 1983 roku. Opuścił stan duchowny w 2005 roku, wcześniej wielokrotnie dyscyplinowany i uciszany za krytyczne wypowiedzi o Kościele, Watykanie. Interesuje się miejscem religii we współczesnej kulturze, dialogiem międzyreligijnym, konsekwencjami Holocaustu i możliwościami przezwyciężenia konfliktów religijnych, cywilizacyjnych i kulturowych.
Teolog, historyk, antropolog kultury, profesor nauk humanistycznych, profesor zwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego, były jezuita, wyświęcony w 1983 roku. Opuścił stan duchowny w 2005 roku, wcześniej wielokrotnie dyscyplinowany i uciszany za krytyczne wypowiedzi o Kościele, Watykanie. Interesuje się miejscem religii we współczesnej kulturze, dialogiem międzyreligijnym, konsekwencjami Holocaustu i możliwościami przezwyciężenia konfliktów religijnych, cywilizacyjnych i kulturowych.
Komentarze