0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. archiwum Fundacji Niezniszczalna UkrainaFot. archiwum Fundac...

Krystyna Garbicz, OKO.press: O szkołach Fundacji Niezniszczalna Ukraina słyszę od mam-uchodźczyń nawet w pociągu.

Wiktoria Osadcza: Naprawdę? Miło to słyszeć, mam nadzieję, że mówią dobre rzeczy.

Tak, a też pytają, jak się zapisać do waszej „Pierwszej ukraińskiej szkoły w Polsce”. Wasze szkoły zaczęły działać już kilka tygodni po rosyjskim ataku w lutym 2022 roku. Stworzyliście trzy szkoły – w Warszawie, Krakowie i we Wrocławiu – w obcym kraju. Jak wyglądały początki, jaka była Pani motywacja?

W rzeczywistości pomysł był mojego męża. W naszej rodzinie dzieci są największą wartością. Z mężem mamy w sumie sześcioro dzieci. Już podczas pełnoskalowej wojny urodziłam nasze wspólne dziecko. Dla rodziców tak niepewnej, ekstremalnie trudnej sytuacji ważne jest, aby ich dzieci miały jakąś stabilność. Kiedy rodziny masowo wyjeżdżały z Ukrainy z powodu rosyjskiego ataku, było oczywiste, że utraciły wszelkie oparcie. Trzeba było pomóc im je odnaleźć.

Zdecydowaliśmy, że szkoła dla dzieci będzie czymś w rodzaju nowej normalności, nowym oparciem dla rodziców. Dziecko w szkole będzie zaopiekowane, będzie otrzymywać wsparcie i wiedzę. A rodzice będą mogli budować swoje życie w nowym miejscu.

W szóstym tygodniu inwazji dzieci rozpoczęły naukę w naszych szkołach. Początkowo online. Byłam zbyt optymistyczna co do tego, że uda nam się szybko znaleźć lokale. W obcym kraju to okazało się trudnym zadaniem. Jednak po kilku miesiącach nasi uczniowie i uczennice już uczyli się stacjonarnie w budynkach polskich szkół na drugiej zmianie. Wynajmowaliśmy pomieszczenia, czasem za pieniądze, czasem dyrektorzy udostępniali nam klasy za darmo, wspierali nas.

We wrześniu 2022 roku weszliśmy do pomieszczeń, które wynajęliśmy i zaczęliśmy pracować z dwukrotnie większą liczbą dzieci. Zaczynaliśmy od 750 dzieci, a we wrześniu 2022 roku mieliśmy ich już 1500.

Przeczytaj także:

Najpierw był to projekt adaptacyjnej szkoły przejściowej, żeby pomóc ukraińskim dzieciom aklimatyzować się w nowym kraju. Wciąż działacie, a to już trzeci rok wojny. Dlaczego nadal istnieje zapotrzebowanie na wasze szkoły, skoro od września w Polsce wprowadzono obowiązek szkolny? Dlaczego dzieci nadal chcą uczyć się w waszych ukraińskich szkołach a rodzice – płacić (ponieważ od zeszłego roku nauka w waszych szkołach jest płatna), chociaż mogliby wysłać dziecko do polskiej publicznej szkoły?

Dzieci kontynuują naukę i chodzą do naszych szkół, ponieważ chcą mieć kontakt z ukraińską edukacją. Nie chcą mieć problemów po powrocie do Ukrainy, kiedy będą musiały zdawać egzaminy po czterech, pięciu latach nieobecności. Mam nadzieję, że tak się nie stanie, ale już mija trzy lata. Kiedy dzieci pozostają w ukraińskim systemie edukacji, po powrocie do Ukrainy po prostu kontynuują naukę w kolejnej klasie.

Oczywiście nie wszystkich rodziców na to stać. Ktoś uważa, że dziecko powinno chodzić do lokalnej polskiej szkoły, ponieważ tu mieszkamy. To jest wybór każdej rodziny.

Rodzice naszych uczniów i uczennic chcą, aby ich dzieci uczyły się w znanym im środowisku. Już przeżyły dużo stresu przeprowadzka do innego kraju, inny język, inne środowisko, są tu bez bliskich, bez przyjaciół. A jeśli do tego dochodzi szkoła w innym języku, który na pierwszy rzut oka wydaje się łatwy, to kiedy zaczyna się go uczyć, nie jest to już takie łatwe, zwłaszcza jeśli trzeba uczyć się matematyki, fizyki, chemii.

Dlatego rodzice decydują, że dzieci są już wystarczająco zestresowane i warto byłoby, żeby uczyły się w języku ojczystym.

Oferujemy również skrócone programy dla dzieci, które chodzą do polskich szkół, ale chcą się uczyć i utrzymywać kontakt z Ukrainą. Nasze nauczycielki uczą ukraińskich przedmiotów, tzw. komponentu ukraińskiego, tj. języka ukraińskiego, literatury, historii, geografii, prawa, obrony ojczyzny.

Dziecko uczy się w miejscowej polskiej szkole, ale dodatkowo u nas uczy się ukraińskich przedmiotów. Przeliczamy polskie oceny i dziecko otrzyma również ukraińskie dokumenty. Kiedy wróci do Ukrainy, nie będzie problemu z kontynuowaniem nauki w kolejnej klasie.

Dołączają do nas rodzice, którzy wierzą, że tożsamość, państwowość, język i ukraińskojęzyczne środowisko są dla nich ważne.

Czy ukraińskie Ministerstwo Edukacji wspierało Fundację przy wprowadzaniu ukraińskiego komponentu w waszych centrach oświatowych?

Właściwie nie. Mówię o tym otwarcie, ponieważ jest to problem. My, jako szkoła posiadająca oficjalną licencję ukraińskiego Ministerstwa Edukacji i Nauki, możemy uczyć dzieci wszystkiego w ramach programów edukacyjnych ukraińskiego resortu edukacji.

Jeszcze w zeszłym roku zwróciłam się do dużych darczyńców o wsparcie Ukraińców w Polsce i zapewnienie możliwości bezpłatnego uczenia się ukraińskiego komponentu. Chodzi o pensje nauczycieli, wynajmowanie pomieszczeń, ponieważ dzieci nie chcą uczyć się online, są zmęczone czterema latami (dwoma latami pandemii, dwoma latami wojny) nauki zdalnej.

Darczyńcy poprosili mnie o jakieś potwierdzenie od ministerstwa, że w naszych szkołach możemy uczyć takich a takich przedmiotów. I tak możemy to robić, ale darczyńcy potrzebowali potwierdzenia.

Spędziłam dziewięć miesięcy na zdobywaniu tego potwierdzenia. Jestem bardzo wytrwała. Zwracałam się do wiceministrów, ministra edukacji, pisałam wiadomości w mediach społecznościowych i komentowałam posty urzędników. Wylądowałam na spotkaniu z (byłą) ministrą ds. reintegracji, które było poświęcone odbudowie Ukrainy. Wtedy zajęto się naszą kwestią i otrzymałam dokument. Natomiast minęło zbyt dużo czasu i darczyńcy zmienili zdanie.

Ale mamy rodziców, którzy płacą za komponent ukraiński – 350 złotych miesięcznie. W zależności od tego czy to jest szkoła podstawowa, czy to jest szkoła starsza, różna jest liczba zajęć, bo dla młodszych dzieci to jest trochę więcej godzin, uczą się dwa razy w tygodniu.

Starsze klasy przychodzą raz w tygodniu, ale mają bardziej intensywny program. Takie stacjonarne ukraińskie zajęcia mamy w trzech miastach, gdzie są nasze szkoły. Dla dzieci mieszkających w innych miastach mamy opcję online (kosztuje 150 złotych). Nie stać nas na wynajęcie sali w wielu miastach.

Rodzice są gotowi płacić, ponieważ chcą, żeby ich dzieci znały ukraiński język, literaturę, historię.

Słyszałam od jednej z mam, że jej córka jest gotowa jeździć co tydzień ponad 100 km do miasta, gdzie jest wasz ośrodek edukacyjny, żeby w sobotę uczyć się ukraińskich przedmiotów.

Dla wielu rodziców to jest aktualny temat. Myślimy nad pilotażowym projektem z polskimi szkołami, w których uczą się ukraińskie dzieci.

Chcemy po lekcjach uczyć komponentu ukraińskiego w polskich szkołach. Mamy wstępną zgodę od wrocławskiej szkoły.

Nawet jeśli rodzina zdecydowała, że np. nie wróci w najbliższym czasie do Ukrainy, to dziecko powinno znać swój język ojczysty.

Pod koniec lata były dyskusje o komponencie ukraińskim w polskich szkołach. Niektórym polskim konserwatywnym siłom politycznym ten pomysł się nie podoba, argumentowały, że nie ma zgody, żeby dzieci uczyły się o Banderze itd. W końcu ukraińskie dzieci mogą uczyć się tego komponentu poza polską szkołą dzięki organizacjom pozarządowym takim jak wasza. Natomiast wiceministra edukacji powiedziała, że jeśli społeczność ukraińska w Polsce wyrazi taką chęć, będą w stanie zapewnić bezpłatne pomieszczenia w polskich szkołach. Co Pan sądzi o tym sporze na tle historycznym i jak ocenia Pani postawy, które zmieniają się w polskim społeczeństwie wobec Ukraińców?

Decyzja o tym, że dzieci będą mogły się uczyć bezpłatnie, jeśli organizacje społeczne wesprą ten proces, jest bardziej deklaracją polityczną. W rzeczywistości nie dochodzi do realizacji i jest naprawdę trudno to uruchomić.

Jeśli chodzi o zmiany w społeczeństwie w ogóle, to prawda, że jest teraz trochę napięcia. Odczuwamy zmęczenie polskiego społeczeństwa obecnością Ukraińców w kraju.

Polska była monolitycznym krajem. Nie są przyzwyczajeni do dużej liczby uchodźców tak jak np. Niemcy, Wielka Brytania czy Ameryka. Jest teraz wielu obcojęzycznych ludzi, co oczywiście jest dla nich stresujące. Są też dość negatywnie nastawione siły polityczne, zwłaszcza w niektórych województwach.

W Krakowie mamy sporo napięć z lokalnymi władzami w związku z tym, że uczymy nasze dzieci w ukraińskiej szkole. Mamy 400 uczniów i uczennic. Władze proponują rozdzielenie tych dzieci po polskich szkołach, żebyśmy „nie tworzyli ukraińskiego getta”. Chociaż w roku akademickim 2024 ponad 150 ze 160 dzieci z naszych szkół dostało się na polskie uniwersytety, a każdego roku od 30 proc. do 50 proc. uczniów z powodzeniem przenosi się do polskich szkół.

Niektóre narracje są tworzone z uprzedzenia, nie z faktów. Jednak jest też duże wsparcie.

Nie polegałabym na decyzji politycznej. Nadal musimy starać się na własną rękę, kontaktować się z darczyńcami z dużych organizacji, ubiegać się o granty, uzyskiwać zewnętrzne wsparcie, aby pomóc tym dzieciom wrócić potem do Ukrainy.

O tym, że uczyć komponentu ukraińskiego za granicą mogą ukraińskie organizacje, mówił ukraiński minister edukacji. Cały ciężar organizacyjny spada na te organizacje.

To naprawdę jest dość trudne. Oprócz tego ta odpowiedzialność spada również na barki rodziców.

Niedawno „Pierwsza ukraińska szkoła w Polsce” Fundacji Niezniszczalna Ukraina zwyciężyła w kategorii pokonywanie trudności w prestiżowej nagrodzie World's Best School Prizes 2024 organizowanej przez T4 Education. Fundator tej nagrody Vikas Pota powiedział: „W ciemności wojny zapalacie świecę i dajecie nadzieję następnemu pokoleniu”. Co oznacza dla Pani ta nagroda?

Ta nagroda potwierdza, że wszystko, co robimy, nie jest nadaremne. Czasami opadają ręce, jest zmęczenie, naprawdę często stajemy przed wieloma wyzwaniami. Dość trudno jest zorganizować szkołę od podstaw w innym kraju bez żadnego wsparcia ze strony jednego czy drugiego państwa, po prostu robiąc to własnymi siłami, siłami naszych nauczycieli, pracowników, rodziców i dzieci.

Ale kiedy jest światowe potwierdzenie, to wiem, że robię właściwą rzecz we właściwym czasie i że wszystko to nie idzie na marne.

Jestem wielką zwolenniczką edukacji. Wierzę, że to jest naprawdę coś, co każda rodzina powinna dać swojemu dziecku.

Jestem przekonana, że nie możemy po prostu patrzeć, jak tracimy całe pokolenie.

Jest wiele dzieci, które nigdzie się nie uczą. To przerażające. W Polsce są dzieci, które nie chodzą ani do polskiej, ani do ukraińskiej szkoły – siedzą w domu.

Realizujemy też projekt szkoły wieczorowej, w której pomagamy dzieciom nadrobić straty edukacyjne i jesteśmy zszokowani, że dzieci w ósmej lub dziewiątej klasie są nadal na poziomie ukończenia szkoły podstawowej. Cztery lata nie chodziły do szkoły, nie mogą usiedzieć spokojnie przy biurkach, ponieważ nie są do tego przyzwyczajone, nie wiedzą, jak się komunikować, jak nawiązywać przyjaźnie, nie mówię już o poziomie wiedzy, jaką mają. W ósmej klasie dziecko nie potrafi odpowiedzieć, czym jest poddaństwo.

Nie chcę, aby Ukraina była kojarzona z siłą roboczą. Czasami na Facebooku piszą nam, że przygotowujemy nową siłę roboczą do zmywania naczyń w Europie. Uważam, że nasz naród jest wielki, mądry i zdecydowanie powinniśmy dołożyć wszelkich starań, aby nasze dzieci były wykształcone.

We wrześniu do polskich szkół dołączyło ok. 20 tys. nowych dzieci z Ukrainy, które wcześniej do nich nie chodziły. To jest mniej, niż szacowało MEN. Czyli gdzieś są dzieci, które nadal nie chodzą do szkoły. Jakie mogą być przyczyny? Może chodzi o stosunek do nauczania? W ukraińskich szkołach często nauczyciele wymagali maksimum i być może te dzieci teraz w Polsce czują, że nie mogą być najlepsze (chociaż oczywiście są dzieci, które radzą sobie dobrze) z wielu powodów, w tym bariery językowej. Myślą, że nie mogą pokonać tych oczekiwań i być może to uczucie, że nie są najlepsi, w jakiś sposób ich gnębi i demotywuje. Czy w waszych szkołach były dzieci, które wróciły z polskich szkół?

Była część takich dzieci, które chodziły do polskich szkół, a potem przyszły do nas na obóz letni lub do szkoły wieczorowej, i przeszły z polskich szkół do nas. Jest im trudno przez barierę językową, przez to, że są inne.

Kolejną rzeczą jest to, że w Ukrainie dzieci są przyzwyczajone do tego, że zaczęły w pierwszej klasie i prawie kończą 11 klasę z tymi samymi dziećmi, nie są przyzwyczajone do zmiany otoczenia, jak to jest w zagranicznych szkołach. W innych systemach szkolnych jest tak, że co roku dzieci zmieniają swoje otoczenie, co roku mają nowych kolegów i te zmiany są dla nich normalne. Nasze dzieci nie są do tego przyzwyczajone.

Do tego inny kraj, nie mają przyjaciół, bliskich, nawet swojego ulubionego psa. Kiedy przychodzę do szkoły z moim psem, to dzieci są bardzo szczęśliwe, chcą go głaskać, ponieważ tęsknią za swoimi pupilami.

Zgadzam się z tym, że nasze dzieci nie chcą być gorsze. Oprócz bariery językowej też nie zawsze nauczyciele mogą poświęcać im dużo uwagi. Dlatego odmawiają chodzenia do polskiej szkoły, a rodzice szukają innych opcji, czy to ukraińskiej szkoły online, czy szkół takich jak nasza.

Na profilu waszej fundacji czytamy: „The World's Best School Prizes to nagroda edukacyjna, która docenia szkoły za ich wkład w rozwój społeczeństwa”. W oczekiwaniu na wyniki uczniowie trzymali w górze flagi Ukrainy i Polski. O jakim społeczeństwie mówimy – polskim czy ukraińskim?

Mieliśmy na myśli głównie społeczeństwo ukraińskie, ponieważ opiekujemy się ukraińskimi dziećmi za granicą, ale zdecydowanie nie możemy nie brać pod uwagę faktu, że rozwijamy również społeczeństwo polskie.

Prowadzimy projekt, w którym wspieramy polski system edukacyjny w zatrudnianiu nauczycielek. W Polsce jest ok. 20 tys. wakatów nauczycieli. Tutaj mieszka wiele ukraińskich nauczycielek, wysoko wykwalifikowanych specjalistek, które mogą dołączyć do polskich szkół.

Jest to również znaczący wkład w polskie społeczeństwo. Pomagamy polskiemu systemowi edukacji w rozwiązywaniu problemów kadrowych. Zdecydowanie wspieramy Ukrainę i jej przyszłość oraz pomagamy krajowi, który przyjął nas z otwartymi ramionami.

Proszę opowiedzieć o pani planach na przyszłość?

Jestem pewna, że powinniśmy poszerzać działalność na inne kraje europejskie. Polska nie jest krajem z największą liczbą Ukraińców. Mamy wiele próśb o naukę ukraińskiego komponentu. I to jest nasz najbliższy plan – rozszerzać działalność na inne kraje, aby dzieci miały możliwość uczenia się ukraińskiego języka, literatury, historii, geografii, prawa. Aby nasze dzieci pozostawały w kontakcie z Ukrainą.

;
Na zdjęciu Krystyna Garbicz
Krystyna Garbicz

Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.

Komentarze