0:00
0:00

0:00

"Trzeba rozróżnić czym jest klaps, a czym jest bicie" - zadeklarował w czerwcu Mikołaj Pawlak, Rzecznik Praw Dziecka. I choć stwierdził, że bić nie wolno i sam nie bije, ani nie daje klapsów, to "z estymą wspomina, jak ojciec dał mu w skórę".

O tym, że kary cielesne są nie tylko potępiane przez psychologów, ale też nielegalne, pisaliśmy w OKO.press kilkukrotnie. Między innymi w tekście o Mikołaju Pawlaku. Tym razem postanowiliśmy się przyjrzeć, co inni politycy mówią i mówili o biciu dzieci? Którzy się przyznali do tego, że biją dzieci, a którzy jedynie wspominają z wdzięcznością, że sami byli bici?

Ostrzegamy, lektura jest czasem szokująca, czasem śmieszna, a przez to ogromnie smutna.

Bicie niemowląt i rażenie prądem

Wyznaniami Mikołaja Pawlaka zainspirował się Tadeusz Cymański, ostatnio europoseł PiS. W programie Tłit w portalu wp.pl opowiedział o tym, jak uderzył niemowlę: "Kiedyś przewijałem dziecko w pieluszce, wierzgało, wierzgało, mówię: "przestań, przestań", nerwy puściły, dałem klapsa. Spojrzał, zaniósł się płaczem, a żona: »co ty zrobiłeś?!«. Nie powiem, że to jakaś recepta".

Wieczorem tego samego dnia tłumaczył się w "Faktach po faktach": "Ja piątkę dzieci wychowałem bardzo dobrze. Biorę w obronę rodziców, którym zdarzy się czasem stracić panowanie".

To zresztą nie był pierwszy raz, gdy Cymański dzielił się podobnymi historiami.

W 2004 roku Sejm przymierzał się do uchwalenia przepisu: "Zabrania się form karcenia naruszających godność osób małoletnich". Propozycja wyszła z urzędu pełnomocnika rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn, którym była wtedy Magdalena Środa. "Jak mi syn będzie wyjadał rodzynki z ciasta przed Wigilią, to dostanie szmatą w łeb" - wyśmiewał te propozycje Cymański. Dodawał potem, że jemu "klapsy od mamy nie szkodziły".

Na tym nie skończyły się przygody Cymańskiego z "nieszkodliwą przemocą". W 2006 Henryk Urban, działacz PiS z Bielska-Białej, napisał do Ministerstwa Edukacji Narodowej o potrzebie wprowadzenia do szkół kar cielesnych, m.in. chłosty.

Partyjni koledzy i koleżanki, m.in. ówczesny minister edukacji Roman Giertych, nazywali pomysł głupim i nierealnym. Tadeusz Cymański również był przeciwny, ale... "kary w szkole, gdzie się uczyłem były stosowane. Nieraz za wygłupy dostałem linijką, a ręka piekła bardzo (...) To była świetna szkoła, a nauczyciele cieszyli się wielkim autorytetem. Dziś tego brakuje. Do szkół na pewno trzeba wprowadzić większy rygor!" - wyjaśniał.

Bicie linijką to jednak nie wszystko. "Jeden z profesorów karał nas maszyną elektrostatyczną. Jak uczeń był niegrzeczny, kazał mu wyciągnąć rękę, w którą uderzała iskra. Czuło się takie małe kopnięcie. Jak karaną była dziewczyna, to profesor pytał, który z chłopców ma ochotę taką iskrę wywołać. Jak uczennica była ładna, chętnych było wielu. Ja też się zgłaszałem" - opowiadał Cymański.

Przeczytaj także:

Dziękuję za każdego klapsa

„Sam tak byłem wychowywany, nie mam pretensji do rodziców, wręcz przeciwnie” – powiedział Jarosław Kaczyński zapytany w 2014 o zdanie w kwestii klapsów.

"Ojciec mi nieraz skórę wygarbował i wyrosłem na senatora RP" - pochwalił się Stanisław Kogut (PiS) w 2010 podczas senackiej debaty nad całkowitym zakazem kar cielesnych. I zapowiedział, że zagłosuje przeciwko tej nowelizacji.

Zbigniew Ziobro opowiadał niedawno, że nauczyciel bił go w szkole linijką, żeby go zmotywować do nauki. "Czy to był terror? Uśmiechnąłbym się tylko na myśl o tym. To były takie czasy. Dostawałem czasem paskiem od ojca i to na zdrowie mi wyszło".

Sam Ziobro jednak dzieci nie bije ani nie daje klapsów. A na niemowlaka "bałby się mocniej chuchnąć". Skoro bicie paskiem to dobra i zdrowa metoda, dlaczego sam jej nie stosuje?

Podobny mechanizm zaobserwować można u katolickiego publicysty Tomasza Terlikowskiego. Wiemy, że swoim dzieciom nie daje klapsów, ale w felietonach z ulgą odnotowuje fakt, że według badań nadal połowa ojców w Polsce "zachowuje zdrowy rozsądek" i bije dzieci.

"Kara cielesna, wymierzana z miłością, akceptacją, ale też sprawiedliwością, jest istotnym, szczególnie gdy stosowane jest rzadko, elementem wychowawczym, który daje dziecku więcej niż obojętność i totalna tolerancja dla wszelkich jego zachowań" - pisze Terlikowski.

Kto kocha, ten bije

John Godson, eks-poseł PO, również zachwalał tego rodzaju metody w wywiadzie dla fronda.pl: "W Starym Testamencie jest napisane, że jeżeli kochamy swoje dziecko, to nie będziemy mu żałować rózgi. To jest element miłości względem dziecka".

Z powodu różnic kulturowych rodzice Godsona stosowali bardziej drastyczne kary: "Kiedy kradłem, mama sypała mi chili w oczy, a lanie do krwi było na porządku dziennym". Sam Godson dawał dzieciom klapsy: "biorę kapcia i bach w pupę!".

Co więcej, dzieci same wolały kary fizyczne: "Pamiętam takie sytuacje, kiedy do wyboru dawałem karę nieoglądania telewizji przez weekend albo trzech klapsów. I dziecko wybierało trzy klapsy. To co miałem zrobić?".

W 1993 Marek Jurek, ówczesny poseł ZChN, zabrał głos w sejmowej debacie wokół wpisania do Konstytucji zakazu stosowania kar cielesnych. "Dzieci niebite są mniej współczujące i bardziej histeryczne" - miał skomentować.

Ponieważ nie ma pełnych stenogramów z tego posiedzenia, istnieje również inna wersja tego wystąpienia: "Według wielu psychologów, bite dzieci okazują się później bardziej wrażliwe". Marek Jurek miał się powoływać na amerykańskiego psychologa Jamesa Dobsona, który był wielkim orędownikiem bicia, a wychowanie posłusznych dzieci porównywał z tresurą psów.

Dwadzieścia lat później wycofania z księgarń książek Dobsona jako nawołujących do przestępstwa, będzie domagał się Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak.

"Zdecydowanie jestem za stosowaniem kary klapsa" - deklarował w 2018 w TVN24 Jan Klawiter (poseł niezrzeszony). "Jak silnego klapsa?" - dopytywał prowadzący program Andrzej Morozowski. "Silnego, tak żeby dziecko czuło moje niezadowolenie. Bo fundamentem relacji rodzic - dziecko jest szacunek i miłość".

Dlaczego w ogóle dawać silne klapsy dzieciom? "Dziecko małe nie rozumie werbalnych sformułowań. Trzeba mu pokazać: to mnie bardzo denerwuje. Ja cię kocham, ale muszę ci pokazać, że to co robisz, jest niestosowne, niedobre" - tłumaczył Klawiter.

Warto zaznaczyć, że dzieci szybciej zaczynają rozumieć mowę, niż się nią posługiwać. W wieku dwóch lat nie mówią jeszcze wiele, ale reagują na pytania i polecenia. W wieku czterech lat komunikacja jest już zupełnie swobodna. Jakie dzieci według definicji Klawitera należy bić? Niemowlęta?

"Ja swoje dzieci bardzo kochałem, ale nie raz trochę tam paseczka wziąłem" - opowiadał w 2008 Lech Wałęsa. I rozwinął anegdotę o tym, jak to kiedyś jego syn Sławomir coś przeskrobał. Wałęsa wyjął pasek, zaczął go oglądać i przekładać z ręki do ręki, żeby syna nastraszyć. "Tato, ale tata ma przecież Nobla! I to pokojowego!" - miał powiedzieć syn. "Rozbroił mnie kompletnie i zaniechałem tej ceregieli" - śmiał się Wałęsa. I wyjaśnił, że dzieci absolutnie nie wolno maltretować, czasem wystarczy je postraszyć.

„Mateusz nieraz zasłużył na klapsa i go dostał, bo dlaczego nie. Ale on się nie oburzał na to specjalnie” - opowiadał w 2017 roku Kornel Morawiecki. To dlatego, że premier "był dzieckiem narowistym i trudnym". Sam Mateusz Morawiecki nie odnosił się publicznie do słów swojego ojca, ale niedawno stwierdził, że "nie akceptuje klapsa jako metody wychowawczej".

Bić z umiarem

Wojewoda lubelski Przemysław Czarnek (PiS), oprócz wyzwalania województwa spod jarzma "ideologii LGBT", ma także zainteresowania naukowe. Zajmuje się między innymi prawną analizą dopuszczalności bicia dzieci nazywanego "cielesnym karceniem".

"W życiu bywa tak, że słowne upomnienia i rozmowy nie wystarczają do wyeliminowania negatywnych przyzwyczajeń i zachowań. W niektórych życiowych sytuacjach zastosowanie kary fizycznej, kary cielesnej, bywa nieodzowne" - filozofuje Czarnek w artykule "Konstytucyjnoprawna ochrona dziecka".

"Konieczność stosowania tego rodzaju kar wydaje się być oczywista: qui bene amat, bene castigat (kto kocha naprawdę, ten karci surowo), melius est pueros flere quam senes (lepiej płakać w dzieciństwie niż na starość) – mówili starożytni, którym trudno zarzucić wyznawanie nierealistycznej wizji człowieka" - wyjaśnia.

Przypomnijmy, że w wyjątkowo patriarchalnym prawie rzymskim sytuacja dzieci różniła się niewiele od sytuacji niewolników, wszechwładny ojciec mógł na przykład swojego syna sprzedać.

Zdaniem Czarnka kary cielesne nie mogą się oczywiście przerodzić w "maltretowanie dzieci". By tej granicy nie przekroczyć muszą więc one być: proporcjonalne do przewiny, nie powodować uszkodzeń ciała, powinny być też zrozumiale zakomunikowane i nie wymierzane w gniewie. Podsumowując: sprawiedliwe klapsy serwowane z głową i z miłości nie naruszają godności dziecka, stanowią kontratyp karny.

Inny przedstawiciel ziemi lubelskiej, radny PiS i profesor KUL Mieczysław Ryba, podnosił larum, że zapowiadany już w 2008 roku całkowity zakaz kar cielesnych (o tym za chwilę) to lewacka ideologia, która ma zniszczyć rodzinę.

"Ustawodawstwo antyklapsowe wprowadzono przed wieloma laty w Szwecji. Nikt przy zdrowych zmysłach nie powie, że rodzina szwedzka jest zdrowa. Dzieci odbierające kieszonkowe za pośrednictwem urzędu gminy, młodzież żyjąca w seksualnych komunach w mieszkaniach finansowanych przez samorządy, ruina życia małżeńskiego itp. Czy do takiego modelu zmierzamy?".

Krzysztof Bosak, jeden z liderów Ruchu Narodowego, przekonywał na Twitterze, że "stosowanie klapsów" i "bicie dzieci" - "to dwie różne rzeczy, co jest zrozumiałe dla każdego normalnego człowieka (...) Poprawny politycznie chórek od »klaps=bicie« powinien pójść dalej w swoim pedagogicznym rewizjonizmie i postulować zakazania prowadzenia za rękę, potrząsania, przytrzymywania, kładzenia do łóżka, wkładania do wanny, zatrzymywania i zamykania w pokoju. To wszytko formy przemocy!".

Przybić piątkę czy też przyklasnąć Bosakowi mogłaby Maria Kaczyńska, bratowa prezesa PiS: "Zdarzyło mi się [dać klapsa- red.]. Bicie jest niedopuszczalne, ale mały klaps w pupę, jeżeli dziecko nie chce, kategorycznie odmawia czegoś albo jest w histerii, to trzeba je troszeczkę uspokoić".

Z dziećmi trzeba twardo

"Czy zdarza się Panu klaps" - zapytano w 2016 Jacka Wilka, niedoszłego europosła z ramienia Konfederacji. "Zdarza się, oczywiście. W sytuacjach koniecznych".

Sytuacje konieczne według Wilka wyglądają następująco: "Jeżeli pan idzie ulicą z trójką małych dzieci i one się rozbrykają tak, że jedno chce wybiec na ulice, drugie iść do sklepu, a trzecie położyć się na chodniku, no to negocjacje nie wchodzą tutaj w grę i trzeba się uciec do środków ostatecznych".

Jacek Wilk stosuje po prostu metody wychowawcze promowane przez swojego mentora Janusza Korwin-Mikkego. Mikke w 2014 roku wywiadzie przyznał, że dawał synom wychowawcze klapsy, ale żałuje, że ich nie bił. "Wzmocniłoby [bicie - red.] ich charakter, potrafiliby lepiej zachowywać się w sytuacjach kryzysowych".

Korwin napisał w 1991 "Vademecum ojca" - książkę, w której udziela porad wychowawczych. Oto niektóre z nich (cytaty za "Gazetą Wyborczą") :

  • "Dziecko podlegać powinno normalnej tresurze w myśl wskazań Pawłowa, po to, by zostało wyposażone w niezbędne w przyszłości odruchy. (...) W gruncie rzeczy bardzo dobrą karą jest chłosta. (...) Spranie szczeniaka za ewidentne przestępstwo jest odruchem tak naturalnym, że stosują je nawet zwierzęta";
  • "Jeśli za jakieś przewinienie wlepi Pan dzieciakowi lekkiego klapsa, a za inne drugiego, to efekt będzie nie tylko mizerny, ale i nad wyraz nieprzyjemny dla delikwenta. Natomiast spranie raz a porządnie zapewni Panu i żonie spokój na pół roku i w sumie dziecko oberwie mniej, niż gdyby co drugi dzień dostawało raz paskiem";
  • "Czytałem kiedyś o pewnym panu, który nie mógł sobie na ulicy dać rady ze sprzeczającą się żoną i synkiem. Po chwili namysłu przetrzepał skórę dziecku, a potem... żonie. Poskutkowało znakomicie! No, ale to było na Śląsku, gdzie erozja pozycji mężczyzny nie zaszła jeszcze tak daleko...".

Wstyd za klapsy

"Bicie dzieci nie może być wytłumaczeniem wychowawczej bezradności rodziców" - stwierdził w 2008 Donald Tusk. Ale przyznał, że jego opinia "w tej kwestii ewoluuje". "Co do córki byłem bardzo wyrozumiały, co do syna - to tak, zdarzyło mi się karcić go przy użyciu klapsa, że użyję na chwilę tej pełnej hipokryzji formuły, i wstydzę się tego".

Tusk zapowiedział wtedy również, że rząd rozpocznie prace nad całkowitym zakazem bicia dzieci. Te deklaracje były w części inspirowane głośnymi w tamtym czasie przypadkami katowania dzieci. Całkowity zakaz, wykluczający klapsy, miał na celu "wychowanie społeczeństwa" i zmniejszenie przyzwolenia na przemoc względem dzieci.

Ustawę - a dokładnie nowelizację ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie z 2005 roku oraz kodeksu rodzinnego i opiekuńczego - przygotowywano wiele miesięcy, a pracami nad nią kierowała posłanka PO Magdalena Kochan. Nie bez oporów w samym rządzie. "Klaps nie może podlegać karze w sytuacji, kiedy jest on w interesie dziecka" - tłumaczył ówczesny minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ćwiąkalski.

"Miesza się dobrych, kochających rodziców, czasem stosujących lekkie kary w postaci np. klapsa, z rodzicami regularnie bijącymi swoje dzieci i tymi, którzy je zabijają" – komentowała projekt ustawy Joanna Kluzik-Rostkowska (wtedy jeszcze w PiS).

Co to jest poniżanie?

W nowelizacji przygotowanej przez rząd PO znalazł się wtedy zapis (art. 96 z indeksem 1): "Osobom wykonującym władzę rodzicielską oraz sprawującym opiekę lub pieczę nad małoletnim zakazuje się stosowania kar cielesnych, zadawania cierpień psychicznych i innych form poniżania dziecka".

Podczas prac sejmowych nad projektem posłowie PiS i Polski Plus argumentowali, że "inna forma poniżania dziecka" to pojęcie nieostre. Ale używali do tego zdumiewających argumentów.

Anna Paluch (PiS) nazwała je "językiem tzw. poprawności politycznej" i pytała: "Otóż jeżeli matka, widząc swojego synka 5-latka okładającego w piaskownicy kolegę łopatką do piasku, upomni dziecko słowami: Jasiu, nie wolno bić Franka łopatką, tylko chuligani się tak zachowują, to czy dopuszcza się ona innej formy poniżania dziecka czy się nie dopuszcza?".

Podobny tok rozumowania przedstawił Henryk Kowalczyk (PiS): " Czy zakaz picia alkoholu przez małoletniego to nie jest przypadkiem zadawanie cierpienia psychicznego? Wszak to jest oznaka dorosłości, tak rozumują niektóre małolaty". Opowiadał również, że w Kanadzie dzieci straszą rodziców sądem, jeśli ci nie dadzą im większego kieszonkowego.

"Czy jeśli wysyłam dziecko, mówię mu przy innych dzieciach: idź do łazienki, do ubikacji i po sobie posprzątaj – bo mam dziecko z domu dziecka, które nie jest nauczone sprzątania po sobie – czy to jest poniżanie?" - dopytywał Robert Telus (PiS). "Ktoś powie, że tak. Właśnie. A czy to jest poniżanie, jeżeli mówię do dziecka o godz. 23. wyłącz ten komputer i idź spać? A pracownik społeczny przyjdzie i powie, że to jest poniżanie".

W ramach kompromisu Sejm przyjął poprawkę Senatu i wyrzucono zapisy o cierpieniach i poniżaniu. Ale nawet sam zakaz kar cielesnych i był nie w smak wielu posłom.

Klapsy miłości

Marek Matuszewski (PiS) podczas drugiego czytania stawiał sprawę jasno: "Nie można pozwolić na to, że za przysłowiowego klapsa będzie karany rodzic, gdy rodzic będzie krytykować zachowanie seksualne swojej pociechy". O zachowaniach seksualnych jakiego dziecka mówił? Piętnastolatka czy sześciolatka?

Matuszewski zaczął też opowiadać, że w Szwecji widział jak dziecko kopie własną matkę. A to wszystko dlatego, że w Szwecji również zakazano dawania dzieciom klapsów. Wyszydzał, że ustawę popierają ludzie maltretowani w dzieciństwie, ale stanowią mniejszość, bo w polskich rodzinach panuje co do zasady miłość i zgoda.

"W sprawy rodzinne najchętniej wtrącano się w hitlerowskich Niemczech i Związku Sowieckim, gdzie był słynny Pawka Morozow, który doniósł na swojego ojca. Czy chcemy tego w naszym kraju?" - pytał retorycznie poseł.

Aleksander Chłopek (PiS): "Do przemocy dochodzi wtedy, kiedy nie ma miłości. To nie klaps, proszę państwa, jest przemocą, ale często brak klapsa, brak zainteresowania dzieckiem, obojętność rodziców, milczenie w domu".

O klapsach miłości opowiadał także Robert Telus (PiS): "Nie chciałbym, żeby to wyglądało jak autopromocja, ale chcę powiedzieć troszeczkę o sobie po to, żeby pokazać, że mam uprawnienia do tego, żeby zabrać głos. Jestem w tej chwili ojcem, który wychowuje ośmioro dzieci, z tego trójkę swoich, a pięcioro w zawodowej rodzinie niespokrewnionej. Panie rzeczniku, wychowując dzieci, nieraz dałem któremuś klapsa. Panie rzeczniku, jeżeli pan tak uważa, proszę zgłosić to do prokuratury. Wiem, panie rzeczniku, że jest to wyraz miłości. Nie mówię o tych przypadkach, o których tu pani wspominała, o odbitych nerkach. Oddzielmy patologię od wychowania i od dawania dzieciom miłości. Dzieci wymagają od nas miłości, a miłość jest wymagająca".

To problem rodzin patologicznych

Elżbieta Rafalska (PiS) jeszcze przy trzecim czytaniu zgłaszała: "Dlaczego tylko w rodzinie? To stygmatyzuje rodzinę" i postulowała dopisanie w nazwie ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie frazę "w miejscu pracy, w szkole, w miejscu zamieszkania".

W jeszcze innym wystąpieniu oburzała się na statystyki: "Jeżeli państwo tak uparcie twierdzicie, że 50 proc. polskich rodzin spotyka się z przemocą, to znaczy, że 50 proc. polskich rodzin jest patologicznych. Może za chwileczkę państwo powiecie, że 50 proc. polskiego społeczeństwa jest patologiczne i może to jest problem zupełnie inny (...) Nie wierzę, że 50 proc. rodzin w Polsce to rodziny patologiczne i rodziny przemocowe. Naprawdę nie wierzę, bo wtedy musielibyśmy podjąć też inne działania, bo to byłoby po prostu absolutnie chore" - lamentowała Rafalska. Tymczasem nawet do dziś, jak wiemy, poparcie dla klapsów oscyluje w Polsce wokół 50 proc.

"Sytuacje w rodzinach patologicznych, których jest 1, 2, 3 proc. ekstrapoluje się na całe społeczeństwo" - oburzała się z kolei Anna Paluch.

A Teresa Wargocka (PiS, b. wiceminister edukacji) wymieniała litanię instytucji, które zdążyły skrytykować ustawę: "59 organizacji kobiecych zrzeszonych w Forum Kobiet Polskich, 119 organizacji pro-life, Związek Dużych Rodzin „Trzy Plus”, Stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców, który zebrał 40 tys. podpisów przeciwników tej ustawy. Negatywne stanowisko wyraził Episkopat Polski".

Tak było w istocie. Konferencja Episkopatu Polski jeszcze w marcu 2010 apelowała do parlamentarzystów "aby nie godzili się na rozwiązania, godzące w niezbywalne wartości, takie jak prawo rodziców do wychowania dzieci według wyznawanych zasad, prawo dziecka do opieki ze strony biologicznych rodziców oraz prawo do autonomii i intymności życia rodzinnego".

Więzienie za klapsa?

Nowelizację - z pewnymi poprawkami - uchwalono ostatecznie w czerwcu 2010. Podpisał ją Bronisław Komorowski pełniący wtedy obowiązki prezydenta za tragicznie zmarłego Lecha Kaczyńskiego. Oprócz zakazu kar cielesnych ustawa wprowadzała m.in.:

  • izolację ofiar od sprawców przemocy takie jak zakaz zbliżania, czy nakaz opuszczenia wspólnego mieszkania;
  • bezpłatną obdukcję ofiar;
  • terapie dla sprawców przemocy;
  • w obliczu bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia dziecka - możliwość natychmiastowego odebrania rodzicom dziecka przez pracownika socjalnego i umieszczenia go u jego osoby najbliższej.

To między innymi zapis o takim prawie interwencji pracowników socjalnych wzbudzał kontrowersje. Choć pracownik miał 24 godziny na powiadomienie sądu rodzinnego, który musiał taką sytuację później zaakceptować, prawica straszyła, że odtąd bez wyroku sądu będzie się zabierać ludziom dzieci pod byle pretekstem.

Media straszyły z kolei nagłówkami: "więzienie za klapsa!". Te prognozy się nie sprawdziły.

Nie tylko wśród polityków kuleje wiedza na temat tego, że kary cielesne są nielegalne. Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak (w latach 2008-2018) interweniował w 2015 w sprawie pewnego postanowienia Sądu Rejonowego w Warszawie, w którym stwierdzono: "Jednorazowe czy nawet kilkukrotne skarcenie dziecka tzw. klapsem, jakkolwiek jest przedmiotem licznych kontrowersji co do zasadności takich metod wychowawczych, nie jest równoznaczne z biciem".

Michalak był zdeterminowany w walce z klapsami i w czasie swojej kadencji koordynował wiele kampanii społecznych przeciwko biciu dzieci. Był również współautorem książki "Bicie dzieci... Czas z tym skończyć! Kontestacja kar cielesnych we współczesnym świecie".

"Bo co to właściwie jest klaps? Czy lekkie uderzenie, czy mocniejsze? Czy jak uderzę dziecko w nerki, to jeszcze jest klaps? Każdy z oprawców dzieci tłumaczy potem w sądzie, że dał tylko kilka klapsów i nie wie, czemu pękła wątroba. No i czy pracodawca może dać pracownikowi, który źle wykonuje swoją pracę, klapsa?" - pytał Rzecznik Praw Dziecka na antenie TVP.

Ale było to w 2014 roku.

;
Na zdjęciu Dominika Sitnicka
Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze