Kontrola zapowiedziana na 20 grudnia będzie dotyczyła m.in. rejestru aborcji, decyzji odmownych, liczby ciąż obumarłych i przedwczesnych oraz poronień. „To wysyłanie sygnału lekarzom, że za robienie aborcji będą ich czekać nieprzyjemności" - mówi nam Kamila Ferenc z Federy
Kontrola w Szpitalu Bielańskim zostanie przeprowadzona na zlecenie wojewódzkiej konsultantki w dziedzinie położnictwa i ginekologii dla województwa mazowieckiego, prof. Bronisławy Pietrzak.
Według władz szpitala to "dyscyplinująca rózga", która może podważyć wiarygodność placówki.
"Spodziewałabym się, że oczywistym wyborem będą szpitale, o których wiemy, że są tam problemy z udzielaniem świadczeń przerywania ciąży.
Tymczasem krótko po skardze pacjentki w szpitalu w Białymstoku [odmówił aborcji - red.], po śmierci pani Izabeli w szpitalu w Pszczynie, wojewódzka konsultantka zapowiada kontrolę w szpitalu, który przestrzega prawa jeśli chodzi o zabiegi aborcji i wspiera pacjentki. To polityczny nacisk"
– ocenia zapowiedź kontroli Kamila Ferenc, prawniczka z Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny (Federy).
O zapowiedzianej kontroli w Szpitalu Bielańskim pierwsze poinformowały TVN i "Gazeta Wyborcza". Dziennikarze dotarli także do pisma z 6 grudnia 2021 informującego o kontroli.
"Poniżej podaję dokumenty, które m.in. będziemy chcieli przeglądać" - pisze prof. Pietrzak. I wymienia:
Potrzebujemy także dane dotyczące liczby porodów ciąż donoszonych i przedwczesnych oraz liczbę ciąż obumarłych donoszonych, przedwczesnych i w poronieniach.
TVN rozmawiał na temat kontroli z ordynatorem ginekologii w Szpitalu Bielańskim Łukaszem Wicherkiem. "To jest rodzaj wpływania na naszą działalność. My jesteśmy lekarzami zajmującymi się pacjentkami, pomagamy im, pracujemy według określonej wiedzy medycznej i wszystko, co robimy, robimy zgodnie z prawem.
Zgodnie z prawem przerywamy ciążę, wtedy jeżeli mamy do tego wskazania medyczne. Ta kontrola naszej działalności to sposób wpłynięcia na to, jak pracujemy,
ponieważ nie ma innego powodu, żeby weryfikować czy to, co robimy, robimy zgodnie z wiedzą medyczną. Ta rózga dyscyplinująca nie jest tutaj potrzebna" – mówi Wicherek.
Ordynator dodał też, że taka kontrola wpłynie negatywnie na jakość świadczonej w szpitalu usługi medycznej, bo tego typu zarządzenie dezorganizuje pracę zespołu.
Dziennikarze chcieli zapytać prof. Pietrzak o kontrolę, jednak ta nie chciała z nimi rozmawiać. "Jak pani śmie do mnie dzwonić, skandal!" - miała rzucić w słuchawkę dziennikarce TVN.
Pytane o sprawę Ministerstwo Zdrowia odpowiedziało, że to "standardowa, rutynowa kontrola przeprowadzana bez związku z jakimkolwiek przypadkiem medycznym".
"Apelujemy o nienadawanie tej kontroli pejoratywnego wydźwięku i niewywoływanie skrajnych emocji, które nie powinny mieć żadnego związku z tą kontrolą" – poinformował resort zdrowia.
"Według mnie to jest polityczny nacisk, wysyłanie sygnału lekarzom, że za robienie aborcji będą ich czekać nieprzyjemności. Bo zapowiedź takiej kontroli już rzuca jakiś cień na szpital.
Pacjentki będą sobie zadawały pytania - może coś jest nie tak z tym szpitalem? A może ktoś będzie potem czytał moją dokumentację medyczną?
– mówi nam Kamila Ferenc, prawniczka z Federy. Sama nie przypomina sobie podobnych działań.
"Jeśli konsultanci krajowi czy wojewódzcy decydują się na taką kontrolę, to spodziewałabym się, że ich oczywistym wyborem będą szpitale, o których wiemy, że są tam problemy z udzielaniem świadczeń przerywania ciąży. Tymczasem krótko po skardze pacjentki w szpitalu w Białymstoku, po śmierci pani Izabeli w szpitalu w Pszczynie, wojewódzka konsultantka zapowiada kontrolę w Szpitalu Bielańskim" – ocenia Ferenc.
"To akurat szpital, który przestrzega prawa jeśli chodzi o zabiegi aborcji. Wspiera pacjentki, ma wysokie standardy opieki okołoaborcyjnej i okołoporodowej. Żadna pacjentka się nie skarżyła, były nawet akcje podziękowań, bo lekarze z tego szpitala ratowali dzieci dzięki wewnątrzmacicznym operacjom. Nie widzę żadnych przesłanek, dlaczego to właśnie ten szpital ma zostać skontrolowany" - dodaje.
Skąd w takim razie pomysł kontroli tej placówki?
Jak mówiły nam proaborcyjne działaczki, Szpital Bielański - jeśli chodzi o zabiegi przerywania ciąż - „obsługiwał pół Polski", a sama procedura przebiega tam bardzo sprawnie.
Jest traktowany jako "bezpiecznik dla kobiet w trudnej sytuacji", do którego działaczki zapraszają kobiety, które często nie mogą wyegzekwować prawa do zabiegu aborcji w innych szpitalach w Polsce.
"Szpital Bielański zawsze wyróżniał się też wyższym odsetkiem przeprowadzanych zabiegów przerywania ciąży i wielokrotnie był pod ostrzałem antyaborcjonistów" – mówi nam Ferenc. I przypomina historie z ustawionymi pod szpitalem furgonetkami antyaborcjonistów z fundacji Pro-Prawo do Życia.
Pierwsza furgonetka z napisem, że w tym szpitalu w 2017 roku „aborterzy zabili 131 dzieci” parkowała tak, że widać ją było z okien oddziału patologii ciąży. Pacjentki wielokrotnie skarżyły się, że muszą patrzeć na wielką plandekę samochodu z rozczłonkowanymi płodami. Dyrekcja szpitala w grudniu 2018 roku pozbyła się furgonetki dzięki zmianom w regulaminie umowy z operatorem przyszpitalnego parkingu. Potem jednak furgonetki wróciły, tyle że stały w innych miejscach wokół szpitala.
W kwietniu 2021 roku jedna z furgonetek pod Szpitalem Bielańskim spłonęła.
Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.
Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.
Komentarze