Wiceminister Konrad Szymański zapowiada, że nowy polski komisarz - w przeciwieństwie do "niesubordynowanej" Elżbiety Bieńkowskiej - będzie regularnie pobierał polityczne instrukcje od rządu PiS. Ale unijne traktaty zobowiązują członków KE do zachowania neutralności, a za złamanie tego nakazu grozi im utrata stanowiska. Polskę może czekać kolejny blamaż w UE
"Jesteśmy zdecydowani stworzyć system stałych konsultacji polskiego komisarza z premierem", powiedział „Rzeczpospolitej" w poniedziałek 22 lipca 2019 wiceminister ds. europejskich Konrad Szymański.
Już jutro, w czwartek 25 lipca, nowa szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, ma odwiedzić Warszawę, by dyskutować z Matuszem Morawieckim o kandydacie lub kandydatce na nowego polskiego komisarza.
"Po ostatnim rozdaniu stanowisk nie mamy wielu przyczółków na szczytach Unii. Ekipa von der Leyen zaś będzie najbardziej polityczną komisją w historii integracji. Potrzebujemy więc komisarza o silnym umocowaniu politycznym, który będzie bronił interesów Polski we wszystkich obszarach" - komentował anonimowy polityk PiS, odnosząc się do porażek Beaty Szydło i Zdzisława Krasnodębskiego.
Ale "silne umocowanie polityczne" i "obrona interesów Polski" są nie do pogodzenia z pracą na stanowisku komisarza UE. Minister Szymański, który w MSZ zajmuje się sprawami europejskimi, musi to wiedzieć.
Bo jeśli nowy polski wysłannik w KE będzie konsultował się z polskim rządem, złamie przepisy Traktatu o UE i kodeksu postępowania członka Komisji. Jako taki może zostać zdymisjonowany przez Trybunał Sprawiedliwości UE. O ile polityczną kandydaturę w ogóle zaakceptuje Parlament Europejski.
Jesteśmy zdecydowani stworzyć system stałych konsultacji polskiego komisarza z premierem.
Komisarze są bowiem związani przepisami Traktatu o UE oraz kodeksem postępowania, które mówią, że obowiązuje ich neutralność i praca na rzecz Unii jako całości.
W art. 17 TUE oraz preambule kodeksu czytamy, że
"członkowie Komisji wybierani są ze względu na swoje ogólne kompetencje i zaangażowanie w sprawy europejskie spośród osób, których niezależność jest niekwestionowana".
Komisarze są zaś
"całkowicie niezależni i nie zwracają się o instrukcje do żadnego rządu lub innej instytucji, organu, urzędu lub podmiotu ani takich instrukcji od nich nie przyjmują; powstrzymują się od podejmowania wszelkich działań niezgodnych z charakterem ich funkcji lub wykonywaniem ich zadań".
Traktaty oraz kodeks nakazują też komisarzom "działać w ogólnym interesie Unii". Nie powinni faworyzować poszczególnych krajów lub regionów.
Całkowita neutralność to - rzecz jasna - niedościgniony ideał. Komisarze są wybierani są przez rządzących polityków i najczęściej sami są członkami partii. Pozostają też przedstawicielami danego państwa członkowskiego, którego interesów nie mogą w ogóle nie brać pod uwagę.
Jednak o ile nikt nie wymaga od członków Komisji, by zrzekli się własnej narodowości, to już konsultacje z rządem państwa członkowskiego na pewno nie uszłyby im na sucho.
Jakichkolwiek prób oddziaływania na wyznaczonego przez siebie komisarza wprost zakazuje państwom członkowskim także Traktat o Funkcjonowaniu UE.
W art. 245 TFUE czytamy, że
"członkowie Komisji powstrzymują się od wszelkich czynności niezgodnych z charakterem ich funkcji. Państwa Członkowskie szanują ich niezależność i nie dążą do wywierania na nich wpływu przy wykonywaniu przez nich zadań".
Artykuł 247 precyzuje natomiast, co grozi komisarzom, którzy zlekceważą te obowiązki.
"Jeśli członek Komisji nie spełnia już warunków koniecznych do wykonywania swych funkcji lub dopuścił się poważnego uchybienia, Trybunał Sprawiedliwości może go zdymisjonować, na wniosek Rady stanowiącej zwykłą większością lub Komisji".
Zmuszenie komisarza do konsultacji z rządem mogłoby więc skończyć się dla Polski kolejnym politycznym blamażem w UE.
Politycy PiS podkreślają, że Komisja Ursuli von der Leyen będzie "najbardziej polityczną w historii", Polska powinna zatem wysłać do Brukseli raczej polityka niż technokratę. Zakładają, że skoro ich głosy pomogły von der Leyen wygrać głosowanie na szefową KE, Niemka będzie skłonna zgodzić się na dowolnego kandydata PiS.
Zanim jednak nowa KE rozpocznie prace, będzie musiała zostać zaakceptowana przez Parlament Europejski. PE głosuje nad całym jej składem jednocześnie.
Przedtem poszczególni kandydaci na członków Komisji muszą zaprezentować się przed komisjami parlamentarnymi. Komisje oceniają ich merytoryczne przygotowanie, a ocenę przesyłają przewodniczącemu PE. W historii zdarzyło się już, że negatywna ocena spowodowała wycofanie kandydatury.
Jak pokazały głosowania w sprawie stanowisk dla Beaty Szydło i Zdzisława Krasnodębskiego, polski rząd jest dziś w Brukseli na cenzurowanym. Komisja zatrudnienia i spraw socjalnych PE (EMPL) dwukrotnie odrzuciła kandydaturę byłej polskiej premier na swoją przewodniczącą. Wybór wysoce polityczny może być więc nie do zaakceptowania zarówno dla samego Parlamentu, jak i dla Ursuli von der Leyen. Nowa szefowa KE spieszy się, by skompletować swoją Komisję przed sierpniową przerwą wakacyjną i nie może ryzykować przegranej w PE.
Von der Leyen musi też być ostrożna, bo po tym, jak eurodeputowani musieli przełknąć jej własną kandydaturę - narzuconą im przez Radę Europejską - z pewnością nie spojrzą przychylnie na "polityczną" Komisję.
Jak podała "Rzeczpospolita" polski rząd rozważa siedmioro kandydatów na stanowisko komisarza.
Trzech z nich to kandydaci wyraźnie polityczni: europoseł Adam Bielan, szef kancelarii prezydenta Krzysztof Szczerski i sam wiceminister Konrad Szymański.
Wśród pozostałej czwórki są kandydatury bardziej "techniczne" - minister przedsiębiorczości Jadwiga Emilewicz i minister innowacji Jerzy Kwieciński. Brani pod uwagę są też doświadczeni europosłowie. To Ryszard Czarnecki oraz Jacek Saryusz-Wolski, o którym wiadomo, że od lat marzy o posadzie komisarza.
PiS nie ukrywa, że przy wyborze nowego członka KE ma apetyt na ważną tekę. Rzecznik rządu Piotr Müller poinformował, że Morawiecki zamierza ubiegać się u von der Leyen o portfolio związane z "szeroko rozumianą gospodarką". Mógłby to być wolny rynek, energetyka, budżet. Rząd interesuje także rolnictwo.
"Dla nas jest istotne, aby jedna z tych tek w tych obszarach przypadła dla Polski" - oświadczył Müller.
Wątpliwe jednak, by Ursula von der Leyen zgodziła się dać Polsce kluczowe portfolio, jeżeli rząd wystawi wyraźnie "umocowanego politycznie" kandydata. Największe szanse na ważną tekę miałaby Jadwiga Emilewicz - jako kandydatka techniczna i kobieta. Bo von der Leyen zależy na parytecie płci.
PiS na potrzeby polityki wewnętrznej chętnie opowiada o swoich sukcesach w Europie. Wykorzystuje do tego powszechną niewiedzę na temat funkcjonowania UE - zarówno nieznajomość unijnego prawa, jak i niepisanych zasad robienia europejskiej polityki.
Sukcesem było zablokowanie Fransa Timmermansa, choć najpewniej kosztowało to Polskę utratę kluczowych stanowisk w PE. Sukcesem była kandydatura i zwycięstwo Ursuli von der Leyen, choć poglądy Niemki w żadnym stopniu nie pokrywają się z narracją PiS. Triumfem będzie też zapewne nowy polski komisarz. Bez względu na to, kto i z jaką teką ostatecznie nim zostanie.
Przypomnijmy: zgodnie z traktatami, każde państwo członkowskie ma w KE swojego przedstawiciela. Jak dotąd każdy z polskich komisarzy miał pod opieką ważny resort:
Świat
Mateusz Morawiecki
Konrad Szymański
Ursula von der Leyen
Komisja Europejska
Parlament Europejski VIII kadencji
Unia Europejska
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Komentarze