Tabele alimentacyjne są bardzo potrzebne. Szkoda, że zostały opublikowane w tej wersji – ale odchodząca ekipa Ministerstwa Sprawiedliwości chciała prawdopodobnie pokazać je po to, by nowy minister nie zaniedbał dalszych prac nad nimi. Rozmowa z ekspertem od kwestii alimentów, komornikiem Robertem Damskim
Ministerstwo Sprawiedliwości pokazało propozycję tabel 24 lipca 2025, w dniu, kiedy stanowisko ministra z rąk Adama Bodnara przejmował Waldemar Żurek.
Tabele miałyby być narzędziem pomocniczym do ustalania wysokości alimentów w społeczeństwie, które się stale bogaci, a sądy nie są na tyle sprawne, by wysokość alimentów na bieżąco aktualizować.
O pomyśle na tabele OKO.press rozmawia z komornikiem sądowym z Lipna Robertem Damskim. Nad tabelami pracował on w Zespole ds. Alimentów powołanym w 2016 roku przez RPO Adama Bodnara i ówczesnego Rzecznika Praw Dziecka Marka Michalaka. Był też ekspertem w pracach dotyczących problemu alimentów w Ministerstwie Sprawiedliwości i miał wejść do zespołu ds. egzekucji alimentów. Jego powstanie zapowiedziała wiceministra sprawiedliwości Zuzanna Rudzińska-Bluszcz na spotkaniu z przedstawicielami kilku ministerstw 16 lipca.
Nagła zmiana w resorcie sprawiedliwości powoduje jednak, że nie wiadomo, czy zespół powstanie. Najwyraźniej ustępująca ekipa postanowiła pokazać opinii publicznej, do czego doszła. Ale czy ten ruch nie obróci się przeciwko idei, że na dzieci się płaci?
[Kilkanaście godzin po publikacji tabel rzecznik rządu ogłosił, że Ministerstwo się z nich wycofuje]
Wersja, jaką ministerstwo pokazało, wywołała bowiem furię w mediach społecznościowych. Zwłaszcza ze strony mężczyzn przestraszonych tym, ile mieliby płacić na dzieci z poprzedniego związku.
Agnieszka Jędrzejczyk, OKO.press: Jak ważne z perspektywy komornika sądowego i eksperta od spraw alimentów są tabele alimentacyjne?
Robert Damski: Bardzo ważne. Od 12 lat próbuję przekonać do tego kolejne ekipy rządowe. Bo to jest pierwszy krok do zwiększenia skuteczności egzekucji alimentów.
Dzisiaj wynosi ona około 20 proc. i jest jedną z najniższych w Europie. Musimy coś zrobić, żeby dzieciaki dostawały należne im pieniądze.
Ale jak tabele pokazujące, ile dziecku w konkretnym wieku należy się od rodzica o konkretnych zarobkach, mają wpłynąć na egzekucję alimentów?
To prosty mechanizm, przejrzysty i precyzyjny, pozwalający skupić się na dobru dziecka, a nie na rozliczaniu krzywd między rodzicami.
Dziś rodzice zwracający się do sądu o ustalenie alimentów nie mają bladego pojęcia, czego się spodziewać. Postępowanie kończy się więc na ogół ogromnym poczuciem krzywdy. Zwłaszcza mężczyźni, bo w 94 proc. przypadków to oni mają płacić alimenty, uważają potem, że zostali oszukani i ograni. I tak tłumaczą komornikowi, dlatego nie płacą.
Bo kiedy strony idą do sądu w sprawie alimentów, to uważają, że to będzie rozstrzygnięcie na zawsze. Nie da się alimentów zaktualizować, bo zmieniła się sytuacja któregoś z rodziców lub dziecka. Więc strony walczą do upadłego – a grają o wszystko.
Gdybyśmy mieli tablice, to ingerencja sądu mogłaby w ogóle nie być potrzebna. Zwłaszcza gdyby tabele były powiązane np. z minimalnym wynagrodzeniem. Bo każdy rozumie, że ono rośnie, nawet dwa razy do roku – więc tabela musiałaby się zmieniać. Sądy nie byłyby zalewane wnioskami o podwyższenie alimentów. Komornicy zaś nie egzekwowaliby alimentów w kwocie 50 złotych, bo nikomu by się już nie chciało iść do sądu, by wysokość tej kwoty zmienić.
Dwoje dorosłych ludzi wzięłoby tabelę i na jej podstawie umówiłoby się, ile z dochodów tego, które na co dzień nie będzie sprawowało opieki, ma iść na rzecz dziecka.
Mogliby to załatwić u notariusza, poprosić o pomoc mediatora. Sprawa w sądzie powinna być ostatecznością.
Ale żeby się porozumieć, trzeba wiedzieć, o jakich kwotach dyskutować, w jakich granicach się poruszać. I do tego potrzebne są właśnie tabele.
Zespół ds. Alimentów RPO i RPD, w którym pan pracował, powoływał się na doświadczenia z innych krajów. Np. niemieckich tzw. tablic düsseldorfskich, które dobrze funkcjonują. Podzielało ten pogląd Ministerstwo Sprawiedliwości w czasach PiS, zapowiadało prace nad podobnym rozwiązaniem. To było nawet zabawne, że tak im się podobał niemiecki pomysł.
Tak, wszyscy się zgadzali, że tablice są potrzebne. Ale to jest pierwsza ekipa, która zrobiła cokolwiek.
I bardzo się cieszę, że się wreszcie tym tematem zajęto. Ale niestety nie cieszę się, że tę konkretną propozycję opublikowano bez żadnej eksperckiej dyskusji.
Choć brałem udział w pracach w Ministerstwie Sprawiedliwości, to akurat o tej propozycji dowiedziałem się tak jak wszyscy z komunikatu Ministerstwa.
A gdyby dyskusja się odbyła, mógłbym np. zwrócić uwagę, że nie możemy podawać dochodu brutto rodzica, bo nikt pensji brutto nie otrzymuje. Jest podatek, ZUS, składki zdrowotne. A z kolei kwota alimentów jest zawsze netto – podatków się od nich nie płaci.
To jest taki błąd, który powoduje poważne konsekwencje w odbiorze społecznym pomysłu.
Do właściwej komunikacji tego, czym ta propozycja jest i jaki jest jej status, nikt nie miał najwyraźniej głowy. A to niestety stwarza ryzyko, że zablokujemy w ten sposób rozmowę o tym, jak bardzo potrzebujemy tabel.
Z opublikowanej wersji wynika na pierwszy rzut oka, że dopuszczalne byłyby alimenty wyższe niż dochody.
Dla ekspertów jest oczywiste, że tabele muszą być czytane w kontekście Kodeksu Rodzinnego i Opiekuńczego. A on wyraźnie mówi, że alimenty ustala się, biorąc pod uwagę uzasadnione potrzeby dziecka i możliwości zarobkowe zobowiązanego do płacenia. Więc jeśli z naszej tabeli wynika, że zobowiązanie alimentacyjne przekracza konkretne zarobki netto, to powinniśmy zrobić krok wstecz.
Dopiero z załącznika dowiadujemy się, że alimenty nigdy nie mogą przekroczyć 60 proc. dochodu osoby zobowiązanej.
Ta liczba świadczy jednak o tym, że to jeszcze nie jest przemyślane. 60 proc. wynagrodzenia pochodzi z przepisów o egzekucji komorniczej. Tyle komornik może zabrać. Ale jednak przymusowa egzekucja to nie to samo co umowa o alimenty.
A jak wygląda ściąganie alimentów w Polsce?
Niepłacenie alimentów uderza w dzieci, ale w powszechnym odczuciu to są „pieniądze dla byłej”. Naprawdę musimy zmienić to myślenie, bo to jest podstawowy problem. Bez tego nie ruszymy.
Drugim problemem jest to, że deprecjonujemy samą pracę opiekuńczą.
Stąd te komentarze, że „płacę alimenty na fryzjera i paznokcie”. A nie na dowożenie dziecka do szkoły, na zajęcia, do lekarzy, za czas poświęcony na odrabianie lekcji, na reagowanie na kryzysy. Nie dociera, że zajmować się drugą osobą jest dużo trudniej, niż po prostu dać na to pieniądze.
Ludzie zarabiają jednak coraz więcej. Czy to nie zmienia stosunku do alimentów?
Niestety, raczej nie. Ludzie nie chcą się dzielić tym, co mają.
Pojawia się też argument, że skoro państwo dopłaca 800+, to o tyle można zmniejszyć alimenty. Albo jeśli państwo podniosło wypłatę z Funduszu Alimentacyjnego, to zwalnia to z alimentów.
Podczas gdy wypłata z Funduszu obciąża konto dłużnika.
Tak, to jest tylko pożyczka.
Problemem oczywiście jest praca na czarno. I udowadnianie przed sądem, że człowiek utrzymuje się z niczego. Gdyby w tej konkurencji były mistrzostwa świata, to polscy dłużnicy alimentacyjni zajęliby całe podium.
Problemu pracy na czarno tabele już na pewno nie rozwiążą. Zwłaszcza w przypadku osób, które mają już ogromny dług alimentacyjny.
To jest bardzo poważny problem społeczny. Bo te osoby nie będą też miały emerytur. Wymyślenie sposobu, jak wyjść z tej spirali, będzie bardzo trudne, ale konieczne.
Z drugiej strony ten niedziałający system potwornie zniechęca ludzi. Niedawno rozmawiałam z samodzielną mamą, która po urlopie wychowawczym wróciła do pracy. Alimentów ojciec dziecka nie płaci. Jej pensja – a zarabia pensję minimalną – wykluczyła ją jednak ze wsparcia z Funduszu Alimentacyjnego.
Bo próg uprawniający do wypłaty tego świadczenia jest tak dramatycznie niski.
I ona pyta mnie: czego to państwo ode mnie wymaga. Mam zostać z dzieckiem w domu? Jakie warunki stworzę dziecku?
To pewno jest ślad zmian społecznych, jakie w Polsce zachodzą. Tradycyjne małżeństwa, w których ona wykonuje niedopłatą pracę w domu i jest zależna od ojca dzieci, przestają istnieć.
W czasie spotkań regionalnych RPO Adama Bodnara ojcowie walczący o prawo do kontaktu z dziećmi mówili wprost, że tradycyjną rodzinę na wsi można założyć tylko… bez ślubu. Bo jeśli kobieta po studiach nie będzie zadowolona ze ślubnego związku, to sprawnie załatwi sobie i rozwód, i alimenty. Czyniąc byłego partnera pośmiewiskiem.
Rzeczywiście widzimy, jak kobiety przejmują „sprawcze” wzorce zachowania, dawniej uważane za „męskie”. Dla mężczyzn to trudne. Wielu przecież pamięta, że kiedyś to tata miał pieniądze, a mama „nie pracowała” i „zajmowała się dziećmi”. A jeśli zdaniem taty mama nie zachowywała się, jak trzeba, to mógł ją ukarać, wydzielając jej mniej pieniędzy.
A tu nagle się okazuje, że kobieta jest samodzielna, a pieniądze na utrzymanie dziecka nie są kwestią decyzji mężczyzny. Dlatego alimenty traktowane są jako odebranie części męskości.
Są też środowiska, które uważają, że kwestie alimentów załatwi opieka naprzemienna nad dzieckiem. Bo skasuje potrzebę alimentów. To jednak nie jest rozwiązanie dla wszystkich – ludzie się rozjeżdżają po świecie, wchodzą w nowe związki. Regularne przeprowadzanie się do dziecka albo zabieranie go do siebie nie wchodzi w grę.
Spór o opiekę naprzemienną i walka z alimentami świadczy też jednak o kolejnej zmianie społecznej. Ojcowie chcą mieć większy udział w życiu dziecka. A rutynowo są sprowadzani do roli płacących alimenty. A jak nie płacą, to za karę odcinani są od kontaktów z dzieckiem.
To też poważny problem, a my nie mamy na to rozwiązań. Na razie mamy tak, że za utrudnianie kontaktu z dzieckiem sąd wymierza grzywnę na rzecz poszkodowanego rodzica. A przecież tu akurat – inaczej niż w przypadku alimentów – w ogóle nie chodzi o pieniądze. One niczego nie naprawią.
Pokazanie propozycji tabeli alimentacyjnej bez stawienia temu wszystkiemu czoła musiało wywołać burzę. A tabel nie da się wdrożyć bez uświadomienia sobie, co my wszyscy robimy dzieciom.
I oby sam pomysł tabel nie został zniszczony przez publikację ich pierwszej wersji.
Ale chyba chodziło o to, by wszyscy o pomyśle usłyszeli. By nowa ekipa Waldemara Żurka go nie zostawiła?
Tak to czytam.
16 lipca wiceministra sprawiedliwości Zuzanna Rudzińska-Bluszcz zapowiedziała powołanie międzyresortowego zespołu, który miałby się zająć rozwiązywaniem problemu alimentów. Uczestniczyły w nim m.in. dwie wiceministry z Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, Aleksandra Gajewska i Małgorzata Baranowska, posłanka Agnieszka Kłopotek, adwokatka Danuta Wawrocka, dyrektor Arkadiusz Jedynak z Ministerstwa Finansów, dyrektorka Anna Marczak z Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego. I wielu innych, w tym ja. Wszyscy chcieli na poważnie zająć się problemem alimentów.
Liczę na to, że nowy minister sprawiedliwości wróci do tematu i że dopracujemy istniejące i wypracowujemy kolejne pomysły, żeby dzieciaki dostawały swoje pieniądze.
Ilu jest dłużników alimentacyjnych i jaki jest dług alimentacyjny?
Nie mamy ścisłych danych. Wszyscy posługują się moim szacunkiem, że to milion dzieci. A to dlatego, że postępowań komorniczych jest 700 tysięcy. Ale nie muszą dotyczyć jednego dziecka, poza tym nie wszyscy idą do komornika. Stąd ostrożny szacunek miliona dzieci.
Kwota zadłużenia jest jeszcze trudniejsza do oszacowania. Cześć danych pochodzi z Krajowego Rejestru Dłużników. Ale to rejestr prywatny, nie wszyscy tam się pojawiają. Lepiej byłoby korzystać z KRZ, Krajowego Rejestru Zadłużonych – publicznego rejestru stworzonego przez resort sprawiedliwości. Ale dane z niego nie są jeszcze dostępne.
Liczę na nie. Generalnie, jeżeli chodzi o statystyki, to kwestie niealimentacji mamy wciąż nie do końca rozpoznaną.
Na zdjęciu na samej górze: konferencja prasowa RPO Adama Bodnara i RPD Marka Michalaka o efektach pracy Zespołu ds. Alimentów. Postulował on już w 2017 roku wprowadzenie tablic alimentacyjnych. Konferencja została przerwana przez grupę wzburzonych ojców z ruchu „Dzielny Tata”, którzy przekonywali, że ważniejszym problemem jest obecnie alienacja rodzicielska, czyli uniemożliwianie ojcom kontaktu z dziećmi po rozpadzie związku. Zaś alimenty są łupieniem ojców.
Polityka społeczna
Adam Bodnar
Zuzanna Rudzińska-Bluszcz
Prawo i Sprawiedliwość
alimenty
tabele alimentacyjne
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze