Karol Nawrocki ogłosił, że podpisał ustawę zakazującą hodowli zwierząt na futra. Nie zgadza się jednak na poprawę sytuacji psów trzymanych na łańcuchach, a ustawę w tej sprawie określił „źle napisaną”
„Niemożliwe stało się rzeczywistością!” – napisała w mediach społecznościowych Małgorzata Tracz, posłanka KO, która razem z Otwartymi Klatkami i Fundacją Viva napisała projekt ustawy o zakazie hodowli zwierząt na futra. „10 lat temu obiecałam Jasiowi i Małgosi – dwójce uratowanych lisków – że doprowadzę do wprowadzenia w naszym kraju zakazu hodowli zwierząt na futra. Dziś moja ustawa została podpisana przez Prezydenta RP” – dodała.
Na zdjęciu: Lis uratowany podczas interwencji na fermie w Durzynie koło Krotoszyna, który znalazł dom w Ośrodku Okresowej Rehabilitacji Zwierząt w Jelonkach. Fot. Andrew Skowron/Otwarte Klatki
Jednak dla miłośników i obrońców zwierząt dzisiejsze (2 grudnia 2024) decyzje Karola Nawrockiego są słodko-gorzkie. Można się cieszyć z historycznego momentu końca ery cierpienia norek i lisów hodowanych i zabijanych na skóry. Jednocześnie jednak prezydent nie zgodził się na zakazanie trzymania psów na łańcuchach. Zapowiada, że złoży własny projekt w tej sprawie.
„Szanowni Państwo, dziś podpisałem trzy ustawy, a jedną postanowiłem zawetować. Dwie decyzje dotyczyły tzw. ustawy o hodowli zwierząt na futra i tzw. ustawy łańcuchowej. To wybory trudne, ale konieczne. Obie budziły emocje, bo dotyczą tego, co niezwykle ważne dla wielu z nas” – powiedział prezydent Karol Nawrocki, ogłaszając swoje decyzje. „Odpowiedzialność za zwierzęta to także ważna część świadectwa wrażliwości społecznej. Ale nie może być uderzeniem w polską wieś w interes polskich rolników. Pogodzenie obu tych emocji wymagało roztropności w decyzji i zważenia wielu racji” – dodał.
Jak uzasadnił weto dla nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt, która zakazywała trzymania psów na uwięzi?
„Choć intencja ochrony zwierząt jest słuszna i szlachetna, to sama ustawa była źle napisana. Zamiast rozwiązywać problemy, tworzyła nowe, które mogły doprowadzić do pogorszenia, a nie polepszenia sytuacji zwierząt. Proponowane normy kojców dla psów były kompletnie nierealne. Kojce wielkości miejskich kawalerek to absurd, który uderzałby w rolników, hodowców i zwykłe wiejskie gospodarstwa. To prawo było oderwane od rzeczywistości. Martwe prawo jest gorsze niż brak prawa” – powiedział.
Dalej Nawrocki podkreślał, że nie chce sankcjonować „przepisów, których nie da się wykonać, a państwo nie da rady ich egzekwować. Jest jeszcze jeden fałsz, który muszę stanowczo odrzucić. Teza, że polska wieś źle traktuje zwierzęta to krzywdzący stereotyp. Źle traktują zwierzęta źli ludzie, a tacy, choć na szczęście nie ma ich wielu, mieszkają i w miastach, i na wsi. Zdarza się to niestety wszędzie. Dlatego nie podpisuję ustawy, która stygmatyzuje wieś, a jednocześnie nie rozwiązuje żadnego realnego problemu”.
Prezydent podkreśla, że sam „zawsze dbał o zwierzęta”, dlatego złoży swój projekt ustawy, który „pozwoli spuścić psy z łańcuchów”.
„Realnie poprawi los zwierząt, ale nie będzie nakładał na ludzi restrykcyjnych, a jednocześnie nierealnych do spełnienia obowiązków budowania kilkudziesięciometrowych końców” – mówił, dodając, że chciałby, aby społeczeństwo zobaczyło w jego decyzji „troskę o Polaków, o przyszłość naszej wsi, o stabilność, skuteczność i sprawiedliwość prawa”.
„Jest mi przykro, tym bardziej że również złożony przez nas projekt obywatelski zawierał propozycję dopuszczenia jeszcze większych kojców, a poparło go pół miliona osób. Społeczeństwo oczekuje, żeby legislacja była dostosowana do potrzeb i dobrostanu zwierząt” – komentuje w rozmowie z OKO.press Sara Balcerowicz, prawniczka, przewodnicząca komitetu inicjatywy ustawodawczej „Stop łańcuchom, pseudohodowlom i bezdomności”. Podkreślmy: nowelizacja, jaką zawetował prezydent, to projekt poselski, który zawierał bliźniaczy zapis do projektu obywatelskiego.
Ten obywatelski czeka jeszcze w sejmowej kolejce. Jest znacznie szerszy od poselskiego, obejmuje nie tylko zakaz łańcuchów, ale również m.in. zakazy dla pseudohodowli i obowiązek chipowania, co wyjaśnialiśmy w OKO.press:
Sara Balcerowicz podkreśla, że nikt z autorów obu projektów nie stygmatyzuje wsi. W uzasadnieniu projektu obywatelskiego zaznaczono nawet, że problem występuje również w miastach.
Nie zgadza się także z argumentacją dotyczącą wielkości kojców. Zawetowana nowelizacja przewidywała, że wielkość kojców ma być dostosowana do wagi psa. 10 m kw. dla psów do 20 kg, 15 m kw. dla psów o wadze 20-30 kg i 20 m kw. dla cięższych niż 30 m kw. Takie rozwiązanie – choć zyskało poparcie sejmowej większości – budziło opór obrońców zwierząt.
„Wielkość kojców określona w zawetowanej ustawie była według miłośników zwierząt za mała. W idealnym scenariuszu również ich powinniśmy zakazać. Wiem jednak, że zakaz trzymania psów w kojcach nie miałby politycznego poparcia, nie udałoby się tego przeprocedować – stąd takie zapisy w ustawie. Nie zgadzam się z argumentem, w którym prezydent porównuje zaproponowane kojce do mikrokawalerek. Patodeweloperka to osobny problem, ale człowiek może z mikrokawalerki wyjść i realizować swoje potrzeby. Psy w kojcach są często trzymane bez przerwy. Jeśli prezydent zaproponuje w swoim projekcie mniejsze kojce, zrobi psom krzywdę. Zamknięcie w za małym kojcu może być gorsze od trzymania na łańcuchu” – ocenia Sara Balcerowicz.
Przypomnijmy: według obecnych przepisów, psy mogą być trzymane na trzymetrowym łańcuchu przez maksimum 12 godzin. W praktyce prawo jest martwe, a tysiące psów w Polsce żyją na uwięzi.
„O ile długość łańcucha jeszcze da się zweryfikować, to liczby godzin na uwięzi już nie. A teraz będziemy mogli zapobiegać sytuacjom, kiedy te łańcuchy wrastają psom w szyję, gdzie malutki piesek ma tak ciężki łańcuch, że wykrzywia mu łapki albo kiedy łańcuchy przymarzają zimą” – mówiła w rozmowie z OKO.press Małgorzata Tracz z KO, mając nadzieję, że Nawrocki ustawę podpisze.
Opiekunowie psów, gdyby nowelizacja weszła w życie, mieliby rok na dostosowanie się do nowego prawa. Czyli zdjęcie łańcuchów i budowę większych kojców, dostosowanych do wagi zwierzęcia.
PiS już w trakcie prac nad ustawą zgłaszał poprawki, domagając się zmniejszenia kojców. Ta propozycja została jednak odrzucona. Przyjęto za to poprawkę opozycji, według której każdy pies trzymany w kojcu musi być wyprowadzany na spacer „codziennie” (wcześniej projekt przewidywał spacery dwa razy dziennie).
Psy na uwięzi mogłyby być trzymane w wyjątkowych sytuacjach, na przykład na campingach podczas rodzinnego wyjazdu albo w trakcie szkoleń.
Mimo weta w ważnej dla psów i ich obrońców sprawie, 2 grudnia 2025 przejdzie do historii jako dzień, w którym zakończyła się era cierpienia zwierząt hodowanych na futra.
„Fakty są jednoznaczne. Ponad 2/3 Polaków, w tym także mieszkańców wsi, popiera zakaz hodowli zwierząt na futra. Ten głos nie może być zignorowany. To kierunek, który społeczeństwo wskazuje w zdecydowanej większości. Jednocześnie z uwagą wysłuchaliśmy hodowców. Podczas spotkania w Kancelarii Prezydenta powiedzieli jasno, czego potrzebują, by ta zmiana mogła być zaakceptowana. Te postulaty znajdują się w ustawie, którą dziś podpisałem” – powiedział Karol Nawrocki.
Według nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt:
„Wierzę, że stworzony przez nas degresywny system odszkodowań sprawi, że większość ferm zamknie się w najbliższych kilku latach. Wierzę, że zbudowanej przez nas umowy społecznej nikt nie złamie” – komentuje na Facebooku Małgorzata Tracz.
Zakaz obejmie hodowlę lisów (polarnych i pospolitych), norek, jenotów, tchórzy, nutrii i szynszyli na futra. Nie obejmie królików, bo te zwierzęta hoduje się w Polsce na mięso. Futro jest jedynie „produktem ubocznym”.
„Cieszymy się, że Prezydent RP przychylił się do głosu zdecydowanej większości obywateli i podpisał projekt ustawy zakazu hodowli zwierząt na futra. Przemysł futrzarski jest archaiczny, okrutny i całkowicie niepotrzebny, a ponadto nieekologiczny i ekonomicznie nieopłacalny. Gdyby Polska nie dołączyła do krajów, które wprowadziły zakaz, stałaby się jednym z ostatnich w Europie, który wspiera okrutny przemysł” – zauważa Anna Zielińska, wiceprezeska Fundacji Viva!
Fundacja podkreśla, że co roku na polskich fermach futrzarskich hodowane są miliony norek i lisów w warunkach niepozwalających na realizację naturalnych zachowań. „Jak wskazują liczne raporty, prowadzi to do urazów, chorób i poważnych zaburzeń behawioralnych. Zwierzęta zabijane są wyłącznie w celu pozyskania futer. Ustawa miała być odpowiedzią na te problemy. A także na postulaty mieszkańców wsi zgłaszających uciążliwości związane z działalnością ferm” – piszą społecznicy.
O tym, że większość krajów europejskich wprowadziła zakazy lub ograniczenia oraz o tym, że biznes futrzarski przestał się opłacać, pisaliśmy w OKO.press. Na przykład tutaj:
Listy do Karola Nawrockiego w sprawie zakazu hodowli zwierząt na futra wysyłali nie tylko społecznicy i prozwierzęce organizacje, ale tysiące obywateli i mieszkańcy, którzy sąsiadują z fermami. W liście sołtysa Pogorzałek Wielkich (woj. wielkopolskie) czytamy, że jest to "kwestia zdrowia, ziemi, domu i przyszłości”.
Romana Bomba, mieszkanka wielkopolskiego Cieszyna-Dobrzeca, która walczyła z fermą norek wybudowaną w centrum wsi, nie kryje radości po podpisie prezydenta: „U nas ferma graniczyła ze szkołą, przedszkolem i kościołem. Jeden człowiek zarabiał na obdzieraniu zwierząt z futer, a cierpieliśmy my, mieszkańcy, środowisko, no i przede wszystkim zwierzęta. Nareszcie udało się to zakończyć. Odsyłamy futro do historii!”.
Dziennikarka, reporterka, kierowniczka działu klimatyczno-przyrodniczego w OKO.press. Zajmuje się przede wszystkim prawami zwierząt, ochroną rzek, lasów i innych cennych ekosystemów, a także sprawami dotyczącymi łowiectwa, energetyki i klimatu. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu, laureatka Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej im. Tadeusza Mazowieckiego za reportaż o Odrze i nagrody Fundacji Polcul im. Jerzego Bonieckiego za "bezkompromisowość i konsekwencję w nagłaśnianiu zaniedbań władz w obszarze ochrony środowiska naturalnego, w tym katastrofy na Odrze". Urodziła się nad Odrą, mieszka w Krakowie, na wakacje jeździ pociągami, weekendy najchętniej spędza na kajaku, uwielbia Eurowizję i jamniki (a w szczególności jednego rudego jamnika).
Dziennikarka, reporterka, kierowniczka działu klimatyczno-przyrodniczego w OKO.press. Zajmuje się przede wszystkim prawami zwierząt, ochroną rzek, lasów i innych cennych ekosystemów, a także sprawami dotyczącymi łowiectwa, energetyki i klimatu. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu, laureatka Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej im. Tadeusza Mazowieckiego za reportaż o Odrze i nagrody Fundacji Polcul im. Jerzego Bonieckiego za "bezkompromisowość i konsekwencję w nagłaśnianiu zaniedbań władz w obszarze ochrony środowiska naturalnego, w tym katastrofy na Odrze". Urodziła się nad Odrą, mieszka w Krakowie, na wakacje jeździ pociągami, weekendy najchętniej spędza na kajaku, uwielbia Eurowizję i jamniki (a w szczególności jednego rudego jamnika).
Komentarze