0:000:00

0:00

Droga do schabowego na naszym talerzu usłana jest cierpieniem świń. Śmierć w rzeźni to tylko ostatni akt życia spędzonego na fermie.

Według danych GUS z czerwca 2020, na polskich fermach hoduje się dziś ponad 11 milionów świń, w tym 4,8 miliona przeznaczonych na ubój. Do 45 proc. zwierząt trzymanych jest w tak zwanych wysokotowarowych gospodarstwach, które posiadają powyżej 1 tys. zwierząt. W ostatnich 12 latach liczba świń hodowanych w Polsce spadła o 7 milionów. Może być to związane z likwidacją małych gospodarstw trzody chlewnej, z powodu silnej konkurencji cenowej z zagranicy oraz konieczności wprowadzania zabezpieczeń przed ASF, które opłacają się głównie na fermach przemysłowych.

Zarówno wiodące organizacje prozwierzęce, jak i rolnicze media od dłuższego czasu alarmują, że tego typu przedsiębiorstwa nie są jednak w stanie zapewnić zwierzętom odpowiednich warunków hodowli.

Przeczytaj także:

Produkcja cierpienia

Produkcja trzody chlewnej na ubój może odbywać się w dwóch cyklach: zamkniętym lub otwartym. W cyklu otwartym gospodarstwo zajmuje się wybranym elementem produkcji, np. tuczem. Cykl zamknięty obejmuje pełen łańcuch produkcyjny: począwszy od zapłodnienia loch, przez etap porodu i odchowu prosiąt, aż po tucz warchlaków.

Drugi typ produkcji polecany jest z uwagi na zminimalizowanie stresu związanego z transportem, nie jest jednak wolny cierpienia zwierząt.

W naturalnych warunkach prosięta uczą się samodzielności i są stopniowo odstawiane od opieki matki w wieku 14 do 17 tygodni. Prawo unijne umożliwia odsadzanie prosiąt hodowlanych po 28 dniu życia. Na portalu farmer.pl czytamy, że to jeden z najtrudniejszych etapów całego cyklu produkcyjnego, z którym związany jest tzw. "kryzys odsadzeniowy".

To zespół dolegliwości, który występuje u prosiąt po rozłączeniu z matką. Ich system immunologiczny nie jest jeszcze dobrze wykształcony, mogą wystąpić biegunki, które grożą nawet śmiercią zwierzęcia. Prosięta są również poddawane bolesnym operacjom, które często przeprowadza się bez znieczulenia: chodzi o przycinanie zębów, ogonów i kastrację.

Jak to się odbywa?

Cierpienie bez znieczulenia

Choć rutynowe przycinanie ogonów jest w Unii Europejskiej zabronione, okazuje się, że wciąż 77 proc. prosiąt jest poddawanych temu zabiegowi. Do siódmego dnia życia może on się odbywać bez znieczulenia i powoduje silny stres oraz ból. Zbyt szybko wykonywane zabiegi mogą prowadzić do uszkodzeń nerwów, chronicznego cierpienia i wzrostu ryzyka infekcji. Celem zabiegu jest zapobieganie gryzieniu ogonów przez stłoczone, zestresowane i znudzone zwierzęta.

Kolejną ekstremalnie bolesną procedurą wykonywaną do siódmego dnia bez znieczulenia jest kastracja samców.

Robi się ją po to, by ich organizmy przestały produkować androsteron, który jest przyczyną nieatrakcyjnego dla konsumentów zapachu mięsa wieprzowego.

Procedura jest bardzo bolesna, ból po jej wykonaniu może utrzymywać się do pięciu dni, możliwe jest też ryzyko infekcji i trwałych uszkodzeń wydłużających cierpienie zwierzęcia.

W Polsce w latach 2015-2017 kastracji chirurgicznej bez znieczulenia poddawanych było ponad 80 proc. prosiąt. Zgodnie ze stanowiskiem UE w 2018 roku miał zostać wprowadzony unijny zakaz kastracji bez znieczulenia. Niestety aktualnie obowiązuje on jedynie w Norwegii, Szwajcarii i Szwecji. W Holandii stosuje się znieczulenie, a Niemcy ustaliły ostateczny termin wprowadzenia zakazu na 1 stycznia 2021.

W dobie istnienia alternatyw takich jak kastracja niechirurgiczna (podanie preparatu, który hamuje produkcję androsteronu w jądrach), brak zakazu wydaje się szczególnie niezrozumiały.

Tucz i kanibalizm

Compassion Polska (polski oddział Compassion In World Farming), czołowa organizacji zajmująca się w Polsce dobrostanem świń, informuje, że większość hodowanych na terenie Unii Europejskiej świń nie ma zapewnionych warunków, które umożliwiałyby im realizowanie naturalnych zachowań.

Świnie uwielbiają eksplorować i ryć w ziemi. Chlewnie przeznaczone do tuczu wyposażone są w betonowe podłogi i mimo, że wymaga tego prawo, nie zawsze zaopatrzone są w ściółkę lub elementy zajmujące uwagę. Świnie są zwierzętami inteligentnymi, które szybko się uczą. Znane są z manipulowania urządzeniami podającymi pokarm czy emitującymi ciepło. Nuda i stłoczenie na fermach przemysłowych prowadzi do zachowań agresywnych, w tym tych kanibalistycznych, czyli wspomnianego gryzienia ogonów innych świń.

W badaniu porównawczym okazało się, że im lepsze są warunki występujące na fermie, tym mniej przypadków pogryzień. Niestety hodowla na skalę przemysłową wzmacnia jedynie zachowania patologiczne, dlatego odnotowano, że pomimo skracania ogonów, świnie nadal podejmują próby gryzienia - tyle że innych części ciała, np. uszu i nóg.

Rutynowe obcinanie ogonów nie rozwiązuje więc problemu, którego źródłem są złe warunki chowu .

Kolejnym problemem intensywnej hodowli są dręczące zwierzęta choroby. Świnie chorują na szereg chorób wirusowych (np. PRRS, „obrzękówka”), bakteryjnych (np. różyca, dyzenteria) lub pasożytniczych (np. glista świńska). Prowadzić one mogą do duszności, gorączki, porażeń kończyn, poronień, a nawet śmierci.

Twierdzi się, że na rozwój chorób mają wpływ czynniki takie jak: zbyt duże zagęszczenie zwierząt, nieprawidłowe warunki utrzymania, błędy żywieniowe i stres.

Jak nietrudno się zatem domyślić, w hodowlach zwierząt powszechnie używane są antybiotyki. Wyniki kontroli NIK wykazały, że aż 70 proc. hodowców z woj. lubuskiego je stosowało.

Jak czytamy na stronie NIK: „Badania wskazują, że nawet małe dawki antybiotyków przyjmowane z żywnością przez dłuższy czas mogą przyczyniać się do powstawania w organizmie ludzkim lekoopornych szczepów bakteryjnych”.

Chyba najstraszniejszą w skutkach chorobą świń jest ASF (afrykański pomór świń), który prowadzi do wystąpienia u zwierząt gorączki, duszności, krwawych biegunek i śmierci. Na ASF nie ma lekarstwa i szczepionki, dlatego elementem walki z tą chorobą jest wybijanie zakażonego stada, oraz wprowadzanie na fermach zasad bioasekuracji. Z tym jednak w Polsce nie jest najlepiej, co pokazał inny raport NIK z 2018 roku.

Cierpienie świńskich matek

Według prawa unijnego maciory, które trzyma się w hodowli wyłącznie w celach rozrodowych, mogą być umieszczane w klatkach indywidualnych przez pierwsze cztery tygodnie ciąży i ostatni tydzień przed rozwiązaniem.

Klatki ciążowe to wąskie, metalowe konstrukcje, uniemożliwiające zwierzęciu swobodne poruszanie się. Może zdarzać się, że lochy będą w takiej klatce i przez 16 tygodni, co prowadzi do stresu, zranień i kulawizn. Takie praktyki są już nielegalne w Szwecji, Norwegii i Wielkiej Brytanii.

Na tym jednak nie kończy się cierpienie świńskich matek. Po porodzie trzymane są kolejne 3-4 tygodnie w tak zwanych kojcach porodowych, których budowa uniemożliwia maciorom kontakt z potomstwem poza momentami karmienia.

W warunkach naturalnych ciężarne świnie 24 godziny przed porodem oddalają się od stada i zaczynają zbierać materiały do budowy gniazda, w którym na świat przychodzą prosięta. W hodowli, unieruchomione, często poranione o pręty klatki i osowiałe, mogą tylko czuć ssanie swoich dzieci.

W raporcie Compasssion Polska ze śledztwa przeprowadzonego na polskich fermach w 2017 roku czytamy:

“Najczęstszymi obrażeniami u świń były jednak urazy nóg, które wydawały się nieleczone. Niektóre lochy miały też owrzodzenia na ciele i racice, które były przerośnięte. Jeśli chodzi o dobrostan psychiczny, zestresowane świnie żuły własne języki, gryzły metalowe pręty i śliniły się”.

Powielany jest mit, że klatki porodowe służą ochronie prosiąt. Tymczasem wykazano, że zapewnienie zwierzętom odpowiedniej przestrzeni i ściółki do tworzenia gniazd znacząco wpływa na poprawę dobrostanu macior i potomstwa, a jednocześnie wciąż jest opłacalne.

Po odstawieniu potomstwa maciory są ponownie zapładniane i cykl cierpienia zaczyna się od nowa.

Transport i ubój poza procedurami

Transport do rzeźni to kolejny, niesamowicie stresujący dla zwierząt moment. Podstawowe nieprawidłowości wykrywane przez Inspekcję Weterynaryjną podczas transportu obejmowały:

  • przewożenie zwierząt niezdolnych do transportu,
  • złe warunki przewozu,
  • naruszanie czasów podróży i postoju,
  • brak kwalifikacji osób obsługujących.

Czasopisma branżowe wymieniają również brak poideł, brak odpowiednich boksów (szpary powodujące łamanie nóg), nieprawidłowy załadunek i wyładunek zwierząt, bicie, kopanie i nieudzielanie pomocy.

Według raportu EFSA (European Food Safety Authority) do wielu naruszeń może również dochodzić podczas procesu rzeźnego. Zwierzęta docierające do rzeźni mogą cierpieć na skutek przegrzania, głodu i pragnienia. Pojawiają się duszności, urazy, a część zwierząt przybywa na miejsce martwa.

Świnie podczas rozładunku mogą odmówić poruszania się lub próbować ucieczki, co prowadzić może do kolejnych okaleczeń. Dopuszczalne metody uśmiercania świń to metody mechaniczne (uderzenie w głowę specjalnym urządzeniem z metalowym bolcem) lub wykorzystaniem prądu elektrycznego o natężeniu 1,3 A, który powoduje utratę świadomości przez zwierzę.

Przed ogłuszeniem zwierzęta doświadczają ogromnego stresu na skutek koniecznej krępacji. Błędy w ogłuszaniu prowadzić mogą do wykrwawiania wciąż świadomych zwierząt, co powoduje ogromny strach i ból. Raport wykazał, że za większość naruszeń odpowiadają nieprawidłowo wykwalifikowani i wyszkoleni pracownicy. Jest to szczególnie alarmujące, gdyż zgodnie z nowymi polskimi przepisami dotyczącymi uboju na użytek własny,

“wystarczające jest odbycie bezpłatnego szkolenia w tym zakresie, organizowanego przez powiatowego lekarza weterynarii, potwierdzone zaświadczeniem, bez obowiązku odbywania praktyki w rzeźni”.

Coraz częściej nie chcemy przemysłowej hodowli zwierząt

W badaniach Biostat z 2019 roku 48,5 proc. Polek i Polaków opowiedziała się przeciwko fermom przemysłowym (37 proc. było za, 14,5 proc. wyraziło brak zdania w tej sprawie). Przeciwnicy ferm przemysłowych uważali też, że na fermie powinno być przetrzymywane maksymalnie 100-400 świń.

80 tysięcy obywatelek i obywateli naszego kraju podpisało się również pod Europejską Inicjatywą Obywatelską, żądającą wprowadzenia zakazu stosowania klatek w hodowli zwierząt.

Jest to jasny sygnał, że w hodowli zwierząt nie interesuje nas jedynie produkt końcowy.

Urszula Zarosa - dr filozofii, autorka książki „Status moralny zwierząt”, pracowniczka londyńskiego inkubatora startupów nonprofit - Charity Entrepreneurship.

Udostępnij:

Urszula Zarosa

Dr filozofii, na co dzień pracuje w organizacji nonprofit będącej częścią ruchu efektywnego altruizmu; autorka książki “Status moralny zwierząt”, PWN, 2016.

Przeczytaj także:

Komentarze