0:00
0:00

0:00

Gdy 14 września 2019 ukazał się szczegółowy program Prawa i Sprawiedliwości, pobieżny przegląd sugerował, że Nowogrodzka podeszła do tematu znacznie poważniej, niż Koalicja Obywatelska. Na ponad 200 stronach programu PiS ciąg znaków „klimat” pojawia się 29 razy. W programie KO – zaledwie sześć.

Ale jeśli spojrzeć dokładniej, PiS postawił przede wszystkim na morze obietnic. Problem w tym, że w konfrontacji z dotychczasową polityką partii rządzącej obietnice te wypadają mało wiarygodnie.

Klimat w walce z PSL

PiS zaczyna od wymienienia ochrony klimatu i środowiska naturalnego jako jednego z filarów swojej polityki w ogóle. Jest to najwyraźniej próba odzyskania przejęcia od lewicy tematów do tej pory kojarzonych wyłącznie z nią.

„Prawo i Sprawiedliwość będzie stanowczo bronić rodziny naturalnej, w tym jej kształcie i rozumieniu, które cechuje cywilizację zachodnią. Jesteśmy przekonani, że dzisiaj należy chronić nie tylko klimat i środowisko naturalne, ale także ludzkie instytucje i dotychczasowe formy życia” – czytamy w programie.

Po tym wstępie PiS podkreśla rolę ochrony klimatu w polityce rolnej, deklarując wprowadzenie programu „Dobrostan plus”. Głównym jego celem ma być „radykalne zmniejszenie zakresu transportu zwierząt, transportu mięsa i transportu pasz do gospodarstw rolnych, dzięki czemu (…) osiągnie się redukcję emisji dwutlenku węgla (ochrona klimatu), redukcję emisji zanieczyszczeń powietrza (ochrona środowiska) oraz poprawę dobrostanu zwierząt.”

Za „Dobrostanem plus” idą słynne już 100 zł do jednego tucznika i 500 zł do jednej krowy rocznie. PiS sugeruje też możliwe dopłaty do innych zwierząt hodowlanych: owiec, kóz, drobiu, o ile będą hodowane w „naturalnych warunkach dobrostanu”.

O tym, że produkcja mięsa jako taka jest szkodliwa dla klimatu i według nauki powinna zostać ograniczona – nie ma mowy.

Ilość miejsca poświęconego programowi „Dobrostan plus” z powtykanymi gdzieniegdzie odniesieniami do klimatu pozwala sądzić, że nie o klimat tu chodzi, a o nadanie klimatycznego sznytu strategii pozyskania głosów rolników. Kosztem PSL.

Oczywiście w jakiejś mierze wszystkie polityki współczesnego państwa europejskiego powinny brać pod uwagę działania proklimatyczne, ale dlaczego akurat tyle miejsca PiS poświęca rzekomo przyjaznej klimatowi polityce dopłat dla rolników?

Lex Szyszko? Jakie lex Szyszko?

Stricte klimatyczne cele partii omówione są w rozdziale zatytułowanym „Ochrona klimatu”. PiS podkreśla w nim rozwiązania niekontrowersyjne. Nie wchodzi natomiast w szczegóły kluczowych zmian potrzebnych do dekarbonizacji polskiej gospodarki do roku 2050, zgodnie z nabierającymi kształtu planami nowej Komisji Europejskiej pod wodzą Ursuli von der Leyen.

Niekontrowersyjne jest zobowiązanie do zwiększenia liczby gospodarstw domowych podłączonych do „efektywnych systemów ciepłowniczych”, czyli elektrociepłowni. Podobnie nie ma większego sporu na temat zwiększania zielonych powierzchni w miastach – i to właśnie proponuje PiS, choć po skandalu z „lex Szyszko” jest w tym mniej więcej tak wiarygodny, jak Platforma Obywatelska w sprawie związków partnerskich.

PiS zapowiada także rozbudowę systemu „wysokosprawnej kogeneracji i ogrzewania gazowego”. Co do zwiększania roli gazu można mieć wątpliwości. I ma je np. Unia Europejska, wytykając Polsce brak planu odejścia od wspierania paliw kopalnych w przygotowywanym tzw. Krajowym Planie na rzecz Energii i Klimatu (KPEiK).

Trzy organizacje pozarządowe – holenderskie biuro Friends of the Earth, Climate Action Network (CAN) Europe i Overseas Development Institute (ODI) sporządziły niedawno analizę KPEiK. Wynika z niej, że Polska zamiast odchodzić od wsparcia dla paliw kopalnych, planuje nowe mechanizmy subsydiowania użycia paliw kopalnych, przede wszystkim dla gazu, głównie w sektorze transportu, ale też w ciepłownictwie.

Mimo wątpliwej przydatności w szybkiej dekarbonizacji, forowanie gazu może spotkać się z dobrym przyjęciem w Europie. Błękitne paliwo od lat promują Niemcy kosztem zamykania zeroemisyjnych elektrowni atomowych.

Przeczytaj także:

PiS chce też realizować program tzw. Leśnych Gospodarstw Węglowych (LGW), czyli zwiększania lesistości kraju w celu pochłaniania emisji CO2. „Zwiększymy zalesienie kraju, a w konsekwencji wzrost powierzchni zajmowanej przez naturalne rezerwuary dwutlenku węgla. Dzięki działalności polskich leśników, którzy rocznie sadzą ponad 500 mln drzew, lesistość naszego kraju będzie ciągle wzrastać. Naszym celem będzie zwiększenie lesistości kraju do 33 proc. do 2045 roku” – czytamy w programie PiS. Lesistość Polski wynosiła 29,6% w 2018 roku (dane GUS).

To kolejna obietnica, której spełnienie wygląda na mało wiarygodne. Od wielu miesięcy opisujemy w OKO.Press wycinkę cennych drzewostanów w puszczach: Białowieskiej, Bukowej, czy Karpackiej.

Celem LGW jest pochłonięcie dodatkowego miliona ton CO2 w ciągu 30 lat. To ok. 0,3 proc. zeszłorocznych emisji. Niewiele, ale jesteśmy w sytuacji „wszystkie ręce na pokład” i każda pochłonięta tona CO2 ma znaczenie. A raczej: miałaby, gdyby PiS zechciał zaprezentować szczegóły prawdziwie skutecznych metod dekarbonizacji, co najmniej tak, jak zrobił to w przypadku „Dobrostanu plus”.

Węgiel, węgiel über alles

Według programu PiS, produkcja energii w Polsce będzie oparta o „węgiel, gaz ziemny i ropę naftową, OZE – fotowoltaikę, wiatrownie i biogazownie, a także energetykę jądrową”.

„(…) już w 2035 r. [elektrownie atomowe] mogą dać ok 10% energii elektrycznej wytworzonej w kraju. Udział ten zwiększy się do ok. 20%. w latach 2040–2043. Zainstalowana moc bloków jądrowych może osiągnąć 10 GW, czyli tyle, ile przewidujemy dla morskich farm wiatrowych w tym samym czasie” – czytamy w programie. Pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski doprecyzował w tym tygodniu na Konferencji Generalnej Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA) w Wiedniu, że plany rządu obejmują budowę sześciu reaktorów. Pierwszy o mocy 1-1,5 GW ma zostać uruchomiony w 2033 roku. Kolejne pięć - co dwa lata do 2043 roku.

Decyzja o budowie 10 GW mocy w blokach jądrowych czy tej samej – choć dużo mniej efektywnej – ilości mocy w morskich farmach wiatrowych jest kluczowa dla dekarbonizacji polskiej energetyki i gospodarki.

O ile widać zaangażowanie największej polskiej spółki energetycznej Polskiej Grupy Energetycznej w rozwijanie morskiej energetyki wiatrowej, o tyle program atomowy stoi w miejscu. Rząd nie wskazał nawet lokalizacji pierwszej elektrowni atomowej, co czyni jej ukończenie do 2033 roku mało realnym.

Z wcześniejszych wypowiedzi Naimskiego wynika też, że PiS zamierza budować elektrownie atomowe, by utrzymać produkcję prądu z węgla.

„Jako podstawę musimy mieć dodatkową energię nuklearną, szczególnie jeśli chcemy w Polsce utrzymać węgiel, jako źródło i surowiec do produkcji prądu elektrycznego w długiej perspektywie” - powiedział Naimski PAP na początku września.

Ze wstępnej wersji Polityki Energetycznej Polski do roku 2040 (PEP2040) wynika, że za 20 lat Polska nadal będzie wytwarzała z węgla ok. 40 proc. energii. Jest to sprzeczne z planami UE dotyczącymi osiągnięcia neutralności klimatycznej w 2050 roku.

Paryż, Katowice, Nowy Jork

Oprócz obietnic w programie PiS znajdziemy - całkiem zasadną - autopochwałę rządu za zorganizowanie i doprowadzenie do przyjęcia tzw. Katowickiego Pakietu Klimatycznego („Katowice Rulebook”) na szczycie klimatycznym w Katowicach (tzw. COP24) pod koniec 2018 roku.

Pakiet katowicki to zbiór zasad realizacji Porozumienia Paryskiego z 2015 roku, mającego na celu ograniczenie wzrostu temperatury Ziemi do względnie bezpiecznego poziomu 1,5°C.

„Dzięki osiągnięciom katowickiego COP24 możemy dzisiaj mówić o zakończeniu kluczowego etapu projektowania ram globalnej polityki klimatycznej. Społeczność międzynarodowa zgadza się co do jej przesłanek, kierunków, celów strategicznych, a w ramach Katowickiego Pakietu Klimatycznego także co do sposobów wdrażania tych celów. Teraz kluczowym wyzwaniem jest implementacja zapisów »Katowice Rulebook« przez wszystkie kraje” – czytamy w dokumencie.

Łyżką dziegciu w tej beczce miodu jest fakt, że aktualne plany ograniczenia emisji CO2 przez poszczególne kraje nie dają szansy ograniczenia wzrostu temperatury do poziomu 1,5°C. Dlatego już w poniedziałek 23 września w Nowym Jorku spotkają się światowi przywódcy, by zwiększyć poziom ambicji w walce z kryzysem klimatycznym.

Unia Europejska pojedzie na nowojorski szczyt bez nowych propozycji, bo w czerwcu Polska zablokowała porozumienie unijne w sprawie osiągnięcia neutralności klimatycznej w 2050 roku. Według programu PiS był to wielki sukces premiera Mateusza Morawieckiego, chociaż rząd i tak nie będzie miał wyjścia i poprze porozumienie pod koniec roku na kolejnym szczycie unijnym. Pytanie, co ugra w zamian.

Wreszcie – na kuriozum zakrawa stwierdzenie, że rząd PiS przyjął „postawę renegocjacji pakietu energetyczno-klimatycznego w kierunku zagwarantowania interesów polskiego przemysłu i konsumentów”.

Obecnie UE zastanawia się nad zwiększeniem celu redukcyjnego emisji w ramach pakietu z 40 proc. (względem roku 1990) na 45 proc. Renegocjacja faktycznie może mieć miejsce - tylko że w kierunku odwrotnym, niż sugeruje to PiS.

Jeśli PiS znów zdobędzie większość w Sejmie i utworzy rząd, to program klimatyczny PiS będzie programem Polski na najbliższe cztery lata. Wiarygodność obecnego rządu w dziedzinie klimatu po pierwszej kadencji jest niska.

Kluczowe obietnice dotyczą projektów długoterminowych, których ukończenie zajmie minimum dekadę, o ile w ogóle się rozpoczną, co może być trudne, jeśli nastąpi przewidywane przez ekonomistów spowolnienie gospodarcze.

Zaprezentowany program ma jeden duży plus – przyda się do weryfikacji jego wykonania.

;
Wojciech Kość

W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc

Komentarze