0:000:00

0:00

Na naszych oczach III RP, która była zbudowana na serii kompromisów, odchodzi do przeszłości. W ich centrum był tak zwany „kompromis aborcyjny”, ale dotyczyły one również polityki ekonomicznej, miejsca Kościoła w sferze publicznej, funkcjonowania państwa, rozliczeń z komunizmem, polityki międzynarodowej etc. Te kompromisy wyznaczały ramy debaty publicznej przez ćwierć wieku.

Ta konstrukcja zaczęła się chwiać, kiedy rząd Beaty Szydło nie tylko odmówił opublikowania orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, ale też złamał zobowiązania dotyczące relokacji uchodźców podjęte przez poprzedni rząd, a także odrzucił mity transformacji w ekonomii i zaczął prowadzić inną politykę społeczną - pisze Tadeusz Koczanowicz*.

Tekst publikujemy w naszym cyklu „Widzę to tak” – od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik

Protesty w obronie sądów

Protesty, które wybuchły w obronie niezależnych sądów, były protestami broniącymi kształtu Polski uformowanego po 1989 - z jej słabościami i osiągnięciami, a także z zasadami debaty publicznej. Wówczas obok siebie mogły występować lewicowe polityczki, liberalne dziennikarki i konserwatywne katoliczki. Lewicowe działaczki mogły mieć nadzieję, że III RP gwarantuje szansę na ewolucję w stronę równości i sprawiedliwości, liberałki obawiały się naruszania fundamentów polskiej demokracji, a konserwatystki były raczej zadowolone z formy, jaką Polska przyjęła i uważały, że PiS swoimi radykalnymi zmianami zrobi więcej złego, niż dobrego dla konserwatyzmu w Polsce.

Wielkie protesty KOD-u miały głównie miejsce w dużych miastach, a średnia wieku była bliska pięćdziesięciu lat. Protestowało pokolenie, które zyskało na transformacji i utożsamiało się z Trzecią Rzeczpospolitą.

Rządy Prawa i Sprawiedliwości wyszły z tych protestów wewnętrznie skonsolidowane. Polityczki i politycy Zjednoczonej Prawicy usłyszeli wyraźnie, że „będą siedzieć” i dlatego mimo sporów wewnętrznych wiedzieli, że nie mogą sobie pozwolić na konflikt, który doprowadziłby do zmiany rządów.

Przeczytaj także:

Kaczyński zrywa z tabu

Jarosław Kaczyński z kolei poczuł, że nie należy przejmować się żadnym tabu trzeciej RP. Odrzucił teorie wahadła, wedle której rewolucja łączy się z reakcją. Kampanie nienawiści przeciwko osobom LGBTQ+ upewniły go w przekonaniu, że jego partia może sobie na wszystko pozwolić. Protesty i oburzenie szło od środowisk, które i tak nie stanowią elektoratu Prawa i Sprawiedliwości.

Jedyną odpowiedzią dla tych środowisk było z jednej strony straszenie, a z drugiej konkretne kroki w kierunku przejęcia kontroli nad szkołami, uniwersytetami czy instytucjami kultury, wedle zasady, że kultura, szkoły i nauka mogą być gorsze, byleby były słuszne i przede wszystkim kształtowały posłusznych zwolenników PiS-u.

Kościół odegrał dużą rolę w zbudowaniu III RP i zawarciu wszystkich kompromisów z których się składała, dlatego przez lata w większości stał na ich straży. Po dojściu PiS-u do władzy apetyt wielu duchownych na państwowe fundusze, ale też strach przed zachodnimi standardami równości i obawa przed ujawnieniem afer pedofilskich, doprowadziły do poparcia PiS-owskiej rewolucji.

Stała za tym wiara, że Kościół ma dalej takie oparcie w społeczeństwie jak w latach 80. i wreszcie nadszedł czas, żeby wcielić w życie wszystko, co w latach 90. było niemożliwe.

Zarówno PiS-owi jak i Kościołowi przyświecało przekonanie, że polski naród wreszcie może być sobą w swoim patriotyzmie i katolicyzmie i że ta "prawdziwa istota narodu" była wcześniej ograniczona przez liberalne elity wpatrzone w Zachód oraz pozostałości realnego socjalizmu.

Punktem kulminacyjnym dla przebudzenia narodowo-katolickiej Polski miało być wykreślenie wyjątku od zakazu aborcji dotyczącego wad płodu, a więc de facto zakazanie jakiejkolwiek aborcji i wprowadzenie jednego z najsurowszych praw antyaborcyjnych na świecie. Chodziło o gest zerwania z najsłynniejszym z kompromisów III RP, w ramach którego sprzedano prawa reprodukcyjne kobiet w zmian za poparcie Kościoła.

Polska PiS-owska miała dać Kościołowi jeszcze więcej za poparcie. Aby ograniczyć potencjalne protesty, dokonano tego w środku pandemii, z którą rząd sobie nie radzi. Użyto do tego marionetkowego Trybunału Konstytucyjnego kierowanego przez Julię Przyłębską, który odwołał się do orzecznictwa wcześniej ograniczającego aborcję.

Tak jakby chciano zerwać z fundamentalnym kompromisem III RP, ale jednak bronić go językiem III RP.

Może osoba, która to wymyśliła, miała nadzieje, że w ten sposób dotrze do osób protestujących w obronie sądów? W każdym razie PiS nie wziął pod uwagę, że obalając i depcząc zasady, które były fundamentami trzeciej RP i prowadząc politykę narodowo-katolickiej rewolucji, przygotował grunt pod rewolucję przeciwko własnym rządom.

Rewolucja kobiet

Rewolucjonistki postanowiły nie przejmować się tabu trzeciej RP, podobnie jak nie przejmował się nim rząd, i zaczęły pisać na elewacjach Kościołów, co myślą o mieszaniu się kleru w ich prawa. Zażądały aborcji na życzenie, a dla tych co chcą negocjować nowy kompromis, mają tylko hasło „wypierdalaj”.

Wygląda na to, że teoria o wahadle była prawdziwa i właśnie walnęło ono Kaczyńskiego w głowę. Z resztą tak brzmiał, kiedy mówił w orędziu:

„Bardzo często w tych atakach widać pewne elementy przygotowania, być może nawet wyszkolenia. Ten atak jest atakiem, który ma zniszczyć Polskę. Ma doprowadzić do tryumfu sił, których władza w gruncie rzeczy zakończy historię narodu polskiego, tak jak dotąd go żeśmy postrzegali. Tego narodu, który jest naszym narodem, który mamy w naszych umysłach i w naszych sercach. Który jest przedmiotem polskiego patriotyzmu”.

Ta rewolucja prawdopodobnie rzeczywiście zniszczy naród polski, taki jak go postrzega Jarosław Kaczyński. Nawet jeżeli władze wprowadzą lockdown, postawią zarzuty organizatorkom i uda im się zatrzymać rewolucję na krótki dystans, to w dłuższej perspektywie z protestów kobiet narodzi się nowa równa Polska dla wszystkich, która nie będzie współrządzona przez kler i której kultura nie będzie ufundowana w antysemityzmie i martyrologii.

Polska, która będzie kobietą.

*Tadeusz Koczanowicz, historyk kultury, doktoryzuje się na Uniwersytecie w Zurychu. Skończył socjologię i kulturoznawstwo na Uniwersytecie Warszawskim.

Udostępnij:

Tadeusz Koczanowicz

historyk kultury, doktoryzuje się na Uniwersytecie w Zurychu. Skończył socjologię i kulturoznawstwo na Uniwersytecie Warszawskim.

Komentarze