Grzyby mogą zamienić w zombie owady, np. mrówki. Nie ma jednak sposobu na wprowadzenie człowieka w taki stan. Skąd więc w ogóle legenda o ludziach zombie?
W serialu “The Last of Us” opartym na komputerowej grze pod tym samym tytułem, ludzkość znalazła się na progu zagłady. Większość ludzi jest zainfekowana grzybem, który zamienia ich w zombie. Nieliczni zdrowi starają się przetrwać.
Czy to możliwe? Nie. Zombie są postaciami fantastycznymi. Jednak, jak to często bywa w fantastycznych opowieściach, i w tej kryje się odrobina prawdy i nie dotyczy ludzi.
Drapieżne grzyby brzmi nieco jak oksymoron. Zwykle kojarzą nam się z łagodnymi dostojnymi borowikami, ze szlachetnymi drożdżami, czasem z pospolitą pleśnią. Przez swój brak aktywnego poruszania się przypominają nam rośliny. W rzeczywistości są bliżej spokrewnione ze zwierzętami - wraz z wiciowcami i zwierzętami wielokomórkowymi wchodzą w skład supergrupy Ophistokonta – tu ilustracja:
Grzyb, który zamienia w zombie, rzeczywiście istnieje - ale uśmierca tylko owady. Dlaczego nie może ludzi? To da się wyjaśnić.
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Grzyby z gatunku Ophiocordyceps unilateralis to w zasadzie zespół gatunków grzybów. Każdy jest grzybem drapieżnym i atakuje inny gatunek owada - najczęściej są to mrówki.
Gdy zarodniki tego grzyba wnikną do organizmu mrówki, zarażone stawonogi zaczynają po pewnym czasie mieć kłopoty z widzeniem i zaczynają szukać miejsc bardziej nasłonecznionych, wspinają się na źdźbła trawy, krzewy lub drzewa. Tam owad wbija się żuwaczką w liść, po czym umiera. Grzyb przerasta martwe ciało zwierzęcia i uwalniają się zarodniki. Niesione z wiatrem mogą infekować kolejne ofiary.
Długo uważano, że Ophiocordyceps zmienia zachowanie owadów. Badania wykazały, że grzyb nie kontroluje mózgu, przejmuje jedynie kontrolę nad mięśniami nóg i żuchwy mrówek. Zainfekowany owad nie udaje się na źdźbła ani gałęzie w skoordynowany sposób, jego poruszanie się przypomina raczej drgawki.
[Ten odcinek “Planety Ziemia” z 2006 roku stał się podobno bezpośrednią inspiracją dla twórców gry komputerowej "The Last of Us".]
Grzyby zmieniające mrówki w zombie długo uważano za należące do rodzaju Cordyceps, stąd i taka nazwa pojawia się w grze oraz serialu. Nauka ustaliła jednak w ubiegłej dekadzie, że należy im się osobny rodzaj Ophiocordyceps.
“The Last of Us” (zarówno gra, jak i serial) opisują losy ludzi w świecie, w którym grzyb ten zmutował i zaczął infekować ludzi, zamieniając ich w zombie. Czy to możliwe?
Nie.
Jak większość pasożytniczych i chorobotwórczych gatunków mikroorganizmów, także grzyby z rodzaju Ophiocordyceps są wyspecjalizowane, mogą atakować jeden konkretny gatunek lub gatunki blisko z nimi spokrewnione.
Owady mogą przenosić groźne dla ludzi wirusy (na przykład dengi) lub pasożyty (na przykład zarodźce malarii), ale są one dla owadów nosicieli nieszkodliwe. Działa to także w drugą stronę - patogeny groźne dla owadów są dla nas nieszkodliwe.
Nasze organizmy bardzo różną się od owadzich. Zoonoz, czyli chorób, którymi można zakazić się od zwierząt, jest wiele. I nie ma wśród nich żadnej, którą można zakazić się od chorujących na nią owadów.
Owszem, są gatunki grzybów infekujące ludzi, nawet całkiem sporo. Zwykle wywołują zakażenia skóry, rzadziej (gdy są wdychane z pyłem) zapalenia płuc. Ogólny stan zapalny organizmu mogą wywołać tylko u osób z obniżoną odpornością.
Organizmy ssaków mają znacznie sprawniejsze układy odpornościowe niż organizmy owadów. Owadzi układ odpornościowy pozbawiony jest na przykład odpowiedzi opartej na przeciwciałach, które rozpoznają wirusy, bakterie i grzyby. Stąd też są znacznie bardziej podatne na zakażenia.
Jest jeszcze jedna rzecz, która dość dobrze chroni nas przed zakażeniami wywoływanymi przez grzyby (a zakażenia grzybicze ograniczone są głównie do skóry). To nasza stałocieplność.
Większość grzybów wywołujących zakażenia woli temperatury znacznie niższe niż 37 stopni Celsjusza. Stąd grzyby częściej atakują ryby, płazy i gady. [Ophiocordyceps rozmnaża się w temperaturach między 20 a 30 stopni.]
Do tego nasze mózgi są dodatkowo cieplejsze od reszty ciała, co wykazały badania (prowadzone m.in. przez polską badaczkę Ninę Rzechorek w 2022 roku, pierwsze tak szerokie dotyczące temperatury poszczególnych obszarów mózgu i jej różnic ze względu na płeć i wiek). Grzyby naszym układom nerwowym nie zagrażają.
Zakażenie pasożytniczymi grzybami zamieniającymi w zombie ludziom nie grozi.
Czy pasożytnicze grzyby zamieniające owady w zombie mogłyby zmutować i zagrozić ludziom?
Stworzony zgodnie z międzynarodowymi zasadami weryfikacji faktów.
Ba, grzyby Ophiocordyceps sinensis są od dawna wykorzystywane w tak zwanej medycynie chińskiej (która wbrew potocznej nazwie nie ma nic wspólnego z medycyną). Jego rzekome działanie wywodzono z faktu, że pasożytują na larwach owadów, więc zawierają życiową energię roślinną oraz zwierzęcą (co samo w sobie jest błędem, jak już wspominaliśmy, grzyby do roślin nie należą).
Nie ma jednak żadnych naukowych badań, które wskazywałyby jakiekolwiek działanie grzybów Ophiocordyceps czy Cordyceps na ludzi. Po drugie i tak stosowane na skalę przemysłową ekstrakty z Cordycepsu pochodzą z grzybni uprawianych na ziarnach zbóż (nie zawierałyby zatem “energii życiowej owadów”, nawet gdyby takowa istniała).
Skąd jednak w ogóle postać zombie, żywego-umarłego? Najpewniej z religii voodoo, spolszczonej jako wudu, wyznawanej głównie na Haiti i południu Stanów Zjednoczonych. Według jej wyznawców, kapłani mogą uśmiercić człowieka i kilka dni po jego pogrzebie przywrócić go do pozornego życia.
Nie jest to żywy człowiek, jego ciało zamieszkuje jeden z duchów śmierci. Taki “żywy trup” może wykonywać prace w polu i gospodarstwie. Póki nie zje soli lub słonej potrawy, wtedy bowiem uświadamia sobie, że w rzeczywistości nie żyje. Wraca na cmentarz i zakopuje się we własnym grobie.
Wiara w istnienie zombie jest na Haiti powszechna. Aby zmarły nie został zombie, przebija się go kołkiem (lub odrąbuje mu ręce i nogi), a rodzina zmarłego przez kilkanaście dni po pogrzebie pilnuje grobu.
Czy to wierzenie ma podstawy w rzeczywistości? Najprawdopodobniej “zombie” byli ludźmi odurzanymi przez kapłanów. Są bowiem trucizny, po których może nastąpić utrata świadomości lub paraliż ciała, a oddech stać się tak płytki i rzadki, że trudny do zaobserwowania. Łatwo wtedy uznać, że ktoś umarł.
Etnobotanik Wade Davis w pracy opublikowanej w 1983 roku (a potem w dwóch książkach na ten temat) twierdził, że trucizną tą mogła być tetrodotoksyna. Zawierają ją ryby rozdymkokształtne, w tym chętnie wykorzystywane w kuchni japońskiej ryby fugu.
Najwięcej trucizny zawiera wątroba, a przypadki zatruć związane są ze spożyciem nieodpowiednio oczyszczonych ryb. Tetrodotoksyna jest bardzo stabilnym związkiem chemicznym i nie rozkłada się podczas gotowania.
Tetrodotoksyna hamuje przekaźnictwo elektryczne w nerwach (poprzez przyłączanie się do białek kanałów sodowych w błonach komórek nerwowych). Nie przechodzi też przez barierę krew-mózg.
Ofiara zostaje sparaliżowana, ale całkowicie przytomna. Jeśli przeżyje 24 godziny, zwykle całkowicie odzyskuje zdrowie. Jeśli jednak dawka trucizny jest zbyt wysoka, następuje śmierć przez uduszenie w wyniku porażenia mięśni oddechowych.
To chyba stan najbliższy byciu “zombie”. Nie ma jednak w nim nic agresywnego. I, co oczywiste, sparaliżowanej osoby nie da się kontrolować.
Na łamach tygodnika “Polityka” ukazał się kiedyś znakomity rysunek Jana Kozy. Leżący mężczyzna mówi: “Kontrolują mnie przez wszczepionego chipa”. “A co ci każą robić?”, pada pytanie. “Nic”.
Być może trop "świata po zagładzie" w nowoczesnej kulturze ma źródła w epidemii grypy (nazwanej później hiszpanką) w latach 1918-1920. Jej ofiar było tak wiele, że brakowało trumien, piętrzyły się ciała zmarłych, których pospiesznie chowano w masowych grobach. Opustoszałymi ulicami ciągnęły karawany, zamykano szkoły, sklepy i teatry. Pandemia wyludniła wiele społeczności i zamieniła je w krajobrazy rodem ze współczesnych filmów katastroficznych.
Na hiszpankę umierali głównie ludzie młodzi, często w dramatyczny sposób, (krwawiąc z oczu i uszu), opisuje Elizabeth Outka na łamach portalu “The Conversation”. Ci, którzy przeżyli, często cierpieli na neurologiczne powikłania - także delirium, czyli stan z pobudzeniem i omamami. Czasem popadali w depresję graniczącą z letargiem. Ich zachowanie stawało się obce i niezrozumiałe, a gdy łączyło się z pobudzeniem - groźne.
Wcześniej, w 1915 roku, rozpoczęła się też epidemia śpiączkowego zapalenia mózgu, opisana po raz pierwszy przez Constantina von Economo w 1917 roku. Do lat trzydziestych ubiegłego wieku zachorowało na nie pięć milionów osób (ponad półtora miliona zmarło). Historię tej choroby opisał neurolog Oliver Sacks w wydanej w 1973 roku książce “Przebudzenia”. W 1990 roku na jej podstawie powstał film pod tym samym tytułem.
Wśród objawów śpiączkowego zapalenie mózgu można znaleźć odwrócenie rytmu dobowego (chory śpi za dnia, aktywny jest nocą), zaburzenia widzenia, opóźnioną reakcję na bodźce, ociężałość umysłową, sztywność mięśni, tiki wokalne, a także gwałtownie przebiegające delirium i psychozę. Czy to nie jest obraz zombie ze współczesnej popkultury?
Po serii ostrych objawów neurologicznych chory odczuwał senność i zasypiał na 1-2 tygodnie. Część chorych budziła się w stanie, w którym był przytomna, mogła otwierać oczy, wodzić wzrokiem za przedmiotami, lecz nie była w stanie nawiązać kontaktu z otoczeniem ani wykonywać ruchów (mutyzm akinetyczny) i po pewnym czasie umierała. Ci, którzy budzili się bez mutyzmu, czasem wracali do zdrowia długie lata.
Śpiączkowe zapalenie mózgu pierwotnie wiązano z grypą hiszpanką. Współczesne badania zachowanych z tamtego okresu ciał zmarłych na tę chorobę nie potwierdziły śladów obecności wirusa grypy. Od połowy lat 20. ubiegłego wieku przypadków śpiączkowego zapalenia mózgu zdarzało się coraz mniej i choroba w latach trzydziestych zniknęła równie zagadkowo, jak się pojawiła.
Czy można jednak wprowadzić człowieka w stan nieświadomości, w którym się porusza i reaguje na polecenia? Oczywiście próbowano. Interesowało to między innymi CIA, która prowadziła badania nad wieloma różnymi substancjami odurzającymi przez dwie dekady (od połowy lat 50. do połowy lat 70. ubiegłego wieku) pod kryptonimem MK-Ultra.
Nie przyniosły oczekiwanych efektów, a sprawa, gdy wypłynęła, zakończyła się skandalem. Nieetyczne badania (prowadzone bez zgody nieświadomych uczestników) próbowano ukrywać, a dowody niszczono.
Okazało się, że nie da się kontrolować człowieka za pomocą chemicznych substancji zmieniających świadomość. Psychodeliki wywoływały zbyt dramatyczne zaburzenia reakcji na bodźce zewnętrzne (halucynacje i omamy), zaburzały też koordynację ruchową w nieprzewidywalny sposób. W dużych dawkach wywoływały zaś po prostu utratę świadomości lub śmierć.
Nic w tym w sumie dziwnego. Większość badaczy zgadza się, że świadomość jest złożonym procesem działania mózgu. Wszystko wskazuje na to, że nie da się ingerować w tak złożony proces, nie zaburzając prostszych (takich jak reakcja na bodźce czy koordynacja ruchowa).
Substancjami psychoaktywnymi interesowały się oczywiście armie. Już podczas pierwszej wojny światowej dość powszechnie stosowano kokainę, by zmniejszyć uczucie głodu i zwiększyć czujność żołnierzy. Podczas drugiej wojny światowej zaczęto w tym samym celu stosować amfetaminę.
Pod nazwą pervitin powszechnie stosowały ją hitlerowskie wojska. Wśród aliantów podawano ją pilotom bombowców na długich trasach. Amerykańscy piloci mogli ją zażywać (dobrowolnie) podczas wojny w Zatoce Perskiej. Z czasem jednak została wyparta przez modafinil (który nie ma potencjału uzależniającego). W Japonii w tym samym celu stosowano metamfetaminy. Amerykańskie wojska w Wietnamie dostawały amfetaminę, sterydy i środki przeciwbólowe.
Znacznie łatwiej jest wpływać na ludzi odpowiednio ich motywując, ale historia propagandy i dezinformacji to zupełnie inna opowieść.
Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press
Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press
Komentarze