0:000:00

0:00

Po blisko 15 miesiącach od Marszu Niepodległości w 2017 roku, prokuratura nie postawiła zarzutów ani jednej z osób, które niosły wówczas transparenty z neofaszystowskimi symbolami i rasistowskimi hasłami. I nikomu z tych, którzy wykrzykiwali rasistowskie, antyislamskie i antysemickie hasła.

Jak ustaliło OKO.press, policja nie może ustalić tożsamości większości z co najmniej kilkudziesięciu osób, które łamały w ten sposób prawo.

Według informacji, której udzielił nam Łukasz Łapczyński, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie, policja wytypowała dotąd 10 przypuszczalnych sprawców.

Z tej dziesiątki:

  • niektórzy przyznają, że byli na marszu, ale twierdzą, że „banery lub flagi, z którymi zostali uwiecznieni na zdjęciach, nie należały do nich”,
  • udział kilku osób wykluczono „poprzez porównanie wizerunków osób utrwalonych na nagraniach z tymi pobranymi od wytypowanych osób”,
  • w niektórych przypadkach takie porównanie było w ogóle niemożliwe „z uwagi na jakość materiału dowodowego”.

Coraz bardziej prawdopodobne jest więc, że nawet jeśli śledczy przedstawią komuś zarzuty, to zaledwie kilku osobom.

Rzecznik prokuratury zapewnia jednak, że nadal „trwają czynności mające na celu ustalenie personaliów wszystkich osób, które dopuściły się naruszenia porządku prawnego podczas Marszu”.

Przeczytaj także:

Minister: skojarzenia mogą być różne

Przypomnijmy: w 2017 roku w Marszu Niepodległości szło kilka zorganizowanych grup z rasistowskimi hasłami i neofaszystowskimi symbolami na transparentach i flagach. Wykrzykiwano także rasistowskie, antyislamskie i antysemickie hasła.

Zgodnie z art. 256 kodeksu karnego, za propagowanie faszyzmu i nawoływanie do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych oraz wyznaniowych, grozi kara do dwóch lat pozbawienia wolności.

Art. 256 par. 1 „Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch”

Przedstawiciele władz twierdzili jednak początkowo, że nic złego podczas marszu się nie działo - był spokojną, rodzinną imprezą. A policja nie miała powodów do interwencji.

11 listopada 2017 roku Mariusz Błaszczak, ówczesny szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, tłumaczył podczas konferencji, że transparenty niesione przez uczestników marszu nie musiały wcale nawiązywać do faszyzmu ani propagować rasizmu.

Pytany o hasło „Europa tylko biała”, przekonywał, że „skojarzenia [dotyczące tych słów] mogą być różne”.

„Bardzo ważne jest to, żeby nie przyrównywać wszystkiego do tezy, żeby nie stawiać sobie od razu jakiejś tezy wyjściowej i potem do tego nie przyporządkowywać zdarzeń i zjawisk” -pouczał.

Dziewięć dni później, prokuratura wszczęła jednak śledztwo ws. propagowania podczas marszu faszyzmu i nawoływania do nienawiści na tle różnic rasowych, etnicznych i wyznaniowych.

Według radia RMF, wiosną 2018 roku, powołany przez prokuraturę biegły ocenił 28 transparentów z marszu oraz okrzyki wznoszone przez jego uczestników. Uznał, że część haseł „jednoznacznie wskazuje na związek z zakazanymi ideologiami, bądź nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, rasowych i wyznaniowych”.

15 miesięcy, 10 wytypowanych, 0 podejrzanych

Po wszczęciu śledztwa, w komendzie stołecznej powołano specjalną grupę. Na zlecenie prokuratury miała ona ustalić tożsamość osób, które podczas Marszu Niepodległości propagowały faszyzm i rasizm.

Jak podawały media, policja zgromadziła około 100 godzin nagrań z marszu (od stacji telewizyjnych i świadków) oraz liczne zdjęcia. Z materiału „wyodrębniono wizerunki” osób, które mogły złamać artykuł 256 kodeksu karnego.

Reporterzy programu „Czarno na białym” (TVN24) ustalili, że już w grudniu 2017 roku policja zwróciła się do prokuratury z wnioskiem o zgodę na publikację wizerunków tych osób. Jednak „prokurator ocenił wtedy takie działanie jako przedwczesne”.

Według Łukasza Łapczyńskiego, by ustalić personalia wytypowanych osób, policja rozesłała wizerunki do komend w całym kraju. I „w oparciu o typowania policyjne ustalono tożsamość 10 osób, które swoim zachowaniem podczas Marszu mogły naruszyć porządek prawny”.

Przesłuchano je jako świadków, z pouczeniem, że mogą uchylić się od odpowiedzi, jeśli mogłaby ona narazić ich na odpowiedzialność karną (art. 183 par. 1 kpk).

Art. 183. § 1. Świadek może uchylić się od odpowiedzi na pytanie, jeżeli udzielenie odpowiedzi mogłoby narazić jego lub osobę dla niego najbliższą na odpowiedzialność za przestępstwo lub przestępstwo skarbowe.

Część z tych 10 osób potwierdziła udział w Marszu Niepodległości i rozpoznała się na okazanych im nagraniach i fotografiach. Ale twierdzili, że banery i flagi, z którymi zostali uwiecznieni na zdjęciach, nie należą do nich.

I że „są przeciwnikami zachowań propagujących totalitarny ustrój państwa, nie przynależą do organizacji pochwalających tego typu poglądy”.

Nikomu z nich nie postawiono zarzutów. Jak wyjaśnia rzecznik Łapczyński, „decyzję co do roli procesowej tych osób” prokurator podejmie „po zgromadzeniu całego materiału dowodowego”.

Udział niektórych osób z dziesiątki wytypowanej przez policję, wykluczyły badania antroposkopijne (porównanie ich wzrostu, budowy ciała itd., z wizerunkami utrwalonymi na nagraniach).

W kolejnych przypadkach przeprowadzenie takich badań było niemożliwe ze względu za złą jakość materiału dowodowego.

Prokuratura „z uwagi na dobro prowadzonego postępowania” nie chce ujawnić, ile osób potwierdziło udział w marszu, ale nie przyznaje się do złamania prawa i udział ilu wytypowanych osób wykluczyły badania.

Marsz niepodległy prawu

Problemy ze zidentyfikowaniem i pociągnięciem do odpowiedzialności osób, które podczas Marszu Niepodległości w 2017 roku łamały art. 256 kodeksu karnego, to efekt „taktyki” przyjętej wówczas przez policję. Polegała ona na niepodejmowaniu interwencji w stosunku do uczestników tego zgromadzenia.

W listopadzie 2017 roku pytaliśmy Komendę Stołeczną Policji, czy zatrzymano lub choćby wylegitymowano uczestników marszu, którzy łamali prawo

  • prezentując rasistowskie hasła i neofaszystowskie symbole na banerach i flagach,
  • atakując fizycznie i lżąc kobiety, które stanęły na trasie marszu z banerem "Faszyzm stop",
  • używając niedozwolonych podczas zgromadzeń środków pirotechnicznych i podpalając w tłumie flagi (stwarzając tym samym zagrożenie dla uczestników marszu)
  • i pijąc alkohol w miejscach publicznych.

Chcieliśmy wiedzieć również, dlaczego na trasie Marszu Niepodległości nie było widać funkcjonariuszy policji i czy prawdą jest, że otrzymali oni od dowództwa dyspozycje, by nie rzucać się w oczy uczestnikom zgromadzenia.

Rzecznik KSP, kom. Sylwester Marczak tłumaczył wówczas w odpowiedzi na nasze pytania, że

nie zatrzymano żadnego z uczestników marszu, bo „zgodnie z przyjętą taktyką, działania policjantów skupione były na uniknięciu sytuacji kryzysowej polegającej m.in. na zagrożeniu życia i zdrowia osób."

"Pamiętajmy, że mieliśmy do czynienia z 60 tysiącami osób, gdzie wokół marszu odbywały się także kontrmanifestacje. Niedopuszczenie do wspomnianej wyżej sytuacji kryzysowej było trudnym zadaniem, ale jego wykonanie należy ocenić jak najbardziej pozytywnie" - przekonywał.

I zapewniał, że "bez względu na to, czy mamy do czynienia z przestępstwem, czy wykroczeniem każda osoba, która naruszyła prawo musi liczyć się z konsekwencjami. Dotyczy to zarówno spożywania alkoholu, odpalania rac, niszczenia mienia, nawoływania do nienawiści, czy stosowania agresji wobec innych osób, w tym wspomnianych kobiet.”

Do tej pory żadna z osób, które popełniały te przestępstwa i wykroczenia nie została jednak ukarana.

Jesienią 2018 roku prokuratura umorzyła postępowanie w sprawie pobicia i znieważenia kobiet, które stanęły na trasie przemarszu narodowców z antyfaszystowskim hasłem.

Do sądu trafiła natomiast sprawa przeciwko tym kobietom. Za przeszkadzanie w przeprowadzeniu niezabronionego zgromadzenia zostały ukarane grzywnami. Takie same zarzuty usłyszeli Obywatele RP, którzy nieopodal trasy Marszu Niepodległości zorganizowali protest przeciwko odradzającemu się w Polsce faszyzmowi.

Udostępnij:

Bianka Mikołajewska

Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.

Komentarze