Jaką Platforma Obywatelska ma strategię na najbliższe miesiące? Jak zamierza podtrzymać zaangażowanie po marszu 4 czerwca? Rozmawiamy z jednym ze sztabowców PO, Cezarym Tomczykiem
„Rozmawiamy o największym wyzwaniu od 1989 roku. Idziemy cały czas krok po kroku do celu. My doskonale wiemy, co mamy zrobić. Realizujemy plan” – mówi OKO.press Cezary Tomczyk – jeden z wiceprzewodniczących Platformy Obywatelskiej. W wyborach prezydenckich w 2020 roku Tomczyk był szefem sztabu Rafała Trzaskowskiego, dziś współtworzy kampanię parlamentarną PO.
Elementem tego planu jest wiec w Poznaniu, który odbywa się 16 czerwca. Ma to być kolejny po 4 czerwca pokaz siły Platformy Obywatelskiej i opozycji.
„Chcielibyśmy, żeby jak najwięcej osób nam w realizacji tego planu pomagało. Mówię też o partiach opozycyjnych. Żebyśmy wszyscy mieli wspólną strategię i mam nadzieję, że po tym marszu to będzie możliwe” – mówi OKO.press Tomczyk.
Agata Szczęśniak, OKO.press: Jakie emocje dominują teraz w sztabie Platformy Obywatelskiej?
Cezary Tomczyk: Chęć wygranej. Wszystko jest temu podporządkowane.
Zdajemy sobie sprawę, że PiS wykorzysta państwo polskie w kampanii wyborczej. Oni mają całą armię spółek Skarbu Państwa i zero zahamowań. Po naszej stronie są po prostu ludzie. I to było widać 4 czerwca. Myślę, że PiS nie byłby dzisiaj w stanie zorganizować marszu na pół miliona ludzi. To by było niemożliwe. Tam zachodzi duży proces demobilizacyjny.
To już nie jest ten sam PiS. To jest partia władzy, skupiona na kolejnych radach nadzorczych. Ludzie, którzy głosowali na PiS też mieli okazje sporo zobaczyć przez ostatnie lata. Chcemy, żeby ta kampania była jak wzbierająca fala.
To jest trochę jak ze wspinaniem się na Mont Everest. Są kolejne obozy. Zaczyna się u podnóża góry, tam jest pierwszy obóz. Drugi jest wyżej, robi się coraz trudniej.
W którym obozie teraz jesteście?
Punkt piąty to jest szczyt. Myślę, że jesteśmy tak w punkcie trzecim. To jest taki obóz, w którym zaczyna się strefa śmierci. To jest kluczowy moment. Przed nami cztery miesiące, wielki sprawdzian. Za nami organizacyjny, frekwencyjny i polityczny sukces w postaci marszu. Przed nami jeszcze wiele wyzwań, które mają nas doprowadzić do zwycięstwa jesienią.
Na ile w tym marszu widzicie spontaniczną mobilizację ludzi, a na ile pracę waszą, Platformy?
Mogę powiedzieć jak to było w moim okręgu w Sieradzu. To było absolutnie spontaniczne zaangażowanie. Ludzie codziennie dzwonili, dopisywali się do list. A my staraliśmy się robić wszystko, żeby im pomóc się zorganizować. Robiliśmy tak, żeby można było razem wyjechać. I przyjechało kilkaset osób, wszyscy spotkaliśmy się w Warszawie.
Jednak marsz 4 czerwca nie był tak zupełnie spontaniczny. Spontaniczne to były marsze w 2020 roku. Tym razem było bardzo dużo waszej, Platformy, organizacji. Co zresztą doceniam. Ale oczywiście tych ludzi, którzy przyjechali z własnej potrzeby, było bardzo wielu. Zastanawiam się, jaka emocja waszym zdaniem pchnęła ich do przyjazdu do Warszawy?
Tu suma wielu emocji. Każdy człowiek miał swój indywidualny powód. Ale jeden człowiek zawołał: „Pokażmy naszą siłę”. Tym człowiekiem był Donald Tusk. I powiem to z perspektywy tygodnia. Było wspaniale! Każdy mógł przekonać się, że nie jest sam.
Jak zamierzacie to zaangażowanie utrzymać?
Pamiętam naszą rozmowę sprzed roku. Proszę zobaczyć, ile w ciągu tego czasu się wydarzyło. Wyjeżdżaliśmy w poszczególne regiony Polski. Nasi posłowie byli właściwie w każdym polskim mieście i miasteczku. Nie mamy zamiaru się zatrzymać. To tak jak z tym z wejściem na Mont Everest. Jesteśmy w procesie, w drodze i wiemy, jaki jest cel. Wiemy, jak do niego dojść. Wiemy, jaka jest trasa. Po drodze czeka nas milion utrudnień ze strony tego rządu. Ale zrobimy absolutnie wszystko, co w naszej mocy, żeby ten cel osiągnąć.
Kto wchodzi na ten Mount Everest? Sztab w Platformy Obywatelskiej? Politycy platformy? Opozycja? Czy ileś milionów ludzi?
Kiedy przedstawialiśmy szefową sztabu, czyli Wiolę Paprocką [Wioletta Paprocka-Ślusarska, bliska współpracowniczka Rafała Trzaskowskiego, kieruje kampanią wyborczą PO], powiedziała znamienne słowa do ludzi na sali i przed telewizorami: „Wszyscy jesteście sztabem”. Cała Polska jest sztabem. I każdy powinien tak to widzieć.
Każda z tych osób, która przyjechała do Warszawy, dołożyła swoją cegiełkę do wygranej opozycji na jesieni.
Każda aktywność w sieci, każdy komentarz, każdy live na Facebooku, każdy telefon w dobrej sprawie, każdy protest jest kolejną cegiełką, która doprowadzi nas do szczęśliwego zakończenia. Musimy tę drogę pokonać wszyscy. Wiadomo, że każdy z nas ma trochę inną rolę i to jest też super. Ale każdy z tej roli musi się wywiązać. Ja muszę się wywiązać z roli obywatela i parlamentarzysty.
To jaka będzie ta rola obywateli?
Taka, jak widzieliśmy 4 czerwca: pełne zaangażowanie na wszystkich frontach.
Ale co konkretnie mają robić? Jestem ze szkoły działania Jacka Kuronia – ludzie muszą dostać konkretne zadanie. Jakie przewidujecie działania dla obywatelek i obywateli?
Jednym z kluczowych zadań jest kontrola wyborów, kolejnym przekonywanie sąsiadów i znajomych. Już teraz zapraszamy na stronę „Drużyna Tuska” gdzie można zgłosić chęć pomocy. 16 czerwca organizujemy wielki wiec w Poznaniu. To będzie wielka wspólna podróż przez Polskę. Chcielibyśmy, żeby każdy mógł wziąć w niej udział.
Donald Tusk mówił w końcowym przemówieniu: przekonaj tygodniowo jedną osobę. Jak będziecie ludziom w tym przekonywaniu pomagać?
Społeczeństwo jest dzisiaj bardzo mocno podzielone. To było widać w wyborach prezydenckich, które były ostatnim takim sprawdzianem na wielką skalę. Można śmiało powiedzieć, że społeczeństwo jest po prostu podzielone pół na pół. W ostatecznym rozrachunku każdy głos, każda przekonana osoba, to jest automatycznie głos mniej dla drugiej strony. Trochę jak w meczach piłkarskich: gol zdobyty na wyjeździe liczy się podwójnie. Tu jest tak samo.
Musimy przekonać ludzi prawdą i argumentami. Szczególnie w tych wszystkich miejscach, które są wyjątkowo trudne, czyli na wsiach, w małych miasteczkach. Ale oczywiście nie zapominamy też o dużych miastach. Ludzie byli na marszu bardzo zdeterminowani.
Była taka zabawna sytuacja. Odczytałem ludziom, którzy szli wokół mnie, że TVP Info podało, że to jest marsz hejtu i nienawiści. Ludzie wokół aż nie wierzyli. Mówili, że wszyscy wokół idą uśmiechnięci, każdy może to zobaczyć. Ten poziom propagandy jest już histeryczny. Mimo że wszyscy widzą, jak jest.
Powiedział pan, że będzie milion utrudnień ze strony rządzących. Jakich spodziewacie się działań demobilizacyjnych ze strony PiS?
To już widać. Ta komisja, która ma uderzyć w Tuska. Na szczęście sami o własną komisję – że tak powiem – rozbili sobie buzię.
Będą chcieli udowodnić, że jest jakaś grupa przestępców, że to są ludzie związani z Rosją. Tego typu historie. Myślę, że zobaczymy wszystkie te metody, które były stosowane w Rosji w ciągu ostatnich 20 lat.
Teraz Kaczyński wymyślił referendum dotyczące relokacji. Orbán też zrobił takie referendum – w 2016 roku. Było nieważne, bo wyborcy opozycji je zbojkotowali, ale pomogło Orbánowi ugruntować antyuchodźczą i antyunijną retorykę.
Kaczyński jest w panice. To już wiemy. Sztab PiS-u nie działa. Mamy do czynienia z gigantycznymi kłótniami wewnątrz. Zawsze w takim momencie PiS próbuje wejść na tematy światopoglądowe i skłócić naród. Każdy z nas powinien wiedzieć, że tego typu działanie to akt desperacji ze strony rządzących. I każdy z nas powinien obnażać metodę polityczną Kaczyńskiego. On się kłótnią i nienawiścią żywi.
Już wkrótce dostanie mocną odpowiedź od Donalda Tuska i każdego z nas.
Wróćmy na chwilę do „ruskiej komisji”. Taka sama komisja powstała w rosyjskim MSW w 2012 roku. Ustawa dotycząca wpływu agentów zagranicznych powstała w Rosji. Rosja też krok po kroku dążyła do tego, żeby wyeliminować opozycję i niezależnych dziennikarzy z życia publicznego. W Rosji to się udało, ale w Polsce się nie uda, bo mamy silne społeczeństwo obywatelskie. I ludzi, którzy nie dają się okłamywać.
Spodziewacie się zatem, że PiS będzie bardzo mocno uderzał w opozycję. Ale jest też inny sposób demobilizacji, przeciwny: wyciszanie, łagodzenie przekazu, żeby wyborcy nie czuli przymusu zagłosowania. Żeby nie mieli poczucia, że dzieją się rzeczy fundamentalnie złe, przeciwko którym muszą protestować. Czy na to też jesteście przygotowani?
W tego typu kampaniach jest cały szereg działań. PiS rozpisuje działania, które mają doprowadzić do zwycięstwa. Na przykład wbrew mitom w 2020 roku Rafał Trzaskowski zwyciężył trzy do jednego wśród Polonii. W związku z tym działanie PiS-u będzie polegało na tym, żeby ograniczyć głos Polonii. To się już zdarzyło w przepisach zmieniających Kodeks wyborczy.
Wiedzą, że na PiS więcej ludzi głosuje w mniejszych miejscowościach i na wsiach. W związku z tym zwiększyli liczbę komisji wyborczych na wsiach i w małych miejscowościach. Każde z tych działań ma dołożyć 100 tysięcy czy 150 tysięcy głosów. Albo odebrać opozycji 100 czy 150 tysięcy głosów. Będą straszyli, że jak opozycja dojdzie do władzy, to świadczenia socjalne zostaną ograniczone. Będziemy to słyszeć non stop w telewizji reżimowej.
Słyszałam od wyborców w Garwolinie kilka tygodni temu, że zabierzecie 500 plus, powtarzały to nawet osoby, które sympatyzują z PO. Co z tym zrobicie?
Chodzi o to, żeby tego typu historie poznać i je rozmontować na samym początku. Trochę tak jak udało się zwalczyć tą komisję.
I będziecie w stanie dotrzeć do ludzi w małych miejscowościach?
To jest nasze zadanie. Musimy zrobić wszystko, co możliwe.
Byłam niedawno w moim rodzinnym Garwolinie na spotkaniu z Barbarą Nowacką i Kamilą Gasiuk-Pihowicz. Było 20 osób, same osoby głosujące na PO. Przed wejściem nie było plakatów. Podobno 150 plakatów zostało rozwieszonych i zostały zerwane. Jednak sami uczestnicy mówili, że informacja o tym spotkaniu nie była bardzo rozpowszechniona, dowiedzieli się w ostatniej chwili. Sami zgłaszali ten problem: jak partia, którą popieramy, zamierza dotrzeć do większej liczby osób?
W każdym województwie odwiedziliśmy około 50-70 miejscowości. W każdym województwie było po 200 spotkań. Pewnie jedne spotkania były lepsze, drugie gorsze.
Byłem na przykład w Urszulinie, znanym z kampanii prezydenckiej gdzie Andrzej Duda zorganizował spotkanie z kołem Gospodyń Wiejskich, tylko się okazało, że to Koło im niespecjalnie pasowało, więc przywieźli Koła Gospodyń Wiejskich z innych miejscowości – takie, które były lepiej nastawione do prezydenta. I tam na spotkaniu było 100 osób.
Byłem na podobnych spotkaniach w kilkudziesięciu miastach. Wszędzie to zaangażowanie było widoczne, wszędzie była dobra informacja. Ale Polska jest duża, wielkie wyzwanie przed nami. Jesienią zobaczymy efekt.
W tych wszystkich krajach, które przeszły na stronę autorytaryzmu takie marsze też były. Ludzie wychodzili setkami tysięcy na ulice w Turcji, na Węgrzech. I nie udawało się obalić tych dyktatorów.
To w Polsce zaczęły się zmiany w 1989 roku. Tak musi być i tym razem. Każdy z tych krajów, o którym Pani wspomina, to inna historia. Turcja jest na przykład na takim poziomie, na którym my bylibyśmy za 5 lat, gdyby PiS wygrał nadchodzące wybory. Podobnie jest z Węgrami.
Paradoks tych historii polega na tym, że w normalnym demokratycznym świecie każdy układ w pewnym momencie się wyczerpuje. Ludzie mają innych bohaterów, chcą dokonać zmiany. Kiedy są rządy autorytarne, nie musi tak być, bo poziom propagandy i odcinania społeczeństwa obywatelskiego narasta.
Być może jesteśmy w ostatnim momencie, w którym możemy to zrobić i tym większa powinna być determinacja. A czy to, że niektórym społeczeństwo nie udało się obalić złych rządów, znaczy że powinniśmy się demobilizować? Właśnie nie. Powinno być odwrotnie. Im więcej kłód rzucają nam pod nogi, tym powinniśmy się bardziej starać. Powinniśmy wyciągać wnioski z tego, co się dzieje za granicą.
Cycero powiedział, że największą motywacją do działalności publicznej jest to, żeby nie być rządzonym przez podłych ludzi. My dzisiaj jesteśmy rządzeni przez podłych ludzi, którzy z ideami, jakie kiedyś głosili, nie mają nic wspólnego. Myślę, że coraz więcej ludzi po prostu przegląda na oczy. Ten układ śmierdzi na odległość.
W tamtych wielu krajach przedwyborcze sondaże pokazywały, że opozycja jest bardzo bardzo bliska zwycięstwa, a potem się okazuje, że przegrywa. Tak było rok temu na Węgrzech, a teraz w Turcji. Wyciągacie z tego jakąś lekcję?
Rozmawialiśmy o tym wielokrotnie i z Donaldem Tuskiem. Zwycięstwo nad PiS-em nie może być zwycięstwem o sto głosów. Musimy z nimi wygrać w sposób nie budzący wątpliwości, żeby nikt tych wyborów nie mógł ukraść. Myślę że ten marsz był przełomem dla całej opozycji. Pokazał, że w taki czy inny sposób można doprowadzić do jedności. Był w końcu i Hołownia, i Kosiniak-Kamysz. To powinien być sygnał do całego społeczeństwa, że to jest możliwe.
Z tym mówieniem, że to zwycięstwo ma być wielkie, jest taki problem, że no paradoksalnie to może być też demobilizujące dla ludzi.
Równie dobrze można by powiedzieć, że metodą jest mówienie, że zwycięstwo nie jest możliwe i że to powinno być mobilizujące. Mobilizujące jest stawianie sobie wysokich celów. I to, żebyśmy sobie zdawali sprawę, że to, że przekonamy naszego sąsiada, ma wpływ. Wyobraźmy sobie, że 100 tysięcy ludzi przekona jedną osobę. W wyborach prezydenckich było 400 tysięcy głosów różnicy.
Przekonać do czego? Żeby poszli na wybory? Zagłosowali na Platformę Obywatelską? Na opozycję?
Najważniejsze jest to, żeby ludzie, którzy głosują na PiS, po prostu przejrzeli na oczy. Taka kampania prawdy jest potrzebna i konieczna. To jest też wielkie wyzwanie, które stoi przed sztabem, żeby ludzie którzy dziś głosują na PiS, mogli po prostu przejrzeć na oczy. Rafał Trzaskowski powiedział na placu Na Rozdrożu: Polsko, obudź się! Te słowa są kluczowe i przesłanie jest kluczowe.
Oczywiście, chciałbym przekonać wyborców PiS, żeby głosowali na Koalicję Obywatelską. Ale myślę, że to jest drugi, trzeci krok. W pierwszej kolejności chodzi o to, żeby ci ludzie się obudzili, żeby mieli dostęp do informacji, do faktów, a nie tylko, żeby byli zakładnikami propagandy.
I jak to zamierzacie zrobić? Gazetki? Ulotki? Ale ludzie z góry wiedzą, co myślą o Platformie Obywatelskiej. W internecie są algorytmy – podpowiadają nam to, z czym się zgadzamy.
Są różne metody, żeby do tych ludzi dotrzeć.
Jakie metody?
W 1989 właściwie nie było wolnych mediów i ludzie mając w domach prasy drukarskie i kolportując tak zwaną bibułę, byli w stanie przeważyć propagandę rządową. A żyli w kraju totalitarnym. Dzisiaj mamy społeczeństwo obywatelskie, dostęp do mediów społecznościowych. Naprawdę jesteśmy w stanie zrobić dużo, żeby tę władzę obnażyć, pokazać, jak ona działa.
Rozmawiamy o największym wyzwaniu od 1989 roku.
To nie są tematy proste. To nie jest tak, że to rozwiążemy, siedząc sobie tutaj przy stole. To jest proces, który trwa. Idziemy cały czas krok po kroku do celu. My doskonale wiemy, co mamy zrobić. Realizujemy plan. Chcielibyśmy, żeby jak najwięcej osób nam w realizacji tego planu pomagało. Mówię też o partiach opozycyjnych. Żebyśmy wszyscy mieli wspólną strategię i mam nadzieję, że po tym marszu to będzie możliwe
Czy ta wspólna strategia opozycji na pewno będzie możliwa po marszu 4 czerwca? Nie było takich sygnałów ze strony Donalda Tuska. Pisał o tym w OKO.press Piotr Pacewicz. Nie wspomniał o Hołowni, nie wykonał jakiegoś gestu pod adresem innych opozycyjnych sił, liderów.
Najważniejsze uczestnikiem tego marszu było pół miliona ludzi i to do nich się zwracaliśmy. Myślę, że podobnie myśli Hołownia czy Kosiniak-Kamysz. To, że szliśmy razem, jest świetnym prognostykiem na przyszłość.
Na pewno macie świadomość, że bez Lewicy i bez Hołowni opozycja nie wygra tych wyborów?
Nie było większych orędowników jednej listy niż my. Widziałem taki filmik z marszu: przechodził Szymon Hołownia z Władkiem Kosiniakiem-Kamyszem i ludzie wokół – były tysiące ludzi – skandowali do nich: „Jedna lista!”
Nie wiem, czy można dostać jaśniejszy komunikat od ludzi. Jak jeździmy po Polsce i spotykamy różnych ludzi, to 90 procent jest absolutnie przekonanych, że wspólnota w tej sprawie jest kluczowa. Nas tutaj nie trzeba przekonywać.
...a jak jeździ Hołownia, to 90 proc. ludzi, których spotyka, jest przekonanych, że żadnej wspólnej listy...
Nie sądzę. Myśle, że słyszy to samo. Lewica również jest potrzebna. Nie można dopuścić do scenariusza, który zdarzył się w 2015 roku, że lewica nie weszła do Sejmu. To była katastrofa. To był jeden z powodów przegranej ówczesnych rządzących, a obecnej opozycji w tamtych wyborach. PiS nie miałby samodzielnej większości.
Czy potrzebny jest Hołownia? Oczywiście. Traktujemy ich jak sojuszników, których chcielibyśmy widzieć w jednym obozie. To jest trochę tak jak w bitwie pod Grunwaldem. My jesteśmy co prawda w obozie Jagiełły, ale obok jest Witold, który też walczy z Krzyżakami. Może oni się trochę od nas różnią, ale walczymy w tej samej sprawie. Najważniejsze jest to, żeby nie doszło do żadnych przejść na drugą stronę, a na to się nie zanosi.
I będziecie to mówić swoim wyborcom? „Oni stoją obok nas”? Tak jak ten Witold?
Absolutnie. Szymona Hołowni nie miałem okazji poznać, ale Władka Kosiniaka-Kamysza znam bardzo dobrze i go bardzo szanuje. Szanuje też kolegów, którzy są w parlamencie z Polskiego Stronnictwa Ludowego. Oni wybrali swoją drogę, drogę pójścia osobno. W tej sprawie prawdopodobnie nic się już nie zmieni. To był ich wybór.
Rywalizacja wyborcza, która jest czymś naturalnym, zupełnie nie wpływa na te relacje. Niech każdy robi swoje. Oni robią swoje, my robimy swoje. Był wielki marsz, wielkie wydarzenie i dobrze, że na tym był Hołownia i Kosiniak-Kamysz. Nie wiem, czy był potrzebny cały ten taniec w ciągu ostatnich ostatniego miesiąca, że będą albo nie będą. Czy to było potrzebne?
Ludzie, którzy szli w marszu, mówili oczywiście, że są przeciwko PiS-owi, ale też mieli różne postulaty. Mówili, że nie podoba im się, że jest tak strasznie drogo albo chcą praw dla kobiet takich jak w Europie. Był też transparent, który mi się bardzo podobał: „Fajnie, fajnie, ale na granicy też są ludzie". Czy macie też konkretne rzeczy, które chcecie powiedzieć tym ludziom?
Drożyzną zajmujemy się od samego początku. Wielka kampania „PiS = drożyzna” nie wzięła się znikąd. Prowadzimy cały szereg działań, mamy raport, który pokazuje, czemu jest tak drogo.
Jak spotka pan na ulicy osobę, która mówi: „Ale jest drogo! Czy jak Platforma będzie rządzić, to będzie taniej?”, to jej pan nie powie: „Prowadzimy cały szereg działań, a proszę, tu jest raport”.
Chcę pokazać jedną rzecz w praktyce. Jest taka strona Polityka w sieci, która pokazuje zaangażowanie w Internecie.
Wstępne odczyty zasięgu marszu 4 czerwca w mediach społecznościowych to jest 229 milionów. Rekord. Dotychczasowy rekord, czyli strajki kobiet z 2020 roku, został pobity. Tak duże było zaangażowanie ludzi.
Ludzie dostali cały szereg komunikatów w różnych sprawach. Akcja PiS = drożyzna trwa od wielu miesięcy, powstały strony internetowe, cały szereg infografik, wraz z informacją jak bardzo podrożały jabłka, ziemniaki czy mięso. W całym kraju widać kampanię billboardową. Jeżeli chodzi o kobiety, w ciągu ubiegłego tygodnia było 7 konferencji prasowych parlamentarzystów, którzy przedstawiali program dotyczący in vitro, aborcji czy spraw społecznych. Mówimy o tym codziennie.
Ale jak ktoś podchodzi i mówi „Jest strasznie drogo, ciężko się żyje”, to chyba nie odpowie mu pan: „PiS = drożyzna”. Ta osoba oczekuje, że usłyszy, co się wydarzy, jak zaczniecie rządzić.
W ciągu tygodnia jesteśmy w stanie uruchomić środki z KPO. Jest też kwestia Glapińskiego, naszego podejścia do Unii Europejskiej, jest kwestia odpowiedzialności rządzących za pieniądz, jest kwestia Morawieckiego, który zarabia na obligacjach, które są obliczone na inflację. To są te działania, które należy i można podjąć w pierwszym dniu po wygranych wyborach.
Natomiast sprawy programowe? Przecież my je pokazujemy raz w tygodniu. Babciowe, kredyt hipoteczny 0 procent czy 20 procent podwyżki dla sfery budżetowej. To tylko wycinek z propozycji programowych z ostatnich miesięcy.
Wrócę do początku. Marsz się odbył. Co teraz?
Dużo się dzieje. Donald Tusk w poniedziałek po marszu, o 5:00 rano poszedł do pracowników miejskich którzy sprzątali miasto. Podziękował im. To pokazuje, że nawet po wielkim, gigantycznym sukcesie, takim na miarę 30-lecia, lider formacji politycznej, która to organizuje jest o 5 rano na nogach. Zaczyna od symbolicznego podziękowania też wszystkim, którzy w tym uczestniczyli.
To znaczy, że nikt nie ma poczucia, że coś zostało skończone i że teraz czas sobie odpocząć. Jest dokładnie odwrotnie: każda akcja powinna nas tylko napędzać, powinna sprawić, że my jesteśmy gotowi do kolejnych zmagań. Bo te zmagania z tym przeciwnikiem, którego mamy, będą po pierwsze zmaganiami nierównymi.
Po drugie będą mamy przeciwnika, który jest zupełnie innej kategorii wagowej, a mimo to musimy go pokonać. Mamy przeciwnika, który ma kupionego w sędziego, więc zwycięstwo musi być oczywiste tak, żeby cała publiczność, która się temu przygląda, miała pewność, kto wygrał. I mamy przeciwnika, który zrobi wszystko zarówno przed walką, jak i po walce, żeby nam to zwycięstwo utrudnić. Musimy sobie zdawać z tego sprawę. To nie powinno nas demotywować, tylko odwrotnie: powinniśmy tylko żądać od siebie więcej.
Opozycja
Wybory
Szymon Hołownia
Cezary Tomczyk
Donald Tusk
Platforma Obywatelska
kampania wyborcza
Marsz 4 czerwca
wybory 2023
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze