Emisje dwutlenku węgla spadły w Wielkiej Brytanii do poziomu niewidzianego od 150 lat. Transformacja energetyczna przynosi zyski, a sektory za nią odpowiadające rozwijają się trzy razy szybciej niż cała gospodarka. Jaka w tym lekcja dla Polski?
Trudno wyobrazić sobie bardziej filmową historię.
Wielka Brytania była miejscem, w którym w XVIII w. rozpoczęła się napędzana paliwami kopalnymi rewolucja przemysłowa. W 2015 roku stała się zaś pierwszym krajem, który zapowiedział, że wycofa się ze spalania węgla w elektrowniach. Obietnica została dotrzymana i jesienią 2024 roku Brytyjczycy – jako pierwszy członek grupy G7 – od spalania węgla faktycznie odeszli.
Miesiąc po zamknięciu ostatniej elektrowni węglowej rząd zapowiedział, że wprowadzi zakaz otwierania nowych kopalni.
„Wydobycie węgla zasilało ten kraj przez ponad 140 lat i jesteśmy winni ogromny dług pracownikom, którzy utrzymywali światła w domach i firmach w całym kraju” – mówi Michael Shanks, minister energii. „Odsyłając energię węglową do przeszłości, możemy utorować drogę dla czystego, bezpiecznego systemu energetycznego, który ochroni podatników i stworzy nowe pokolenie wykwalifikowanych pracowników” – dodaje.
Choć trudno o bardziej ogólnikowy i politycznie brzmiący cytat, nie oznacza to, że nie ma w nim prawdy.
„Gospodarka zerowej emisji netto” to wszystkie sektory, które przyczyniają się do transformacji i ograniczania emisji gazów cieplarnianych. O jej sile w największym stopniu stanowią odnawialne źródła energii i elektromobilność, ale pojęcie to jest znacznie szersze.
Sektory te rozwijają się aż trzykrotnie szybciej niż brytyjska gospodarka. W 2024 r. wygenerowały one 83 miliardy funtów wartości dodanej brutto, co oznacza wzrost w ciągu roku aż o 10 proc.
Praca w tych sektorach jest zaś o 40 proc. bardziej produktywne niż średnia krajowa, a płace są od niej o 15 proc. wyższe. „Innymi słowy, nie są to po prostu dodatkowe miejsca pracy – są to lepsze miejsca pracy” – ocenia Konfederacja Brytyjskiego Przemysłu (Confederation of British Industry), która opublikowała raport na ten temat.
To tym bardziej istotne, że zdecydowana większość firm działających na tym polu – aż 94 proc. – stanowią małe i średnie przedsiębiorstwa. Łącznie „zielone” sektory utrzymują bezpośrednio ponad 270 tys. pełnoetatowych miejsc pracy, czyli więcej niż branża telekomunikacyjna.
Jeżeli do równania doda się jednak cały łańcuch dostaw, to okaże się, że branże te zapewniają utrzymanie blisko miliona etatów.
Inaczej rzecz ujmując, dają pracę 3 proc. osób w Wielkiej Brytanii.
„Oczywiste jest, że nie ma wzrostu bez zielonej energii – 2025 to rok, w którym teoria ta naprawdę wejdzie w życie, a bezczynność okaże się bezsprzecznie kosztowniejsza niż działanie. Zbliżamy się do krytycznych punktów bez odwrotu dla bezpieczeństwa energetycznego i ograniczania emisji” – komentuje na łamach „The Guardian” Louise Hellem, główna ekonomistka Konfederacji Przemysłu.
„Te liczby mówią same za siebie. Zerowy poziom emisji netto jest niezbędny dla wzrostu, silnej gospodarki i pieniędzy w kieszeniach ludzi pracujących. Naszą misją jest uczynienie z Wielkiej Brytanii supermocarstwa czystej energii. To droga do bezpieczeństwa energetycznego, dobrych miejsc pracy i inwestycji w nasze społeczności” – dodaje Ed Miliband, minister ds. energii w brytyjskim rządzie.
W Wielkiej Brytanii od kilkunastu lat działa Komitet ds. Zmiany Klimatu (CCC). To ciało doradcze rządu, które monitoruje postępy w zakresie ograniczania emisji gazów cieplarnianych i udziela rekomendacji. W swej lutowej analizie Komitet ocenia, że Zjednoczone Królestwo może zredukować emisje do 2040 nawet o 87 proc. w porównaniu do poziomów z 1990 roku.
Największą rolę do odegrania będą miały w tym zmiany w transporcie drogowym, ale opracowanie uwzględnia też zmiany w budownictwie, przemyśle, rolnictwie, lotnictwie czy gospodarce odpadami.
„Stworzą one nowe możliwości dla gospodarki, pozwolą przeciwdziałać zmianie klimatu i obniżą rachunki gospodarstw domowych” – przekonuje prof. Piers Forster, klimatolog z Uniwersytetu w Leeds, przewodniczący komitetu.
Według analizy przeprowadzenie transformacji zgodnie z rekomendacją Komitetu obniży rachunki Brytyjczyków za prąd do 2050 roku o 700 funtów rocznie. Drugie tyle zostanie zaoszczędzone na wydatkach na paliwo.
"Jeśli ktoś jest przedstawicielem obywateli i jest wrogo nastawiony do odnawialnych źródeł energii, pomp ciepła czy pojazdów elektrycznych, to nasze liczby mówią jasno, że ten ktoś jest również wrogo nastawiony do swoich wyborców, którzy oszczędzą na zmianach setki funtów” – komentuje Emma Pinchbeck, dyrektor generalna komitetu.
Ale transformacja to nie tylko niższe rachunki – to również uwolnienie się od importu paliw i związanych z tym ryzyk. Jak wynika z analizy doradców brytyjskiego rządu, jeżeli w połowie wieku powtórzy się historia drastycznych wzrostów cen, jaka miała miejsce po ataku Rosji na Ukrainę, to wstrząsy dla gospodarstw domowych będą nawet kilkanaście razy niższe.
To wszystko można zaś osiągnąć za relatywnie niewielkie pieniądze. Jak twierdzi CCC, transformacja będzie kosztować łącznie ok. 108 miliardów funtów do 2050 r. To 4 miliardy funtów rocznie, czyli mniej niż 0,2 proc. brytyjskiego PKB i aż i 73 proc. mniej niż wynikało z wcześniejszych szacunków komitetu z 2020 r.
„Największy wkład ma założenie CCC, że pojazdy elektryczne będą tańsze w zakupie niż odpowiedniki benzynowe w ciągu kilku lat. Oznacza to, że dekarbonizacja sektora transportu drogowego byłaby tańsza, niż pozostanie przy samochodach z silnikami spalinowymi, nawet przed uwzględnieniem znacznych oszczędności kosztów operacyjnych [paliwo, przeglądy itp.]” – wyjaśnia analityczny portal Carbon Brief, prowadzony przez naukowców.
Kolejnym czynnikiem wpływającym na obniżenie kosztów jest szersze zastosowanie elektryfikacji w ciepłownictwie, transporcie i przemyśle. Jak tłumaczą analitycy Komitetu, elektryfikacja w tych obszarach „wypiera to, co wydawało się drogimi, ale niezbędnymi opcjami”.
Pamięć w polityce bywa równie krótka, co wybiórcza. Dlatego prawicowa Partia Konserwatywna, która w 2019 r. przyjęła prawo zobowiązujące Wielką Brytanię do osiągnięcia neutralności klimatycznej do połowy wieku, dziś cele te krytykuje. Do tej pory „nowa opozycja” w swej argumentacji powoływała się często na zbyt wysokie koszty.
I choć nawet wcześniej nie były one przesadnie duże (szacunkowe 0,6 proc. PKB) rocznie, to jednak nowe prognozy znacząco osłabiają argument nieopłacalności transformacji. Zwłaszcza jeśli połączy się je z faktem, że Brytyjczycy do transformacji nie dokładają, a nawet nieźle na niej zarabiają.
Eksperci nie ukrywają przy tym, że początkowe koszty transformacji mogą być spore, a korzyści z niej wynikające będą rozłożone na późniejsze lata. Dlatego finansowe wsparcie ze strony rządu jest dla części gospodarstw domowych niezbędne. Mimo to wydatki publiczne na transformację nie przekraczają w żadnym roku 2 proc. brytyjskiego budżetu.
Zdecydowana większość inwestycji (przynajmniej 2/3) pochodzić ma z sektora prywatnego. Celem polityków powinno być „tylko” to, by do zmian w tym kierunku odpowiednio zachęcić.
Według innej analizy Carbon Brief, emisje Zjednoczonego Królestwa w 2024 roku spadły w ciągu roku o kolejne 3,6 proc. W ten sposób osiągnęły najniższy poziom od 1872 roku.
W największym stopniu jest to skutkiem zamknięcia elektrowni węglowych. Łącznie Wielka Brytania zużyła najmniej węgla od czasu Wielkiego Pożaru Londynu, który miał miejsce w 1666 roku.
I chociaż emisje w Wielkiej Brytanii są obecnie o 54 proc. niższe niż w 1990 roku, to PKB wzrosło w tym czasie o 84 proc. Nie jest to pierwszy przypadek, gdy duża gospodarka „odłączyła” swój wzrost od konieczności równie mocnego wzrostu emisji. Wcześniej osiągnęły to m.in. trzy największe gospodarki świata, a więc USA, Unia Europejska i Chiny.
W przypadku Wielkiej Brytanii za ograniczenie emisji odpowiadają głównie energetyka wiatrowa i słoneczna. Od 2012 roku do zamknięcia ostatniej elektrowni węglowej w październiku 2024 ich udział w wytwarzaniu prądu wzrósł z 6 do 34 proc. W tym czasie ilość wyprodukowanego prądu przez wiatraki wzrosła na Wyspach aż o 315 proc. Dzięki temu węgiel, który w 2021 roku dawał niemal 40 proc. prądu w gniazdkach, mógł zostać wycofany.
„To ostatni rozdział niezwykle szybkiej transformacji kraju, który zapoczątkował rewolucję przemysłową. Kiedyś energetyka węglowa była synonimem rozwoju przemysłowego. Teraz czysta energia napędza gospodarki – i to nie tylko w krajach o wysokich dochodach, ale na całym świecie” – komentuje Phil MacDonald, dyrektor think tanku Ember, który opracował raport na temat brytyjskiej transformacji.
„Energetyka brytyjska pokazuje, że era węgla się kończy na dobre. Przychodzi taki moment, w którym ten proces zaczyna być bardzo dynamiczny. W Polsce też to widzimy: w 2024 roku udział węgla w produkcji energii elektrycznej spadł do historycznie najniższych poziomów 60 proc. W tym roku będzie jeszcze niższy” – ocenia Aleksandra Gawlikowska-Fyk, ekspertka think tanku Forum Energii.
Z kolei zdaniem Marty Anczewskiej, analityczki Instytutu Reform, najważniejsza lekcja dla Polski z brytyjskiego doświadczenia dotyczy planowania strategicznego. „Dobrze sformułowane w politykach publicznych cele, które prowadzą do redukcji emisji i wspierają rozwój czystych technologii, pozwalają na szybkie odejście od węgla bez zagrożenia dla bezpieczeństwa dostaw” – uważa Anczewska. I podsumowuje: „Potrzeba odwagi politycznej i konsekwencji. Przykład brytyjski dowodzi, że takie podejście popłaca”.
Redaktor serwisu Naukaoklimacie.pl, dziennikarz, prowadzi w mediach społecznościowych profile „Dziennikarz dla klimatu”, autor tekstów m.in. dla „Wyborczej” i portalu „Ziemia na rozdrożu”.
Redaktor serwisu Naukaoklimacie.pl, dziennikarz, prowadzi w mediach społecznościowych profile „Dziennikarz dla klimatu”, autor tekstów m.in. dla „Wyborczej” i portalu „Ziemia na rozdrożu”.
Komentarze