0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Wlodek / Agencja GazetaJakub Wlodek / Agenc...

Petycja „o przyłączenie Podkarpacia i Lubelskiego do Ukrainy” ukazała się na stronie petycjeonline.com w poniedziałek 13 lipca, dzień po II turze wyborów prezydenckich. Była krótka. Grafiką była mapa z oznaczonymi na czerwono województwami podkarpackim i lubelskim. W opisie jedno zdanie: „Dobra chłopaki czas najwyższy pozbyć się tej dziczy z naszego państwa”.

Komunikat był dwojaki: z jednej strony piętnował i nazywał „dziczą” regiony, w których kandydat PiS Andrzej Duda zyskał największe poparcie podczas wyborów (woj. podkarpackie - 70,92 proc., woj. lubelskie - 66,31 proc.), z drugiej: uderzał w Ukrainę, jako państwo, do którego ta „dzicz” najwyraźniej pasuje, gdzie można się jej pozbyć.

Przeczytaj także:

Autorem petycji okazał się 15-latek ze zdiagnozowanym autyzmem. Ujawnił się i napisał przeprosiny, po tym jak to, co wydawało mu się żartem, wywołało wojnę polsko-polską.

„Jestem dość przerażony i załamany sytuacją, jaka się wydarzyła w ostatnim czasie, tworząc tą petycję nie zdawałem sobie sprawy z konsekwencji, która może mieć miejsce, jest mi również przykro, że niektóre osoby wzięły tę petycję do takiego stopnia, że podpisując się pod tym zaczęli jeszcze atakować innych, i to jeszcze gorzej ode mnie” - napisał.

Na początek chciałbym przeprosić wszystkich mieszkańców województwa Podkarpackiego i Lubelskiego, którzy poczuli się oburzeni lub skrzywdzeni przez stworzoną petycje, chciałbym też przeprosić osoby innych narodowości oraz polityków, którzy również poczuli się przez to źli, zdaje sobie sprawę z tego, ile przez to mogłem urazić Polaków.

Chciałbym zacząć od tego, iż petycja którą stworzyłem miała na celu mieć jedynie charakter humorystyczny i żartobliwy, nie chciałem przez nią oficjalnie obrazić ludzi o innych poglądach politycznych (większość żartów i tekstów które w ostatnim czasie atakowały polityke PiS również w większości są tworzone dla żartów, i tym samym miała być moja petycja).

Ale niestety zauważyłem, iż cała sytuacja zaszła za daleko i rozpoczęło się istne zamieszanie, mnóstwo ludzi zaczęło to udostępniać, a następnie wielu znanych ludzi jak i polityków zaczęło to komentować, doprowadziło to do tego, że powstały akcje w celu pomocy Podkarpaciu i Lubelskiemu, a nawet zaczęto robić do mnie pozwy do prokuratury.

Jestem dość przerażony i załamany sytuacją jaka się wydarzyła w ostatnim czasie, tworząc tę petycję nie zdawałem sobie sprawy z konsekwencji która może mieć miejsce, jest mi również przykro, że niektóre osoby wzięły tę petycję do takiego stopnia, że podpisując się pod tym zaczęli jeszcze atakować innych, i to jeszcze gorzej ode mnie.

Jest mi bardzo wstyd za takich ludzi, to właśnie przez to nadal jesteśmy podzieleni politycznie w naszym kraju.

Jeszcze raz chciałbym przeprosić was wszystkich za tę petycję (czyli wszystkich ludzi o innych poglądach, narodowościach itp.) jest mi bardzo przykro ilu ludzi wzięło to do siebie, czego mocno żałuje.

„To są zwierzęta”

Zanim została usunięta 16 lipca, petycję podpisało ok. 800 osób. Nie jest to zatrważająca ilość, ale komentarze, które dopisali podpisujący, zatrważające już są.

„Podpisuję, ponieważ należę do tego debilstwa zwanym województwem lubelskim, tego ku**a zacofania społecznego, głupia polska, głupie polaczki, ku**a, was tylko do auschwitz zaprowadzić, piecyki włączyć” - napisała pani z Janowa Lubelskiego.

„Uważam, że te województwa są uciążliwe i blokują rozwój Polski” - komentuje pani z Czerwionka Leszczyny.

„To są zwierzęta”, „wstydzę się za to, że to Polska”, „trzeba pozbyć się ciemnoty".

Na petycję i komentarze zareagował między innymi Igor Isajew, Ukrainiec mieszkający w Polsce, aktywista Obywateli RP. „Mnie one ogromnie poniżają, i jako Ukraińca, i jako osobę, która głosowała przeciwko Dudzie".

Napisały o niej również prawicowe media, wytykając mowę nienawiści wobec wyborców PiS. I choć strona prawicowa wytrwale nie uznaje własnych aktów nienawistnej mowy, to drugiej stronie jest co wytykać.

Nie kupię od was jajek

Przykład petycji może wydawać się skrajny. W końcu internet kipi od nienawiści, a strona petycjeonline nie należy do najbardziej opiniotwórczych. Ale wyborcza frustracja nie eksploduje tylko w zakamarkach internetu, ale też na profilach społecznościowych osób bardziej rozpoznawalnych.

Jednym ze skrajnych przykładów jest wypowiedź dziennikarza Kuby Wątłego: „To jest naprawdę właściwy głąb na właściwym miejscu: prezydent ludzkiej biomasy, zamieszkującej zachodnie tereny Azji” - napisał na swoim Facebooku. Niewiele pomagają późniejsze wyjaśnienia dziennikarza, że „wspomnianą biomasą jesteśmy także wszyscy".

Wpisy i reakcje frustracji po zwycięstwie Dudy sprowadzają się do kilku wątków:

  • bojkot produktów z Podkarpacia i Lubelszczyzny, który Władysław Kosiniak-Kamysz dość słusznie nazwał „kompletnie odjechanym”;
  • obarczanie winą wyborców i kandydatów opozycji;
  • wizja podziału Polski - na tę fajną i tę pisowską;
  • obrażanie wyborców PiS i zarzucanie im, że stoją na drodze dobra i rozwoju Polski, są kulą u nogi, „troglodytami".

Te silne reakcje do niczego nie prowadzą, ale nie biorą się oczywiście znikąd.

Polska podzielona

Patrząc z niedowierzaniem na ilość okrutnych ocen i reakcji po stronie liberalnej, nie możemy zapominać o kontekście.

Agresja wymierzona w mniejszości kwitnie, konstytucja jest łamana, propaganda staje się coraz bardziej absurdalna i agresywna, a państwo coraz mniej demokratyczne. Dla osób, które to widzą, głos na Dudę musiał być jak policzek, brak głosu na Trzaskowskiego, jak zdrada.

Brutalna kampania i propaganda PiS oparta na pompowaniu nienawiści i wrogości do „totalnej opozycji”, osób LGBT, uchodźców, Żydów i Unii Europejskiej, z istniejących podziałów zrobiła kratery.

„Kampania 2020 ma najgorsze elementy czarnej kampanii zaczerpnięte ze Stanów. Wcześniej były moherowe berety, szarańcza, ale teraz ten język nienawiści rozlał się wszędzie, przeniósł nawet na mównicę sejmową, a stamtąd na cały kraj, między ludzi” - mówi OKO.press politolożka dr Anna Materska-Sosnowska.

Z dramatycznym skutkiem dla debaty politycznej. „Agresja jest odruchową reakcją na taki język. Im bardziej jedna strona atakuje, tym bardziej druga chowa się w swoich okopach, a dialog staje się niemożliwy” - uważa dr Materska-Sosnowska.

Podpalona Polska

Nie pomogły przeprosiny Dudy dla „wszystkich tych, którzy w toku kampanii mogli poczuć się urażeni jego słowami” po ogłoszeniu wyników. Ani wystąpienie jego córki, która ni z tego, ni z owego mówiła o niezbywalnym szacunku, który należy się wszystkim, niezależnie od koloru skóry czy tego, kogo się kocha.

„Politycy oczywiście wiedzą, że mówią pewne rzeczy dla konkretnego, krótkoterminowego efektu. Ale skutki pozostają. Jak podpalasz, to będzie płonęło. Nastąpiło przyzwolenie na język nienawiści, i to nie tylko po jednej stronie sporu” - mówi dr. Materska-Sosnowska i przypomina, że aktualne deklaracje prezydenta o „sklejaniu Polski” już słyszeliśmy. W poprzedniej kampanii.

„A to nie kto inny, jak prezydent mówił o Warszawce, ideologii, kaście... Zrobił to, czego prezydentowi nie wolno. Możemy się różnić, ale nie wolno wykluczać i gardzić, bo to pociąga za sobą konsekwencje".

Jak ujęła to dr Helena Chmielewska-Szlajfer w wywiadzie dla OKO.press: „Demony już zostały obudzone i niełatwo będzie nimi zarządzać".

Demony

O tym, że komunikacja ulega rozpadowi, dr Materska-Sosnowska przekonuje się na co dzień. „Napisał do mnie mężczyzna: jakim prawem mówię, że na Dudę głosowały same niewykształcone wieśniaki, skoro on też na niego głosował i jest po studiach? A ja nic takiego nie powiedziałam, ani takim językiem, ani w takich słowach, przytaczałam tylko statystyki".

„Ostatnio dostaje mnóstwo atakujących maili i chociaż zawsze staram się ważyć słowa, to odsłuchuje tych audycji jeszcze raz, żeby się upewnić. Mam wrażenie, że każdy słyszy dziś to, co chce, wszelkie komunikaty odbierane są osobiście. Coś bardzo złego dzieje się po każdej stronie sporu".

To zło przejawia się między innymi pogardą, „troglodytami” i „biomasą".

Tracimy wspólny język

„Nie rozumiem tej pogardy. Trzeba raczej zapytać, dlaczego się tak zradykalizowaliśmy? Co się dzieje w innych bańkach niż nasza? Dlaczego straciliśmy komunikację i trzymamy część społeczeństwa na dystans? Dlaczego nie umieliśmy haseł takich jak praworządność czy demokracja przełożyć na konkret, przekonać?” - wylicza Materska-Sosnowska.

Dlaczego ci lepiej wykształceni, którzy według statystyk głosowali na Trzaskowskiego, stracili zaufanie reszty społeczeństwa? Dlaczego wykształcenie zamiast elementem podziału ról we wspólnocie stało się wstępem do elitarnego klubu, który nie czuje się w obowiązku, żeby coś komuś tłumaczyć? Dlaczego brak wykształcenia piętnuje?

„Kiedy patrzę na to, co się dzieje, cały czas przypomina mi się Wesele Wyspiańskiego – ten chocholi taniec, traktowanie z wyższością, stosunek miasto – wieś, rozpolitykowanie, wszystkie te odwieczne demony” - mówi dr. Materska Sosnowska.

Czy demony ucichną? Zdaniem dr. Materskiej Sosnowskiej grozi nam dalsze pogłębianie przepaści. „Konsekwencje politycznej gry już mamy: strefy wolne od LGBT, krok wstecz w nauczaniu... Dzieci rodziców, którzy zainwestują w ich edukacje, sobie poradzą. Rodzice bardziej świadomi uwrażliwią dzieci na pewne kwestie.

Ale co z resztą? Co z tymi, którzy dostaną tylko to, co zaserwuje »zreformowana szkoła«?" - pyta Materska-Sosnowska. „Tak podział się pogłębia. Język komunikacji będzie się rozchodził, stracimy kod porozumienia. Tego boję się najbardziej".

;

Udostępnij:

Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Komentarze