Trzaskowski z Warszawy czy Campusu Polska może być tym najulubieńszym politykiem liberalno-lewicowych wyborców z wielkich miast. Ale Trzaskowski z Gliwic może być politykiem zdolnym do wygrania II tury wyborów z kandydatem prawicy
Po inauguracyjnej konwencji KO w Gliwicach wydaje się jasne, że przekaz Rafał Trzaskowskiego już na starcie prekampanii został skonstruowany z myślą o walce w II turze wyborów – w której obaj najsilniejsi pretendenci do prezydentury będą musieli zabiegać o wyborców spoza swego bazowego elektoratu.
Stąd też w wystąpieniu Trzaskowskiego pojawiły się bardzo wyraźnie widoczne ukłony pod adresem wyborców Trzeciej Drogi, PSL i Konfederacji, a nawet miękkiego elektoratu PiS oraz grup społecznych innych niż mieszkańcy największych polskich miast.
Samo wystąpienie było precyzyjnie skonstruowane – kandydat przedstawiał je bardzo dobrze przygotowany, pełen energii, dość demonstracyjnie nie korzystając z kartki.
Choć partia Trzaskowskiego zapowiadała, że na konwencji kandydat przedstawi swój prezydencki program, można raczej mówić o ogólnej prezentacji jego założeń – bez szczegółowego wchodzenia w konkrety.
Nic w tym zresztą dziwnego – kampania potrwa mniej więcej pół roku. A Trzaskowski musi zachować znaczącą część programowej amunicji na kolejne wiece i konwencje.
Trzaskowski na wstępie swojego wystąpienia zapowiedział, że jego kampania będzie opierała się na trzech głównych tematach – to gospodarka, bezpieczeństwo i równość.
Przedstawiając każdy z tych trzech tematów, prezydent Warszawy wychodził – momentami nawet lekko zaskakując – dość daleko poza standardową retorykę KO i Platformy Obywatelskiej, starając się kierować swą ofertę także do wyborców innych partii.
Zdecydowanie najmniej tej oferty było dla wyborców Lewicy – być może dlatego, że na podstawie doświadczeń z wyborów samorządowych i wyborów prezydenckich 2020 roku sztabowcy kampanii postanowili ich uznać za elektorat bazowy, przynajmniej jeśli chodzi o drugą turę wyborów.
Trzaskowski zaczął od gospodarki – ale tę część swojego wystąpienia zbudował wokół hasła „patriotyzmu gospodarczego”. Choć kandydat generalnie unikał rozwijania tego pojęcia, wyraźnie słyszalny był jednak moment, w którym stwierdził, że współczesny patriotyzm gospodarczy powinien zmierzać do ulżenia doli przedsiębiorców poprzez uproszczenie systemu podatkowego (i prawdopodobnie obniżanie podatków dla firm i osób prowadzących działalność gospodarczą).
Pojawił się także wątek rolnictwa – i tu Trzaskowski bardzo jednoznacznie opowiedział się przeciwko porozumieniu Unii Europejskiej z Mercosurem (strefą wolnego handlu państw Ameryki Łacińskiej), które budzi sprzeciw rolników m.in. z Polski i Francji. To rzecz jasna dość jednoznaczne odwołanie do wyborców PSL i rolniczej części elektoratu PiS.
W tej części wystąpienia, która była poświęcona kwestiom bezpieczeństwa, Rafał Trzaskowski wypadł nadspodziewanie przekonująco w najmniej, zdawałoby się, przystającej do tego polityka roli, by tak rzec, nowoczesnego militarysty.
Z badań prowadzonych na potrzeby wszystkich sztabów wyborczych i partii wynika dość niezbicie, że Polacy uważają kwestię bezpieczeństwa za jeden z najważniejszych tematów zaczynającej się kampanii (i za jeden z najważniejszych tematów w ogóle).
I z tym też wiązały się obawy części polityków koalicji i sprzyjających jej komentatorów związane z Trzaskowskim i wypowiadane głośno w trakcie odbywających się w KO prawyborów. Bo przecież nawet na tle swego partyjnego kolegi Radosława Sikorskiego Trzaskowski miał wypadać słabo jako lider „na trudne czasy”.
Obawy wyrażane w tamtym momencie dotyczyły rzecz jasna tego, kto lepiej zmierzy się w tej roli z Karolem Nawrockim, czy Sławomirem Mentzenem. Znany z twardych wypowiedzi szef MSZ z doświadczeniem negocjacji na Majdanie i zamykania rosyjskich konsulatów miał więc pod tym względem znacząco przewyższać budowniczego metra, kładek i tramwaju na Wilanów, czyli prezydenta Warszawy.
A tymczasem w trakcie konwencji Trzaskowski bynajmniej nie stwarzał wrażenia pacyfisty czy pięknoducha. Nie wchodząc w szczegółowe rozważania na temat modeli samolotów bojowych czy czołgów, mówił o potrzebie budowy silnej armii i zwiększania wydatków na zbrojenia. Pochwalił Wojska Obrony Terytorialnej – powołane do życia przez rząd PiS – ale też rzucił kilka zdań o potrzebie budowy „jak najszerszej rezerwy” i szkoleniu w weekendowym czy wakacyjnym trybie w tym celu każdego ochotnika, który zgłosi się do punktów rekrutacyjnych. „Państwo ci za to zapłaci” – dodał Trzaskowski.
Ewidentnym ukłonem pod adresem części wyborców Konfederacji i miękkiego elektoratu PiS była pochwała wezwań Donalda Trumpa do zwiększania przez kraje europejskie wydatków na obronę. Ale na tym nie koniec, bo Trzaskowski gromko zakrzyknął, że to skandal, że Niemcy mające wielokrotnie silniejszą od Polski gospodarkę wydają na zbrojenia podobne jak nasz kraj kwoty.
Na tle pozostałych części wystąpienia Trzaskowskiego najbardziej chyba zaskakująco wypadła ta dotycząca kwestii równościowych. Bo wygląda na to, że Trzaskowskiemu w końcu zaczęło udawać się to, czego z raczej mieszanymi skutkami próbował wielokrotnie w trakcie kampanii 2020 roku.
Znalazł mianowicie język opisu kwestii równościowych pozwalających na przeniesienie ich z agendy liberalno-lewicowej wielkomiejskiej inteligencji, na płaszczyznę znacznie szerzej wspólnotową. Mówiąc więc o równości kobiet i mężczyzn, mówił jednocześnie o równości mieszkańców miast i wsi i przedstawicieli wszystkich klas społecznych. Mówił także o równości szans – w dostępie do edukacji, pracy i dóbr kultury.
Chwaląc się muzeami w Warszawie, wspominał też o muzeum górniczych sztandarów w Rybniku. Wychwalał polskie zupy i żartował ze swej francuszczyzny. PiS-owski kampanijny język „przywracania godności” mieszkańcom wsi i mniejszych ośrodków miejskich sprawnie nazwał „utrwalaniem podziałów” – bo przecież ta polityczna strategia PiS rzeczywiście opierała się na podsycaniu napięć między miastem a wsią.
W wystąpieniu Trzaskowskiego – na samym wstępie – pojawiła się też dość ogólna zapowiedź liberalizacji prawa aborcyjnego, co było chyba jedynym naprawdę jednoznacznym odwołaniem do elektoratu liberalno-lewicowego w całym jego wystąpieniu. Do wyborców Trzeciej Drogi skierowane były natomiast kilkakrotnie wypowiedziane frazy o potrzebie zakopania podziałów i pęknięć w spolaryzowanym politycznie polskim społeczeństwie.
W trakcie swej inauguracyjnej konwencji Trzaskowski zdołał się zaprezentować jako kandydat, który potrafi zaskakiwać i podejmować całkiem udane próby odpinania łatki polityka będącego przede wszystkim naturalnym reprezentantem liberalno-lewicowych wielkomiejskich elit.
Jeśli uda mu się utrzymać ten ton i zachować w tym wiarygodność, może to z czasem stać się problemem dla sztabowców kampanii Karola Nawrockiego i Sławomira Mentzena, którzy przygotowywali się do walki z Trzaskowskim z Warszawy czy Campusu Polska Przyszłości niż z Trzaskowskim z Gliwic.
Władza
Wybory
Rafał Trzaskowski
Koalicja Obywatelska
Platforma Obywatelska
Gliwice
konwencja KO Gliwice
Wybory prezydenckie 2025
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Komentarze