Kwestia aborcji to cała seria niespełnionych obietnic obecnego rządu, a szczególnie Donalda Tuska. To także utrudniony start kandydata KO na prezydenta. A przede wszystkim: zabetonowanie drakońskiego (braku) prawa do aborcji w Polsce. Trwamy w tym klinczu od 35 lat
Donald Tusk podczas Campusu Polska Przyszłości został zapytany o to, jak zamierza wywiązać się z obietnicy dotyczącej aborcji. Odpowiedział: „Chcę wam powiedzieć rzecz, która jest dla mnie przykra, ale jest faktem, którego nie ominiemy: w Sejmie polskim nie ma większości na rzecz takiego prawa do legalnej aborcji, o jakim tu mówiliśmy i na jaki się tutaj m.in. z wami umawialiśmy”.
Pod koniec wypowiedzi jeszcze raz podkreślił: „To oznacza jedno: do następnych wyborów większości w tym parlamencie dla legalnej aborcji, w pełnym tego słowa znaczeniu, nie będzie, nie ma się co oszukiwać”.
Przytoczyliśmy to, co mówił Tusk niemal w całości, żeby szczegółowo przeanalizować jego słowa. Co one oznaczają i jakie będą miały konsekwencje dla koalicji? I dla kobiet oraz osób pomagających w aborcjach?
Pierwszą i najważniejszą konsekwencją jest – w praktyce – pogrzebanie komisji nadzwyczajnej ds. projektów ustaw dotyczących prawa do przerywania ciąży (to pełna nazwa komisji), która ciągle działa w Sejmie. Komisja została powołana w kwietniu 2024 roku i natychmiast trafiły do niej cztery projekty łagodzące obecne prawo do aborcji: dwa Lewicy (depenalizacja pomocy w aborcji i legalizacja aborcji do 12. tygodnia), jeden KO (legalizacja aborcji do 12. tygodnia) i jeden Trzeciej Drogi (przywrócenie ustawy z 1993 roku):
Komisja została powołana z wielką pompą – stanowiła dowód, że politycy traktują sprawę aborcji poważnie. O co dopominały się wyborczynie. Nie budziła entuzjazmu w środowiskach pro-choice, które walczyły na ulicach o wolność wyboru. Była jednak obecna w przekazie rządzących, którzy mówili: widzicie, działamy, traktujemy was serio! Miała być także argumentem dla sceptyków z koalicji, czyli dla PSL i Polski 2050: aborcja to poważna kwestia, a wy się wahacie, więc poważnie o tym podyskutujemy, z szacunkiem dla wszystkich stron.
Gdy Sejm zagłosował za skierowaniem czterech projektów do komisji, jej członkinie (bo to w większości kobiety) z KO i Lewicy obiecywały, że będą walczyć jak lwice, żeby wyszły z niej projekty, które będą miały szanse na poparcie większości sejmowej.
Pierwszy projekt – depenalizacja pomocy w aborcji (bardzo okrojona w toku prac komisji) – komisja przyjęła w czerwcu. Odtrąbiono sukces. Na konferencji członkinie komisji z koalicji dumnie obwieściły:
„Koalicja 15 października pokazała, że jesteśmy jednością w tej sprawie. Zagłosowaliśmy za tym projektem i mamy nadzieję, że nadal będzie przechodził przez Sejm. Pokazałyśmy swoją mobilizację, Prawo i Sprawiedliwość tego nie pokazało. Dla nas to był ważny projekt i jesteśmy z tego dumne”.
W lipcu ustawa przepadła w Sejmie:
Na jesień zaplanowano kolejne posiedzenia i rozpatrywanie kolejnych projektów, ale... premier jedną wypowiedzią de facto komisję zamknął, odebrał jej rację bytu. Po co ma pracować, skoro premier uznał, że nie ma nad czym? Przecież ustawy i tak nie przejdą, mówi premier. Posłanki KO i Lewicy, które włożyły w prace komisji dużo czasu i nerwów, mogą już złożyć broń. Dalszych prac komisji, jeżeli nastąpią, nikt nie będzie śledził.
Posłanki z komisji nadzwyczajnej wciąż walczą. Dorota Łoboda, przewodnicząca komisji, powiedziała 27 sierpnia w TOK FM: „Wiem, że co prawda premier powiedział, że to się w tym Sejmie nie uda. My jednak z koleżankami z koalicji nie ustajemy w wysiłkach, żeby jednak posłanki i posłów PSL-u przekonywać do jakiegoś rodzaju nowego kompromisu”.
Te wysiłki – wobec deklaracji Tuska – nie będą miały żadnego politycznego znaczenia. I posłanki zawdzięczają to swojemu liderowi.
Pogrzebana została zresztą nie tylko komisja. Drugą konsekwencją wypowiedzi Tuska jest zabetonowanie drakońskiego (braku) prawa do aborcji. Premier zasygnalizował, że o sprawę aborcji nie będzie więcej walczył. Przyznał zresztą, że nie walczył dość bojowo (mówiąc o posłach, których mógł zmusić do głosowania). W lipcu pisałam w OKO.press, że Tusk miał w ręku narzędzia do wywierania presji, ale z nich nie skorzystał. Nie chciał ryzykować dobrych relacji w koalicji. Stawiałam wówczas tezę, że gdyby chodziło o sprawy naprawdę dla Tuska ważne np. ustawy dotyczące sądownictwa, stanąłby na głowie, by wszyscy w koalicji głosowali, jak trzeba.
Nie zrobił tego, a teraz jasno zapowiedział – nie zrobi tego w całej kadencji.
Jego słowa na Campusie to epitafium dla jednej z najważniejszych obietnic wyborczych.
Możemy się pożegnać nawet z dyskusją na ten temat. Ilekroć teraz ktoś wyciągnie temat, Tusk ze smutkiem pokiwa głową i powie – nie w tej kadencji, nie ma większości. Będzie tym odpierał ataki, podobnie jak pół roku temu posłowie Trzeciej Drogi wykręcali się prezydentem Dudą – twierdzili, że nie ma po co się spieszyć z aborcją, bo Duda i tak nie podpisze. Jak można było przewidzieć – nawet nie miał czego podpisywać.
Tusk próbował jeszcze coś ugrać na wytycznych dla prokuratorów, które powstały w Prokuraturze Generalnej. Zapowiedział – nawet na Campusie, gdy już wiedzieliśmy, jak wytyczne wyglądają – że rząd będzie się starał „ulżyć” kobietom: „Robimy to – minister zdrowia, z prokuratorem generalnym, ministrem Bodnarem, żeby w ramach istniejącego prawa, którego zmienić nie możemy, bo nie mamy większości, żeby kobiety, a właściwie osoby pomocne w czasie przerywania przez kobiety ciąży, de facto nie były penalizowane”. W porównaniu z lipcem spuścił nieco z tonu, jednak nadal obiecywał, że wytyczne coś zmienią.
Czy to możliwe? Nie. W rozmowie z OKO.press adw. Sabrina Mana-Walasek skrytykowała wytyczne, jako bardzo zachowawcze. Zawiedzione są organizacje pro-choice, a jedna z nich, FEDERA, wydała nawet własne wytyczne, znacznie mocniejsze niż te stworzone na zlecenie Adama Bodnara.
Zapytaliśmy o to prok. Katarzynę Kwiatkowską, która oficjalne wytyczne współtworzyła. Prokuratorka podkreśliła, że wytyczne nie mogły iść dalej, bo to zagrażałoby niezależności prokuratorów. Nie mogą też w żaden sposób zmienić prawa ani orzeczeń SN. To leży jedynie w gestii ustawodawcy, czyli Sejmu. „To jest dyskusja polityczna, prokuratorzy w niej nie uczestniczą. My mamy stosować prawo, jego zmiana jest wyłączną wolą ustawodawcy” – mówiła Kwiatkowska. „Rozumiem żal i rozczarowanie kobiet, którym coś obiecano. Ale powtarzam, właściwym adresatem ich żądań jest ustawodawca, a nie prokuratura. Wytycznymi nie zmienimy prawa, a nigdy środowisko prokuratorskie nie zgodzi się na łamanie ich niezależności stanowiącej standard unijny”.
Cała rozmowa tutaj:
To oznacza, że Tusk przestrzelił – obietnica, że pomaganie w aborcji nie będzie penalizowane dzięki tym wytycznym, jest nie do spełnienia. Obietnica upadła.
Wpadek jest więcej. W marcu 2024 premier powiedział, że wyrok TK Przyłębskiej ws. aborcji nie zmienił prawa w Polsce, że nadal obowiązują trzy przesłanki, więc propozycja Trzeciej Drogi (przywrócenia ustawy z 1993 roku) jest nie fair. To konsekwencja uchwały Sejmu o tym, że wyroki TK Przyłębskiej nie obowiązują.
Problem w tym, że to pobożne życzenie. One obowiązują, nikt w szpitalach nie robi aborcji z powodu wad płodu. W 2023 roku przeprowadzono – teoretycznie – 427 ustawowych aborcji, z czego 425 z powodu zagrożenia życia lub zdrowia ciężarnej, a dwa z powodu czynu zabronionego. To rok 2023, gdy nie rządziła koalicja 15 października, ale PiS. Czy coś się zmieniło w pierwszej połowie 2024 roku? Nie ma na to żadnych dowodów ani danych. Trudno też wyobrazić sobie, że wraz z początkiem grudnia 2023, przy okazji zmiany władzy, lekarze nagle zaczęli przeprowadzać zabiegi do tej pory uznawane za nielegalne.
Dodatkowo w wytycznych Prokuratora Generalnego nie ma słowa o zmianie praktyki dotyczącej tej trzeciej przesłanki (usuniętej z ustawy w 2020 roku przez TK). Jest za to informacja, że: „W obecnie obowiązującym stanie prawnym warunki legalnego przerywania ciąży określa ustawa z dnia 7 stycznia 1993 roku o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży (Dz.U.2022 poz.1575)”. Ustawa z 1993 roku znajdująca się pod tą sygnaturą to ustawa znowelizowana po wyroku. Jest to zatem obowiązujące prawo i słowa Tuska z marca 2024 roku tego nie zmienią.
Tu warto dodać, w obronie premiera, że, oczywiście, powrót do tzw. kompromisu z 1993 roku jest w zasięgu tej władzy. Taką ustawę wniosła do Sejmu Trzecia Droga, konserwatyści z PSL jej nie odrzucą, a możliwe, że znajdzie się nawet kilku entuzjastów w PiS-ie.
Nie wiadomo jednak, czy za byłaby Lewica i KO – obiecały wszak wyborczyniom dużo więcej i powrót do tzw. kompromisu mógłby zostać bardzo źle odebrany. I sam Tusk to wie, nieraz o tym mówił. A nawet zapowiedział, że powrotu – za pomocą ustawy! – do stanu sprzed wyroku TK nie rozważa. „Kobiety, które walczą od lat o tę liberalizację, powiedziały jasno wiele razy, że powrót do kompromisu to jest sytuacja nie do zaakceptowania. Pójście na tak zwany kompromis byłoby z punktu widzenia polskich dziewczyn i kobiet wymuszoną przez facetów kapitulacją” – mówił w lipcu 2024, po porażce głosowania nad depenalizacją.
I tu przyznaję premierowi rację. I z punktu widzenia praw kobiet powrót – za pomocą ustawy! – do przepisów z 1993 roku mogłoby być paradoksalnie gorszy dla praw kobiet niż zamknięcie dyskusji. Legalna aborcja do 12. tygodnia mogłaby zniknąć z radaru polityków także przyszłej kadencji.
Jak taką kapitulację i złamanie obietnic przyjmą wyborcy i wyborczynie?
Bo maraton wyborczy jeszcze się nie skończył! Przed nami wybory prezydenckie, a koalicja rządząca właśnie pozbawiła kandydata KO jednego z argumentów. Rafał Trzaskowski (nie jest pewne, że on będzie kandydatem, jednak to wciąż najbardziej prawdopodobne) mógł wkroczyć w kampanię wyborczą z przekazem: ja podpisze te wszystkie ustawy, które blokował Duda. Ustawy takie jak aborcja i związki partnerskie. W sprawie aborcji nie będzie co podpisać, więc argument upada. Związki partnerskie wciąż są w grze, jednak szanse na ich przyjęcie w tym Sejmie są bardzo małe. Być może powstanie bardzo szczątkowa ustawa o statusie osoby najbliższej. Będzie jednak tak szczątkowa, że – założę się – nawet Andrzej Duda ją podpisze.
Silne i ułatwiające start kampanii argumenty za kandydatem KO, pozostającym w chwalebnej opozycji do Andrzeja Dudy, właśnie upadły.
Na koniec pytanie, co w sytuacji porażki w głosowaniu mógł zrobić Donald Tusk. Ta porażka – dodajmy – na pewno nie była mu na rękę. O aborcji w ostatnich miesiącach mówił dużo, konsekwentnie, czasami nawet ostro.
A jednak do porażki dopuścił. Mógł następnie wybrać dwie drogi – zapowiedzieć, że walczy dalej lub ogłosić – co zrobił – pełną kapitulację i zamknąć temat. Dlaczego tak wybrał, mimo negatywnych konsekwencji (dla koalicji i dla kobiet), które opisałam wyżej?
Bo mógł.
Tusk uznał, jak wielu liderów politycznych przed nim, że sprawę praw kobiet ostatecznie i z bólem serca można odłożyć. Trwanie koalicji jest ważniejsze.
Uznał też zapewne, że konsekwencje tej porażki nie będą tak dotkliwe, szczególnie że do wyborów parlamentarnych jeszcze trzy lata, a pamięć wyborców i wyborczyń bywa krótka. Z dwojga złego lepiej tematu nie grzać, bo może wypłynąć tuż przed kolejnymi wyborami. Lepiej zamknąć go wcześniej.
Dodatkowo temat aborcji – wobec niespełnionej obietnicy – zawsze jest niewygodny. Teraz premier na wzmiankę o tym odpowie: uczciwie mówiłem, nie tym razem.
Tematu oczywiście całkiem zamknąć się nie da – na tym samym Campusie Włodzimierz Czarzasty z Lewicy odniósł się do słów premiera: „Chcę wam powiedzieć, nikogo nie zaczepiając i z nikim nie polemizując: nie ustanie Lewica w walce o prawa aborcyjne. I nie zgadzam się z taką tezą, że w tej kadencji Sejmu niczego się z tym nie da zrobić. Donald, przepraszam”.
Trudno też powiedzieć, czy wyborczynie o temacie zapomną. Raczej nie, ale też ogromnego tąpnięcia w sondażach nie należy się spodziewać. Przed wyborami temat na pewno wypłynie, ale – wyciszony już dzisiaj – może faktycznie nie zmienić istotnie wyniku wyborów.
Problem jednak w tym, że – chociaż to niewygodne – „grzanie” tematu sprzyjałoby prawom kobiet, nawet gdyby aborcja przepadła w jeszcze kilku głosowaniach. PSL nie zaznałby spokoju do 2027 roku, musiałby się ciągle tłumaczyć. Ewentualny kandydat Trzeciej Drogi (Szymon Hołownia lub Władysław Kosiniak-Kamysz) musiałby się zadeklarować, czy taką ustawę podpisze (teraz nie musi, skoro jej nie będzie).
Na wyciszeniu tematu stracą kobiety i osoby, które je wspierają w aborcjach. Jak zawsze – od 35 lat.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Komentarze