Nauczyciele nie będą już pracować za darmo, gdy klasa wyjedzie na wycieczkę. Poselski projekt ustawy rozliczania godzin ponadwymiarowych pojawił się na stronie Sejmu. Na horyzoncie jednak kolejny konflikt: MEN rozważa podwyższenie pensum
2,2 mln – tyle ponadwymiarowych godzin w tygodniu wyrabiają wszyscy nauczyciele i wszystkie nauczycielki w polskich szkołach. Za pracę ponad 18-godzinne pensum (czas spędzony w tygodniu przy tablicy), otrzymują dodatkowe wynagrodzenie.
W dużych miastach, gdzie praca na 1,5 etatu to norma, bo nauczycieli zwyczajnie brakuje, mówimy o dodatkowych kilkuset, a nawet ponad tysiącu złotych miesięcznie do wynagrodzenia. Te pieniądze we wrześniu i październiku nauczycielki w części straciły. Powód? Wadliwa nowelizacja Karty Nauczyciela regulująca czas pracy w szkołach.
Przypomnijmy, że nauczyciele poruszają się w dwóch porządkach: z jednej strony obowiązuje ich 40-godzinny tydzień pracy, z drugiej – Karta Nauczyciela jako etat definiuje 18 godzin spędzonych w tygodniu przy tablicy, na nauce z uczniami.
Przez 33 lata brak doprecyzowania, jak traktować w szkołach pracę powyżej tych norm, była przedmiotem gorących sporów i źródłem nauczycielskiej frustracji. Dopiero Sąd Najwyższy w wyroku z lutego 2025 orzekł, że każda nauczycielska praca ponad wymiar to godziny nadliczbowe w rozumieniu kodeksu pracy. I należy się za nią zapłata.
Ministerstwo edukacji, na wniosek związków zawodowych, postanowiło więc doprecyzować przepisy. Popełniło jednak poważny błąd, a według rozżalonych nauczycielek i nauczycieli wcale nie był to błąd, tylko świadomy zabieg, który miał ich pozbawić pieniędzy.
Prawo, które weszło w życie 1 września 2025 r., zakładało bowiem, że „wynagrodzenie za godziny ponadwymiarowe przysługuje jedynie za przydzielone i zrealizowane godziny zajęć dydaktycznych, wychowawczych lub opiekuńczych”. Mówiąc inaczej, zajęcia, które nie odbyły się nie z winy kadry, nie są płatne. Chodzi o sytuacje, w których klasa np. wyszła do kina, czy wyjechała na wycieczkę.
W proteście szkoły zaczęły masowo odwoływać pozaszkolne aktywności, bo nikt nie chciał pozbawiać kolegów i koleżanek wypłaty.
A nieodpłatne godziny nauczyciele zaczęli nazywać „basiowymi” – od imienia ministry edukacji Barbary Nowackiej.
Z ankiety przeprowadzonej przez „Głos Nauczycielski” wśród 700 nauczycielek i nauczycieli wynikało, że tej jesieni wycieczek w szkołach jest mniej — odpowiedziało tak 4 na 5 badanych. Na chaosie tracili więc także uczniowie, dla których wycieczki to nie tylko rozrywka, ale przede wszystkim szansa na żywą naukę.
Godziny ponadwymiarowe zaczęły być też poważną rysą wizerunkową dla rządu. Szefowa resortu oświaty co prawda zapowiedziała nowelizację przepisów, ale w szkołach nadal wrzało.
Ministra edukacji proponowała, żeby utworzyć katalog zajęć, które nauczyciel mógłby realizować w trakcie nieodbytych lekcji – tak aby zachować prawo do wynagrodzenia. Związki zawodowe protestowały, stwierdzając, że to fikcja i to taka, która nie dogoni szkolnej rzeczywistości. A dobre prawo w oświacie, to prawo proste i ogólne.
Wtedy do gry wkroczył osobiście premier Donald Tusk. W ramach zarządzania kryzysowego szef rządu spotkał się ze związkami zawodowymi i nauczycielami w podwarszawskim Legionowie. I ogłosił, że w trybie pilnym poleci stworzenie poselskiego projektu ustawy, który spełni oczekiwania szkolnej kadry. Pominięcie ministerstwa miało przyspieszyć wprowadzenie zmian: projekty poselskie nie wymagają m.in. tak szerokich konsultacji.
Tydzień później, 4 listopada, Tusk ogłosił, że ma dobrą wiadomość dla nauczycieli. „Musieliśmy poprawić propozycje, które budziły wiele uzasadnionych emocji. Tak, jak zapowiadałem podczas spotkań, kierujemy do Sejmu projekt ustawy” – mówił premier.
Projekt nowelizacji Karty Nauczyciela autorstwa Koalicji Obywatelskiej jest już na stronach Sejmu. Co najważniejsze, po zmianach nauczyciele otrzymają pieniądze za ponadwymiarowe niezrealizowane godziny, jeśli lekcje nie odbędą się z winy szkoły lub ucznia, np.:
W tym czasie nauczyciel będzie musiał pozostawać w gotowości, czyli nie może opuszczać szkoły. Dyrektor może, ale nie musi przydzielać mu zastępstwa, czy innego zadania wynikającego ze statutu szkoły.
Nowe przepisy mają wejść w życie od 1 stycznia 2026.
W uzasadnieniu zmian wprost przyznano, że korekta powstała w odpowiedzi na apele nauczycieli i ich negatywny odbiór nowych przepisów. Co nie zmienia faktu, że posłowie nie przewidują wypłaty wyrównania za okres, w którym nauczyciele i nauczycielki tracili pieniądze. A chodzi wszak o pierwsze cztery miesiące roku szkolnego. Według Związku Nauczycielstwa Polskiego, skoro błąd popełnił ustawodawca, to nauczyciele powinni dostać rekompensatę.
Projekt został już skierowany do konsultacji, a Sejm, jak przekazał wnioskodawca poseł KO Adam Krzemiński, ma zająć się nim najszybciej jak to możliwe.
Kwestia zapłaty za godziny ponadwymiarowe zatrzęsła chwiejnym ekosystemem szkolnych wycieczek. Także tutaj nauczyciele zaczęli głośno mówić, że nie chcą już godzić się na wolontariat. Resort edukacji nie chce zgodzić się na to, żeby za opiekę na wycieczkach przysługiwało dodatkowe wynagrodzenie. Nauczycielkom dziś płaci się tylko za lekcje, które miały się odbyć w czasie organizacji wyjścia czy wyjazdu – w tym godziny ponadwymiarowe (powyżej etatu, np. zastępstwa lub zajęcia indywidualne). Reszta, czyli opieka, pozostaje pracą nieodpłatną.
SOS dla Edukacji proponowało, żeby upowszechnić system, który sprawdza się już w niektórych placówkach:
To ostatnie wynika to z dobowego rozliczenia czasu pracy: 8 godzin pracy, 11 godzin nieprzerwanego odpoczynku, 5 nadgodzin. W ten sposób nauczycielom można zrekompensować część ponoszonych kosztów, choć to nadal podział fikcyjny: nie ma mowy o 11 godzinach odpoczynku podczas wycieczki, na której dzieci i młodzież pilnuje się przez całą dobę.
„Po wymagającym dniu nauczyciele nie mogą pozwolić sobie na noc z pokojem zamkniętym na klucz. Dzieci tęsknią za rodzicami, miewają pomysły, aby straszyć siebie nawzajem i potem boją się tak, że nie mogą zasnąć lub mają koszmary, utrudniają sen współlokatorom w swoim pokoju lub pokojach obok, czasami ktoś zachoruje lub ma bóle brzucha, bo zjadł słodycze, które przywiózł w walizce. Młodzież może próbować sięgnąć po używki lub mieć inne pomysły łamiące regulamin i zagrażające bezpieczeństwu” – pisały Aleksandra Korczak i Maria Kowalewska, autorki raportu o szkolnych wycieczkach.
Nie pierwszy raz ministerstwo edukacji próbując naprawić prawo, tworzy nowy kryzys. Podobnie było w kwestii prac domowych: odgórna likwidacja ich obowiązkowości, która miała odciążyć uczniów i odpowiedzieć na postulaty rodziców, doprowadziła — jak wynika z relacji nauczycieli — albo do załamania motywacji w samodzielnej nauce i pogorszenia wyników, albo do utrzymywania fikcji – prace domowe przeszły rebranding i są zadawane pod innymi nazwami. Pisaliśmy o tym więcej tutaj:
Prawdziwa burza na linii nauczyciele-resort oświaty może jednak wybuchnąć, gdy MEN przedstawi propozycje podwyższenia pensum. To ma być część rewolucji w systemie wynagradzania pracy nauczycieli. Premier Donald Tusk obiecał, że jeszcze w tej kadencji rząd odpowie na postulat ZNP, aby powiązać nauczycielską pensję ze średnią w gospodarce krajowej. Obywatelski projekt ustawy w tej sprawie jest w Sejmie i trafił na specjalną podkomisję.
Według pomysłu związkowców nauczyciel dyplomowany zarabiałby 155 proc. średniej w gospodarce narodowej w III kwartale poprzedniego roku. Chodzi tu nie o pensję zasadniczą, ale średnią (z dodatkami i pracą ponadwymiarową). Mimo wszystko byłby to przewrót i to wyjątkowo kosztowny. Gdyby opierać się na wskaźnikach z 2024 roku, nauczycielka dyplomowana zarabiałaby 13 582 zł brutto, czyli aż 3,5 tys. zł więcej niż dziś.
Wiceminister edukacji Henryk Kiepura na początku listopada 2025 powiedział, że ze wstępnych wyliczeń wynika, że powiązanie wynagrodzeń nauczycieli ze średnią w gospodarce, to
koszt dla budżetu państwa rzędu 38 mld zł.
MEN będzie więc szukać oszczędności.
Kiepura stwierdził, że być może „inne powinno być też pensum”, które dziś wynosi dla wszystkich 18 godzin pracy przy tablicy. Część środowiska oświatowego już wcześniej podnosiła, że pensum należałoby urealnić w zamian za wyraźny wzrost płac. W dużych miastach, jak już pisaliśmy, 22 godziny pracy w tygodniu, to norma. Pytanie, co z mniejszymi placówkami, czy nauczycielami w szkołach wiejskich? Być może pensum powinno być elastyczne, podawane w widełkach?
Już sama zapowiedź dyskusji o zmianie czasu pracy wywołała oburzenie na nauczycielskich forach. Dla wielu pedagogów niskie pensum to gwarancja jakości edukacji oraz bezpiecznik przed nadmiernym obciążeniem obowiązkami.
Na pierwszy rzut oka widać, że bez umiejętnie przeprowadzonej reformy, czeka nas kolejny kryzys.
Edukacja
Barbara Nowacka
Donald Tusk
Ministerstwo Edukacji Narodowej
Związek Nauczycielstwa Polskiego
nauczyciele
pensum
szkoły
Rocznik ‘92. Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o migracjach, społeczności LGBT+, edukacji, polityce mieszkaniowej i sprawiedliwości społecznej. Członek n-ost - międzynarodowej sieci dziennikarzy dokumentujących sytuację w Europie Środkowo-Wschodniej. Gdy nie pisze, robi zdjęcia. Początkujący fotograf dokumentalny i społeczny. Zainteresowany antropologią wizualną grup marginalizowanych oraz starymi technikami fotograficznymi.
Rocznik ‘92. Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o migracjach, społeczności LGBT+, edukacji, polityce mieszkaniowej i sprawiedliwości społecznej. Członek n-ost - międzynarodowej sieci dziennikarzy dokumentujących sytuację w Europie Środkowo-Wschodniej. Gdy nie pisze, robi zdjęcia. Początkujący fotograf dokumentalny i społeczny. Zainteresowany antropologią wizualną grup marginalizowanych oraz starymi technikami fotograficznymi.
Komentarze