W wyborach do Senatu możemy im zrobić powtórkę z rozrywki - mówił 4 czerwca Tusk i apelował, do „wszystkich, by poszli śladami samorządowców, którzy chcą pomóc w wyborach". Przypominał wynik 99:1 z 1989 r. Jego mowa była wezwaniem do odwagi (użył tego słowa 8 razy), solidarności (8), walki (8), nadziei (7). O zwycięstwie mówił 13 razy [LICZYMY TUSKOWI SŁOWA]
Przemówienie Donalda Tuska na 30. rocznicę czerwcowych wyborów 1989 roku, retorycznie porywające, błyskotliwe, dowcipne, ale też gdy trzeba patetyczne, miało jedno, proste przesłanie. Tak jakby "Donaldinio", jak wołali ludzie na Długim Targu, postanowił odwołać się do samego rdzenia wolnościowej retoryki "Solidarności", i swego własnego przeżycia pokoleniowego.
Może uznał, że wobec nasilającej się polaryzacji to najlepsza odpowiedź na prostacką propagandę PiS, że opozycja to złodzieje, nie-Polacy, a także bliscy zboczeniom wrogowie Kościoła i rodziny.
Ale w efekcie Tusk - nowoczesny, europejski i światowy lider, świadomy zagrożeń klimatycznych i wyzwań związanych z niepohamowanym rozwojem technologii (mówił o tym na Uniwersytecie Warszawskim) - wypadł, żeby tak powiedzieć, na starszego niż jest. I na bardziej konserwatywnego.
Kto wie, czy przekaz o PiS, który zabiera "Polakom" wolność, nie zyskałby na sile, gdyby Tusk dodał, że władza traktuje z pogardą nauczycieli, oszukuje lekarzy i osoby z niepełnosprawnościami. Nie docenia praw kobiet, a niepłodne pary pozbawiła in vitro. Wycina Puszczę Białowieską, bo w stuletnich drzewach widzi tylko deski.
OKO.press opublikowało mowę Donalda Tuska z 4 czerwca w całości. Poniżej analiza, w której korzystamy z prostej metody liczenia częstości słów.
Gdański Długi Targ był późnym popołudniem 4 czerwca gorący jak jakaś włoska piazza. Donald Tusk przerywał przemówienie wzywając do kogoś ratowników medycznych, także obok nas zemdlała kobieta.
Ogromny tłum czekał na słowa Tuska, by usłyszeć pocieszenie po przegranych eurowyborach. Z całego kraju zwolennicy opozycji, przerażeni wyborczym sukcesem "dobrej zmiany" przyjechali do Gdańska po nadzieję.
Taki był główny sens tych obchodów 30. rocznicy wyborów 4 czerwca 1989. Łącznie z wieczornym koncertem na Placu Zebrań Ludowych, gdzie - podobno - 30 tys. osób wysłuchało zestawu kultowych pieśni zbuntowanego rocka ostatnich 40 lat.
Dostali to od Tuska, w formie zachęty, wzmocnienia, a nawet reprymendy przeciw postawie zniechęcenia:
"Jesteście dzisiaj trochę przygnębieni. No ale tydzień wystarczy, tak? Gdyby ci w 1988 byli przygnębieni, to nie wiadomo gdzie dzisiaj byśmy byli. Ale smutasy nigdy niczego nie wygrają".
"Wtedy nikt nie narzekał" - powtarzał (nawiasem mówiąc upiększył legendę "Solidarności", bo w latach 80. też bywaliśmy "smutasami").
Zacznijmy jednak od czystej polityki.
Politycznie najważniejsze było, czy Tusk, a także przemawiający przed nim prezydenci Warszawy, Łodzi, Wrocławia i Poznania, zgłoszą propozycję wspólnej listy do Senatu, która ma być realizacją idei Pawła Adamowicza, by "samorządy poszły polską drogą do wolności".
Tusk przedstawił tę propozycję na zakończenie:
Te niedopowiedzenia oznaczają, że pomysł wspólnej listy do Senatu jest polityczną możliwością i że - co już mniej pewne - Tusk mógłby w jakimś stopniu ją firmować ("szczerze powiem, że nie dbam o to, że gdzieś w telewizji powiedzą, że Tusk znów nie zajmuje się tym, co powinien robić" - odpowiadał propagandzie PiS). A zarazem z jego wystąpienia wynika, że sprawa jest niedogadana.
Analogia z 1989 rokiem jest bowiem ryzykowna. Siła hasła walki z komuną była wtedy znacznie większa niż obecnie walki z PiS, a część społeczeństwa, które ma władzy dość, była bez porównania mniej zorganizowana niż dziś - poza ruchem "Solidarność", mocno osłabionym w latach 1982-1988, kilka środowisk politycznych i kręgów zawodowych.
Teraz do pogodzenia są interesy ruchu potężnych samorządów, zwłaszcza metropolii, kilku partii politycznych, z których każda ma swoje ambicje i swoich liderów, wielu środowisk obywatelskiego protestu.
Pozycja Wałęsy jako patrona wspólnej listy w 1989 była też bardziej oczywista niż Tuska w 2019.
Uzgodnienie listy 100 nazwisk, które dostaną w jesiennych wyborach do Senatu poparcie całej opozycji, może być więc karkołomnym wyzwaniem.
Tusk wie o sporach, napięciach, powyborczych pretensjach. Apeluje: "Ja pamiętam tamtą solidarność, rok 88 i 89. Były spory, ale nikt na nikogo publicznie nie nadawał.
Ja proszę: ci wszyscy, którzy chcą wygrywać na rzecz wolności i demokracji, niech mówią o sobie dobrze albo wcale. Macie duży talent, potraficie dowalić, ale wykorzystajcie to w odpowiednim kierunku.
Zostawcie potencjalnych sojuszników na łatwiejsze czasy".
Analogie z 1988 i 1989 roku to był główny sposób perswazji Tuska. Przekonywał, że skoro wtedy się udało, choć było trudniej, to i teraz się uda. Bo naród jest ten sam - "wielki, dumny, europejski naród, nawet jeśli nie zawsze mamy szczęście do władzy".
Może to okazja rocznicowa, a może genius loci, sprawiły, że nie było innych kontekstów. "Prezydent Europy" ani razu nie wspomniał o wyborach do Parlamentu Europejskiego, czy o sytuacji w Europie, nie mówiąc o globalnych zagrożeniach, o których mówił w wykładzie w Warszawie.
W ramach tej "terapii przez analogię" Tusk przypominał wydarzenia, których był blisko. Przede wszystkim przegrany strajk w Stoczni Gdańskiej w maju 1988 roku (wspierany przez studentów, m.in. Pawła Adamowicza):
Oni nie stracili nadziei i wiary, że ich wysiłek i walka ma sens, nie poddali się pomimo jednej, bolesnej porażki. Kochani, ich było naprawdę tylko trzystu, was tylko tutaj jest kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Jaki jest powód, żebyście mieli zwiesić głowy?
Drugi przykład. Składanie kwiatów w grudniu 1979 roku w rocznicę Grudnia 1970:
"Ci ludzie nigdy się nie poddali. Lech Wałęsa, a ja go pamiętam z ponurego, grudniowego dnia, jak przyszedł pod stocznię, gdzie wspólnie z innymi organizowaliśmy nielegalną rocznicę grudnia 1970. Powiedział: Za rok będzie tu stał wielki pomnik poległych stoczniowców. I po roku, staliśmy razem z Lechem Wałęsą, a nad nami górował wielki pomnik poległych stoczniowców".
Trzeci, najważniejszy przykład: "Wsparci autorytetem i zdjęciem Lecha Wałęsy, a przede wszystkim wolą ludzi, wygraliśmy wybory do Senatu. To był ten moment, gdy ówczesny przeciwnik zrozumiał: ta gra jest skończona".
"Dał nam przykład Lech Wałęsa, jak zwyciężać mamy". 4 czerwca 2019 Tusk próbował powiedzieć, że to jest możliwe.
Tusk podejmuje polemikę z zarzutem, że opozycję łączy tylko bycie "anty PiS-em". Już raz o tym mówił - w Warszawie 18 maja apelując o poparcie Koalicji Europejskiej: "To nie jest głosowanie na mniejsze zło, to jest głosowanie na większe dobro".
Teraz mówił:
"Chcę was przekonać, że nie jesteście żadnym antypisem. Nie jesteście negatywną siłą, która nie ma żadnego pomysłu. To nieprawda! Tak samo jak wówczas, w roku 1989, Solidarność była pozytywną siłą. Oczywiście była przeciw władzy, ale dlatego, że była za. Za wolnością, za demokracją, za rządami prawa, za dobrą konstytucją, za wejściem we wspólnotę polityczną Zachodu.
Jak tak powtarzam za czym była Solidarność i dlaczego była taka pozytywna, to sobie uświadamiam, że przecież o dokładnie to samo chodzi dzisiaj tym, którzy chcą poparcia Polaków.
Jesteście siłą dobrą, a nie złą. To oni są przeciw, a wy jesteście za".
Jak budowany jest ten przekaz? Odpowiedź przynosi analiza częstości używania słów kluczowych.
Tusk stawia na ożywienie solidarnościowego patriotyzmu: "Dzięki wam Polska to wciąż najpiękniejsze miejsce na ziemi, a Polacy to wspaniały europejski naród".
Przewodniczący Rady Europejskiej zwraca się do Polaków (używa słowa Polska, polski, Polacy aż 25 razy), do gdańszczan (10 razy), Europejczyków (7 razy), te określenia się przeplatają, pojawia się też naród (3 razy), Tusk unika słowa obywatele (1 raz).
Zwraca się wprost do wielotysięcznego zgromadzenia, jako przedstawicieli całej tej symbolicznej zbiorowości "Polaków". Aż 10 razy używa formuły wy (wam, was), cała mowa jest osobistym apelem, a także podziękowaniem (8 razy).
Przez cały czas Tusk mówi w pierwszej osobie: to ja zwracam się do was (sam zaimek "ja" pojawia się 11 razy: ja dziękuję, ja pamiętam, ja proszę was itd.)
Tusk oczekuje od "nas" wiary, chce byśmy wierzyli (12 razy), w zwycięstwo, wygraną (13 razy), oczekuje też odwagi (8 razy) i solidarności (8 razy). Aż 7 razy pada słowo "nadzieja". Groźba przegranej - tylko raz.
W solidarnościowy patriotyzm wpisuje się figura papieża (3 razy) - Jana Pawła II. Tusk wspomina też swój udział w pielgrzymkach (2 razy).
Przemówienie Tuska, retorycznie porywające, błyskotliwe, dowcipne, a gdy trzeba patetyczne, było komunikatem o prostym, jednowymiarowym przekazie.
Tak jakby postanowił odwołać się do samego rdzenia wolnościowej retoryki "Solidarności", i swego własnego przeżycia pokoleniowego.
Może uznał, że wobec nasilającej się polaryzacji to najlepsza odpowiedź na prostacką propagandę PiS, że opozycja to złodzieje, nie-Polacy, a także bliscy zboczeniom wrogowie Kościoła i rodziny?
Okazał się w przy tym zaskakująco konserwatywny, co wzmacniały wzmianki o zasługach Jana Pawła II i papieskich pielgrzymkach. Z pewnością zasługi JPII są realne, a wspomnienie o własnym udziale w pielgrzymce posłużyło do kpin z władzy, która akurat w Gdańsku obchodziła rocznicę I wizyty JPII w Polsce w 1979 roku, choć polski papież w Gdańsku wtedy nie był.
Ale nie zostało to zrównoważone innym sygnałem kulturowym, choćby odwołaniem do zbuntowanego rocka.
Tusk pozostawał cały czas w kręgu, mówiąc metaforą T. G. Asha "chwalebnej rewolucji 1980-1989", co może nieszczególnie zachęcać pokolenie młodych wyborców. A to tutaj są szczególnie duże rezerwy polityczne, bo frekwencja w grupie 18-29 wyniosła w eurowyborach ledwie 27 proc.
Tusk - nowoczesny, europejski i światowy lider, świadomy zagrożeń klimatycznych i wyzwań związanych z niepohamowanym rozwojem technologii (mówił o tym na Uniwersytecie Warszawskim) - mógłby bardziej młodych zachęcić. Żeby tak powiedzieć, wypadł na starszego niż jest.
Nie wspomniał o wyzwaniach, jakie stoją przed Polską w dziedzinie praw kobiet; Tusk wpisał się tu w męski nurt polskiej polityki, który nie docenia kobiecego elektoratu, choć jest on znacznie bardziej pro-opozycyjny. A była okazja, gdy dziękował "pani prezydent, drogiej Oli [Dulkiewicz]".
Czy spadłaby Tuskowi korona z prezydenckiej głowy, gdyby powiedział, że Aleksandra Dulkiewicz jest dowodem na to, jak Polacy i Polki doceniają rolę kobiet, wspaniałych polityczek, wspaniałych prezydentek?
Jestem pewien, że stojące obok mnie dziesiątki kobiet w wieku (na oko) 10-80, zrobiłyby Tuskowi jeszcze większą owację. Zwłaszcza gdyby wspomniał, że trzeba zadbać, by zarobki nie były genderowo niesprawiedliwe.
Przekaz o PiS, który zabiera "Polakom" wolność, zyskałby też na dodaniu, że władza traktuje z pogardą ogromną grupę nauczycieli, osoby z niepełnosprawnościami. Że władza wycina Puszczę Białowieską, bo w stuletnich drzewach widzi tylko deski.
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze