0:00
0:00

0:00

Ciężko wymienić wszystkie miasta, w których szalała „belferska grypa”. Z mapy tworzonej w przedświątecznym tygodniu przez inicjatywę „Nie dla chaosu w szkole” wynika, że protest nauczycielek i nauczycieli, którzy walczą o tysiąc złotych podwyżki, rozlał się na cały kraj.

Do miana stolicy buntu urósł Wrocław, w którym ze względu na nieobecność nauczycieli:

  • zamknięto 15 przedszkoli,
  • w 8 przedszkolach i 10 szkołach zajęcia były odwołane lub skrócone.

Protestowano jednak w całej Polsce: od Świnoujścia po Hrubieszów. Swój udział w proteście zaznaczyli na mapie nauczyciele ze 180 placówek edukacyjnych (szkół i przedszkoli).

Najeżdżając kursorem na punkty na mapie, można zobaczyć, w których szkołach lub przedszkolach protestowali nauczyciele. Mapa stworzona przez inicjatywę „Nie dla chaosu w szkole”

MEN umniejsza bunt

W drugim dniu protestu (18 grudnia 2018) MEN wydał komunikat opracowany na podstawie kontroli kuratoriów, z którego wynikało, że 1500 nauczycieli przebywało na zwolnieniach chorobowych. Wiceminister Marzena Machałek tego samego dnia na konferencji prasowej zbyła pytania dziennikarzy o protest, mówiąc, że ministerstwo nie ma informacji o wzroście liczby placówek oświatowych, które nie działałyby w związku z chorobami nauczycieli.

Przeczytaj także:

Jak już pisaliśmy, MEN przyjął strategię wyciszania i grożenia. Minister Anna Zalewska stara się załagodzić spór, dlatego wycofała się z niektórych oprotestowanych przez nauczycieli rozwiązań (np. nowy sposób oceny pracy) i przez przypadki odmienia słowo „szacunek”, którym ma darzyć swoich kolegów i koleżanki po fachu.

Z drugiej strony, Zalewska grozi palcem buntującym się nauczycielom. A używa do tego upolitycznionych kuratorów oświaty, którzy, jak Roman Kowalczyk z Wrocławia – odwoływali się do etyki zawodowej i sugerowali kontrole ZUS.

By przetrwać do świąt, resort Zalewskiej wszystkie medialne doniesienia o dezorganizacji pracy kontrował rzekomo „małą skalą protestu”. Jednak bagatelizowanie buntu nauczycieli to ryzykowna strategia.

Co dalej?

Kluczowe dla rozwoju sytuacji będą dwa dni: 7 i 8 stycznia 2019. Wtedy związki zawodowe spotkają się najpierw z premierem Mateuszem Morawieckim, a potem – w ramach Rady Dialogu Społecznego – z minister Anną Zalewską. Prezes ZNP, Sławomir Broniarz, ogłaszając akcję protestacyjną podkreślał, że 1000 zł podwyżki to warunek minimum, z którego nauczyciele nie zrezygnują.

Jeśli rząd nie ustąpi, zarząd ZNP już 10 stycznia ma podjąć decyzję o strajku.

Mobilizacja jest ogromna. Aż 230 tys. nauczycieli wypełniło ankiety, w których wyraziło gotowość do protestu. Wciąż w kuluarach waży się forma. Równie dużo głosów zdobyła chorobowa wolta (wzorem policjantów czy pracowników sądów), jak i właśnie strajk generalny.

Oświatowa „Solidarność” również szykuje protest, ale daje premierowi więcej czasu. Na dymisję minister i podwyżki związkowcy z „S” czekają do lutego.

A nauczyciele, którzy oddolnie zmobilizowali się w przedświątecznym tygodniu, zapowiadali, że jeśli akcja nie przyniesie skutku, powtórzą ją – i to już na początku stycznia 2019.

W oświacie czeka nas bardzo „ciekawy” rok. Konflikt z nauczycielami to tylko jeden ze sporów, które będzie musiał przełknąć rząd PiS.

Kumulacja roczników w szkołach ponadpodstawowych i ponadgimnazjalnych, czyli konflikt z rodzicami i uczniami, może być równie brzemienny w skutkach, co socjalny bunt zdegradowanych nauczycieli.
;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze