0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Wyborcza.plFot. Tomasz Pietrzyk...

„Dostaję dziennie kilka telefonów w sprawie mieszkania. Wieczorem zadzwoniła do mnie wolontariuszka, czy mogłabym szybko przyjąć matkę z piątką dzieci, ponieważ nie mają gdzie mieszkać. Śpią na klatkach schodowych” – opowiada Magda*.

JESTEŚMY TU RAZEM

Powoli wyczerpują się zasoby dobrej woli i możliwości pomocy ukraińskim rodzinom, które ratując się przed rosyjską agresją, próbują w Polsce mieszkać, pracować i uczyć się. Państwo nie wspiera już Polek i Polaków, którzy przyjmują uchodźców. Czas na nowo ułożyć relacje i szukać rozwiązań. Chcemy w OKO.press opisywać historie gości z Ukrainy, usłyszeć je od was. Czekamy też na listy polskich pracodawców, gospodarzy, wszystkich osób, które chcą napisać komentarz lub zgłosić pomysł. Piszcie na adres [email protected].

МИ ТУТ РАЗОМ

Поволі вичерпуються ресурси доброї волі та можливості допомоги українським родинам, які, рятуючись від російської агресії, намагаються жити, працювати та навчатися в Польщі. Держава більше не підтримує польок та поляків, які приймають біженців. Настав час заново формувати стосунки та шукати рішення. В OKO.press ми хочемо описати історії гостей з України, почути їх від вас. Також чекаємо на листи від польських роботодавців, господарів та всіх, хто бажає написати коментар чи подати ідею. Пишіть на [email protected].

Po naszej rozmowie dostaję sms, że ich przyjęła. Mieli zostać na jedną noc, za darmo, dopóki wolontariusze czegoś im nie znajdą. Ostatecznie rodzina musi zostać dłużej ze względu na kwestie formalne, więc wolontariusze załatwiają finansowanie przez fundacje czy zrzutki.

W cyklu „Jesteśmy tu razem”, który na łamach OKO.press prowadzimy prawie dwa lata, zazwyczaj opisujemy problemy, z którymi zmagają się ukraińscy uchodźcy. W tym tekście głos oddajemy stronie przyjmującej.

Zmiany w ustawie

Od początku pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę Magda przyjmowała uchodźców z Ukrainy. Najpierw bezpłatnie, a potem w związku z ustawą o pomocy obywatelom Ukrainy otrzymywała rekompensatę 40 złotych dziennie za każdą przyjętą osobę. W zamian udostępniała im lokum i wyżywienie.

W pierwszym miesiącu ludzie ciągle się zmieniali. Niektórzy zostawali na dwa-trzy dni i jechali dalej. Później sytuacja się ustabilizowała.

„Cały przekrój ludzi” – mówi Magda.

Gościła m.in. – jak mówi – rodzinę wymagające szczególnej troski: matkę z córką z niepełnosprawnością. Była też matka z trójką dzieci, która leczyła się onkologicznie, inne osoby z niepełnosprawnością, kobieta w ciąży, która urodziła w trakcie pobytu u Magdy, osoby starsze oraz te, które niedawno przyjechały i szukały możliwości dla usamodzielnienia się.

„Większość to były osoby wysłane do mnie przez wolontariuszy ze względu na ich trudną sytuację. Udostępnianie im mieszkania było dosłownie ratunkiem przed mieszkaniem na dworcu. Przewinęło się setki ludzi i to niestety nie jest żadne wyolbrzymienie” – mówi Magda.

Od lipca 2024 roku weszły zmiany do ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium ich kraju. Jedną z istotnych zmian jest likwidacja art.13, który przewidywał rekompensatę 40 złotych na osobę dziennie dla właściciela domów prywatnych za przyjmowanie uchodźców. Niejednokrotnie o tym pisaliśmy tu, tu i tu.

Obecnie zakwaterowanie z wyżywieniem dla potrzebujących może zapewnić odpowiedni wojewoda. Prowadzić taką działalność wojewoda może zlecić obiektom, w którym przebywa co najmniej 10 osób lub obiektom będących własnością, lub przedmiotem trwałego zarządu jednostek sektora finansów publicznych.

Przeczytaj także:

Są potrzebne miejsca dla uchodźców w Warszawie

Od wolontariuszy Magda słyszała, że potrzebują mieć zapewnione miejsca dla uchodźców w Warszawie. Są miejsca w ośrodkach recepcyjnych na terenie województwa, natomiast wiele osób ze względów zdrowotnych, czy to leczenia, czy rehabilitacji powinny być w mieście. Magda złożyła wniosek do wojewody z prośbą o uzyskanie informacji, w jaki sposób podpisać z nim umowę na prowadzenie miejsc zbiorowego zakwaterowania.

(Wojewoda może bez zachowania warunku dotyczącego minimalnej liczby osób w obiektach podpisać umowę z organizacją pożytku publicznego, która istnieje minimum 24 miesiące i zapewnia zakwaterowanie wyłącznie dla osób, które posiadają orzeczenie o niepełnosprawności lub stopniu niepełnosprawności umiarkowanym i znacznym lub orzeczenie równoważne, osób, które ukończyli: 60 lata – kobiety oraz 65 lat – mężczyźni, oraz osób sprawujących opiekę nad osobami z niepełnosprawnością).

Problemu być nie powinno

Po trochę więcej niż tygodniu do Magdy zadzwonił pracownik urzędu.

„Powiedział, że będą podpisywać umowy tylko z podmiotami, nie z osobami fizycznymi. Także trzeba mieć długą działalność gospodarczą, nie przez kilka ostatnich miesięcy” – opowiada Magda. – „Zdziwiło mnie to, ponieważ to nie wynikało z przepisów tej ustawy. Ale to dla mnie nie był problem, ponieważ prowadzę działalność gospodarczą”.

„Podczas rozmowy urzędnik poprosił o złożenie oficjalnego wniosku, mogło być mailowo. Więc mój pierwszy mail w urzędzie nie potraktowali jak wniosek. Wysłałam” – mówi Magda.

Pod koniec czerwca znowu zadzwonił ten sam pan z Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego.

„Powiedział, że teraz jest to procedowane. Oczywiście jeszcze nie wiadomo, jak to będzie wyglądać, ale oni dostali moje zgłoszenie. Chciał się dowiedzieć, ile osób mieszka w tym mieszkaniu. Wtedy zgłosiłam jedno duże mieszkanie, gdzie mieszkało 11 osób, m.in. osoby z niepełnosprawnością” – opowiada Magda. – „Za kilka dni znowu zadzwonił, zapytał, jak wygląda sytuacja. Było kilka dni do końca czerwca, a jeszcze nie było decyzji wojewody w kwestii podpisywania umów. Powiedział, że obdzwania wszystkich osób, które wniosły o prowadzenie miejsc zakwaterowania, czy mogą poczekać, żeby podpisać umowę troszeczkę później. Nie do 30 czerwca, a na przykład 2 lipca. Dla mnie nie był to problem”.

„Mówił, że dzwonią do właścicieli, żeby nie było takiej sytuacji, że nagle ludzie stracą dach nad głową i pojawią im się ludzie pod urzędem marszałkowskim. Chcą dowiedzieć się, ile osób jest w takiej sytuacji, że nie będzie miało miejsca zakwaterowania” – dodaje Magda.

Nikt nic nie wie

„Pan z urzędu mówił, żeby się nie martwić, że za chwilkę ta decyzja będzie, że spełniamy kryteria, nie powinno być żadnego problemu. Cały czas były takie zapewnienia. Oczywiście nie mówił, jaka będzie decyzja wojewody, ale mówił, że nie widzi powodów, dlaczego to nie powinno być spełnione. Przy czym nic na piśmie. Komunikowaliśmy się z tym panem przez telefon”.

W piątek, 28 czerwca, w ostatnim dniu roboczym, po godz. 15:00 Magda dostała maila z urzędu.

„Podejrzewam, że wysłano go do wszystkich, którzy zwracali się w tej sprawie oraz do innych urzędów, które miałyby zajmować się sprawą w Warszawie i okolicach. Mail dotyczył tego, że takie wnioski powinny być składane do nich, do gminy” – mówi Magda.

W poniedziałek złożyła wnioski na dwa mieszkania, które udostępniała, do Urzędu Miasta na Placu Bankowym. Nie otrzymała żadnej informacji. Zadzwoniła.

„Urząd Miasta nic nie wiedział na ten temat, przekierowywali mnie do różnych wydziałów. Więc dzwoniłam chyba po czterech różnych osobach, aż w końcu trafiłam na wydział, który rzeczywiście się tym ma zajmować, ale pani również nic nie wiedziała na ten temat”.

„Udało mi się ustalić, że taki wniosek pewnie dotarł, ale żebym jeszcze raz ten wniosek do nich wysłała. Wysłałam jeszcze raz na ten adres, który mi podali.

Był to już mój de facto trzeci wniosek”.

Oczekiwana odpowiedź

„W piątek, tydzień temu, po południu po 14:00 otrzymałam informację, że w urzędzie nie widzą konieczności, żeby w Warszawie osoby indywidualne zapewniały takie ośrodki, ponieważ ośrodki są” – opowiada Magda. – „Przeczytałam tego maila dopiero wieczorem. Był tam wskazany numer, gdzie można zadzwonić w godzinach wieczornych”.

„Chciałam zapytać, gdzie w takim razie teraz mam tych ludzi dać”.

„Pani, która się odezwała pod tym numerem, nie miała pojęcia, o co mi chodzi. Ale jak to pani do nas dzwoni? Mówię, tak jest podane w piśmie. No, ale my nic nie wiemy, przecież to jest kwestia wojewody.

Podała mi numer do dyżurnego biura zarządzania kryzysowego. Tam pan mi powiedział, że o tej porze nie nie przyjmuje żadnych informacji, proszę dzwonić jutro o 6:00 rano i odłożył słuchawkę”.

Rano Magda znowu zadzwoniła.

„Pan mi powiedział, że w ogóle ze mną nie będzie rozmawiał, uchodźcy mają do nich dzwonić. Będą wtedy ich weryfikować i wysyłać do ośrodków” – mówi Magda. – „Z tego, co się dowiedziałam, to dziewczynce z niepełnosprawnością z matką zaproponowali lokalizację gdzieś pod Warszawą. Dziewczynka się rehabilituje i uczęszcza do szkoły specjalnej w Warszawie. Nie wiem, jak od września będzie z jej uczęszczaniem do tej szkoły”.

Co dalej?

Do tej pory części osób, które mieszkały u Magdy, udało się znaleźć miejsce tymczasowego zamieszkania.

„Niektórzy nocują po znajomych, część osób wyjechała poza Warszawę. Ale część osób ma problem, ponieważ nie ma dla nich odpowiednich miejsc, zwłaszcza jeśli chodzi o osoby z niepełnosprawnością” – mówi Magda. – „Okazuje się, że część osób rzeczywiście wychodzi z mieszkań, tak jak ta matka z piątką dzieci i ląduje na ulicy”.

Według władz przyczyną uchylenia art.13, który przewidywał rekompensatę dla właścicieli prywatnych domów, było różne podejście do jego interpretacji oraz nadużywania programu 40 +.

„Były osoby, które naprawdę potrzebowały pomocy i była możliwość im pomóc” – mówi Magda, dodając: – „Czasami oczywiście zdarzały się osoby, które tej pomocy tak do końca nie potrzebują. Może te patologie też były zauważane. Rozumiem założenia, tylko że

w tym momencie wylali dziecko z kąpielą.

Ucierpiały chyba najbardziej te osoby, których nie stać na wynajem mieszkania i one rzeczywiście znajdują na ulicy.

Najbardziej ucierpiały te osoby, które właśnie się powinno chronić.

Jest teraz problem, ponieważ część osób musi być w Warszawie, chociażby dlatego, że się leczy onkologicznej i potrzebują mieszkać w miarę sterylnych warunkach. Jednak w większych miejscach zbiorowego zakwaterowania jest o to ciężko”.

Dostawać 40+ nie było łatwo

Magda starała się o możliwość rekompensaty, żeby kontynuować pomoc uchodźcom, mimo trudności, które wynikały z uzyskiwaniem 40+. Wnioski o rekompensaty skrupulatnie składała w terminie.

„Często były jakieś problemy, na przykład sytuacje, że Straż Graniczna nie zaznaczyła, że dana osoba przekroczyła granicę Polski i twierdziła, że jej nie ma w Polsce, a ta osoba była na przykład u mnie na mieszkaniu” – opowiada Magda. – „Za jedno z mieszkań nie zapłacili przez cały miesiąc, ponieważ urzędnicy stwierdzili, że nie było tam wyżywienia. (Według ustawy właściciel powinien był zapewnić jedzenie). Jak dowiadywaliśmy się, w jaki sposób to stwierdzili, to okazało się, że wysłali tam urzędnika, który nie zna języka ani rosyjskiego, ani ukraińskiego i taka osoba pytała uchodźców, czy mają wyżywienie. Mimo oświadczeń tych ludzi, że dostają wyżywienie, urząd stwierdził inaczej.

Albo przez miesiąc osoby u mnie mieszkały, po czym się okazywało, że za tę osobę ktoś inny złożył wniosek. Urzędnika to nie interesuje, w jaki sposób to się stało”.

„Możecie pomagać za swoje”

„W ciągu tych ponad dwóch lat to było szarpanie się z urzędem, negowanie wszystkiego. Nawet tego, czy danej osobie należy się to bezpłatne zakwaterowanie. Pomimo tego, że z ustawy wynikało, że należy się rekompensata za tę osobę, to urząd nie chciał przyznawać”.

„Mówili, że na przykład w systemie w PESEL-u osoby nie ma podanych danych rodziców. Trzeba było dostarczyć tłumaczenia aktów urodzenia. A nie zawsze to było możliwe, ponieważ osoba już mogła wyjechać” – mówi Magda. – „Mam wrażenie, że to wszystko po to, by jak najmniej pieniędzy wypłacić”.

„Oczekiwaliśmy po pół roku na wypłaty. Słyszeliśmy od urzędników, że jak chcemy pomagać, to możemy pomagać ze swoje, dlaczego wnosimy o rekompensaty. Tymczasem za jedzenie dla uchodźców płaciliśmy już z karty kredytowej, na mieszkaniu dopłaty za wodę miesięcznie było 1000 zł. Oprócz wydatków na mieszkanie i media opłacaliśmy artykuły higieniczne, środki czystości. Ze swojej inicjatywy, niezależnie od rekompensat, zapewnialiśmy potrzebne rzeczy – czasami była to walizka, czasami łóżeczko dla niemowlaka, ubrania, zeszyty do szkoły czy plecaki, a czasami jedzenie czy żwirek dla kota. Tak, trafiały też do nas osoby ze zwierzętami, bo nie każdy chciał takie osoby przyjmować. Chodziło o to, by realnie pomóc w tym, czego potrzebują”.

Magda starała się zawsze mieścić w kwotach rekompensat z opłatami za mieszkania, media i jedzenie. Natomiast bez pomocy państwa na dłużej udostępniać mieszkania dla uchodźców finansowo nie da rady.

*Imię zmieniłam na prośbę rozmówczyni.

;
Na zdjęciu Krystyna Garbicz
Krystyna Garbicz

Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.

Komentarze