0:000:00

0:00

Swój nowy siedmioletni budżet na lata 2021-2027 Unia Europejska powinna była przyjąć jeszcze przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w maju 2019 roku. Zamieszanie związane z brexitem oraz problemy z wyłonieniem nowej Komisji Europejskiej w listopadzie 2019 sprawiły, że pierwsze negocjacje budżetowe odbyły się dopiero w połowie lutego 2020.

Jak relacjonowaliśmy w OKO.press, spotkanie głów państw członkowskich w Radzie Europejskiej zakończyło się fiaskiem.

Część krajów (w tym Polska) liczyła, że wspólny budżet uda się utrzymać na dotychczasowym poziomie, a nawet zwiększyć. Ale tzw. "oszczędna czwórka" (Holandia, Szwecja, Dania, Austria), w tym zwłaszcza rząd Holandii, forsowała cięcia i przesunięcia pieniędzy na nowe priorytety - ekologię i technologie.

Przeczytaj także:

Fundamentalny unijny spór pomiędzy krajami głodnymi funduszy, a tymi, które płacą więcej niż dostają, przycichł nieco w obliczu pandemii koronawirusa.

Wszyscy członkowie UE zgadzają się już, że konieczna jest reforma unijnych finansów i obszerny program pomocowy dla najbardziej poszkodowanych krajów.

Kwestią sporną pozostaje to, jak ambitny będzie i jak zostanie wdrożony. M.in. Polska chciałaby, żeby pomoc dla państw przekazano w formie bezzwrotnych dotacji. Ale pojawiają się też głosy, że UE powinna te pieniądze swoim członkom pożyczyć.

Swój pomysł na ratunek dla Europy 27 maja ma przedstawić państwom członkowskim Komisja Europejska. Rewolucyjny projekt zaprezentowali w tym tygodniu Emmanuel Macron i Angela Merkel.

Nowy plan Marshalla?

O tym, jak sfinansować pomoc dla poszkodowanych gospodarek głowy państw członkowskich dyskutowały na szczycie UE 18-19 maja. Przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel mówił przed nim, że Europa potrzebuje dziś finansowego zastrzyku na miarę nowego Planu Marshalla.

"Wzywam wszystkie 27 państw członkowskich do pracy w duchu kompromisu, jak tylko Komisja Europejska przedstawi swój nowy projekt. Odrodzenie i transformacja naszych gospodarek dotkniętych pandemią COVID-19 są kluczowe" - napisał na Twitterze 18 maja.

Ursula von der Leyen, przewodnicząca KE, ogłosiła już, że projekt odbudowy Unii po pandemii będzie elementem nowych Wieloletnich Ram Finansowych na lata 2021-2027.

"To instrument zrodzony z konieczności, ale zaprojektowany na przyszłość. Razem z nowym budżetem UE będzie stanowił ambitną odpowiedź na kryzys, jakiej potrzebuje Europa" - mówiła szefowa KE w Parlamencie Europejskim 13 maja.

Do jakiego stopnia pakiet pomocowy zmieni dotychczasowy projekt unijnego budżetu? Tego dziś nie wiemy.

Nie wiadomo, czy Komisja wróci do m.in. pomysłu powiązania wypłat unijnych funduszy z praworządnością. Niewykluczone, że zrezygnuje z niego, by nie narazić pilnej pomocy na weto polskiego rządu. Z drugiej strony KE jeszcze niedawno wszczęła wobec Polski kolejną procedurę naruszeniową za tzw. "ustawę kagańcową".

Nie jest pewne także, czy utrzymają się pomysły cięć w funduszach spójności i rolniczych. Przeciwko takim pomysłom protestował m.in. polski rząd. Mateusz Morawiecki w liście do unijnych przywódców z 13 maja zaapelował o zwiększenie wspólnego budżetu na rolnictwo o 10 proc.

"Przedłożona przez Komisję Europejską w 2018 roku propozycja budżetu Wspólnej Polityki Rolnej na lata 2021-2027 jest niewystarczająca. Nie gwarantuje ona bezpiecznej przyszłości rolnictwa europejskiego [...]" - ocenił premier.

Macron i Merkel chcą europejskiej solidarności

Swój plan na to, jak pandemia koronawirusa powinna zmienić unijne finanse pokazali 18 maja także Angela Merkel i Emmanuel Macron.

Niemiecko-francuska deklaracja zawiera propozycję, by Unia przeznaczyła dodatkowych 500 mld euro (2,2 biliona złotych) na ratowanie regionów najbardziej dotkniętych kryzysem.

Unia miałaby pozyskać je jako całość, emitując euroobligacje, i przekazać swoim członkom w ramach bezzwrotnych dotacji. Właśnie dlatego niemiecko-francuska deklaracja to projekt przełomowy. Jest jednocześnie wyrazem troski o przyszłość UE i nadziei, że koronakryzys na nowo zbliży do siebie członków Wspólnoty.

O tym, że Unia stoi przed historyczną szansą, mówił w wywiadzie dla "Die Ziet" 20 maja niemiecki minister finansów Olaf Scholz. Podkreślił, że UE powinna zacieśnić współpracę m.in. na polu polityki fiskalnej czy pomocy rozwojowej.

"Premier Winston Churchill powiedział kiedyś: Nigdy nie marnuj dobrego kryzysu. Powinniśmy wykorzystać ten kryzys do rozwoju Unii Europejskiej. [...] W XXI wieku możemy funkcjonować tylko razem" - stwierdził.

Projekt niemiecko-francuski nie jest jednak pozbawiony kontrowersji. Rządy "oszczędnej czwórki" zapowiedziały już, że nie poprą propozycji bezzwrotnych dotacji dla krajów południa. Ich weto może pogrzebać nadzieje na europejską solidarność.

Ogromny transfer gotówki

Fundusz Naprawczy Merkel i Macrona miałby być "ambitny, tymczasowy i jasno ukierunkowany". Niemcy i Francja chcą, by obowiązywał w ramach nowych WRF został uruchomiony jak najszybciej, w pierwszych latach jego trwania.

Dodatkowe 500 mld euro to znacząca kwota - ponad połowa budżetu na lata 2014-2020. Merkel i Macron proponują, by fundusze te były rozliczane w ramach istniejących programów budżetowych, pod kontrolą KE, aby uniknąć ryzyka, że zostaną źle spożytkowane.

Unia jako całość miałaby pożyczyć te pieniądze na rynkach finansowych. Kredytów nie zaciągałyby zatem państwa członkowskie, dzięki czemu nie wzrosłoby ich narodowe zadłużenie. UE pożyczki dostałaby na niższy procent niż jej członkowie, zwłaszcza ci, które gospodarczo radzą dziś sobie gorzej.

Zaciągnięte pożyczki Unia spłacałaby również jako całość, ze wspólnego budżetu, na który składają się wszyscy członkowie. Koszty programu ratunkowego rozłożą się tym samym bardziej równomiernie, a najbardziej poszkodowane kraje nie będą musiały oddawać najwięcej.

Oprócz ogromnego transferu gotówki Merkel i Macron proponują m.in.:

  • własną "strategię zdrowotną" dla UE, by była bardziej niezależna od państw trzecich, w tym więcej środków na badania i rozwój w dziedzinie medycyny, unijne zapasy sprzętu i powołanie Grupy Specjalnej ds. Zdrowia;
  • wzmocnienie odporności i niezależności unijnej gospodarki oraz przemysłu w tym zróżnicowanie łańcuchów dostaw, by UE nie była uzależniona od dostaw z Chin i lepsze prześwietlanie podmiotów spoza Unii, które chcą inwestować w strategiczne sektory gospodarki;
  • przyspieszenie "zazieleniania" UE zgodnie z założeniami Europejskiego Zielonego Ładu, w tym neutralności klimatycznej Unii do 2050 roku, a także cyfryzacji, ale przy "sprawiedliwej regulacji" i opodatkowaniu platform cyfrowych oraz firm pokroju Facebooka, Google'a czy Amazona.

Propozycja Macrona i Merkel zyskała już wstępne poparcie unijnych decydentów. Ursula von der Leyen stwierdziła, że idzie ona "w tym samym kierunku", co prace Komisji. "To krok w dobrą stronę" - chwalił na Twitterze Charles Michel.

Co z Zielonym Ładem?

Merkel i Macron podkreślili, że choć UE potrzebuje nowej strategii na nowe czasy, nie powinna rezygnować z ambitnych celów klimatycznych.

Te zaproponowała w grudniu 2019 roku nowa KE Ursuli von der Leyen. Tzw. Europejski Zielony Ład to pakiet legislacyjny dla osiągnięcia przez UE neutralności klimatycznej do 2050 roku, w tym obcięcie emisji CO2 o 55 proc. do roku 2030. Unia planowała też wesprzeć finansowo transformację energetyczną swoich członków, karać niepoprawnych emitentów gazów cieplarnianych i inwestować w odnawialne źródła energii.

Przeciwko niektórym założeniom tej strategii protestował w Brukseli rząd PiS. Mateusz Morawiecki wetował zwłaszcza przyjęcie rzez Radę Europejską neutralności klimatycznej do 2050 roku. PiS tłumaczył, że Polska nie jest na to gotowa, a Fundusz Sprawiedliwej Transformacji jest niewystarczający.

Pandemia koronawirusa dała politykom PiS nowy argument za odrzuceniem Europejskiego Zielonego Ładu.

"Wszystko zmieni się po pandemii, na pewno nasza i unijna gospodarka powinny odejść od planu osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2050 roku, bo to się będzie wiązało z ogromnymi kosztami społecznymi i gospodarczymi" - tłumaczła w kwietniu europosłanka PiS Jadwiga Wiśniewska.

O tym, że UE "musi nadać pierwszeństwo wydatkom związanym z przywracaniem równowagi zachwianej pandemią" kosztem celów klimatycznych, mówiła także jej koleżanka z partii Izabela Kloc. Kosma Złotowski, również europoseł PiS, stwierdził, że Bruksela powinna "zrezygnować ze sporej części" Zielonego Ładu.

Unia nie ma jednak takich planów.

"Prędzej czy później wynajdziemy szczepionkę na koronawirusa. Na zmiany klimatu szczepionki nie będzie" - mówiła Ursula von der Leyen w Parlamencie Europejskim 13 maja.

;

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Komentarze