0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto Wojtek Radwanski / AFPFoto Wojtek Radwansk...

Będą kontyngenty na wwóz nie tylko jaj, cukru i drobiu, jak chciała Komisja Europejska, ale też owsa, kukurydzy, kaszy i miodu – za czym optował PE. Rozwiązanie wstępnie zaakceptowała Rada, czyli przedstawiciele państw członkowskich. Teraz będzie musiało zostać przegłosowane na sesji plenarnej Parlamentu Europejskiego oraz ostatecznie zaakceptowane przez unijnych ministrów rolnictwa.

Przedłużenie przepisów o liberalizacji handlu z Ukrainą o rok ma obowiązywać od początku czerwca.

Ale dla rolników takie rozwiązanie jest niewystarczające. Protestujący domagali się nieprzedłużania umowy o liberalizacji handlu, bo wciąż utrzymują, że źródłem ich problemów jest – obok Zielonego Ładu – napływ produkcji rolnej z Ukrainy. Według danych to jednak nie do końca prawda (zobacz tu i tu). Komisja Europejska argumentuje, że nie ma takiej opcji, by zostawić Ukrainę bez pomocy.

Przeczytaj także:

Dobry kompromis? Nikt nie jest zadowolony

To nie jest dobra wiadomość dla Ukrainy, lecz rozwiązanie, które w pewnym stopniu wychodzi naprzeciw postulatom europejskich rolników.

Ukraina może się cieszyć, że ograniczenia nie dotyczą najważniejszych towarów rolnych – w tym pszenicy, rzepaku czy słonecznika, ale Kijów domagał się pełnej liberalizacji handlu. Z drugiej strony europejscy rolnicy mogą docenić, że brane są pod uwagę ich zastrzeżenia w kilku kategoriach produktów. Ograniczenia nie dotyczą pszenicy, słonecznika i rzepaku, bo zdaniem KE ich wwóz na europejskie rynki ma znikomy wpływ na ceny.

"Jak w przypadku każdego dobrego kompromisu, nikt nie może być w pełni usatysfakcjonowany (…). Zawarte przez nas późną nocą porozumienie z Radą pozwala odpowiedzieć na obawy rolników, jak i podtrzymać wsparcie dla Ukrainy” – mówi OKO.press europoseł Marek Belka z Lewicy.

Z ramienia Parlamentu Europejskiego negocjacje prowadzili szef komisji międzynarodowego handlu Bernd Lange z Niemiec (S&D), europosłanka Sandra Kalniete z Łotwy (EPL) oraz Marek Belka z Lewicy (też S&D). W negocjacjach brał udział także europoseł Dominik Tarczyński z PiS, ale nie zabierał głosu – dowiedziało się OKO.press.

„Rozmowy trwały do 1 w nocy z wtorku na środę (z 19 na 20 marca 2024). Parlamentarnym negocjatorom udało się wywalczyć ograniczenia na kilka dodatkowych produktów, na których zależało rolnikom” – mówi OKO.press osoba, która była obecna przy negocjacjach.

Ograniczenia na kilka innych produktów

Liberalizacja handlu z Ukrainą zostanie przedłużona na kolejny rok, ale z istotnymi ograniczeniami. Zgodnie z propozycją komisarza ds. rolnictwa Janusza Wojciechowskiego rozporządzenie zawiera tzw. automatyczne środki ochronne dla produktów, w przypadku których eksport z Ukrainy do UE znacznie wzrósł, a mianowicie drobiu, jaj i cukru.

Jeśli import tych produktów przekroczy średnie wielkości z lat 2022 i 2023, cła zostaną ponownie nałożone.

Komisarz Wojciechowski chciał, by przy ocenie wzrostu importu Komisja wzięła pod uwagę także dane za rok 2021, czyli sprzed wojny. Wówczas import produktów rolnych z Ukrainy był jeszcze niższy niż w 2022 roku. Propozycja ta nie zyskała jednak poparcia kolegium komisarzy, czyli całej Komisji Europejskiej.

W osiągniętym wczoraj porozumieniu negocjatorom Parlamentu Europejskiego udało się rozszerzyć zakres ograniczeń o cztery dodatkowe produkty rolne: owies, kukurydzę, kaszę i miód, by wyjść naprzeciw postulatom rolników.

Skrócono również termin na podjęcie działań przed uruchomieniem automatycznych środków ochronnych z 21 do 14 dni. Oznacza to, że jeśli wolumeny wwozu produkcji rolnej z Ukrainy do UE przekroczą średnią z lat 2022 i 2023, Komisja będzie miała 14 dni na podjęcie działań zaradczych.

Negocjatorzy PE wynegocjowali też zobowiązanie ze strony Komisji, że ta wzmocni monitorowanie sektora pszenicy, aby ustalić, czy nie ma potrzeby objęcia ograniczeniami także tego produktu.

"Musimy także pamiętać, że regulacja zaproponowana przez Komisję zawiera też możliwość wykorzystywania narzędzi polityki handlowej do ochrony rynku unijnego w przypadku zaburzeń regionalnych.

Już na wniosek jednego państwa Komisja może być zmuszona do podjęcia działań sprawdzających i ewentualnej interwencji.

Dotychczas przepisy wymagały stwierdzenia szkody na całym rynku unijnym i budowania poparcia w Radzie UE dla takiej decyzji – to skutecznie ograniczało nasze możliwości. W nowym projekcie wystąpienie o ochronę będzie dużo łatwiejsze" – mówi OKO.press Marek Belka z Lewicy.

Kluczowe wsparcie dla Ukrainy

Od momentu wybuchu wojny i blokady przez Rosję korytarzy transportowych przez Morze Czarne, Ukraina miała ogromny problem z eksportem, nie tylko produkcji rolnej, ale wszystkich produktów. Dlatego państwa członkowskie UE oraz Komisja Europejska zgodziły się na tymczasową liberalizację handlu z Ukrainą. Najpierw liberalizacja obejmowała okres do stycznia 2023, potem do maja 2023, następnie została przedłużona na rok – do czerwca 2024. Teraz umowa ma obowiązywać do czerwca 2025.

Ta umowa to jedno z najważniejszych działań UE na rzecz wsparcia zaatakowanej przez Rosję Ukrainy.

Ukraina musi bowiem utrzymać swoją produkcję i handel, by być w stanie generować przychody do budżetu i przetrwać.

Tymczasem eksport z Ukrainy zdaniem rolników, m.in. w Polsce, ale i w innych krajach UE, demoluje europejskie rynki i przyczynia się do znacznego obniżenia cen. Do tego stopnia, że europejska produkcja rolna staje się zupełnie nieopłacalna.

Jednak dane pokazują, że to nie napływ produkcji rolnej z Ukrainy ma decydujący wpływ na sytuację na europejskich rynkach – ceny kształtowane są przez czynniki globalne.

Jeśli już mielibyśmy wskazywać na rosnący eksport z konkretnego kraju, który wpływa szczególnie na ceny, to należałoby wskazać na Rosję, a nie Ukrainę.

Po pierwsze, według danych Komisji Europejskiej w okresie od stycznia do października 2023 roku eksport produktów rolnych z UE do Ukrainy wyniósł 190,8 miliarda euro, a ukraiński eksport do Unii – 132,8 miliarda euro. Unia ma więc cały czas dodatnie saldo w handlu produktami rolnymi z Ukrainą o wartości 58 miliardów euro.

Po drugie, obecnie kluczowym czynnikiem stojącym za niską ceny pszenicy na światowych giełdach jest duża nadwyżka tego zboża w Rosji. W 2023 roku Rosja znacznie zwiększyła eksport pszenicy. W październiku 2023 roku szacowano, że w sezonie 2023-2024 będzie to 52 mln ton, co daje 22,5 proc. udziału w światowym rynku. Dwa lata wcześniej było to 32,6 mln ton, 16 proc. światowego rynku. A w tym samym czasie udział Ukrainy w światowym rynku spadł z 9 do 6 proc.

To Rosja traktuje zboże jak broń

To dlatego coraz częściej słychać głosy, że Rosja traktuje zboże jako broń: blokując korytarze transportowe przez Morze Czarne, wyrugowała Ukrainę z jej dotychczasowych rynków zbytu – głównie poza UE – by je przejąć. Protestując przeciwko liberalizacji handlu z Ukrainą, europejscy rolnicy wykazują się zwyczajnie niedoinformowaniem.

Nawet jeżeli w przypadku Polski można mówić o deficycie w handlu produktami rolnymi z Ukrainą – wyniósł w 2023 roku około 655 mln euro, to przecież polskie firmy to zboże zupełnie dobrowolnie kupują – tłumaczył w piątek 15 marca komisarz rolnictwa Janusz Wojciechowski,

View post on Twitter

„Cała gospodarka polska na handlu z Ukrainą zyskuje, i to bardzo dużo. Polski przemysł sprzedał towarów na Ukrainę za 11 mld euro, a import z Ukrainy wyniósł 4 mld euro. To 7 mld euro nadwyżki. Ale rolnictwo traci. W 2022 roku deficyt wyniósł 2 mld euro, teraz zmniejszył się do 655 mln euro” – mówił Wojciechowski 15 marca podczas debaty na temat przyszłości Wspólnej Polityki Rolnej w Olsztynie.

Jednak dla cen na rynku globalnym większe znaczenie ma rosnący eksport zboża z Rosji. To dlatego Komisja Europejska pracuje teraz nad wprowadzeniem ograniczeń na import produkcji rolnej z Rosji i Białorusi na europejskie rynki.

„Jeśli mamy ograniczać dostęp produktów rolnych na europejskie rynki, by ograniczyć spadek cen, to zdecydowanie powinna to być produkcja rolna z Rosji i Białorusi” – mówił w piątek 15 marca komisarz Wojciechowski.

Ograniczenia mają być przedstawione jeszcze w tym tygodniu.

;
Na zdjęciu Paulina Pacuła
Paulina Pacuła

Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.

Komentarze