0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot . Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.plFot . Grzegorz Celej...

Rolnicy w wielu krajach UE występują przeciw Europejskiemu Zielonemu Ładowi, który – ich zdaniem – zwiększy koszty produkcji i uczyni europejskie rolnictwo niekonkurencyjnym i nieopłacalnym. Polscy rolnicy nie są tutaj wyjątkiem. W ostatniej odsłonie ogólnopolskich protestów rolniczych 20 lutego silniej do opinii publicznej przebił się jednak inny wątek – antyukraiński. Jego najbardziej widowiskowym przejawem była blokada granicy z Ukrainą i wysypanie zboża na tory w Medyce. Do podobnego zdarzenia doszło już wcześniej: 11 lutego w pobliżu przejścia granicznego Dorohusk-Jagodzin protestujący rozsypali ukraińskie zboże z trzech ciężarówek.

Protestujący rolnicy twierdzą, że import żywności i innych produktów rolnych z Ukrainy, a w szczególności zboża, nie tyle psuje, ile wręcz demoluje polski rynek. I sprawia, że polskie gospodarstwa rolne stają na skraju bankructwa. Ile w tym prawdy?

Czy to prawda?

Import zboża z Ukrainy znacząco obniża ceny zboża w Polsce i niszczy nasz rynek

Sprawdziliśmy

Zboże z Ukrainy nie wjeżdża do Polski od kwietnia 2023, ale już wcześniej miało znikomy wpływ na ceny w Polsce. Największy problem to globalne nadwyżki i to, że koszty produkcji spadają wolniej niż ceny skupu.

Przyjrzyjmy się dokładnie, jaki wpływ na dzisiejsze problemy rolników ma ukraińskie zboże.

Nadwyżka z Rosji

Od wczesnej wiosny 2023, kiedy zaczęły się „zbożowe” protesty rolników, wskazywaliśmy w OKO.press, że ceny zbóż są kształtowane globalnie, a ceny w Polsce, choć zawsze nieco niższe, ściśle podążają za cenami z paryskiej giełdy zbożowej MATIF. Nie ma w tym nic zaskakującego: zboże jest stosunkowo łatwe w transporcie i przechowywaniu.

Eksperci wskazują, że obecnie kluczowym czynnikiem stojącym za niską ceny pszenicy na światowych giełdach jest duża nadwyżka tego zboża w Rosji. W 2023 roku Rosja znacznie zwiększyła eksport pszenicy. W październiku 2023 roku szacowano, że w sezonie 2023-2024 będzie to 52 mln ton, co daje 22,5 proc. udziału w światowym rynku. Dwa lata wcześniej było to 32,6 mln ton, 16 proc. światowego rynku. A w tym samym czasie udział Ukrainy w światowym rynku spadł z 9 do 6 proc.

Wielkość eksportu zboża przez Rosję rośnie od lat, ale w ostatnim czasie bez wątpienia przyczyniła się do tego decyzja polityczna. Niedługo po rozpoczęciu wojny Dmitrij Miedwiediew mówił, że rosyjska żywność jest „cichą bronią”. Rosyjski minister rolnictwa oznajmił niedawno, że kraj zwiększy areał do zbiorów w 2024 r. o 300 000 hektarów do 84,5 miliona hektarów.

Zwiększając ilość pszenicy na światowym rynku, Rosja doprowadza do obniżenia jej ceny. Działają tu najprostsze prawa ekonomii – większa podaż oznacza niższą cenę. A uderza to nie tylko w Ukrainę, ale też w producentów pszenicy na całym świecie, w tym w Polsce.

Przeczytaj także:

Niestabilność

Rolnicy mają prawo czuć się w tej sytuacji niepewnie. Między 2013 a 2020 rokiem giełdowa cena pszenicy była relatywnie stała, przez większość czasu mieściła się w przedziale 650-800 zł za tonę. Od początku 2021 cena zaczęła dynamicznie rosnąć, na początku wojny przekraczała 1600 zł za tonę. Od października 2021 cena jest w trendzie spadkowym. Dziś to poziomy z lat 2013-2020. W tym samym czasie znacznie wzrosły koszty produkcji. Ich ceny obecnie spadają, ale znacznie wolniej niż cena sprzedaży produkcji rolnej.

Według wyliczeń Ignacego Morawskiego z „Pulsu Biznesu” ceny produktów rolnych i ceny środków produkcji rolniczej rosły lub spadały w latach 2015-2020 w bardzo podobnym tempie. Później ceny produktów wzrosły szybciej, a następnie spadły szybciej.

Dziś w porównaniu do 2015 roku ceny produktów rolnych są około 40 proc. droższe, ceny środków produkcji – około 60 proc. W ostatnim roku proces ten jest bardzo jaskrawy. Ceny sprzedaży spadły o 40 proc., a koszty tylko o 8 proc.

Unijni rolnicy, aby otrzymać dopłaty, muszą spełnić szereg wymogów, tzw. warunkowości. To choćby zakaz wypalania ściernisk czy ustanowienie stref buforowych wokół cieków wodnych. To dodatkowe koszty, a rolnicy rosyjscy i ukraińscy tak ścisłych norm spełniać nie muszą. Z drugiej strony rolnicy w UE otrzymują dopłaty bezpośrednie, bezkonkurencyjnie wysokie w skali globu. Jak podało w styczniu Ministerstwo rolnictwa i rozwoju wsi, w Polsce średnia kwota płatności bezpośrednich – tylko ze środków UE – w przeliczeniu na hektar za 2023 r. wyniosła ok. 246,8 EUR. Uwzględniając przejściowe wsparcie z budżetu krajowego, łączna pula środków na płatności za 2023 r. wyniosła ok. 3,67 mld EUR, czyli ok. 16 mld zł

Dlaczego Ukraina?

Mamy dziś w rolnictwie do czynienia z sytuacją, w której cena pszenicy spadła do poziomów sprzed pandemii, wysokie koszty produkcji pozostały, opłacalność produkcji silnie spadła. Mówimy tutaj o pszenicy, ale podobne trendy dotyczą wielu innych produktów rolnych.

Nie dotyczy to tylko Polski – frustrację rolników widać w całej Unii Europejskiej. To jednak polscy rolnicy mają szczególne pretensje do Ukrainy. Dlaczego?

Ukraina jest łatwym celem. To namacalny przeciwnik, wobec którego można podjąć konkretne działania – zablokowanie przejść granicznych, uniemożliwienie eksportu, wysypanie zboża. Do tego duża liczba uchodźców z Ukrainy wzbudziła u części społeczeństwa ksenofobiczne nastroje, spiskowe antyukraińskie narracje mają żyzny grunt. W rozpowszechnianiu takich opowieści specjalizuje się skrajna prawica, ale zainfekowały one też polityków głównego nurtu. ("Miało pomóc Ukrainie, miało ratować głodujących w Afryce, a tak naprawdę rujnuje polskich rolników i powoduje, że wszyscy zastanawiamy się, z jakiej mąki robiony jest polski chleb” – straszył ukraińskim zbożem w kwietniu ubiegłego roku Donald Tusk)

Wszelkie dane wskazują jednak na to, że jeśli rolnicy chcą rozwiązania swoich problemów, to nie powinni kierować swojego gniewu w stronę Ukrainy.

Zboże z Ukrainy blokowane od prawie roku

W kwietniu 2023 roku Polska wprowadziła blokadę importu ukraińskiego zboża. Nie spowodowało to wzrostu cen zboża w Polsce tak, by jego sprzedaż była bardziej niż dotychczas opłacalna. Przeciwnie: ceny spadają, tak jak spadały.

Podobne blokady wprowadziły inne kraje graniczne: Słowacja, Węgry, Rumunia. We wrześniu 2023 roku analiza Komisji Europejskiej wykazała, że wpływ zakazu importu produktów rolnych do tych krajów na ceny pszenicy, jeśli istniał, to wygasł.

Po lutym 2022 roku, w pierwszych miesiącach najazdu Rosji na Ukrainę, ukraińskie porty na Morzu Czarnym zostały zablokowane, a Polska była naturalnym kierunkiem importu. Wówczas rzeczywiście część ukraińskiego zboża została w Polsce, o czym informowała Najwyższa Izba Kontroli w listopadzie 2023 roku.

I nawet wówczas nie oznaczało to, że ceny w Polsce znacząco odbiegały od cen światowych. Spadki cen z powodu wjazdu do Polski ukraińskiego zboża się zdarzały, ale jedynie w regionach przygranicznych. W całym kraju efekt był już niewidoczny. Ten problem ustąpił już w kwietniu zeszłego roku, dziś zboża z Ukrainy nie importujemy.

Import do UE

Jak wskazuje cytowany już wyżej Morawski, import pszenicy z Ukrainy do UE stanowi około 6 proc. całej konsumpcji unijnej – nie jest to całkiem nieistotna ilość. Europa w ostatnich dwóch latach rzeczywiście sprowadza więcej pszenicy z Ukrainy. Między 2018 a 2022 rokiem było to między 350 a 775 tys. ton, w sezonie 2022/23 – 6 mln, między lipcem a grudniem 2023 – 3 mln ton.

Komisja Europejska deklaruje jednak, że stale obserwuje wpływ ukraińskich produktów rolnych na europejski rynek i nie widzi powodów do niepokoju. „Śledzimy trendy cenowe, ceny importu na poziomie międzynarodowym i ceny w Unii, co dwa miesiące publikujemy raport. Dotychczas nie zauważyliśmy żadnego poważnego niekorzystnego wpływu na unijny rynek” – mówił pod koniec listopada Pierre Bascou, unijny urzędnik odpowiedzialny za zrównoważony rozwój w Dyrekcji do spraw Rolnictwa.

Wszędzie nadwyżki

Problemem są też nagromadzone w ostatnich latach nadwyżki. Jak pisze analityk rynków zbożowych Mirosław Marciniak, nadwyżka w Unii Europejskiej szacowana jest na 36 mln ton, w Polsce – na 13 mln ton.

Izba Zbożowo-Paszowa mówi o nadwyżce między 4 a 6 ton. Ale dokładnych liczb podać się nie da, bo nie ma obowiązku sprawozdawania swojego stanu posiadania do ogólnopolskiej bazy danych. Część rolników najpierw trzymała zboże, czekając na jeszcze wyższe ceny, następnie, gdy ceny już spadały – czekała na odbicie. A to nie nastąpiło. I dziś to wyczekiwanie wiąże się z dużymi stratami, co jest szczególnie bolesne dla mniejszych producentów.

Sam Marciniak we wpisie na swoim blogu podkreśla, że problem z niskimi cenami zbóż leży zupełnie gdzie indziej niż w imporcie zbóż z Ukrainy i zamykanie granic nic tu nie zmienia.

Szpagat władzy

Rolnicy nie mają więc racji, gdy twierdzą, że ich sytuacja jest trudna przez import z Ukrainy. Ale mają obiektywne powody do niepokoju, choć, żeby uniknąć generalizacji, zaznaczmy: struktura rolnictwa w Polsce jest różnorodna, a sytuacja kilku czy kilkunastohektarowego gospodarstwa jest zupełnie inna niż sytuacja gospodarstw o powierzchni kilkuset lub kilku tysięcy hektarów

Tak czy inaczej, rolnicze protesty stawiają rządzących w trudnej sytuacji. Muszą oni – nie szkodząc jednocześnie Ukrainie – racjonalnie odpowiedzieć na hasła rolników. Tak, aby protesty nie zdominowały dwóch kampanii wyborczych w najbliższych miesiącach.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze