Siły Zbrojne Ukrainy muszą zostać uzupełnione, żeby dalej stawiać opór armii rosyjskiej. Bez skutecznej mobilizacji to się nie uda. Ale społeczeńswo ukraińskie nie jest przygotowane do takich decyzji. Dowódca SZU Generał Załużny uspokaja i wyjaśnia, po co Ukrainie mobilizacja
Pierwsza konferencja prasowa dowódcy Sił Zbrojnych Ukrainy generała Wałerija Załużnego (na zdjęciu u góry) z 26 grudnia w większości poświęcona była projektowi ustawy o mobilizacji w Ukrainie. Dzień wcześniej, wieczorem 25 grudnia, Gabinet Ministrów Ukrainy ogłosił projekt ustawy „o poprawie niektórych kwestii mobilizacji, rejestracji wojskowej i służby wojskowej”.
Projekt zawiera przepisy dotyczące m.in.:
W projekcie ustawy określono, że osoby uchylające się od armii nie będą mogły zawierać żadnych transakcji dotyczących ruchomości i nieruchomości, nie uzyskają prawa jazdy, nie będą mogły prowadzić pojazdów, ograniczone będzie ich prawo do korzystania z własnych środków finansowych i innych wartościowych przedmiotów, a także zawieszone będą ich świadczenia od państwa.
Niektórzy prawnicy uważają, że te przepisy ograniczają prawa konstytucyjne obywateli, inni komentatorzy utrzymują, że stan wojenny w ogóle nakłada ograniczenia na szereg praw obywatelskich.
Głównodowodzący podkreślił, że dowództwo wojskowe nie proponuje nakładania ograniczeń na osoby uchylające się od służby. Sztab Generalny nie zamierza ingerować w życie cywilów i zajmuje się swoimi zadaniami. Nie ingeruje też w kwestię, kto może zostać zwolniony z mobilizacji.
Tydzień wcześniej, 19 grudnia, prezydent Zełenski poinformował na swojej konferencji prasowej, że Sztab Naczelnego Dowódcy ogłosił potrzebę zmobilizowania do sił zbrojnych pół miliona osób.
„Kwestia jest bardzo delikatna... Zapytali o niedobór i zaproponowali zmobilizowanie dodatkowych 450-500 tysięcy osób. To bardzo poważna liczba, powiedziałem, że potrzebuję więcej argumentów” – mówił Zełenski. Mobilizacja ma kosztować 500 mld hrywien.
„Jeśli chodzi o rząd, to ukraińskie ustawodawstwo dość jasno określa wszystkie funkcje osób zaangażowanych w obronę Ukrainy. Siły zbrojne walczą bezpośrednio. Aby walczyć, mają Ministerstwo Obrony, które odpowiada na nasze prośby i zaspokaja nasze potrzeby, w tym potrzeby ludzkie” – powiedział generał.
Wytłumaczył, że wspomniane przez prezydenta „pół miliona” nie oznacza, że tylu żołnierzy zostanie zmobilizowanych z dnia na dzień. Mobilizacja w Ukrainie ma się odbywać się etapami.
Generał Załużny nie jest zadowolony z dotychczasowej pracy terytorialnych ośrodków rekrutacji i wsparcia społecznego (dawne komisariaty wojskowe – wojskomaty). Kontynuowana będzie wymiana szefów wojskomatów (wcześniej zwolniono kilku z powodu skandali korupcyjnych).
Wcześniej minister obrony Rustem Umerow w wywiadzie dla „Suspilne” powiedział, że Ministerstwo Obrony Ukrainy rozważa wysyłanie elektronicznych powiadomień do osób podlegających obowiązkowi służby wojskowej w celu zaproszenia ich do komisariatów wojskowych. Załużny powiedział, że Sztab Generalny będzie zadowolony z „każdego sposobu, który zaspokoi nasze zapotrzebowanie na ludzi”.
Z nową mobilizacją jest związana demobilizacja żołnierzy i żołnierek, którzy walczą na froncie już prawie dwa lata i potrzebują odpoczynku. Dowództwo Sił Zbrojnych zgodziło się na wprowadzenie możliwości zwolnienia ze służby wojskowej w przypadku nieprzerwanej służby w stanie wojennym przez 36 miesięcy, ale pod dwoma warunkami: jeśli nie będzie eskalacji na froncie oraz jeśli będzie kim zastąpić tych żołnierzy. Załużny spodziewa się, że do 2025 roku wojsko zdoła przygotować nowych żołnierzy.
Głównodowodzący sprzeciwił się zatwierdzeniu wymogów dotyczących rotacji na froncie.
„Zasada 6 miesięcy jest oczywiście bardzo interesująca i chciałbym ją zobaczyć. [...] Sytuacja na linii frontu zależy od działań wroga. [...] A jeśli sytuacja się zmieni, jeśli wróg zaatakuje obszary, gdzie nie toczyły się dotąd walki, co powinniśmy zrobić w takiej sytuacji?” – mówił Załużny. Według dowódcy SZU aby zmieniać co pół roku żołnierzy na froncie, liczebność sił zbrojnych musi zostać zwiększona co najmniej dwukrotnie.
Na koniec drugiego roku pełnoskalowej wojny temat mobilizacji stał się niepopularny w ukraińskim społeczeństwie. Wszyscy, którzy chcieli bronić ojczyzny, są już w szeregach SZU. Aby zmobilizować następnych, władze będą prawdopodobnie zmuszone sięgnąć po mechanizm przymusu. W tym kontekście odpowiedzialność za niepopularne decyzje politycy próbują przerzucić na wojskowych. Komentatorzy jednym głosem twierdzą, że konferencja prasowa Załużnego nie była jego inicjatywą, a została na nim wymuszona.
Dziennikarze zaznaczają, że wcześniej deputowani, m.in. z partii „Sługa Narodu” (która ma większość i z której wywodzi się prezydent) nie chcieli wypowiadać się na temat projektu ustawy o mobilizacji w Ukrainie.
Według komentatorów konferencja prasowa Załużnego była jednak potrzebna. Ukraińskie społeczeństwo potrzebuje usłyszeć prawdę.
Załużny odpowiadał na pytania dziennikarzy w sposób konkretny i merytoryczny, nie uciekał od trudnych pytań. Rozmowa była spokojna, wyważona.
„W końcu z nami ktoś porozmawiał po dorosłemu” – oceniły ukraińskie media. Pojawiły się głosy krytyczne wobec prezydenta Zełeńskiego, że to cywilne władze powinny odpowiadać na pytania o mobilizację, nie Załużny.
„Mobilizacja jest częścią większej umowy społecznej. Dotyka każdego bezpośrednio lub jego krewnych i bliskich. To są sprawy nas wszystkich. Zrozumiałe jest więc duże zainteresowanie i uwaga. To, co było nieładne dla wielu ludzi, to fakt, że [rząd] próbował uniknąć odpowiedzialności i przerzucić ją na wojsko” – powiedział w radiu New Voice politolog Mykoła Dawydiuk.
Warto zaznaczyć, że według sondażu Kijowskiego Międzynarodowego Instytutu Socjologii (KIIS), przeprowadzonego na początku grudnia, 92 proc. respondentów ufa Załużnemu, a 72 proc. jest przeciwnych jego ewentualnemu odwołaniu z funkcji głównodowodzącego. Szef armii w oczach obozu rządzącego jest politycznym konkurentem prezydenta Zełenskiego.
W Radzie Najwyższej nie ma jedności co do przyjęcia projektu ustawy o mobilizacji w Ukrainie. Deputowani z partii „Hołos” i „Europejska Solidarność” mówią, że nie będą głosować za ustawą w takiej wersji. Partia „Sługa Narodu” może go jednak sama przegłosować, bo ma większość. Póki co trwają rozmowy na ten temat.
Wołodymyr Fesenko, ukraiński politolog, zgadza się, że projekt ustawy wymaga dopracowania.
„Nie mamy innego wyjścia, jak zbudować system wystarczająco skutecznej mobilizacji. Dziś takiego systemu nie ma. [...] Trzon sił, które obecnie bronią kraju, stanowią ochotnicy. Jeśli na Ukrainie nie będzie wystarczająco masowej i skutecznej mobilizacji, to linia frontu i my wszyscy będziemy mieli dość poważne problemy. Wtedy nie tylko będziemy musieli zapomnieć o marzeniach o zwycięstwie i powrocie do granic z 1991 roku, ale bardzo trudno będzie utrzymać nawet nasze obecne pozycje obronne.
Ukraina musi prowadzić ciągłą mobilizację, aby utrzymać naszą zdolność obronną w obliczu wroga, który ma znacznie większy potencjał mobilizacyjny. Dlatego celowość ustawy mobilizacyjnej nie ulega wątpliwości. Nie możemy z nią zwlekać. Musi być jednak starannie przygotowana i ukierunkowana na stworzenie systemu skutecznej mobilizacji” – mówi Fesenko, dodając, że alternatywy dla mobilizacji nie ma.
„Musimy natychmiast położyć kres populistycznemu futbolowi politycznemu, w którym różne instytucje państwowe, poszczególni mężowie stanu i partie polityczne próbują przerzucić odpowiedzialność polityczną za niepopularne decyzje na kogoś innego. To fałszywa i błędna droga. To przejaw klasycznego populizmu politycznego w najgorszym wydaniu. [...] Teraz musimy myśleć nie o ratingach, ale o przyszłości kraju. Jeśli jutro lub pojutrze nie będzie już nikogo, kto walczyłby za kraj, a wróg znów będzie w pobliżu Kijowa, to wszystkie rankingi stracą znaczenie”.
„Mobilizacja nie jest kwestią wojskową, ale polityczną i zarządczą. Aspekt polityczny dotyczy sprawiedliwości. Aspekt zarządzania to zdolność do realizacji planów. Bezprecedensowa koncentracja władzy na Ukrainie doprowadziła do tego, że scentralizowany system zarządzania nie jest w stanie sprostać wyzwaniom” – ocenia Wałerij Pekar, wykładowca w Kijowsko-Mohylańskiej Szkole Biznesu na łamach Censor.net.
„Z wyzwaniami najlepiej radzą sobie dwa systemy: demokracja i silny autorytaryzm. Demokracja opiera się na sile społeczeństwa obywatelskiego i jest zdolna do innowacji. Silny autorytaryzm, taki jak rosyjski, jest zdolny do stosowania przymusu” – kontynuuje Pekar. Właśnie demokracja pomogła w pierwszych miesiącach inwazji na pełną skalę stawiać opór Rosjanom. Natomiast w Ukrainie społeczeństwo obywatelskie nie jest wystarczająco rozwinięte.
Zdaniem Pekara ukraiński system jest mieszanką demokracji i miękkiego autorytaryzmu. Nie jest w stanie zaangażować obywateli, ponieważ mu nie wierzą.
„Miękki autorytaryzm koncentruje władzę: wszystkie decyzje są podejmowane przez niewielki zespół zarządzający, rząd jest zredukowany do statusu pododdziału biura prezydenta, rola parlamentu jest znacznie ograniczona i niedostępna dla obywateli, rola władz lokalnych jest znacznie ograniczona, rola mediów jest zredukowana do »zjednoczonego maratonu« itp. Taki skoncentrowany system władzy nie ma silnych długich ramion, aby wywierać systematyczny przymus na obywateli” – pisze ekspert, wskazując, że Ukraińcy krytykują za projekt ustawy biuro prezydenta, a nie rząd czy parlament, co świadczy o tym, że wszyscy wiedzą, gdzie są podejmowane decyzje.
Ważną kwestią w kontekście mobilizacji jest m.in. sprawiedliwość. Ważne jest, żeby objęła w równym stopniu wszystkie grupy społeczne, z uzasadnionymi wyjątkami. Według Pekara, jeśli system „nie zapewni sprawiedliwości i dokręci śrubę w sytuacji korupcji i całkowitej nieufności”, dojdzie do wybuchu społecznego.
Zełenski wystąpił na konferencji prasowej w nie najlepszym czasie, po klęsce kontrofensywy i wiadomościach o tym, że Konkres USA nie przegłosował kolejnego pakietu pomocy finansowej dla Ukrainy. Dziennikarze nie otrzymali konkretnych odpowiedzi na swoje pytania i ocenili zachowanie głowy państwa jako aroganckie. Część opinii publicznej doszła po konferencji do wniosku, że prezydent nie planuje zmiany systemu rządzenia.
„Obecny system jest nieadekwatny do wyzwań. Dlatego kwestia mobilizacji była odkładana tak długo, jak to możliwe: było oczywiste, że system nie będzie w stanie sobie z nią poradzić” – podsumowuje Pekar. Dodaje, że rząd powinien odłożyć polityczne ambicje i skupić się na konkretnych zadaniach. Są to:
Drugą ważną rzeczą dla naprawy sytuacji jest otwarcie parlamentu dla dziennikarzy. Od inwazji na pełną skalę media nie mają dostępu do Rady Najwyższej.
Załużny podkreślił, że przyszłoroczne działania wojenne będą się różnić od tych z 2023 roku, m.in. ze względu na zmiany technologiczne. Zaznaczył, że wróg dotrzymuje kroku ukraińskim siłom zbrojnym, wykorzystując na polu walki nowe technologie.
Generał dodał, że przeanalizował problemy, o których mówił w wywiadzie dla „The Economist”. Dowództwo wojskowe znalazło rozwiązania większości z nich, co pozwoli „działać bardziej efektywnie w przyszłym roku i, co najważniejsze, zachować więcej osób”.
Skuteczność tych działań będzie jednak zależała od porozumienia między kierownictwem politycznym i wojskowym oraz uświadomienia, że mają one wspólny cel: aby państwo przetrwało.
Świat
Wołodymyr Zełenski
Inwazja Rosji na Ukrainę
mobilizacja
mobilizacja w Ukrainie
Rosja
Siły Zbrojne Ukrainy
Walerij Załużny
wojna rosyjsko-ukraińska
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Komentarze