0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot: materiały prasowe UEFot: materiały praso...

Nastroje podczas rozpoczętego dziś szczytu UE są bardzo mieszane. Jedni twierdzą, że wciąż jest nadzieja na przekonanie Viktora Orbána do zmiany zdania. Inni wskazują na ważne sygnały, które mówią, że premier Węgier się nie ugnie.

Węgierskie „nie”

Premier Węgier, tak jak zapowiadał od dwóch tygodni, przyjechał na rozpoczęty właśnie szczyt Rady Europejskiej z mocnym „nie” wobec otwarcia negocjacji akcesyjnych z Ukrainą oraz rewizji wieloletniego budżetu UE celem wygospodarowania w nim obiecanych 50 miliardów euro na wsparcie Ukrainy.

Nie pomogło wczorajsze (13 grudnia) osobiste spotkanie z przewodniczącym Rady Europejskiej Charlesem Michelem (trzecie w ostatnim czasie) oraz dwa spotkania w przeciągu tygodnia z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem.

Nie pomogło też dzisiejsze (czwartek 14 grudnia) „śniadanie na szczycie”.

Viktor Orbán zaczął dzień przy kawie w towarzystwie przewodniczącego Rady Europejskiej Charlesa Michela, prezydenta Francji Emmanuela Macrona, kanclerza Niemiec Olafa Scholza oraz szefowej KE Ursuli von der Leyen.

Gdy przyjechał na szczyt, powiedział:

„Pieniądze dla Ukrainy na najbliższy czas są już ujęte w unijnym budżecie. Pomoc wieloletnia powinna być zorganizowana poza budżetem UE. Jeśli chodzi o rozszerzenie, to nawet Komisja Europejska stwierdziła, że Ukraina nie spełniła trzech z siedmiu warunków, które miała spełnić, by możliwe było otwarcie negocjacji akcesyjnych. Nie ma więc o czym rozmawiać” – podkreślił.

Przeczytaj także:

„Nie chodzi o żadne ugody ani targi, lecz o zasady”

Ta ostra deklaracja premiera Węgier pokazuje, że jego stanowisko nie zmieniło się ani trochę. Nie pomogło to, że wczoraj (w środę 13 grudnia) Komisja Europejska ogłosiła odmrożenie ponad 10 miliardów euro funduszy spójności, ani to, że Orbán podejmowany jest w UE jak najważniejszy polityk.

Orbán miesza się też w twierdzeniach odnośnie tego, o co mu w tych wetach tak naprawdę chodzi.

Jeszcze we wtorek 12 grudnia dyrektor jego gabinetu politycznego mówił w wywiadzie z Bloombergiem, że premier jest gotów cofnąć swoje weta, jeśli Komisja Europejska zgodzi się odblokować wszystkie fundusze dla Ukrainy. W sumie chodzi o ponad 30 miliardów euro (ponad 20 mld z funduszy spójności, ponad 10 mld z KPO).

Sam Orbán w wywiadzie w środę 13 grudnia potwierdził, że jest gotów na „ugodę finansową za ugodę finansową”, o czym pisaliśmy już tutaj. Mówił to w kontekście zgody na pakiet pomocy dla Ukrainy w zamian za odblokowanie środków unijnych dla Węgier.

To nie przeszkodziło mu w czwartek 14 grudnia tuż przed wejściem na szczyt stwierdzić, że w kwestii weta wobec Ukrainy nie chodzi mu o „żadne targowanie się”, bo takie działanie „nie jest w stylu Węgier”.

„Węgry nie łączą żadnych kwestii węgierskich z kwestiami ukraińskimi (…) Tu nie chodzi o żadne ugody ani targi, lecz o zasady”

– zupełnie poważnie stwierdził premier Węgier.

Komisja Europejska podkreśla wyraźnie, że decyzja o odmrożeniu funduszy UE dla Węgier nie jest decyzją polityczną, ani tym bardziej wyrazem ulegania szantażowi Orbána. To, że pojawiła się akurat wczoraj, wynika z tego, że w piątek 15 grudnia mija termin, kiedy KE zgodnie z zasadami mechanizmu warunkowości, w ramach którego doszło do zamrożenia środków unijnych dla Węgier, miała rok na weryfikację swojej rekomendacji o zamrożeniu środków.

Komisja uznała, że Węgry uczyniły postęp we wdrażaniu środków naprawczych na tyle, że możliwe jest odblokowanie połowy należnej Węgrom koperty funduszy spójności. Odmrożenie następuje dopiero po roku od czasu, kiedy Węgry stwierdziły, że zrealizowały wszystkie wymogi KE i domagały się odblokowania środków. Wtedy KE się nie ugięła.

„Najważniejszą sprawą dziś jest skuteczne wspieranie Ukrainy”

Wszyscy dwoją się i troją, by przekonać Viktora Orbána do zmiany zdania co do najważniejszych decyzji tego szczytu UE. Wielu dyplomatów przyznaje, że ma nadzieję, że odmrożenie funduszy dla Węgier będzie dla niego argumentem i ostatecznie wpłynie na zmianę jego decyzji.

Priorytetem państw członkowskich jest bowiem otwarcie negocjacji akcesyjnych z Ukrainą oraz Mołdawią, zgodnie z listopadową rekomendacją Komisji Europejskiej oraz zagwarantowanie stabilnej pomocy finansowej dla toczącego ciężką wojnę w imieniu całej Europy państwa. Pisał o tym przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel w swoim liście z zaproszeniem liderów państw UE na szczyt.

Mówili też o tym kolejni liderzy UE tuż przed rozpoczęciem szczytu, w tym premier Donald Tusk, który przyjechał do Brukseli od razu po zaprzysiężeniu rządu.

W środę 13 grudnia podczas popołudniowego spotkania z dziennikarzami Tusk mówił, że jednym z jego zadań na tym szczycie jest „wzmacnianie determinacji Europy do wspierania Ukrainy”.

„Najważniejszą sprawą dziś jest skuteczne wspieranie Ukrainy (…) Bo tu nie chodzi tylko o Ukrainę czy rosyjską agresję. Tu chodzi o naszą przyszłość” – mówił Tusk.

Premier Polski zapewniał, że zamierza przekonywać wszystkich do tego, że w kwestii pomocy Ukrainie nie może być mowy o żadnym zmęczeniu. „Nie jestem w stanie zaakceptować żadnego stanu zmęczenia koniecznością wspierania Ukrainy. To jest nieakceptowalne” – powiedział.

Dodał, że państwa członkowskie potrzebują dziś znowu uwierzyć w to, że „zwycięstwo Ukrainy jest możliwe” oraz „przypomnieć sobie, że to nie tylko wojna z Rosją, to wojna o porządek międzynarodowy oparty na zasadach i wartościach, to wojna o nasze fundamentalne interesy”.

Zapowiedział też, że będzie próbował rozmawiać z premierem Viktorem Orbánem. „Nie wiem, czy jestem osobą, która może mieć na niego jakikolwiek wpływ, ale Viktor Orbán jest pragmatykiem. I nie wytykam mu wady, to jest komplement”.

To nie pierwszy raz, gdy Orbán wetuje ważne decyzje dotyczące Ukrainy. Do tej pory udawało się go jednak zawsze spacyfikować, choć wielokrotnie też było to związane z koniecznością pójścia na kompromisy.

Szczyt UE – test dla Europy

O tym, że wspieranie Ukrainy jest konieczne, mówiło wielu liderów przed rozpoczęciem szczytu.

„Jeśli Ukraina nie będzie miała wsparcia ze strony UE i USA, to Putin wygra” – ostrzegał dziennikarzy irlandzki premier Leo Varadkar. „Konsekwencje zwycięstwa Kremla będą miały wpływ na cały świat” – powiedział. Varadkar podkreślił, że bez ciągłego wsparcia ze strony Europy, Ukraina rozpadłaby się – i dlatego UE musi „przygotować pakiet finansowy dla Ukrainy”.

O konieczności wspierania Ukrainy równie mocno przekonany jest premier Finlandii Petteri Orpo. Przed rozpoczęciem szczytu powiedział, że jest gotów do negocjacji i że dyskusje potrwają „tak długo, jak będzie to konieczne”. O postawie Węgier powiedział, że „nie możemy zaakceptować żadnego szantażu”. Priorytetem musi być „bezpieczeństwo i wiarygodność unii”.

Premier Holandii Mark Rutte powiedział, że pogląd Węgier jest „pozycją wyjściową” i że wiele rzeczy jest jeszcze możliwych. Podkreślił, że zablokowanie decyzji w sprawie Ukrainy „miałoby również bardzo negatywne konsekwencje dla Węgier”, dlatego Węgry muszą rozważyć swoje stanowisko.

Przemawiając w środę 13 grudnia podczas sesji plenarnej Parlamentu Europejskiego szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen podkreśliła, że ta decyzja szczytu UE to „wielki sprawdzian dla Europy”.

„Ukrainę czeka kolejna zima, a kraj pogrążony jest w wojnie. Musimy udowodnić, że wiemy, co oznacza wspieranie Ukrainy »tak długo, jak będzie to konieczne«" – powiedziała szefowa KE nawiązując do stale powtarzanej deklaracji UE wobec Ukrainy.

"Ukraina walczy nie tylko z najeźdźcą, walczy także o Europę. Dołączenie do naszej rodziny będzie ostatecznym zwycięstwem Ukrainy. W tym celu mamy do odegrania decydującą rolę” – powiedziała szefowa KE.

Zełenski: „Historia zachowa wszystko. Każde słowo, każde działanie i jego brak”

O tym, że wyjściowa pozycja Węgier jest bardzo stanowcza i trudno stwierdzić, czy uda się przekonać Orbána do rezygnacji z weta w sprawach dotyczących Ukrainy może też świadczyć to, że na osobisty udział w szczycie nie zdecydował się prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, choć było to rozważane.

W środę 13 grudnia Zełenski przyleciał do Europy po wizycie w Stanach Zjednoczonych i przebywał w Norwegii. Jeszcze w środę wieczorem nie było pewne, czy pojawi się na szczycie UE, czy nie. Przez chwilę było nawet dyskutowane jego bilateralne spotkanie z premierem Donaldem Tuskiem. Ostatecznie w czwartek rano okazało się, że Zełenski nie przyjedzie, on i Tusk w środę wieczorem rozmawiali chwilę przez telefon.

W połowie pierwszego dnia szczytu Zełenski połączył się z liderami UE zdalnie.

„Dzisiejszy dzień ma znaczenie historyczne bez względu na to, czy wieści dla nas będą dobre, czy złe” – powiedział prezydent Ukrainy.

„Ale historia zachowa wszystko. Każde słowo, każdy krok, każde działanie i jego brak. Kto walczył o co” – powiedział do zgromadzonych na szczycie szefów państw UE.

Decyzja Zełenskiego o niepojawieniu się na szczycie osobiście jest interpretowana na dwa sposoby:

  • Zełenski nie przyjeżdża, bo nie ma po co – liderzy UE po zakończeniu obrad nie będą mieli dobrych wiadomości dla Ukrainy;
  • nie przyjeżdża, żeby nie ryzykować spięcia z Viktorem Orbánem i nie sabotować szans na kompromis (Zełenski jest znany z dość szczerego stylu komunikacji, mogłoby być mu trudno zachować spokój słuchając argumentacji Orbána).

Negocjacje trudne, szczyt UE może się przeciągnąć

W połowie pierwszego dnia szczytu wiadomo tyle, że „negocjacje są trudne, ale państwa członkowskie są zdeterminowane, by zagwarantować pomoc dla Ukrainy” – mówi osoba z Rady Europejskiej znająca przebieg negocjacji.

Pierwszym punktem obrad jest kwestia rewizji wieloletnich ram finansowych, czyli siedmioletniego budżetu UE. Państwa muszą wygospodarować 50 miliardów euro dla Ukrainy na następne cztery lata, a także środki na politykę migracyjną (w tym fundusz solidarnościowy, w ramach którego wsparcie będzie udzielane państwom najbardziej obciążonych migracją) oraz środki na pokrycie rosnących kosztów utrzymania europejskiego długu, zaciągniętego na sfinansowanie Funduszu Odbudowy.

Komisja Europejska proponowała, by wieloletni budżet UE (MFF – multinational financial framework, czyli wieloletnie ramy finansowe) został zwiększony o 65,8 miliardów euro. Tyle państwa członkowskie miałyby dorzucić się do wspólnej kasy (ponad to co wpłacają rocznie według dotychczasowych ustaleń). Obecnie na stole leży propozycja o dwie trzecie mniejsza.

Po tym, jak już zapadną decyzje w sprawie WRF państwa mają się zająć tematem rekomendacji Komisji Europejskiej w sprawie rozszerzenia. W listopadzie 2023 roku Komisja zarekomendowała Radzie otwarcie negocjacji akcesyjnych z Ukrainą i Mołdawią oraz – po spełnieniu pozostałych warunków – przyznanie statusu państwa kandydującego do UE Gruzji oraz otwarcie negocjacji akcesyjnych z Bośnią i Hercegowiną.

Oprócz weta Viktora Orbána, wiadomo że jeszcze jedno państwo członkowskie stawia dodatkowe warunki w sprawie zgody na otwarcie negocjacji z Ukrainą. Jest to Austria, która domaga się, by ta sama decyzja została podjęta w sprawie Bośni i Hercegowiny.

Co do pozycji Polski to wiadomo, że premier Donald Tusk popiera wszystkie rekomendacje Komisji Europejskiej.

;

Udostępnij:

Paulina Pacuła

Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.

Komentarze