4 listopada w Jabłonnie byli rosyjscy politycy, kiedyś wybrani do rad i parlamentów różnego szczebla, biorą udział w I Zjeździe Deputowanych Ludowych, zainicjowanym m.in. przez Ilję Ponomariowa. Ma to być alternatywa dla władzy Putina. "Jest w tym projekcie jakiś element błazeństwa, gry” - uważa politolog Aleksander Morozow
Na zdjęciu u góry inicjator zjazdu opozycji w Jabłonnie Ilia Ponomariow przez budynkiem, gdzie mieściła się ambasada Rosji w Kijowie. Na banerze napis: "Poczucie winy nie wystarczy". Zdjęcie pochodzi z profilu Ponomariowa na FB.
Posiedzenia rozpoczynają się 4 listopada wieczorem i potrwają do 7 listopada. Ani miejsce, ani termin nie są przypadkowe. “Właśnie w Jabłonnie - tłumaczy Ilja Ponomariow - miał się zacząć proces Okrągłego Stołu, który doprowadził do wyzwolenia Polski spod jarzma reżimu totalitarnego i rozpoczął proces rewolucji aksamitnych w innych krajach”.
[W pałacu w Jabłonnie ustawiono na początku 1989 roku wielki wykonany na zamówienie okrągły stół, ale ostatecznie rozmowy - i stół - przeniesiono do Pałacu Namiestnikowskiego przy Krakowskim Przedmieściu - red.]
Czy przyjeżdżający do Jabłonny są gotowi do rozmów z władzami na Kremlu i kompromisów? “Kompromisów z Hitlerem być nie może" - zdecydowanie reaguje Ponomariow. - "Scenariusz, że Hitler będzie zamieniony na Himmlera, nie wchodzi w rachubę. Ale mamy przekonanie, że ludzie mogą złożyć broń i przejść na stronę dobra. Możemy wybaczyć stare krzywdy, zapomnieć o problemach, jeśli naprawdę zrobią coś, co zdemontuje ten system, sprawi, że ta tragiczna strona rosyjskiej historii skończy się minimalnym rozlewem krwi”.
Ilja Ponomariow jest dumny, że zjazd skupia, jak mówi, siły polityczne od prawa do lewa. Dlatego też odbywa się właśnie w tym terminie. 4 listopada w Rosji od 2005 roku na pamiątkę wygnania Polaków z Moskwy obchodzi się putinowski Dzień Jedności Narodowej. Tego dnia od lat odbywały się Ruskie Marsze nacjonalistów, ostatnio zakazywane przez władze.
7 listopada to także rocznica przewrotu dokonanego przez bolszewików w 1917 roku.
“4 listopada to ważna data dla rosyjskiej prawicy, 7 listopada - dla lewicy. Liberałowie są jak zwykle gdzieś pośrodku. Jest w tym symbolizm, związany z tym, że zbieramy razem ludzi o różnych poglądach” - tłumaczy Ponomariow.
Uważa, że nie ma znaczenia, jakie poglądy uczestnicy zjazdu mieli przed wojna, w czym brali udział. “Będziemy nawoływać, by zapomnieli o dyskusjach i urazach, by przestali się mierzyć, kto ma większego, kto ma więcej followersów na twitterze, kto jest bardziej koszerny. Najważniejsze jest to, że wszyscy teraz jesteśmy na froncie” - wymienia Ponomariow.
Imiona uczestników zjazdu nie są ujawniane przez organizatorów z powodów bezpieczeństwa. Liczą, że ci, którzy będą chcieli się ujawnić, zrobią to sami, zabierając głos w czasie obrad.
Publicznie wymieniają tylko nazwiska członków komitetu organizacyjnego - jest w nim były deputowany i były oficer FSB Gennadij Gudkow, deputowany z rocznym stażem w latach 90., były poseł do Dumy i wicemer Samary, prawnik, a obecnie znany youtuber, mieszkający w Ukrainie, Mark Fejgin, była deputowana z obwodu woroneskiego Nina Bielajewa (jest prawosławna, została wybrana z ramienia Partii Komunistycznej), deputowany z Moskwy i organizator stołecznych protestów Piotr Carkow, deputowany Dumy w latach 1995-1999 Arkadij Jankowski, uczestnik negocjacji z Dżocharem Dudajewem, oraz profesor prawa Jelena Łukjanowa.
Sam Ilja Ponomariow, w latach 2007-2016 deputowany Dumy z obwodu nowosybirskiego, od 2014 roku znajduje się poza Rosją - przebywał najpierw w Stanach Zjednoczonych, potem przeniósł się do Ukrainy. W 2019 roku otrzymał ukraińskie obywatelstwo. W Rosji przeciwko politykowi jest wszczęta sprawa karna - władze zarzucają mu defraudację pieniędzy fundacji “Skołkowo”. Po rosyjskiej inwazji w Ukrainie wstąpił do obrony terytorialnej Kijowa.
Kiedy w Moskwie w sierpniu zginęła w zamachu Daria Dugina, córka ideologa “ruskiego mira” Aleksandra Dugina, dziennikarka prokremlowskich mediów, Ponomariow oświadczył, że odpowiedzialność za to bierze Narodowa Armia Republikańska - ruch wyzwoleńczy rzekomo działający w Rosji.
Według Ponomariowa został on upoważniony przez ten ruch do zwołania konferencji prasowej w Ukrainie i przeczytania manifestu NAR, w którym mowa była o tym, że “Putin zostanie obalony i zniszczony”. 31 sierpnia w imieniu tego ugrupowania w Irpieniu w Ukrainie podpisał deklarację o współpracy z legionem “Wolność Rosji” oraz z “Rosyjskim Korpusem Ochotniczym”, które walczą w składzie ukraińskich Sił Zbrojnych.
Nic więcej o tym ponoć działającym w Rosji ugrupowaniu nie wiadomo. Ponomariow nie przedstawił żadnych dowodów na istnienie armii, której pełnomocnikiem się ogłosił. Konferencję prasową Ponomariowa politolog Aleksander Morozow nazwał “falstartem” i “porażką”, a wiadomości o NAR “czymś co bardzo przypomina fejk”.
Ponomariow został uznany za persona non grata przez Forum Wolnej Rosji w Wilnie, w którym od lat brał udział i zasiadał w Komitecie Stałym tej cyklicznej imprezy organizowanej przez środowisko Garri Kasparowa.
W odpowiedzi na działania Ponomariowa w Rosji odbyły się przeszukania u dziennikarzy, którzy zdaniem śledczych “przekazywali Ponomariowowi materiały, wykorzystywane dla dyskredytacji sił wojskowych” Rosji. Na początku sierpnia wobec Ponomariowa została wszczęta sprawa karna. Dziennikarze zostali świadkami w sprawie, choć, jak zaznaczali, nic wspólnego z politykiem nie mają.
Finansowanie zjazdu w Jabłonnie odbywa się, jak mówi Ponomariow, z jego funduszy zarobionych na biznesie, który prowadził w Ukrainie przed 24 lutego tego roku. Podkreśla, że w odróżnieniu od wielu innych "tusowek", zjazd odbędzie się nie po to, żeby pogadać, ale żeby zrobić coś konkretnego. [Tusowka w języku potocznym w Rosji oznacza imprezę towarzyską].
Organizatorzy zjazdu chcą “zbudować organ wykonawczy oporu politycznego i wojennego, który będzie wspierał i koordynował działania praktyczne zmierzające do zmiany systemu”.
Zamierzają też zwrócić się do zachodnich polityków z oświadczeniem [tekst projektu oświadczenia w linku], w którym piszą, że “przyjmują uprawnienia legalnego tymczasowego parlamentu Rosji, który będzie sprawował swoje funkcje aż do wyboru nowych legalnych organów władzy”.
Proponują, by relacje z oficjalną Rosją Putina zostały zerwane i zastąpione relacjami z ich strukturą, którą powstanie w Jabłonnie.
“Jesteśmy gotowi koordynować w imieniu Rosji wspólną pracę w celu ustalenia i ukarania winnych zbrodni wojennych w Ukrainie, a także w celu wdrożenia skutecznej polityki sankcyjnej wobec obywateli Federacji Rosyjskiej odpowiedzialnych za rozpętanie i prowadzenie działań wojennych. Prosimy również o poinformowanie nas o aktywach Federacji Rosyjskiej i objętych sankcjami obywateli Federacji Rosyjskiej zabezpieczonych na terytorium Państwa kraju, w celu ich jak najszybszego odblokowania do wykorzystania do odbudowy gospodarki Ukrainy dotkniętej agresją reżimu Putina” - czytamy w projekcie oświadczenia.
Delegaci zjazdu będą debatować nad projektami kilku ustaw, które, jak uważa Ponomariow, powinny wejść w życie od razu po zmianie władzy i określić drogę rozwoju Rosji. Mowa o dokumentach o pokoju, o reformie sądów, o lustracji, o społecznych i gospodarczych zmianach czy o zmianach w prawie wyborczym.
“Chcemy, by Rosja była budowana od dołu do góry, a nie odwrotnie. Powinniśmy wyjaśnić Rosjanom co to za nowa władza. Nie chcą oni, by ich znów oszukano jak w latach 90." - tłumaczy Ponomariow. - "Nie chcą sprawnie działającego systemu politycznego, lecz dobrobytu. Jak politycy to zrobią, ich nie obchodzi. Dlatego, kiedy mówi się o partiach politycznych czy wolności słowa, nie mogą tego ocenić. A jeśli powiedzieć, po co to wszystko - wtedy to docenią”.
Mówiąc o zmianach gospodarczych, zapowiada deoligarchizację i walkę z nielegalną prywatyzacją. Obieca cofnąć reformę emerytalną, podnoszącą wiek przejścia na emeryturę, która wywołała protesty w Rosji kilka lat temu.
Zostanie przedyskutowana również kwestia lustracji - “kwestia nie kary, lecz narodowego porozumienia”, zaznacza Ponomariow. "Ci, którzy narozrabiali w latach 2000., niech zajmą się sobą, nie będą mieli dostępu ani do państwowych spraw, ani do edukacji, ani do pracy ze społeczeństwem”.
“Nikt nie zaprzecza, że byłoby fajnie i korzystnie przygotować dokumenty dotyczące reform w Rosji. Ale mówić, że właśnie na tym zjeździe pojawi się jakieś centrum władzy, coś, co jest związane z władzą… To brzmi anegdotycznie” - uważa politolog Aleksander Morozow, sceptycznie oceniający inicjatywę Ponomariowa.
W ciągu minionego roku Ponomariow trzy razy brał udział w Forum Wolnych Narodów Rosji, na którym dyskutuje się o możliwym rozpadzie kraju i uzyskania przez poszczególne republiki etniczne statusu oddzielnych państw. Ostatnie odbyło się we wrześniu w Gdańsku i było współorganizowane przez europosłankę PiS Annę Fotygę oraz grupę Konserwatystów i Reformatorów w Parlamencie Europejskim, do której należy PiS.
Jednak przed zjazdem w Jabłonnie mówi, że dołoży wszystkich starań, by rozpad kraju się nie ziścił. “Ale jednocześnie popieram prawo narodów na samostanowienie. Jeśli w wyniku pokojowego, legalnego, przejrzystego postępowania z międzynarodowymi obserwatorami ten czy inny naród, to czy inne terytorium powie, że chce iść własną drogą - cóż, więc tak będzie, musimy uszanować tę decyzję. Ale dołożę wszelkich starań, aby nie mieli tego pragnienia” - obiecuje.
Ponomariow podlicza, że ogólnie na zjazd zarejestrowało się ok. 200 osób, 65 z nich to byli deputowani. Z tego grona ok. 20-25 osób znajdują się w Rosji.
Deputowanych wybranych w różnych okresach, w różnych regionach Rosji i na różnych szczeblach władzy Ponomariow uważa za prawomocnych przedstawicieli kraju, niezależnie od tego, czy i kiedy ich mandat wygasł. Mówi, że zagłosowało na nich ok. 10 mln Rosjan. “Takie legitymizacji nie ma żadna inna siła polityczna wśród rosyjskiej opozycji” - mówi Ponomariow.
Datą graniczną legitymizacji dla polityka jest 1 marca 2014 roku - czyli moment, gdy wojska rosyjskie wkroczyły na Krym. Dopiero wtedy, zdaniem Ponomariowa, cały system polityczny w Rosji stracił swoją legitymację, ponieważ następni deputowani byli wybierani również w wyniku głosowania na Krymie.
Paradoksalnie, właśnie Ponomariow był jednym z aktywnych uczestników i organizatorów protestów 2011-2012 roku w Rosji przeciwko sfałszowanym wyborom, najpierw do parlamentu, a za kilka miesięcy - na urząd prezydenta, gdy Władimir Putin znów zamienił Dmitrija Miedwiediewa.
Swój mandat z tego okresu Ponomariow uważa jednak za uczciwie zdobyty. “Zostałem wybrany w obwodzie nowosybirskim, jak mówili eksperci, nie było tam znaczących fałszowań, wybory odbyły się uczciwie. Nikt nie miał pretensji do mojego mandatu” - tłumaczy.
Politolog Aleksander Morozow mówi, że sama w sobie idea spotkania byłych deputowanych różnego szczebla nie jest zła. Odbywają się przecież konferencję obrońców praw człowieka, rosyjskich inicjatyw obywatelskich.
Morozow jest zwolennikiem zwiększenia legitymizacji rosyjskiej emigracji politycznej i łączenia się w różne grupy - stowarzyszenia dokumentalistów, nauczycieli, przedsiębiorców albo radnych.
“Ale organizatorzy zjazdu uważają się za bardziej uprawnionych niż wszyscy inni. Tylko na podstawie tego, że jako deputowani zostali kiedyś wybrani. Jest jednak jasne, że ten zjazd nie będzie miał jakieś szczególnej legitymacji - bardziej niż np. fora Chodorkowskiego czy Kasparowa, czy Forum Niemcowa. Odniesienia do tego, że Białorusini mają gabinet przejściowy na emigracji, a my, Rosjanie, nie, i byłoby dobrze, gdybyśmy też mieli, są moim zdaniem naiwne” - uważa Morozow.
Zaproszenia na zjazd w Jabłonnie przyjęli nie wszyscy.
Nie będzie współpracowników Aleksieja Nawalnego, mimo że na przykład były szef sieci regionalnych sztabów Nawalnego Leonid Wołkow był deputowanym w Jekaterynburgu.
Ponomariow o zwolennikach Nawalnego mówi z ironią, że są znani z tego, że “w niczym z nikim razem nie biorą udziału i idą swoją drogą”, mając “jednego wodza i mistrza Aleksieja Anatoljewicza Nawalnego, a wszystkich innych uważają za heretyków”.
Nie wezmą udziału też radni z kręgu polityczki Julii Galaminej, byłej deputowanej do rady jednej z moskiewskich dzielnic, która od lat organizuje spotkania i szkoli deputowanych najniższego szczebla, którzy mają zapoczątkować demokratyczne zmiany w Rosji. W 2021 roku te spotkania przerodziły się w Ziemskie Zjazdy deputowanych. Galamina nadal mieszka w Moskwie - ma wyrok w zawieszeniu za udział w protestach i, jak się śmieje, nie może wyjechać za granicę.
O tych, którzy wybierają się z Rosji do Jabłonny - nawet online - mówi, że “mają wspólne nazwisko Kamikadze”. Oczekuje spraw karnych “imienia Ilji Ponomariowa”.
“Każdy, kto tam jedzie, jeśli tacy szaleńcy się znajdą, musi mieć świadomość, że to bilet w jedną stronę, już nie wróci do Rosji. Jeśli nie chce wracać do kraju, chce się urządzić za granicą, to oczywiście może tam być. Moim zdaniem to spotkanie jest legitymizacją dyskursu samego Ilji Ponomariowa, który kategorycznie nie odpowiada moim wartościom” - tłumaczy Galamina. Chodzi o jego wsparcie dla siłowych metod zmiany władzy w Rosji - dla Galaminy jest to niedopuszczalne, Ponomariow uważa siłowe rozwiązanie za jedyne możliwe.
“Kluczowa różnica pomiędzy nami, społeczeństwem, a Władimirem Putinem i jego polityką polega na niestosowaniu przemocy" - tłumaczy polityczka. - "Przemoc w Rosji była i jest masowa, dotyczy każdego. Kiedy wylała się poza Rosję, została nareszcie zauważona przez Europę. Jeśli uważamy, że przemoc jest dopuszczalna, to solidaryzujemy się z Putinem, opowiadamy się po stronie wojny domowej. Nie chcę być po tej stronie”.
3 listopada komitet organizacyjny Ziemskiego Zjazdu wydał oświadczenie w sprawie spotkania w Jabłonnie. “Działania Ponomariowa mające na celu wspieranie aktów terrorystycznych: są etycznie niedopuszczalne; dyskredytują ruch opozycyjny w oczach społeczeństwa rosyjskiego, w świadomości którego pojawiły się pozytywne zmiany związane z odrzuceniem przemocy wywołanej przez państwo; popychają Rosję na fałszywą ścieżkę rozwiązywania problemów politycznych przemocą (...); stają się powodem dla nowych represji wobec rosyjskich polityków i aktywistów, uzasadniają te represje w oczach ludzi”.
Galamina wątpi też, że deputowani, którzy mają czy mieli poparcie jakiejś części rosyjskiego społeczeństwa, mogą reprezentować całą Rosję. “Nawet osobiście na Ponomariowa nikt nie głosował. Ludzie głosowali na partię Sprawiedliwa Rosja, bo do tego zachęcał Nawalny. Zapytajcie zwykłych ludzi na ulicach czy wiedzą kim jest Ponomariow. Nie będą wiedzieli. Jakby tam nie było, najbardziej rozpoznawalnym politykiem opozycji jest właśnie Nawalny. Rozpoznawalność to jeszcze nie legitymizacja, ale już coś. A w tym przypadku to wygląda tak, że niby są legitymizowanym organem władzy, ale nikt ich nie zna. Mówić w imieniu całego kraju to zbyt aroganckie i niedemokratyczne”.
Uważa, że należy najpierw pracować ze społeczeństwem, tworzyć możliwości zmian oddolnych. “Cały problem naszego społeczeństwa polega na tym, że społeczeństwo nie chciało brać odpowiedzialności za swój kraj, miasto, a nawet dom. Jeśli jakiś nowy koleś przyjdzie i powie »teraz ja tu rządzę«, ludzie powiedzą, no cóż, ok, i nic się nie zmieni. W pewnym momencie znów dojdzie do czegoś strasznego. Nie mam na myśli Ponomariowa, ale każdego, kto postępuje w ten sposób. Trzeba rozmawiać z ludźmi, mówić, że mogą coś zrobić, że trzeba walczyć na przykład o swoich zmobilizowanych mężczyzn, a nie wyposażać ich w wełniane skarpetki do grobu”.
Ideałem Ponomariowa są gaulliści w czasie drugiej wojny światowej, którzy “nigdy nie byli marionetkami, prowadzili własną politykę, mimo, że ich wojsko było podporządkowane międzynarodowym siłom wyzwoleńczym”. Ten sam status mają zdaniem polityka rosyjskie jednostki militarne walczące po stronie Ukrainy.
Ponomariow wyraźnie opowiada się za siłowymi metodami zmiany władzy w Rosji. Na Zjeździe Deputowanych Ludowych delegaci będą dyskutowali nad Aktem o narodowym oporze, który określi granice dopuszczalnej przemocy.
“W przeciwieństwie do wielu naszych drogich i szanowanych liberałów, którzy mówią o potrzebie zmiany, jedynymi ludźmi, którzy robią coś dla zmiany, są ukraińskie Siły Zbrojne" - zaznacza Ponomariow. - "Swoją krwią Ukraińcy płacą za naszą przyszłą wolność. Uważam to za niesprawiedliwe. Ale skoro tak się stało, konieczne jest maksymalne przyłączenie się do tego procesu i wykorzystanie go. To potężny sojusznik, który naprawdę bije popleczników Putina. Musimy wziąć od niego naszą moc i wykorzystać ją do budowy nowej władzy”.
Polityk uważa, że kiedy ukraińska armia wyzwoli tereny Ukrainy i znajdzie się na granicy z Rosją, na Rosjan spadnie odpowiedzialność za to, by “z tym skończyć”.
“Póki Putin żyje i ten system istnieje, będą źródłem niebezpieczeństwa dla Ukrainy. Musimy z tym skończyć. Teraz kumulujemy doświadczenie. Ale to my będziemy dobijać tę władzę - w tym ludzie, którzy zdobyli doświadczenie na froncie” - mówi Ponomariow.
Szczegółów nie zdradza, mówi, że dalsze plany będą dyskutowane.
“Jest w tym wszystkim jakiś element błazeństwa, gry” - uważa politolog Aleksander Morozow. - "Poza tym, oświadczenia o przemocowym scenariuszu walki z reżimem, pojawiające się z zagranicy, czyni z ludzi wewnątrz Rosji, którzy kontynuują działalność opozycyjną, bardzo łatwy łup dla struktur siłowych”.
Zgadza się z ekonomistą Władysławem Inozemcewym, która powiedział, że przejęcie władzy w Rosji nastąpi kiedyś w warunkach, których nie można teraz zaplanować. “Planowanie konkretnych form przejęcia władzy w warunkach, kiedy nie ma żadnych narzędzi do tego, jest bardzo naiwne”.
Morozow uważa, że Zjazd Deputowanych Ludowych jest pomysłem Ponomariowa, który “szuka możliwości kontynuacji swojej kariery politycznej i próbuje zjednoczyć wokół siebie ludzi, którzy żyją z myślą o możliwych siłowym scenariuszu zmian w Rosji”.
Przypomina jednocześnie o postaci youtubera Władysława Malcewa, który bez powodzenia startował w wyborach do Dumy w 2016 roku z ramienia Partii Ludowej Wolności Michaiła Kasjanowa. W 2017 roku wyznaczył datę rzekomej rewolucji w Rosji na 5 listopada. “Nie czekamy, tylko się przygotowujemy” - tak brzmiał slogan Malcewa z tego okresu. Sam emigrował z Rosji.
Ludzie, którzy uwierzyli Malcewowi i jego obietnicom rewolucji, zostali oskarżeni i dostali wyroki. Rewolucja się nie wydarzyła. “Nawet nie do końca wiadomo co to było - prowokacja policyjna czy naiwność. Ale skutek był wyłącznie negatywny” - mówi Aleksander Morozow.
Sam Ponomariow mówi, że nie ma ambicji, by brać udział w wyborach po okresie zmian w Rosji. “Wyobrażam siebie jako uczestnika pewnego organu przejściowego. Czuję gotowość do budowania struktur, aktywnego uczestnictwa w uruchomieniu systemu. Ale chce być neutralny w stosunku do wszystkich innych, bo nie mam zamiaru potem być aktywny w rosyjskiej polityce” - zaznacza.
Jak podkreśla, odczuwa wielkie zainteresowanie swoją inicjatywą - ze strony Ukrainy i UE. “Uważam, że jestem na wojnie i nie namawiam nikogo do tego, czego nie robiłbym sam" - tłumaczy polityk, który zapisał się do obrony terytorialnej w Kijowie. - "Przecież sam walczę z bronią w ręku. Uważam, że ludzie, którzy nie wspierają siłowych metod, nie rozumieją, że już znajdują się na wojnie”.
Masza Makarowa (1987) - Rosjanka, dziennikarka, współpracująca m.in. z telewizją Biełsat. Absolwentka historii na moskiewskiej Szanince i współpracowniczka zlikwidowanego stowarzyszenia Memoriał. Poza dziennikarstwem pisze o historii getta warszawskiego i o historii i współczesności Birobidżanu, gdzie spędziła trochę czasu.
Masza Makarowa (1987) - Rosjanka, dziennikarka, współpracująca m.in. z telewizją Biełsat. Absolwentka historii na moskiewskiej Szanince i współpracowniczka zlikwidowanego stowarzyszenia Memoriał. Poza dziennikarstwem pisze o historii getta warszawskiego i o historii i współczesności Birobidżanu, gdzie spędziła trochę czasu.
Komentarze