Gościem „Wiadomości” TVP 4 października 2018 był Jarosław Kaczyński. PiS sprowadziło do telewizji samego prezesa, by gasić pożar po publikacji taśm z podsłuchanym Morawieckim. Kaczyński uspokajał swoich wyborców nie tylko zapewniając o krystalicznym charakterze premiera, ale także o stanie państwa. Zaskoczeń nie było: zdaniem prezesa dzieje się świetnie, a nawet lepiej.
Jeżeli pytać o miarę wolności i demokracji w Polsce i Europie, to jesteśmy w czołówce, a ja nawet bym zaryzykował, że na pierwszym miejscu.
zbity zegar. Wszystkie niezależne ciała eksperckie mówią o stanie demokracji w Polsce coś przeciwnego.
„Jednocześnie mechanizmy demokratyczne, mimo wszystkich swoich ułomności, pozwalają na to, żeby kraj się zmieniał, żeby choroby, patologie społeczne były odsuwane, bo właśnie my to w tej chwili robimy. To jest najlepszy dowód na to, że w Polsce funkcjonuje demokracja” – mówił Jarosław Kaczyński do pracowniczki TVP Danuty Holeckiej, która słuchała go z wielką uwagą.
Standardy demokracji
Chwalenie się jakością i kondycją demokracji to ulubione zajęcie przywódców państw, które z demokracją mają coraz mniej wspólnego. Kaczyński idzie tu w ślady Orbána, Erdoğana czy i Putina.
Instytucje, które starają się w zorganizowany sposób dokonywać pomiarów wolności i demokracji w poszczególnych krajach, raczej nie uznają Polski za prymusa. W 2018 roku zanotowaliśmy rekordowy spadek w rankingu amerykańskiej organizacji strażniczej Freedom House, która regularnie bada kraje Europy Środkowo-Wschodniej oraz posowieckie republiki w Azji.
Z siedmiu wskaźników jakości demokracji najgorzej wypadły w przypadku Polski: niezależność sądownictwa oraz jakość rządów. Przesądził o tym kryzys w TK, chaotyczna legislacja sądowa (nie wliczano tu jeszcze ustaw o SN i KRS), nagonka na sędziów organizowana przez Polską Fundację Narodową oraz polityczne naciski. Wskaźnik jakości demokratycznych rządów obniżono z kolei za pozakonstytucyjną rolę Jarosława Kaczyńskiego, niską jakość procesu stanowienia prawa oraz uruchomienie przeciwko Polsce unijnej procedury kontroli praworządności.
Lepsze wyniki od Polski zanotowały: Estonia, Litwa, Łotwa, Czechy, Słowacja i Słowenia. Przypomnijmy, że mówimy tylko o państwach naszego regionu.
Za swój niepraworządny kurs rząd PiS zbiera baty w UE w postaci skargi Komisji Europejskiej do Trybunału Sprawiedliwości UE, czy toczącej się procedury z artykułu 7. Obrazu dopełnia niedawne zawieszenie członkostwa KRS w Europejskiej Sieci Rad Sądownictwa oraz wstrzymywanie przez europejskie sądy wydawania Polsce osób, za którymi Europejskie Nakazy Aresztowania wystawiają polskie sądy.
Kwestie praworządności i niezależnego sądownictwa, choć należą również do praw człowieka, to niejedyne bolączki państwa pod rządami PiS. Podczas Powszechnego Przeglądu Praw Człowieka przy ONZ w maju 2017 zaprezentowano raport, w którym znalazło się aż 185 rekomendacji dla Polski.
Oprócz kwestii sądownictwa dotyczyły one także: pluralizmu mediów, ochrony mniejszości, dostępu do legalnej aborcji, walki z rasizmem i ksenofobią, poprawy prawnych standardów antydyskryminacyjnych – przede wszystkim w stosunku do kobiet, osób LGBT, osób z niepełnosprawnościami i migrantów.
Demokracja bezprzymiotnikowa i jej wrogowie
Liczne wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego i obozu PiS świadczą o tym, że rozumieją oni pod pojęciem demokracji coś zupełnie innego, niż większość Europejczyków. W UE panuje konsensus co do tak zwanej demokracji bezprzymiotnikowej, zwanej też liberalną, która opiera się na trójpodziale władzy, przestrzeganiu praw człowieka i mniejszości, wolnych mediach, społeczeństwie obywatelskim oraz wolnych wyborach.
Autorytarni wodzowie w rodzaju Orbána i Putina dokładają do demokracji kolejne przymiotniki w rodzaju „suwerenna”, „nieliberalna” i „chrześcijańska”, które sugerują, że można być demokracją, odrzucając pakietami dużą część z praw człowieka i dyskryminując całe grupy społeczne.
Kaczyński, Duda, Morawiecki – wszyscy mówią o tym, że istotą demokracji jest to, że rządzi partia która wygrała wybory. Lansowany przez nich model demokracji nazywa się „autokracją wyborczą„, w której wygrana w wyborach ma dawać władzy niczym nieograniczony mandat.
Najpełniej myśl tę wyraził w 2016 roku w wywiadzie dla Dziennika. Gazety Prawnej ówczesny szef TVP 2 Marcin Wolski:
„Zasady są proste: były wybory, wygrała ta partia, więc trzeba się z tym pogodzić i morda w kubeł”.
Poprawność polityczna
Skoro według ekspertów gwarancje naszej wolności są zagrożone, to dlaczego zdaniem prezesa mamy jej więcej? Kluczem naszego cywilizacyjnego sukcesu jest, jak się okazuje, poprawność polityczna, a dokładnie – jej nieprzestrzeganie.
Pod tym pojęciem rozumie się oczyszczanie języka debaty publicznej z języka ksenofobicznego, rasistowskiego, mizoginistycznego i homofobicznego.
Z tego właśnie powodu poprawność polityczna jest wielkim wrogiem prawicowych polityków i publicystów. W Europie język ten kojarzony jest z ekstremistycznymi ugrupowaniami, w Polsce publiczne upokarzanie całych grup społecznych to standard – wystarczy przypomnieć takie wypowiedzi polityków PiS jak ta Mariusza Błaszczaka o poznańskim marszu równości: „parada sodomitów”, „nienormalne zachowania”; czy Jarosława Kaczyńskiego o uchodźcach, „którzy roznoszą rozmaite choroby”.
Podobny język dotyczy nie tylko mniejszości, ale w ogóle ludzi, którzy nie są wyborcami PiS. „Gorszy sort”, „odszczurzanie i odgrzybianie Polski”, „komuchy, ubeki” – wszystkie te określenia mają politycznych wrogów odczłowieczać. Nie sugerują, ale wprost przesądzają, że dużej części polskiego społeczeństwa po prostu nie przysługuje pełnia obywatelskich praw.
Kiedy więc Jarosław Kaczyński twierdzi, że w Polsce mamy więcej wolności, dzięki temu, że nie przestrzegamy politycznej poprawności, to chodzi tu o wolność w dyskryminacji i stosowaniu podwójnych standardów.
Więcej wolności dla wrogów wolności
Doskonałym przykładem walki z polityczną poprawnością w stosunkach społecznych są interwencje ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry w procesy w sprawie odmowy wykonania usług. Ziobro trzykrotnie interweniował w sprawie łódzkiego drukarza, który w maju 2016 roku odmówił wykonania roll-up’u dla Fundacji LGBT Business Forum.
„Nie przyczyniamy się do promocji ruchów LGBT naszą pracą” – argumentował mężczyzna. Fundacja skierowała sprawę na drogę sądową. Po przegranej drukarza w I instancji do postępowania na zlecenie ministra przyłącza się prokuratura okręgowa. W imię wolności sumienia i wolności gospodarczej.
Drukarz przegrywa również w II instancji, upada też apelacja wniesiona przez Ziobrę. Minister trzeci raz próbuje „wyprostować wyrok” i wnosi kasację, którą niedługo później oddala Sąd Najwyższy.
Zbigniew Ziobro nie krył swojego niezadowolenia: „Sąd Najwyższy w tej sprawie wypowiedział się przeciwko wolności, stanął po stronie przemocy państwa w służbie ideologii aktywistów homoseksualnych”. Wtórował mu Marcin Warchoł ogłaszając homofobicznego drukarza bojownikiem o wolność: „Ten dzielny drukarz zajął pryncypialne stanowisko. To bohater naszych czasów, który powiedział »nie«”.
Jeśli więc coś ma się świetnie w Polsce, to nowomowa uprawiana przez PiS. Polityczna poprawność nie pozwala jednak OKO.press rozwinąć tego tematu.