Być może działają restrykcje wprowadzone przez rząd, może dyscyplina społeczna Polaków jest bardzo wysoka wbrew kolejnym doniesieniom o łamaniu kwarantanny, niewykluczone również, że w grę wchodzi wciąż bardzo mała liczba testów w naszym kraju w przeliczeniu na milion mieszkańców. Ale faktom nie da się zaprzeczyć, a te są następujące: przyrost zakażeń jest wciąż niższy niż można się było spodziewać, nie obserwujemy skokowego wzrostu.
Jeszcze nie możemy czuć się bezpiecznie
Liczba dziennych zakażeń w poniedziałek 6 kwietnia wyniosła tylko 311 przypadków, czyli mniej niż w trzech najgorszych do tej pory dniach:
Wieczorem 6 kwietnia sytuacja wyglądała zatem w Polsce następująco :
zakażonych od początku epidemii zostało 4413 osób, z tego:
- 162 osoby wyzdrowiały
- 107 umarło
- 4144 choruje, w tym 50 jest w stanie ciężkim lub krytycznym.
Ilustruje to wykres:
Tempo rozwoju epidemii nieco zwolniło. Suma zakażeń z 6 kwietnia (4413) jest podwojeniem wyniku po 6,5 dniach, bo siedem dni temu (309 marca było 2055 zakażeń), a sześć dni temu (31 marca) 2311.
Widać to na wykresie pokazującym rosnącą sumę wszystkich zakażeń (nie odliczając ani zmarłych ani wyleczonych):
Polska jest w tej chwili na 28. miejscu na świecie pod względem bezwzględnej liczby zakażeń, to spadek aż o siedem miejsc w porównaniu do niedzieli, 5 kwietnia. Porównując nasze tempo podwajania liczby zakażeń z innymi krajami widzimy, że:
- wirus podbija Polskę wolniej niż Indie i Mołdawię (liczba zakażonych podwoiła się tam po 4 dniach),
- a także niż Serbię i Rosję (co 5 dni),
- w nieco wyższym tempie przybywa zakażeń w Wielkiej Brytanii, Brazylii, Stanach Zjednoczonych (co 6 dni)
- wolniej, bo co 8 dni – w Portugalii, Belgii, Izraelu, Irlandii.
Ale to nie znaczy, że brakuje nam problemów, albo że możemy czuć się bezpieczni i rozluźnieni. Jak wspomnieliśmy, Polska robi za mało testów na zakażenie koronawirusem SARS-Cov-2, do tego nie przeprowadza testów post-mortem i odrzuca szansę stworzoną przez WHO na urealnienie danych – możliwość raportowania ofiar choroby Covid-19 zdiagnozowanych na podstawie objawów klinicznych, badań i tomografii płuc.
Jak pisze „Wyborcza”, wciąż jest problem w magazynach firmy Amazon – mimo kolejnych zakażeń, pracownicy wciąż ryzykują zdrowiem.
„Amazon to tykająca bomba epidemiologiczna. Ubolewam nad tym, że w obliczu takiego zagrożenia zdrowia i życia są firmy, które wyżej cenią zysk niż bezpieczeństwo swoich pracowników, ich rodzin, a tym samym również naszego bezpieczeństwa.
Jeśli w jednym zakładzie Amazona pracuje kilka tysięcy osób, mają ze sobą bliski kontakt, nie mając przy tym rękawiczek i masek, to firma tworzy zagrożenie dla całych regionów” – mówi gazecie Franciszek Sterczewski, poseł bezpartyjny.
Ale zamiast zająć się bezpieczeństwem pracowników, rząd wolał wprowadzić zakaz wstępu do lasów (no chyba że jesteśmy myśliwymi), co budzi coraz większy opór społeczny.
W Sejmie polityczny oberek
O wydarzeniach politycznych piszemy z coraz większą niechęcią i zmęczeniem, bo zamiast zajmować się nadchodzącym kryzysem i poprawianiem dziurawej jak sito tarczy antykryzysowej, politycy PiS zajmowali się przez bite dwa dni obrad Sejmu utrzymaniem przy władzy prezydenta Andrzeja Dudy.
W poniedziałek 6 kwietnia użyli legislacyjnego łomu, by przepchnąć błyskiem przez Sejm ustawę o głosowaniu pocztowym. PiS w południe przegrał głosowanie o wprowadzeniu ustawy do porządku dziennego, ale użył dość ordynarnego triku, zgłaszając ustawę jeszcze raz w niemal niezmienionym kształcie. Niemal, bo poprawki, które wprowadził, są skandalem: umożliwiają na przykład marszałek Sejmu Elżbiecie Witek na arbitralne przesunięcie wyborów na 17 lub 24 maja. Wbrew konstytucji i jakimkolwiek cywilizowanym zasadom prawym.
Taką właśnie ustawę obóz władzy przyjął krótko po godz. 22:00. Wicepremier Jarosław Gowin, który wcześniej zawracał opinii publicznej głowę swoimi rozterkami moralnymi, ostatecznie nie głosował nad nowym prawem (akurat brylował w mediach), co w tym przypadku de facto oznaczało głosowanie „za”. Rzekomy bunt Gowina skończył się więc jak zwykle u Gowina – paniczną rejteradą.
Podsumowując: najprawdopodobniej 17 maja PiS, wbrew regułom demokracji, w fikcyjnych korespondencyjnych wyborach przypieczętuje kolejne 5 lat Andrzeja Dudy na stanowisku prezydenta.
Stany Zjednoczone szykują się na szczyt
Premier Morawiecki mówił w poniedziałek w Sejmie, że niektórzy komentatorzy uderzają w optymistyczne nuty, tymczasem sytuacja w Europie zachodniej jest jeszcze bardzo poważna. Ale jak tu nie uderzać, kiedy jeden rząd za drugim ogłasza, że światełko w tunelu robi się już całkiem nieźle jasne.
Ale jeśli spojrzeć globalnie, to nie jest już tak różowo – USA szykują się na „tydzień śmierci”, a Japonia wprowadza stan wyjątkowy.
Gdy wieczorem kończyliśmy ten tekst, koronosytuacja na świecie wyglądała następująco:
- Wszystkich zakażonych: 1,339,548
- Nowych zakażeń: 66,686
- Liczba nowych zgonów: +4,970
- Osoby w stanie poważnych bądź krytycznym: 47,491.
„To będzie tydzień szczytu hospitalizacji, szczytu na intensywnej terapii, i niestety szczytu zgonów” – powiedział w programie „Good Morning America” admirał Brett Giroir, który jest lekarzem i członkiem grupy kryzysowej w Białym Domu.
USA mają już 357 tys. wykrytych przypadków koronawirusa, zmarło 10 tys. osób. Zakażonych może być o wiele więcej, bo np. w Nowym Jorku – najbardziej dotkniętym epidemią mieście w kraju, bada się już tylko te osoby, które trafiły do szpitala. Z braku możliwości zaprzestano też robienia testów post mortem – Mark Levine, nowojorski radny, napisał na Twitterze, że zwykle w Nowym Jorku w domu umierało 20-25 osób. Teraz jest to 200-215 dziennie. W związku z tym nie ma miejsca ani w kostnicach, ani w domach pogrzebowych.
„Wkrótce rozpoczniemy tymczasowe pochówki. Najprawdopodobniej w nowojorskim parku (tak, dobrze przeczytaliście). Wykopiemy rowy na 10 trumien w rzędzie” – pisał dalej Levine, ale potem wytłumaczył, że nie musi dojść do takiej sytuacji, jeśli zmniejszy się liczba zgonów.
Są już pierwsze przesłanki, że tak rzeczywiście może się stać – liczba nowych hospitalizacji nie podwaja się już co dwa dni, tylko co cztery. „Jeśli spłaszczyliśmy krzywą, to na bardzo wysokim poziomie” – spointował to gubernator stanu Nowy Jork Andrew Cuomo.
Według danych federalnej agencji ds. kryzysów do piątku 10 kwietnia wypełnią się wszystkie łóżka na intensywnej terapii w nowojorskich szpitalach, ale miasto jest na to przygotowane – ma zapasy respiratorów.
Boris Johnson na intensywnej terapii
Premier Wielkiej Brytanii trafił w poniedziałek wieczorem na oddział intensywnej terapii – jak twierdzi rzecznik Downing Street, profilaktycznie, na wypadek, gdyby trzeba było go podłączyć do respiratora. Johnson rano został przyjęty do szpitala św. Tomasza, bo po tygodniu choroby czuł się coraz gorzej.
Austria się otwiera, Dania i Norwegia planuje
Austria jak na razie razi sobie z epidemią bardzo dobrze, liczba nowych przypadków sukcesywnie spada.
Kanclerz Sebastian Kurz przedstawił wobec tego w poniedziałek plan stopniowego powrotu do normalności.
Warto go poznać, bo może nasz będzie wyglądał podobnie: jeśli wszystko pójdzie dobrze, czytaj – podczas Wielkanocy Austriacy zachowają się odpowiedzialnie, po 14 kwietnia zostaną otwarte mniejsze sklepy niespożywcze, o powierzchni do 400 m. i sklepy budowlane oraz parki. 1 maja otworzone zostaną pozostałe sklepy oraz zakłady fryzjerskie. Ochronne maseczki będą obowiązkowe w komunikacji publicznej (do tej pory trzeba było je nosić w supermarketach).
Austria ma 12 tys. przypadków SARS-CoV-2, zmarło 220 osób. Na poniższym wykresie widać, że liczba nowych przypadków w Europie Zachodniej spada nie tylko tam.
Również Dania zapowiada, że otworzy przedszkola i szkoły dla dzieci z klas I-V 15 kwietnia, jeśli statystyki będą wskazywały na spowolnienie epidemii. W tej chwili Dania zanotowała 4681 przypadków koronawirusa, zmarło 187 osób.
Minister zdrowia Norwegii Bent Hoie zapowiedział, że rząd w środę 8 kwietnia podejmie decyzję, czy po 15 kwietnia otwierać szkoły i żłobki. Powołał się na dane, według których współczynnik zakażeń spadł już poniżej 1, tzn. jedna osoba zaraża mniej niż jedną osobę. Norwegia ma 5763 zarejestrowanych przypadków koronawirusa, zmarło 76 osób.
O spowolnieniu tempa epidemii poinformował również Iran. Rzecznik ministra zdrowia przestawił dane, z których wynika, że w ciągu ostatniego tygodnia liczba nowych przypadków w ciągu doby systematycznie się zmniejszała. Iran ma już 60 tys. przypadków, zmarło 3739 osób. Irańskie dane są jednak uważane za znacznie zaniżone.
Japonia wprowadza stan nadzwyczajny
Premier Shinzo Abe zapowiedział wprowadzenie w Tokio i sześciu innych prefekturach stanu nadzwyczajnego. Pozwoli on gubernatorom tych regionów na wprowadzenie restrykcji w przemieszczaniu się ludności, zamknięcie szkół, itp.
Japonia ma 36,5 tys. przypadków koronawirusa, zmarło 85 osób. Epidemia potraktowała wyspy Japońskie stosunkowo łagodnie w lutym i w marcu, jednak w ostatnich dniach liczba nowych zakażeń wzrasta, zwłaszcza w Tokio.
Szanowni Państwo, 4 uwagi
1) Żenująca awantura o termin wyborów to temat wywołany przez opozycję – w szczególności Platformę. Mimo, że jako oficjalny motyw podawano troskę o zdrowie obywateli to każdy inteligentny obserwator wiedział, że tragiczne notowania pani Kidawy-Błońskiej i rekordy popularności Dudy musiały być istotnym katalizatorem dla tej hucpy. Jeżeli pandemię uda się u nas dalej trzymać w ryzach (oby!), a życie społeczno-gospodarcze będzie faktycznie odmrażane po świętach to przeprowadzenie wyborów w maju wcale nie musi być takie niedorzeczne.
2) Statystyki na temat liczby testów są wspaniałym polem do manipulacji. Kreatywne żonglowanie danymi pozwala bronić wykluczających się tez. Mówił o tym wczoraj pan Rożek (którego trudno posądzać o politykowanie) stwierdzając jednocześnie że nasza aktywność na tym polu plasuje Polskę raczej w przyzwoitej połowie stawki.
https://www.youtube.com/watch?v=nGnTP_g6D_8
3) Odnośnie podniesionej przez Państwa kwestii testów post mortem – jakim cudem w jednym artykule mieści się gorliwa krytyka Polski za bierność w tym zakresie oraz chłodna informacja o identycznym podejściu największej światowej gospodarki? Może przyczyna takiego podejścia jest obiektywna?
4) Czy nie dałoby się \"wyprostować\" weekendowych danych? Przez skandaliczny brak profesjonalizmu Ministerstwa dysponujemy dziś jawnie przekłamanymi liczbami. Być może, dla higieny przekazu i ułatwienia wnioskowania, należałoby estymować realne wskaźniki z soboty i niedzieli?
Dziękuję za kolejny dobry raport. Pozdrawiam!
Nie rozumiem tej logiki przedstawionej przez pana. Pisze pan w punkcie 1, że jeżeli się uda pandemię utrzymać w ryzach to wybory w maju tak. A w punkcie 2 o żonglowaniu danymi i że Polska utrzymuje się w środku stawki. Mając takie informacje każdy nawet mniej inteligentny obserwator zrozumie, że rządzący mając w nosie bezpieczeństwo obywateli, żonglując dla uspokojenia społeczeństwa trochę danymi, zagonią Polaków do głosowania, aby utrzymać "skonsolidowaną władzę" Rzeczywistość jest taka, że rząd pod dyktando prezesa partii wprowadził zakazy i nakazy charakterystyczne dla stanu nadzwyczajnego – klęski żywiołowej, ale ze względów politycznych nie chce tego nazwać po imieniu. Nie chce, ponieważ to wiąże się z przesunięciem terminu wyborów i zmniejszaniem szans na ponowny wybór kandydata zjednoczonej prawicy. Natomiast opozycja chce tylko i wyłącznie nazwania efektów działań rządu po imieniu tak jak to stanowi Konstytucja.
Panie Andrzeju, proszę się nie obrażać, bo jestem przekonany że nawet ponadprzeciętnie inteligentni ludzie są w stanie pogubić się w tym informacyjnym sztormie. Dane są z grubsza obiektywne, a problemem są jedynie ich subiektywne interpretacje i kreatywne sposoby prezentacji motywowane politycznym interesem. Tłumaczenie posunięć pisu mrocznymi intencjami Kaczyńskiego, a opozycji odpowiedzialną troską o zalegalizowanie obecnego stanu rzeczy jest skrajnie naiwne i świadczy o dobrym przerobieniu Pana głowy przez mechanizmy propagandowe. Na drugim biegunie Pana postawy są osoby, które wierzą że to właśnie pis bohatersko broni budżetu przed korporacjami, a złe platfusy nawet w czasie epidemii knują jakby tu sprzedać kraj Niemcom. Panie Andrzeju, bądźmy dorośli. Jedni i drudzy chcą po prostu wygrać te wybory, a całe bicie piany dookoła tego tematu to propaganda w najczystszej postaci.
Propaganda w najczystszej postaci będzie jak Pan z karta do głosowania w zębach wyląduje w kostnicy. Przestanie się Pan gubić w informacyjnym sztormie.
Przepraszam, poniosło mnie. Ale utracił Pan zdolność logicznego myślenia.
Pozwoli Pan, że będę miał własną ocenę sytuacji. Ma Pan rację, że zawsze celem działań politycznych jest władza. To jest powszechnie chyba wiadome. Jednakże w tym wypadku mamy trochę inne przesłanki działania stron. Z jednej, zjednoczona prawica walczy o przetrwanie, a do tego jest jej potrzebne to co nazywa prezes konsolidacją władzy i w dalszej perspektywie kontynuacja projektu ideologiczno ustrojowego jaki realizuje prezes od 2005 roku. Z drugiej opozycja, która chce mieć wpływ na władzę, ale niezbyt się pali do tego, aby ją w tej skomplikowanej sytuacji brać. To jest chyba istotą tego spektaklu, który widzimy. Przy czym widownia jest także podzielona w zależności od interesu. Z jednej strony są beneficjenci wszelkich plusów jakie oferowali dotychczas rządzący. Z drugiej strony szeroko rozumiana klasa średnia, która znalazła się pod ścianą z racji epidemii i podejmowanymi przez władzę działaniami. Traci biznesy, źródła dochodu itp. I to właśnie ta druga ponosi i ponosić będzie główne koszty zapaści gospodarczej. Rządzący są w kłopocie jak jednych zachęcić, a drugich zniechęcić do aktu wyborczego. Czym wybory szybciej tym dla rządzących lepiej, bo poziom złości i frustracji po stronie klasy średniej powoli narasta i może być taki na jesieni, że doprowadzi do klęski wyborczej. Warto przy tym zauważyć, że znaczna część klasy średniej była dotychczas raczej bardzo bierna w sprawach wyborczych i traktowana przez władzę jak krowa dojna. Teraz sytuacja kryzysowa może ją bardzo zmobilizować. Natomiast do obiektywności danych Pan mnie raczej nie przekona. Zbyt wiele jest sygnałów, że jest coś na rzeczy. Co wcale nie znaczy, że nie znajdują u mnie uznania niektóre posunięcia rządu. Jednak uważam, że po pierwsze za późno (dwa miesiące stracone) i dwa bez jasnej i w miarę klarownej myśli strategicznej w zakresie walki z pandemią. Za to z wyraźną strategią polityczną, w celu utrzymania władzy. Pozdrawiam
Czy rzeczywiście 4144 choruje? Czy nie jest to po prostu lista zakażonych? No i chyba zabrakło jednego wykresu na który mieliśmy spojrzeć poniżej…Ale i tak jesteście świetni.
Droga Redakcjo:
1) W Japonii jest 3,906 przypadków koronawirusa, a nie 36,5 tys (skąd ta liczba?).
2) Pandemia nie potraktowała nas (Japonii) łagodnie. Rząd ukrywał liczby aby opętany rządzą pieniądza Abe mógł zrealizować swoj sen o Olimpiadzie. Proszę tylko sprawdzić ile przeprowadzili testów- 46,172 (przy populacji 125mln), co daje zaledwie 365 testów/1mln mieszkanców. Oznacza to, że Japonia "radzi" sobie na poziomie Tajlandii (359/1mln mieszkanców). W praktyce oznacza to, że przetestowanie tutaj graniczy z cudem, czego doświadczyli moi znajomy z objawami COVID-19.
3) Rząd Japoński podaje, iż nie jest w stanie wprowadzic restrykcji w przemieszczaniu się czy lock down'u, gdyż nie pozwala im na to konstytucja (ponoć zabrania ona nałożenia takich ograniczeń na obywateli). Co w praktyce oznacza ich stan nadzwyczajny? Tyle, że dalej będą ładnie prosić ludzi o zostanie w domach, co przy ogromnej ignorancji społeczeństwa nie działało przez ostatnie tygodnie. Może wreszcie się opamiętają…?
Od kiedy japończycy to ignoranci? To zdyscyplinowane społeczeństwo, tradycyjnie uznające autorytet władzy.
Jakby Pan tu mieszkał to by Pan wiedział ze mimo próśb gubernatora Tokyo, ludzie nadal chodzili sobie do barów, na pikniki do parków a szkoły zrobiły uroczystości otwarcia roku szkolnego na setki osób. Jeżeli to jest zdyscyplinowane społeczeństwo to ja nie mam pytań. Proszę nie uderzać w stereotypy.
"Liczba dziennych zakażeń w poniedziałek 6 kwietnia wyniosła tylko 311 przypadków".
Moim zdaniem analizowanie liczby nowych zakażeń w oderwaniu od wykonanej liczby testów prowadzi do nieuzasadnionych wniosków.
311 to mniej? Ale testów też było mniej, to nic nie świadczy o sile epidemii.
https://docs.google.com/spreadsheets/d/1ierEhD6gcq51HAm433knjnVwey4ZE5DCnu1bW7PRG3E/htmlview#gid=0
kilka ostatnich dni zarażeń, i liczba testów:
03.04 – 437 (5681)
04.04 – 244 (5853) (zmiana sposobu raportowania i jakieś zaburzenia wyników)
05.06 – 475 (8000)
06.06 – 311 (4654)
Patrząc na te liczby to można powiedzieć, że łatwo zrobić jeszcze mniej niż 311! Przez ograniczenie liczby testów do 3000 i w ten sposób opanować prędkość rozprzestrzeniania się epidemii….
Jednak licząc ile testów potrzeba wykonać żeby otrzymać pozytywny wynik (4654/311) – "więcej to lepiej", otrzymujemy wynik nieco gorszy niż dnia poprzedniego: 15 przy 311 i 17 przy 475.
Zachowanie się tej miary pokazuje wykres "% testów pozytywnych" z podanej strony, wskaźnik rośnie.
P.S. oczywiście wiele zależy od metody selekcji pacjentów do wykonania testu (albo się poprawia albo epidemia się rozszerza – nie wiadomo ), ale i tak głównie liczba wykrytych zarażeń zależy od liczby wykonanych testów i bez tego odniesienia nie da się tylko z tej liczby 311 wyciągnąć wniosku.
PIS, jak przystało na klasycznych bolszewików, stosują w rządzeniu państwem, mieszankę zakazów, manipulacji statystyką i strachu .
Szanowni Państwo, 1 uwaga:
Obecna walka z wirusem przez rząd powinna polegać też na odmrożeniu tysięcy potencjalnych wolontariuszy do pracy w ochronie zdrowia. Dlaczego nikt o tym nie mówi?
Jestem studentką kierunku lekarskiego. Jak tak samo jak tysiące innych osób na moim kierunku jestem zachęcana do wolontariatu. Jesteśmy chętni na te wolontariat, na nasz koszt, na pomoc innym. Jednak jesteśmy zablokowani, ze względu na brak jednoznacznej organizacji toku studiów. Gdyby rząd jednak był łaskawy określić metody zaliczenia pracy z zakresu zajęć praktycznych na studiach medcznych to okazałoby się, że nagle jest więcej wolontariuszy. W chwili obecnej wygląda to tak, że lekarze, którzy teraz udzielają pomocy osobą chorym nie wiedzą co mają zrobić ze studentami. Część postanowiła zatem zaliczać zajęcia praktyczne na podstawie tego czy jest się zalogowanym na komputerze w wirtualnej uczelnii w godzinach zajęć czy nie. I to byłoby okej, gdyby nie fakt, że zamraża wiele studentów w domu, uniemożliwiając im wolontariat.
To umożliwiłoby sprawniejsze przeprowadzanie podstawowych procedur medycznych i odciążyłoby lekarzy, którzy już i tak mają pełne ręce roboty. Dlaczego nikt nie zauważa problemu? Dlaczego rząd zajmuje się obecnością dzieci w lasach (do których nie można chodzić) podczas polowań a nie umożliwianiem studentom pracy wolontaryjnej w szpitalach (gdzie ludzie czekają godzinami na jakąkolwiek informację czy pomoc) ?
Bo rząd dba o studentów. Robi wszystko aby nie byli zbyt wykształceni lub lubiani przez jego wyborców. Rząd pamięta o strajkach studenckich w Warszawie i klęsce Gomułki.
Gomułka,Cyrankiewicz,Moczar, to od nich PIS czerpie pełnymi garściami.
Studencie, studenciku,
Studencie, studenciku,
Siedź na d.pie nie ryzykuj.