0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

W środę wieczorem 21 kwietnia rzecznik PiS Radosław Fogiel zapowiedział, że w najbliższych dniach dojdzie do spotkania trzech liderów partii koalicyjnych. „Naszą intencją jest, żeby ta koalicja trwała" - mówił "Gościu Wydarzeń" na Polsacie. Koalicjanci PiS wiedzą już, że straszenie wyborami, jeszcze dwa tygodnie temu stosowane z lubością m.in przez wicemarszałka Sejmu Ryszarda Terleckiego, to blef Prawa i Sprawiedliwości. Więc grają hegemonowi na nosie.

Jak ustaliło OKO.press, na ostatnim posiedzeniu rządu Ziobro znów zdenerwował Kaczyńskiego. "W trakcie dyskusji niby to wyrwało mu się, że to jego środowisko jest wierne ideałom, które przyświecały założeniu PiS i jako żyranci tych ideałów pozostają wciąż im wierni" - mówi nasze źródło w rządzie.

Emocje ma uspokoić planowane na weekend spotkanie trzech liderów Zjednoczonej Prawicy, które ma się odbyć poza Warszawą - w tajemnicy i z dala od mediów.

Koalicja? To już tylko taktyczna rozgrywka

Mimo zapewnień wszystkich partnerów o pokojowych zamiarach i pożądaniu kompromisu, dla partnerów z obozu władzy jest jasne, że obecnie koalicja rządząca istnieje tylko formalnie. W Sejmie odkładane są ważne głosowania, ostatnio nad OFE, bo prezes Jarosław Kaczyński boi się, że nie będzie miał pewnej większości.

Umowa koalicyjna? To tylko świstek papieru, jej zapisy łamią wszyscy sygnatariusze.

Mniejszym koalicjantom doskwiera szczególnie brak pieniędzy, które obiecywał im Kaczyński przy okazji negocjacji umowy. Wszystkie formalności, czyli przede wszystkim zmiana ustawy dotycząca subwencji budżetowych dla partii, miały być załatwione już jesienią 2020 roku, w pierwszych tygodniach działalności zrekonstruowanego rządu Morawieckiego. Rozmowy na ten temat miał prowadzić Łukasz Schreiber z PiS.

Przeczytaj także:

Jak słyszymy z naszych źródeł w Solidarnej Polsce, mniejsi koalicjanci przygotowali nawet wspólną propozycję zmian legislacyjnych, które wstępnie zaaprobowało kierownictwo PiS. Ale po kilku spotkaniach i dopracowywaniu szczegółów temat umarł i nikt w PiS nie chce do niego wracać. Szczególnie Porozumieniu utrudnia to budowę własnych struktur i poparcia, o czym pisaliśmy w OKO.press na początku marca.

Dla Gowina koalicja rządowa to już tylko pole taktycznej rozgrywki. Chodzi o:

  • dostęp do pieniędzy,
  • budowanie w roli ministra odpowiedzialnego za rozwój kontaktów z przedsiębiorcami walczącymi o przetrwanie w pandemii,
  • rozbudowa struktur dzięki posadom.

Po rekonstrukcji gabinetu Morawieckiego, lider Porozumienia zyskał nowe narzędzia jako wicepremier i szybko przejmuje podległe mu instytucje, m.in Ochotnicze Hufce Pracy. Rewolucję kadrową przeprowadził tam nowy Komendant Główny Grzegorz Walter z Porozumienia, co wywołało wiele skarg zwolnionych, którzy pracowali dzięki poparciu PiS.

„Coś im się pomyliło. Przejęli władzę, jakby właśnie wygrali wybory i czyścili po przegranych, a przecież jesteśmy koalicją" - krytykował to jeden z polityków zbuntowanych przeciw Gowinowi. Żale działaczy przekazywała na Nowogrodzką sama marszałek Sejmu Elżbieta Witek. Gowin, wówczas jeszcze w dobrym kontakcie z Kaczyńskim, miał się obronić m.in dzięki argumentowi, że OHP w ramach składki na COVID-19 zwrócił spore środki do budżetu.

Jednak takie podkreślanie własnej podmiotowości przez Gowina odbierane jest jako niebezpieczne, szczególnie wśród tzw. Zakonu PC, czyli najstarszych stażem współpracowników Kaczyńskiego. Nie jest jednak wystarczającym pretekstem, by usunąć Porozumienie z koalicji.

Tym bardziej że Gowin, jak twierdzą jego byli partyjni koledzy, wręcz marzy o tym, by zostać wyrzucony, bo mógłby wtedy spokojnie ułożyć się opozycją.

To jednak nie do końca prawda: Gowin już dostał od Kaczyńskiego pretekst do wyjścia z koalicji, chodzi o wsparcie PiS dla puczu Adama Bielana w Porozumieniu. Niczego innego nie potrzebuje, poza czasem i zwarciem własnych szeregów. Chodzi o to, by odejść z koalicji z 14 posłami - z wianem tylko pięciu czy sześciu szabel będzie bowiem kompletnie nieprzydatny dla opozycji.

Co z Solidarną Polską Zbigniewa Ziobry? Teoretycznie jest na cenzurowanym, od kiedy niespodziewanie wystawiła przeciw PiS własnego kandydata w wyborach na prezydenta Rzeszowa. Praktycznie jednak Ziobro prowadzi walkę z Morawieckim, a nie z Kaczyńskim, budując suwerenność partyjną w ramach programu, który uzgadniał z PiS: mocno skupiając się na wspieraniu Kościoła i akcentowaniu wątków antyunijnych.

Polityka Ziobry zjednuje mu zwolenników nawet w samym PiS, ale pole manewru ministra sprawiedliwości jest niewielkie: musi uznawać przywództwo Kaczyńskiego, bo poza Konfederacją nie ma cienia szansy na współprace z opozycją.

W przeciwieństwie do Gowina, który powtarza jak mantrę, że szuka możliwości współpracy i będzie rozmawiał z każdym.

Nowe koło w Sejmie, czyli zadanie do wykonania

W ciągu ostatnich tygodni władze Prawa i Sprawiedliwości zdały sobie sprawę, że uderzanie pięścią w stół nic nie daje. A groźby dotyczące przyspieszonych są zupełnie nieskuteczne. "Tyle razy już nam grożono, że nie robi to na nikim wrażenia. Prezes bywa nieobliczalny, ale nie jest samobójcą” – mówi nasz rozmówca z Solidarnej Polski. Swoistą szkołę straszenia przeszli też wierni Gowinowi politycy Porozumienia: zapasy z Bielanem o przywództwo przyniosły serię publikacji na ich temat w prawicowej prasie. Uwagę zwraca jednak fakt, że PiS nie podgrzewał tematu, udając, że z konfliktem nie ma nic wspólnego.

"Nie będzie trudno wytłumaczyć wyborcom, że Kaczyński chciał zabrać partię, podobnie jak w latach 2005 -2007 próbował przejąć koalicjantów z Samoobrony i LPR. To prezes PiS odpowiada za nieprzestrzeganie umowy koalicyjnej. Dostawaliśmy sygnały m.in od jednego z najbliższych współpracowników premiera Morawieckiego, że chętnie odwołałby ministrów z puli Porozumienia, którzy nas zdradzili, ale nie ma zielonego światła z góry” – opowiada polityk od Gowina.

Porozumienie po odejściu Jadwigi Emilewicz i wyrzuceniu pięciu posłów wspierających Adama Bielana dysponuje w Sejmie grupą 14 posłów. Gowin próbuje uzupełnić grono swoich stronników transferami z opozycji, co na razie udało się w pełni z Moniką Pawłowską, która porzuciła lewicowe ideały i nieoczekiwanie stała się gorącą konserwatystką. Współpracownikom wicepremiera szczególnie zależało też na ludziach Pawła Kukiza. Dlaczego? Bo jeśli dziś nie przyjdą do Gowina, jutro mogą zastąpić Gowina w koalicji.

Od polityków słyszymy, że wehikułem, który może zapewnić wicepremierowi wzmocnienie pozycji w koalicji jest planowane od dłuższego czasu nowe koło poselskie w Sejmie. To jedno z zadań taktycznych partii na najbliższe dwa tygodnie.

Powstanie koła zapowiada poseł Lech Kołakowski, do niedawna w PiS. Mało znany polityk ma mocne wpływy na wsi. Koło ma wspierać Gowina, ale potencjalni członkowie nie musieliby od razu wstępować do Porozumienia. „Piątka dla zwierząt przez wielu wyborców Zjednoczonej Prawicy na wsi została przyjęta jako zdrada. Tak wysokiego poparcia jak w poprzednich wyborach nie da się powtórzyć, a dzięki pozyskaniu posłów z kontaktami np. w związkach zawodowych rolników, część tych głosów można będzie przejąć” – słyszymy od jednego z sejmikowych radnych współpracujących z Kołakowskim.

Koło miałoby na start maksymalnie 4 posłów – obok byłego polityka PiS, także Agnieszkę Ścigaj, posłankę niezależna związaną z Kukizem, Wojciecha Maksymowicza i być może również krytykowanego w PiS Michała Wypija, któremu zarzucano, że jego ojciec, w przeszłości oficer ABW, pisał krytycznie o Mariuszu Kamińskim, wiceprzewodniczącym PiS.

Strategia: samorządy, komunikacja, sojusz wyborczy

Ostatnio wracają też kuluarowe plotki, o których pisał niedawno Onet, że z PiS może odejść nawet 10 parlamentarzystów. „W najbliższym czasie może się okazać, że Zjednoczona Prawica straci grupę posłów. Nie akceptują chaosu i są pewni, że PiS jest spalony wśród rolników po tym, jak Kaczyński próbował przeforsować ustawę o ochronie zwierząt” – mówi nasz rozmówca z PiS. Taki scenariusz mógłby wzmocnić pozycję Gowina i sprawić, że dla dalszego istnienia Zjednoczonej Prawicy byłby znów niezbędny.

Gowin jednak szykuje się na to, że do rozłamu w obozie władzy może dojść bardzo szybko i być może przedterminowe wybory będą niezbędne.

Wróćmy na chwilę do ostatniej konwencji Porozumienia. Poza powszechnie zauważonym otwarciem na samodzielną przyszłość, symbolicznym odcięciem od dotychczasowego dorobku Zjednoczonej Prawicy (szczególnie jeśli chodzi o pandemię) i zupełnie przemilczaną reformę sprawiedliwości, widać już zarys planu „wyborczego”.

Cała narracja wyglądała tak, jakby była zaznaczeniem punktów wspólnych z dwoma ugrupowaniami: z PSL i Polską2050 Szymona Hołowni, a także zaproszeniem do współpracy dla konserwatywnych polityków Platformy. Jak ujawniliśmy w grudniu, Gowin prowadził z tymi pierwszymi wstępne rozmowy, co potwierdzano potem na spotkaniach kierownictwa partii, które oficjalnie dało mu zielone światło do rozmów z liderami opozycji - dla PiS uznawanych za niedopuszczalne, a wręcz zdradzieckie.

To, czego na konwencji nie akcentowano, to postawienie na działanie w dwóch obszarach. Z jednej strony na znaczące zwiększenie zasięgów w internecie, gdzie do tej pory Porozumienie samodzielnie nie potrafiło budować dyskusji wokół swoich tematów. Z drugiej - nawiązanie współpracy z samorządowcami, szczególnie tymi, którzy nie są rozpieszczani w PiS.

Widać to po dwóch niedawnych wyjazdowych konferencjach Gowina. Wkrótce po wyjściu ze szpitala po zakażeniu koronawirusem wicepremier pokazał się na Warmii, gdzie zapowiadał ekstra fundusze i występował z posłami Wypijem i Maksymowiczem. Dwa dni po konwencji był już w Trąbkach, miejscowości w Pomorskim, gdzie mieszka i jest popularna posłanka Magdalena Sroka. "Nie chodzi nam koniecznie o przekonywanie samorządowców, by przystąpili do naszej partii, chodzi o nawiązanie współpracy" - słyszymy w Porozumieniu. Wehikułem dla Gowina ma być ogłoszony nowy program mieszkaniowy: "To nasza odpowiedź na narrację PiS: im przez 4 lata nie udało się ruszyć z mieszkaniami, my to zrobimy w najbliższych miesiącach".

Politycy wierni Gowinowi uważają, że sukces będzie dla nich trampoliną w sondażach i zachęci do współpracy mocnych samorządowców. Partia w swojej komunikacji stara się konsekwentnie tworzyć wrażenie, że przystępują do niej kolejni wójtowie i radni.

Koalicjanci się żalą, PiS robi swoje

We wspomnianej rozmowie z Polsatem Radosław Fogiel przekonywał, że PiS ma najwyższy szacunek dla koalicjantów. Nie wykluczał też zmiany umowy koalicyjnej. Jednak prezes PiS wciąż nie pozbawił rządowych posad ministrów Zbigniewa Gryglasa, Jacka Żalka i Michała Cieślaka, których Gowin wyrzucił z Porozumienia za udział w puczu Adama Bielana. To spowodowało, że Zbigniew Ziobro z Gowinem, choć politycznie są na dwóch różnych biegunach, utrzymują taktyczny sojusz. Tym bardziej, że – przynajmniej na ten moment – nierealny jest sojusz Gowina z opozycją, który mógłby doprowadzić do upadku rządu Mateusza Morawieckiego, czy powstania nowej większości sejmowej.

„Polska potrzebuje spójnego, sprawnego rządu, mającego za sobą stabilną większość parlamentarną. Taką stabilną większość może, chociaż ostatnio różnie z tym bywa, zapewnić tylko jeden obóz - obóz Zjednoczonej Prawicy" - mówił w środę w Sejmie Gowin. Zdementował też plotki, o tym, że Kaczyński zamroził z nim kontakty. W PiS oficjalnie uznają tę wypowiedź za odrzucenie oferty tworzenia rządu z opozycją.

„Nie ma możliwości stworzenia rządu od Biedronia i polityków Razem do Konfederacji. To by było samobójstwo” - mówi nam jeden z polityków Porozumienia, ale zastrzega, że to nie jedyna możliwa opcja.

„Dużo bardziej realne jest przejęcie Sejmu i utrudnianie działania rządu mniejszościowego. Konfederacja mogłaby dostać nawet funkcje wicemarszałka, a cała opozycja miałaby szansę zdobyć najbardziej upragnione narzędzie polityczne, czyli wpływ na TVP. Już samo usunięcie Kurskiego z funkcji prezesa opozycja uważa za jedno ze źródeł przyszłego sukcesu” – dodaje polityk od Gowina.

To byłby moment, w którym sojusz z Ziobrą by pękł. Solidarna Polska bowiem nie ukrywa, że jej intencją jest utrzymanie się w obozie Zjednoczonej Prawicy, zwiększenie stanu posiadania, a finalnie zmuszenie Kaczyńskiego do trwalszego sojuszu z partią Ziobry. No i do pozbycia się Morawieckiego, w czym ministrowi sprawiedliwości sekunduje niemałe grono polityków wewnątrz Prawa i Sprawiedliwości.

"Choć niewiele się o tym pisze, to dla prezesa palącą potrzebą jest zorganizowanie Kongresu PiS, gdzie mógłby doprowadzić do wielu zmian i wyciąć część ludzi, których nie jest pewien. Głosowania przeciwko piątce dla zwierząt podkopało jego zaufanie do wielu parlamentarzystów i będzie starał się ograniczyć ich pole działania przez zmiany w strukturach podczas Kongresu" - mówi nam jeden z polityków PiS.

Według nieoficjalnych informacji Kongres mógłby się odbyć już w czerwcu, jeśli tylko uda się okiełznać pandemię.

;

Udostępnij:

Radosław Gruca

Pisał m.in. dla "Gazety Wyborczej", "Dziennika" i "Faktu"; współpracuje z kanałem Reset Obywatelski. Autor książki "Hipokryzja. Pedofilia wśród księży i układ, który ją kryje". Od sierpnia 2020 w OKO.press.

Komentarze