„Proszę się przyjrzeć budynkom miejskim. Szybko przyrasta liczba paneli fotowoltaicznych na dachach. Uczestnicy Warszawskiego Panelu Klimatycznego postulowali, żeby rozwijać tam fotowoltaikę. I to właśnie robimy” – mówi ekspert z warszawskiego Ratusza z zespołu odpowiedzialnego za wdrażanie rekomendacji panelu obywatelskiego
Kiedy na Forum Praktyków Partycypacji w Łodzi przedstawiciel warszawskiego samorządu powiedział, że miasto, pomimo różnych trudności, wdraża rekomendacje swoich mieszkańców zebrane w panelu obywatelskim, uczestników spotkania zatkało. Wśród praktyków partycypacji panuje bowiem przekonanie, że panele obywatelskie świetnie ustalają, na jakie zmiany w konkretnych, specjalistycznych dziedzinach ludzie gotowi są przystać. Tylko że potem nikt tych propozycji nie realizuje. Wszystko rozpływa się w ogólnej niemożności.
Jak to się udało Warszawie? Dlaczego nikt o tym nie wie?
OKO.press poszło z tymi pytaniami do Jarosława Holwka, który w Urzędzie Miasta odpowiada za wdrażanie postulatów panelu. I choć rozmawialiśmy tylko o mieście, dowiedzieliśmy się mnóstwo o tym, dlaczego władze w Polsce nie korzystają z kapitału społeczeństwa obywatelskiego i nie potrafią opowiadać o tym, co same robią.
Nie potrafią, bo chyba zakładają, że współpraca ze społeczeństwem obywatelskim to kwestia dobrej woli, a nie przemyślanej organizacji i procedur.
To niesamowite, że innowacyjne propozycje wyjścia z tradycyjnego politycznego cyklu wymyśliły polskie miasta, w tym sama Warszawa, a władze centralne, też z Warszawy, to przegapiły.
Tego ostatniego postulatu Warszawa nie zrealizowała. Stąd ten tekst.
Czego nie wiemy o Polsce? Jak się zmieniła i dzięki komu? Co wpływa na zmianę teraz? – teksty na ten temat znajdziecie w naszym cyklu POD RADAREM
Agnieszka Jędrzejczyk, OKO.press: Czy łąki kwietne w Warszawie o jest efekt państwa działalności?
Jarosław Holwek, główny specjalista w Biurze Ochrony Powietrza i Polityki Klimatycznej Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy: Nie, na pewno nie.
Ale Warszawski Panel Klimatyczny, czyli reprezentatywna grupa mieszkańców Warszawy, pytany, jak dostosować miasto do zmian klimatycznych, zarekomendował właśnie m.in. bioróżnorodność. A wasz zespół w Ratuszu zajmuje się wdrażaniem rekomendacji Panelu.
Tak, ale tego typu zmiany mieście zaczęły się już wcześniej. Tym się zajmuje Zarząd Zieleni m.st. Warszawy, Zarząd Dróg Miejskich, dzielnice i inne miejskie jednostki i to już od lat. Natomiast rzeczywiście były dwie rekomendacje Panelu dotyczące powierzchni biologicznie czynnej, czyli takiej, która może być pokryta roślinnością lub wodą powierzchniową, najprościej rzecz ujmując.
W rekomendacjach Panelu dotyczących powierzchni biologicznie czynnej (PBC) chodziło o wprowadzenie do Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego – głównego dokumentu, który do niedawna regulował gminną politykę przestrzenna – nowej jakości. Chodziło m.in. o to, by nie określać jej jedynie miarą wymaganej powierzchni, tylko stawiać również na jakość – czyli na projektowanie w otoczeniu budynków PBC z różnego typu roślinnością.
Bo inaczej deweloper zrobi parking z ekokratką, posieje trawę i w świetle przepisów jest czysty.
Chociaż taki parking nie ma wartości z punktu widzenia klimatu czy środowiska. Nie będzie na nim kwitło życie. Przewagę nad betonem ma tylko taką, że może pochłaniać pewną ilość deszczówki.
Dodatkowo mieliśmy w panelu także rekomendację, że miasto ma stworzyć system zachęt dla właścicieli budynków do tzw. rozbetonowywania ich otoczenia, czyli przywracania powierzchniom zabudowanym ich naturalnego charakteru. W Warszawie taką zachętę stanowią dotacje udzielane przez Biuro Ochrony Środowiska.
Miasta w Polsce zaczynają patrzeć na przestrzeń także w kategoriach klimatycznych i przyrodniczych. Zmagają się z podtopieniami po burzach, upałami, cenami energii, brakiem wody. I rozumieją, że bez kompleksowego działania problemu się nie rozwiąże. Z drugiej strony dylemat: ścieżka rowerowa czy szersza jezdnia rodzi prawdziwe napięcia.
Miasta sięgają więc po różne narzędzia, by dowiedzieć się, co uważają w tych sprawach mieszkańcy i czego naprawdę chcą. Panel obywatelski jest z nich najbardziej skomplikowany i kosztowny. Wymaga wybrania reprezentatywnej grupy mieszkańców i zaproszenia ich do procesu edukacyjnego prowadzonego przez ekspertów a później do debaty. Dopiero potem paneliści zaczynają zastanawiać się nad rozwiązaniami i na koniec wybierają je w głosowaniu. Tak powstaje lista specjalistycznych rozwiązań, o których wiadomo, że mieszkańcy będą w większości za.
Żaden zwykły sondaż opinii publicznej takiej odpowiedzi nie da.
Warszawa zrobiła taki panel w sprawach klimatu w 2020 r. To było w pandemii, a panele obywatelskie były wtedy w Polsce nowością.
Tak, doświadczenia miały już wtedy Lublin, Gdańsk i Wrocław, ale rzeczywiście kilka lat temu była to w Polsce nowość.
O panelach obywatelskich wiadomo, że są świetnym narzędziem wypracowywania rozwiązań. Tyle że nikt ich potem nie wdraża. To problem nie tylko Polski. Po prostu rekomendacje obywatelskie są horyzontalne, a administracja działa w silosach, które się ze sobą nie komunikują.
Zatem kiedy na debacie „Co nam zostało z paneli obywatelskich” na Forum Praktyków Partycypacji w Łodzi powiedział Pan, że Warszawa zrealizowała już rekomendacje Panelu w 2/3, nasze szczęki walnęły o podłogę.
(śmiech)
Precyzyjnie – do końca tego roku zrealizujemy ok. 63 proc. rekomendacji Panelu, jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem. Ciężko stwierdzić, czy to mało, czy dużo. Jedni nas chwalą, inni krytykują.
Co nie zmienia faktu, że niewielu o tym wie. Na debacie była też uczestniczka tego Panelu. Ona też nie wiedziała, że jej praca nie poszła na marne.
Raporty z realizacji rekomendacji panelu publikujemy na stronie miasta. Na naszych mediach społecznościowych także publikujemy co jakiś czas informacje, że udało nam się zrealizować kolejne rekomendacje.
Jeśli chodzi o informowanie samych panelistów o postępach, to uczestnicy panelu powierzyli nam swoje dane osobowe jedynie na czas jego trwania. Ze względu na RODO nie mogliśmy tych danych wykorzystywać po jego zakończeniu. Może to był błąd.
Jak mogę zobaczyć w Warszawie efekty Panelu Klimatycznego?
Proszę się przyjrzeć budynkom miejskim. Bardzo szybko przyrasta liczba paneli fotowoltaicznych na ich dachach. Uczestnicy Warszawskiego Panelu Klimatycznego postulowali, żeby rozwijać fotowoltaikę na dachach budynków miejskich oraz wspierać mieszkańców, tworzyć ułatwienia.
Jedną z rekomendacji Panelu było bezpłatne doradztwo energetyczne dla mieszkańców. I miasto od jakiegoś czasu zatrudnia doradców energetycznych oraz ekodoradców – może pani z ich pomocy skorzystać, gdyby chciała termomodernizować swój budynek, czy zmienić źródło energii na OZE w budynku należącym do wspólnoty, spółdzielni czy prywatnym. Doradca pomoże zarówno dobrać właściwe rozwiązania dla konkretnego budynku, jak i znaleźć optymalne źródło finansowania.
To właśnie m.in. dzięki Panelowi powstał w Warszawie specjalny fundusz w ramach Programu Rozwoju Fotowoltaiki Miejskiej, który zawierał spore środki z budżetu miasta,
przeznaczone na inwestycje w panele fotowoltaiczne na miejskich budynkach. Miejskie instytucje: biblioteki, szkoły, urzędy dzielnic itp., składają wnioski o dofinansowanie i otrzymują środki na takie inwestycje.
Dach zajezdni tramwajowej przy ul. Woronicza pokryty jest już panelami. Takich miejsc jest coraz więcej.
Te kampanie informacyjne o oszczędzaniu wody i energii na słupach ogłoszeniowych w mieście to też Panel?
Nie. Nie można wszystkiego, co się dzieje w mieście i dotyczy klimatu i środowiska, przypisywać panelowi. Takie działania są wynikiem różnych procesów i efektem wysiłku wielu różnych miejskich jednostek. Natomiast Panel, dzięki któremu dowiedzieliśmy się, że mieszkańcy również oczekują takich działań od samorządu, stanowi dla nas dodatkową motywację.
Już widać i będzie widać coraz bardziej coraz więcej budynków zbudowanych zgodnie z Warszawskim Standardem Zielonego Budynku. A to jedno z największych osiągnięć Panelu.
Warszawski Standard Zielonego Budynku zawiera wytyczne dla nowo projektowanych miejskich budynków, żeby były bardziej przyjazne dla środowiska, ale także tańsze w eksploatacji (prace nad standardem dla budynków modernizowanych są w toku).
Standard zakłada m.in.
Standard wszedł od 1 lipca 2025 r.
– Tak, ale są już w mieście budynki, które powstawały w zgodzie ze Standardem w momencie, gdy nad nim pracowaliśmy. I są z nim zgodne.
To np. biblioteka miejska w Choszczówce. Tam władze dzielnicy i projektant byli w stałym kontakcie z nami.
Niedawno zostało otwarte Centrum Edukacji Ekologicznej Lasów Miejskich na Młocinach, także zaprojektowane i wybudowane zgodne ze Standardem. To są bardzo ciekawe miejsca i warto je zobaczyć. A takich budynków w mieście będzie coraz więcej.
Panel był o tym, co zrobić, żeby Warszawa konsumowała mniej energii i żeby życie tutaj było przyjemniejsze, prawda? To było zadanie, na które mieli odpowiedzieć paneliści.
Precyzyjnie temat Panelu brzmiał: „Jak zwiększyć efektywność energetyczną miasta i udział odnawialnych źródeł energii w bilansie energetycznym Warszawy”.
To zacznijmy od początku.
Nasze biuro zostało wyznaczone do pracy przy Panelu. Decyzję o przeprowadzeniu Panelu podjął prezydent Trzaskowski po tym, jak zgłosiła się do niego grupa inicjatywna, złożona z przedstawicieli ruchów i organizacji społecznych.
Czyli mieliście wsparcie polityczne z samej góry. To niewątpliwie zwiększało szanse, że ustalenia Panelu będą realizowane.
Ważne było też zawężenie tematu panelu do konkretnego tematu. Panel miał dotyczyć kryzysu klimatycznego oraz działań koniecznych do podjęcia w związku z nim. Ale uznaliśmy, że wtedy rekomendacje dotyczyłyby zbyt szerokiego zakresu zagadnień i bardzo trudno byłoby je realizować i rozliczać. Dlatego postanowiliśmy skupić się na temacie efektywności energetycznej i OZE. Ustaliliśmy to z grupą inicjatywną.
Potem trzeba było wybrać, w drodze konkursu, organizacje pozarządowe, które mogłyby przeprowadzić Panel, wyłonić panelistów, zaprosić ekspertów oraz dbać o to, żeby każdy uczestnik debaty mógł zabrać głos i został wysłuchany.
Do tego wybraliśmy konsorcjum trzech NGO. Ono wylosowało panelistów za pomocą specjalnego algorytmu. Tak, żeby tworzyli grupę reprezentatywną dla Warszawy pod względem wieku, miejsca zamieszkania w dzielnicach, wykształcenia, płci.
Paneliści debatowali online, to musiało być trudne. Panele „stacjonarne” mają lepszą dynamikę – ludzie się poznają, dopytują na boku o swoje stanowiska.
Spotkania panelowe były cztery (nie licząc spotkania z prezydentem na początku i spotkania podsumowującego). Z tych czterech dwa były edukacyjne. Głos na nich zabierali eksperci, dobrani tak, by przedstawić sytuację, w jakiej się znajdujemy oraz wyzwania, z jakimi mierzy się miasto oraz potencjalne rozwiązania. Organizacje przeprowadzające panel dbały, żeby prezentowali oni wiedzę naukową i techniczną w przystępny sposób. Głos miały okazję również zabrać tzw. strony panelu, czyli takie organizacje i ruchy społeczne, które specjalizują się zagadnieniach klimatycznych i środowiskowych, żeby naświetlić problem z różnych perspektyw.
A paneliści byli bardzo różni. W spotkaniach uczestniczyły zarówno osoby, które miały większe lub mniejsze pojęcie na temat kryzysu klimatycznego, jak też takie, które miały co do tego wątpliwości lub nic na ten temat nie wiedziały.
Niektórzy dopiero na spotkaniach dowiadywali się, co się dzieje i z czym mierzy się miasto. Były też osoby, które miały sprecyzowane poglądy na temat tego, co należy robić.
Na początku głównym celem było wyrównanie poziomu wiedzy panelistów. I dopiero później miały miejsce spotkania deliberacyjne, na których paneliści opracowywali wstępne pomysły rekomendacji dla miasta. A następnie spotykali się w mniejszych grupach, żeby je przedyskutować.
W wirtualnych pokojach na Zoomie.
Naprawdę zaskakujące, jak to gładko poszło. Spodziewaliśmy się mnóstwa wpadek technicznych. To był początek pandemii – drugi lockdown i wszyscy jeszcze się uczyliśmy obsługi komunikatorów i pracy on-line. Ale proces był dobrze przemyślany i świetnie zorganizowany przez organizacje, które go prowadziły.
Grupy wypracowywały w dyskusji swoje rozwiązania, potem poznawały efekty prac innych grup. W razie potrzeby kierowały pytania do ekspertów.
Potem paneliści wstępnie głosowali i tak powstała pierwsza lista rekomendacji. Bardzo długa. Było ich 90. A potem w dosyć złożonym procesie debaty i głosowania ta lista została skrócona do 49.
Zwraca uwagę to, że te postulaty sformułowane są w nie w języku publicystyki, ale polityk publicznych. Ludzie wyraźnie składali w jedno różne propozycje. I zapisywali je w języku wspólnoty – nikt tam nie załatwiał swoich spraw. Jest za to postulat wzmocnienia współpracy miasta z gminami okołowarszawskimi w sprawie klimatu. Trudny postulat – do sformułowania, ale też do realizacji.
Ludzie chcieli tej współpracy, a ona się właśnie między samorządami rozkręcała. Stowarzyszenie Metropolia Warszawa już wtedy aktywnie współpracowało w wielu obszarach, m.in. przy tworzeniu koncepcji strategii rozwoju metropolitalnej. Naszym zadaniem – po Panelu – było wprowadzenie na agendę również tematów środowiskowo-klimatycznych.
To brzmi bardzo tak ogólnie, ale potem się okazuje, że Panel postulował poprawę pomiaru jakości powietrza w Warszawie i okolicach – i tych stacji gwałtownie przyrosło. To pokazuje moja aplikacja klimatyczna w telefonie, ale nie miałam pojęcia, że to się stało dzięki decyzji Panelu.
Rzeczywiście jedna z rekomendacji mówiła o tym, że Warszawa powinna podjąć współpracę z sąsiednimi gminami w obszarze redukcji emisji gazów cieplarnianych i zanieczyszczeń powietrza. Ale inwestycja w stacje pomiarowe jakości powietrza i czujniki na terenie Warszawy i gmin ościennych była już wtedy uruchomiona w ramach innego procesu. Panel po prostu nadał dodatkową rangę temu procesowi, bo pokazał, że dla mieszkańców jest on bardzo ważny.
Mówi Pan „naszym zadaniem było” – bo Wasz zespół w Ratuszu został zobowiązany do wdrażania rekomendacji panelu. Dzięki temu macie te 63 proc. wdrożenia?
Jeszcze nie mamy 63 proc. Chcemy mieć taki wynik do końca tego roku. Teraz jesteśmy na poziomie ok. 55 proc.
A jeśli mówimy o tym, co wpłynęło na to, że efekty panelu są wcielane w życie, to złożyło się na to kilka czynników.
Powstało w 2019 r., kiedy już stało się jasne, że nie da się ignorować kryzysu klimatycznego i jego wpływu na miasto oraz że działania na rzecz ochrony klimatu trudno jest realizować skutecznie bez wyspecjalizowanej komórki, która zajmie się ich planowaniem i koordynowaniem. Do tego biura trafili albo ludzie zainteresowani tematem z innych biur miejskich, albo osoby spoza urzędu. Ja należałem do tej drugiej grupy. To był zespół z poczuciem odpowiedzialności za to, co się dzieje i motywacją do działania.
To jest chyba model, który powinien być stosowany na szerszą skalę. W ostatnich latach dowiedzieliśmy się, co potrafi społeczeństwo obywatelskie. Administracja jednak w ciągu ostatniego półtora roku niewiele się nauczyła. Wróciła jedynie do porzuconych przez PiS konsultacji – ale to był standard wypracowany przed 2015 r. Jeśli chodzi o narzędzia wspierające zmiany i mobilizujące administracje, pozwalające jej przekraczać silosowe ograniczenia, to wiele się nie zmieniło.
A mechanizmy blokujące zmiany są oczywiste. To silosowość, brak współdziałania, dystans administracji do pomysłów ekip politycznych, które jak przyszły, tak odejdą.
U nas też były zwroty akcji, robiliśmy dwa kroki wprzód, potem krok w tył. To się rodziło w znoju i trudzie. Nie jesteśmy też w stanie realizować wszystkiego na raz. Miasto musi cały czas wykonywać swoje zadania statutowe – własne i te powierzone przez władze centralne. A nie dysponuje nieograniczonymi zasobami organizacyjnymi czy finansowymi.
Czasami nie wiedzieliśmy, jak się zabrać do realizacji niektórych rekomendacji. Innym razem realizacja utykała, bo rekomendacja okazywała się nie tak prostą zmianą, jak mogło się wydawać na początku.
Mamy np. dwie rekomendacje Panelu dotyczące wprowadzenia zielonych zamówień publicznych. Chodzi o to, żeby w procesie wyboru ofert w przetargach uwzględniać kryteria jakościowe związane z wpływem produktu czy usługi na klimat i środowisko.
Ale to naprawdę rewolucja. Wymaga zmiany podejścia do całego systemu zamówień publicznych. I trzeba działać bardzo rozważnie, bo prawo zamówień publicznych preferuje kryterium ceny. Nieprzemyślane wprowadzenie kryteriów jakościowych może się kończyć unieważnianiem przetargów. Poza tym wiele sektorów rynku nie jest przygotowanych na takie zmiany. Dla wielu produktów i usług brakuje certyfikatów pozwalających na ich porównanie w sposób zobiektywizowany. Może się też zdarzyć, że przy zbyt wyśrubowanych kryteriach nie będzie na rynku oferentów, którzy będą w stanie je spełnić, albo że oferty będą się wiązały ze zbyt dużymi kosztami dla urzędu.
Okazało się, że nie tylko Warszawa się z tym boryka. Zielone zamówienia publiczne kompleksowo zostały wdrożone w Europie w zasadzie chyba tylko w Oslo, gdzie ten proces zajął prawie 10 lat. Teraz chcemy prześledzić doświadczenia stolicy Norwegii i na tej bazie przygotować stopniowy proces wdrożenia u nas.
Mamy też rekomendację panelu, by dawać ulgi w podatku od nieruchomości dla tych, którzy zainstalują panele fotowoltaiczne. Ale rozgryzając temat, zobaczyliśmy, że np. na lokalach użytkowych, dla których te podatki są spore, ktoś może sobie założyć mikroinstalację i na tej podstawie otrzymać dużą ulgę. Zysk środowiskowy i klimatyczny byłby niewielki, a miasto straciłoby dużo pieniędzy, które są pieniędzmi obywateli. Dlatego musimy dobrze oszacować skutki finansowe i korzyści środowiskowe uchwały, która wprowadzałaby takie rozwiązanie oraz zaprojektować zabezpieczenia przed nadużyciami.
Nauczyliśmy się też, że nie wystarczy wskazać odpowiedzialnego w danej instytucji za realizację postulatów. Kluczowe jest stworzenie interdyscyplinarnego ciała, które będzie koordynować proces na poziomie decyzyjnym.
W administracji publicznej dominuje tzw. silosowy sposób pracy. Każda komórka organizacyjna ma swój zakres działalności, swoją specjalizację i odpowiedzialność. I niechętnie poza ten zakres wychodzi.
Tym bardziej że wszędzie są ograniczone zasoby i realizacja dodatkowych zadań wiąże się z ryzykiem zaniedbania tych podstawowych. „Silosowość” jest zjawiskiem obecnym w administracji publicznej na całym świecie, zresztą nie tylko tam – również w dużych korporacjach. A wyzwania związane z klimatem są interdyscyplinarne, dlatego po pierwszych doświadczeniach z wdrażaniem, w 2023 roku powołaliśmy w Ratuszu interdyscyplinarny Zespół do spraw klimatu, złożony z dyrektorów tych komórek urzędu, które mają najważniejszy wpływ na osiąganie celów klimatycznych miasta. Jego zadaniem jest „udrażnianie” działań – podejmowanie decyzji kierunkowych w sprawie sposobu ich realizacji.
I zmienić priorytety? Bo to, co było ważne dla Panelu, nie musi być ważne z punktu widzenia danej komórki.
Priorytety to jest jedno, ale ogólnie rzecz biorąc, chodzi o to, w mieście jest dużo różnych potrzeb. W sytuacji niedoborów kadrowych naturalnym odruchem każdej komórki będzie skupienie się na swoich kluczowych zadaniach.
Poza tym czasy w trakcie i po panelu były szczególne. Pandemia, przejście na pracę zdalną. Mnóstwo zasobów miasta szło na radzenie sobie ze skutkami Covid-19, więc wiele projektów zostało wstrzymanych. Doszło do tego obcięcie przychodów samorządów w tym okresie.
W związku z Polskim Ładem
Potem wybuchła wojna w Ukrainie i Warszawa przyjęła całą rzeszę uchodźców. Przez pierwsze miesiące od jej wybuchu trzeba było zapewnić im utrzymanie i schronienie. Byliśmy też największym hubem przesiadkowym w Europie dla tych, którzy chcieli jechać dalej. To pochłaniało mnóstwo zasobów miasta. Rekomendacje Panelu czasami schodziły na drugi plan.
A jednak nikt o Waszych – i panelistów – już wkrótce 63 procentach nie wie. Ani w mieście, ani w kraju – i to teraz, kiedy umiejętność wykorzystywania takich narzędzi by się przydała. Choćby po to, by nie marnować obywatelskiego potencjału.
Co można zrobić, żeby ludzie wiedzieli, że to działa?
Ci, którzy chcą – wiedzą. Bo nie jest to, co miasto ukrywa. Ale zawsze można poprawić działania komunikacyjne.
Wszyscy tak mówią i szukają rzecznika prasowego, ale przecież to nie o to chodzi.
Polityka komunikacyjna to dodatkowe działanie, na które nie zawsze starcza zasobów. W mediach społecznościowych, prowadzonych przez moje biuro (Profil na Facebooku: „Warszawa dla Klimatu”) pojawiały się informacje prasowe o realizacji wybranych rekomendacji panelu. Niektóre z nich – jak na przykład Warszawski Standard Zielonego Budynku, były intensywnie komunikowane.
Natomiast w głównych miejskich kanałach komunikacji o uwagę mieszkańców konkurują różne miejskie komórki, z różnymi ważnymi tematami. W tym z tymi dotyczącymi sytuacji kryzysowych, kluczowych inwestycji, ważnych wydarzeń.
Poza tym, jak już wspominałem, nie wszystko idzie gładko. Nie wszystko nam wychodzi tak, jakbyśmy chcieli i w takim tempie, jak byśmy chcieli. To też pewnie wpływa na większą powściągliwość w aktywnym komunikowaniu działań.
Poza tym wielu rzeczy uczyliśmy się w trakcie całego procesu.
Że Panel nie kończy się na samym sformułowaniu postulatów?
Bo na przykład współpraca ze społecznym Zespołem Monitorującym zamieniła się w coś bardzo fajnego – w partnerską relację.
Na początku organizacje, które wchodziły w skład Zespołu, głównie nas rozliczały. Od jakiegoś czasu, kiedy zaczęliśmy się do nich zwracać z pytaniami i otwarcie mówić o wyzwaniach i barierach, z którymi się zmagamy, pracujemy razem. Mówimy: „słuchajcie, z takimi i takimi rekomendacjami jest taki i taki problem, nie mamy na to pomysłu. Tu mamy ograniczenia prawne, tu rekomendacja jest tak niemierzalnie sformułowana, że właściwie nie wiadomo, co stanowi o jej zrealizowaniu i musimy wspólnie się zastanowić i ustalić, kiedy uznamy ją za zakończoną”.
To naprawdę dobrze idzie.
Mówiliśmy tu wcześniej o rekomendacji, by zamieścić w Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego wymogu jakościowej powierzchni biologicznej czynnej.
Biuro Architektury i Planowania Przestrzennego pracowało nad nowym Studium, ale zmieniły się przepisy i studia zagospodarowania przestrzennego, zastąpione planem ogólnym, który ma trochę inne funkcje.
Wtedy zaczęliśmy rozmawiać z Zespołem Monitorującym i strona społeczna zgodziła się, żeby w takim razie próbować zmienić przepisy temat powierzchni biologicznie czynnej na poziomie krajowym. Przekazaliśmy ten postulat przez Unię Metropolii Polskich do Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu. Ona to przyjęła i pracują obecnie nad tym zagadnieniem grupy robocze.
To pokazuje, że warto stawiać na partycypację społeczną także podczas realizacji uzgodnionych postulatów.
W organizacjach społecznych jest dużo ekspertów, ludzi, którzy mają bardzo ciekawą wiedzę i perspektywę. Można skorzystać z ich wiedzy, doświadczenia, kreatywności. Wystarczy pytać i rozmawiać.
Bo – co dla wielu nie jest oczywiste – urząd tak po prostu nie może się pytać. Bo niby na jakiej prawnej podstawie?
Gdyby tak od początku zaplanować panel, rzeczywiście to mogłoby być ciekawe.
Pan pierwszy na Forum Praktyków Partycypacji powiedział, że panel obywatelski nie wyjdzie, jeśli nie zaplanuje się zawczasu, jak wypracowane propozycje zostaną wdrożone. Teraz nam wychodzi, że trzeba też zaplanować współpracę ze stroną społeczną przy wdrażaniu. Oraz komunikację – bo ona też jest elementem sprawczym. Ludzie, którzy rozumieją, co się wokół nich dzieje, mogą pomóc.
Tak. Wiemy obecnie, że żeby panel był efektywny, postulaty i rekomendacje muszą mieć limit liczbowy.
Nie 100, ale np. 50?
Nawet mniej: 10-15 maksimum. Tak, bo raczej realizacja staje się mniej realna.
Lepiej zrealizować relatywnie szybko i sprawnie 10 rekomendacji, niż mieć kilkadziesiąt, na których realizację i tak nie wystarczy zasobów.
Poza tym rekomendacje powinny być tak formułowane, żeby były w miarę precyzyjne, mierzalne i skupiały się na zadaniach, które mają określony finał. Brak tej mierzalności powoduje sporo zamieszania, zarówno w urzędzie, bo nie wiadomo, dokąd się zmierza, jak też u mieszkańców czy społeczników, którzy mogą mieć inne wyobrażenia na temat tego, co oznacza realizacja takiego czy innego postulatu. To jest zadanie dla osób, które moderują proces dyskusji w panelach.
Sprawy komunikacji też trzeba przemyśleć. Tylko że to wszystko, to są wnioski, do których się nie dojdzie w inny sposób niż poprzez praktyczne doświadczenie. Teraz jesteśmy trochę mądrzejsi.
Rozczarowanie panelami bierze się stąd, że za duże były oczekiwania wobec nich. Wielu wydaje się, że wystarczy zorganizować panel i sformułować postulaty, a rzeczywistość się zmieni. A panele są tylko wtedy użytecznym narzędziem, kiedy się je właściwie stosuje.
One dają możliwość zorientowania się, jak po nabyciu pewnej wiedzy spojrzą na dany problem mieszkańcy i mieszkanki, czyli ci, dla których tych zmian się dokonuje w mieście. Druga rzecz, że taki panel daje miastu legitymizację pewnych działań.
My z tego korzystaliśmy. Kiedy napotykaliśmy na wewnętrzny opór, mówiliśmy „ale tak mieszkańcy zadecydowali w panelu, a prezydent obiecał, że zrealizujemy, więc musimy coś z tym zrobić”. Działało.
Ale panel to nie jest narzędzie, które spowoduje, że od razu wszystko się zmieni. Wszyscy musimy wkalkulować w koszty błędy, nieprzewidziane bariery i to, że coś może się okazać niemożliwe do realizacji. A do tego potrzebna jest dobra komunikacja z partnerami społecznymi.
I z mieszkańcami.
A kiedy będzie nowy raport, bo on tak by pasował na lipiec z realizacji?
W lipcu go nie zrobimy. Raporty mają sens, kiedy pokazują postęp. We wrześniu odbędzie się kolejne spotkanie Zespołu Monitorującego. On przedyskutuje i skomentuje naszą propozycję kolejnego raportu – wtedy go opublikujemy.
Może dobrze zakończyć tę rozmowę puentą, że na wielkie zmiany składa się konsekwentne popychanie małych spraw do przodu. Jak się to później zsumuje, to widać efekt.
Warszawski Standard Zielonego Budynku został ostatnio nagrodzony w konkursie „Innowacyjny Samorząd”. Kiedy słuchałem opisów tego, co zrobili inni laureaci, pomyślałem, że w Polsce robi się naprawdę wspaniałe rzeczy, i to nie tylko w dużych miastach, bo mnóstwo ciekawych inicjatyw rodzi się też w mniejszych miejscowościach i gminach wiejskich. I mało kto o tym wie.
Władza
Rafał Trzaskowski
Fundacja Stocznia
panel klimatyczny
panel obywatelski
panele fotowoltaiczne
pod radarem
samorząd
Warszawa
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze