Już tylko 4 procent wszystkich żyjących na świecie zwierząt to zwierzęta dzikie. Reszta to te, które hodujemy tylko po to, by je zjeść. Mięso to marnotrawstwo. Mięso to kradzież. Mięso to niesprawiedliwość. Mięso rodzi głód
Każdego roku Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa, instytucja zajmująca się walką z biedą i głodem, publikuje raport o nazwie SOFI. Za tym wdzięcznym akronimem kryje się trudny temat: The State of Food Security and Nutrition in the World. Na 240 stronach raportu znajdziemy drobiazgową analizę „bezpieczeństwa żywnościowego” na świecie. Czyli głodu. To smutna lektura, nie sposób przeczytać opracowania od razu w całości. Na szczęście SOFI ma również wersję interaktywną, prezentującą w lekkostrawny sposób syntezę najistotniejszych informacji.
Lubię te animowane wykresy, poruszające się słupki, migające liczniki. Jest też kula ziemska, którą można obracać jak piłkę. Do każdego kontynentu przyczepione są mniejsze kulki, ilustrujące powszechność niedożywienia oraz skalę głodu. Gdy przesuwam linię czasu, kulki nieznacznie kurczą się lub pęcznieją. Jednak problem głodu na świecie, wbrew pozorom, pozostaje cały czas na podobnym poziomie. W ostatnich latach dotyczył on 600 milionów ludzi. Od 2019 roku kolorowa linia, za którą kryje się śmierć z niedożywienia, wspina się ku górze. Tylko jaka różnica, czy głodujących ludzi jest 600 czy 800 milionów? Czy 600 milionów powinno być powodem do radości? Jednego możemy być pewni. Szumnie ogłoszony przez ONZ w 2015 roku cel eliminacji głodu na świecie do 2030 roku jest kompletnie nierealny.
Zatem, jak szacuje raport SOFI 2021, na świecie jest ponad 800 milionów niedożywionych ludzi.
W tym samym czasie, według WHO, prawie 2 miliardy mają nadwagę, a 650 milionów cierpi na otyłość. Jak będzie wyglądała struktura społeczna w 2050 roku, gdy liczba ludności na świecie osiągnie przewidywane 10 miliardów?
Głód jednych to wynik zachłanności drugich. 72 miliardy – tyle zwierząt zabija się w rzeźniach całego świata każdego roku. To rzecz jasna tylko szacunki. 95 procent tej liczby to kurczaki. Jednak lista ofiar jest mocno niepełna. Nie obejmuje ryb – zabijamy ich tak dużo, że w zasadzie nie daje się tego policzyć. 350 milionów ton: tyle mięsa innych gatunków zjada rocznie gatunek ludzki. Jedną trzecią tej ilości stanowią kurczaki, drugą jedną trzecią – wieprzowina. Najwięcej mięsa je się, co nie powinno być zaskoczeniem, w USA: ponad 120 kilogramów na osobę rocznie. W Europie nieco mniej, w zależności od kraju przeciętny Europejczyk zjada 70-80 kilogramów. Mieszkaniec Zimbabwe spożywa raptem 17 kilogramów mięsa. W Demokratycznej Republice Konga, Burundi czy Bangladeszu je się poniżej 5 kilogramów rocznie, czyli tyle, ile przeciętny Amerykanin w dwa tygodnie.
Spożycie mięsa na świecie rośnie. Duża w tym rola Chin, gdzie jeszcze 40 lat temu jedzono średnio 14 kilogramów mięsa, a dziś każdy z 1,4 miliarda Chińczyków zjada w roku blisko 60 kilogramów.
Najludniejszy kraj świata pochłania prawie jedną trzecią całego mięsa produkowanego na świecie.
Szacuje się, że globalne spożycie mięsa w 2050 roku osiągnie około 500 milionów ton.
Zanim zwierzęta zostaną zabite, poćwiartowane, zapakowane, upieczone lub ugotowane, każde z nich żyje, je, pije, oddycha i wydala. Każde z tych 70 zabijanych co roku miliardów. Tylko 29 procent powierzchni naszej planety stanowi ląd. Z tego do zamieszkania przez ludzi nadaje się 71 procent, reszta to lodowce, góry, pustynie. Tylko 1 procent z tych 71 zajmują siedliska ludzkie – miasta, wsie, osady wraz z całą infrastrukturą. Za to aż 46 procent, czyli około 48 milionów kilometrów kwadratowych, zajmują tereny rolnicze. Z tego aż 77 procent, czyli 37 milionów kilometrów kwadratowych, areału rolniczego na świecie wykorzystywane jest do produkcji zwierzęcej.
To pastwiska oraz pola uprawne do produkcji paszy. Pozostałe 23 procent to uprawy zjadane bezpośrednio przez ludzi. Intensywna hodowla zwierząt wykorzystuje około jednej trzeciej światowej produkcji zboża i około 75 procent soi. Wydawać by się mogło, że świat żywi się mięsem. Niezupełnie: bogaty świat żywi się mięsem. Te 77 procent ziem rolniczych pokrywa w skali świata jedynie 18 procent globalnego zapotrzebowania na kalorie i dostarcza raptem 37 procent spożywanego przez ludzi białka. Resztę – odpowiednio 82 procent i 63 procent – generuje produkcja roślinna. Mięso to marnotrawstwo.
Łańcuch pokarmowy ma swoją nieubłaganą logikę. Mięso i kalorie nie biorą się znikąd. Życie żywi się życiem. By wyprodukować 1 kalorię, jaką daje kurczak, potrzeba 4 kalorii pochodzących z roślin. Na 1 kalorię wieprzową potrzeba 6 roślinnych. Na 1 kalorię z wołowiny potrzeba aż 10 kalorii roślinnych. Z jednego hektara ziemi można uzyskać 35 kilogramów białka roślinnego. Ale jeśli produkcja będzie przeznaczona na paszę dla zwierząt, otrzymamy jedynie 7 kilogramów białka. Mówiąc dosadnie: ziemia produkująca paszę dla zwierząt, które stają się pożywieniem wąskiej grupy światowej populacji, mogłaby żywić miliony głodujących. Mięso to kradzież.
Sama soja, główny składnik pasz, może dostarczyć piętnaście razy więcej białka z danej jednostki powierzchni niż żywność pochodzenia zwierzęcego. Gdyby te 48 milionów kilometrów kwadratowych terenów rolniczych na świecie wykorzystać wyłącznie do produkcji roślinnej, to liczba dostępnych kalorii wzrosłaby o 70 procent. Ile ludzi nie musiałoby głodować?
I jeszcze jedno. Nie mamy tyle ziemi. Prawie 60 procent gruntów potrzebnych do zaspokojenia potrzeb żywnościowych mieszkańców Unii Europejskiej leży poza Europą – w krajach globalnego Południa, gdzie niedożywienie i głód są powszechne. Ziemia, która mogłaby żywić głodujących, żywi zwierzęta sytych. Mięso to niesprawiedliwość.
Ta ziemia zresztą – tu, w Europie, i tam, na odległych kontynentach – nie należy tylko do nas. Choć raczej powinienem powiedzieć: nie powinna należeć, bo de facto niestety należy.
Już tylko 4 procent wszystkich żyjących na świecie zwierząt to zwierzęta dzikie. Reszta to te, które hodujemy tylko po to, by je zjeść.
A co z wodą? Według WHO jedna czwarta ludzi na świecie nie ma dostępu do bezpiecznej wody pitnej. Tymczasem hodowla zwierząt generuje jedną trzecią całkowitego śladu wodnego (suma wody zużytej bezpośrednio i pośrednio) globalnego rolnictwa. By wyprodukować 1 kilogram wołowiny, potrzeba około 15 tysięcy litrów wody – tyle, ile miesięcznie zużywa czteroosobowa rodzina w Polsce. Ten jeden kilogram mięsa przeciętny Amerykanin zje raptem w trzy dni. Mięso to…
Wracam do raportu SOFI 2021. Słowo „mięso” pojawia się tam tylko siedem razy. Raport analizujący strukturę głodu na świecie ani słowem nie wspomina o tym, że jedną z głównych jego przyczyn jest przemysłowa hodowla zwierząt. SOFI 2021 to również zbiór zaleceń, jak zlikwidować głód i wyżywić rosnącą liczbę ludzi. Jednak w żadnym z rozdziałów nie mówi się o tym, że jedynym wyjściem jest zmiana nawyków żywieniowych bogatych i uprzywilejowanych oraz globalne przejście na produkcję żywności roślinnej.
Mięso nie tylko rodzi głód. Niszczy również planetę. Według raportu FAO hodowla zwierząt, głównie bydła, generuje w skali roku 1 Gt CO2e (ekwiwalent dwutlenku węgla – bo gazy cieplarniane to nie tylko CO2). Ta liczba stanowi 14,5 procent wszystkich antropogenicznych emisji gazów cieplarnianych. Dane te pochodzą jednak z 2013 roku i dzisiaj są już prawdopodobnie zaniżone o około 2 procent, chociażby ze względu na fakt, że przez ostatnie dziesięć lat znacząco zwiększyła się liczba hodowanych zwierząt i produkowanego z nich mięsa. Hodowla powoduje emisję nie tylko CO2, ale przede wszystkim CH4 (metan) oraz N2O (tlenek diazotu). Metan jest dwudziestokrotnie silniejszym gazem cieplarnianym niż dwutlenek węgla, ma jednak, na szczęście, znacznie szybszy czas rozpadu w atmosferze.
Raport FAO analizuje jedynie stan obecny (a tak naprawdę przeszły), nie daje żadnych perspektyw na przyszłość. Znacznie ciekawsze są badania opublikowane na amerykańskim portalu PLOS Climate przez Michaela Eisena (Uniwersytet Kalifornijski) i Patricka Browna (Uniwersytet Stanforda). Dane zawarte w raporcie FAO nie biorą pod uwagę jednego, niezwykle istotnego czynnika: wylesiania. Przypomnę – tereny rolnicze zajmują 48 milionów kilometrów kwadratowych naszej planety. Zostały one pozyskane w większości poprzez systematyczną, trwającą od tysiącleci wycinkę lasów. Ta gigantyczna utrata biomasy stanowi jedną trzecią wszystkich dotychczasowych antropogenicznych emisji CO2.
Eisen i Brown przeprowadzili symulację obrazującą, co by się stało, gdyby ludzkość zdecydowała się odejść od produkcji zwierzęcej na rzecz żywności roślinnej. Założono trzy scenariusze: natychmiastową rezygnację z hodowli zwierząt, stopniową transformację przez piętnaście lat oraz przejście ludzi na dietę, w której tylko niektóre produkty zwierzęce zastąpiono roślinnymi. We wszystkich scenariuszach nierolnicze emisje gazów cieplarnianych pozostawały na tym samym poziomie. Obliczenia zakładały również rekultywację uwolnionych od produkcji zwierzęcej terenów. Wnioski są tyleż zaskakujące, co smutne, bo niemożliwe do realizacji. Według Eisena i Browna wycofanie się z hodowli zwierząt mogłoby ustabilizować poziom gazów cieplarnianych na trzydzieści lat i sprawić, że emisja ekwiwalentu dwutlenku węgla spadłaby aż o 68 procent jeszcze w tym stuleciu.
Tekst pochodzi z książki Bartka Sabeli „Wędrówka tusz". To zapis dziesiątek rozmów pokazujących mnogość perspektyw – hodowców, pracowników ferm, weterynarzy, aktywistów działających na rzecz praw zwierząt, przywódców religijnych i polityków. Bartek Sabela ze znajomością rzeczy opowiada o procesie produkcji mięsa: od narodzin zwierzęcia przez jego przyspieszony techniką rozwój po szybką – przez wielu uważaną za humanitarną – śmierć. Uważnie wczytuje się w pisma branży hodowlanej i raporty GUS-u, zagłębia w Biblię i prace filozofów. A wszystko po to, by rzetelnie opowiedzieć o miejscu zwierząt we współczesnym świecie. Wydawnictwo Czarne, premiera 29.03.2023.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.
Bartek Sabela (ur. 1982) – reporter, fotograf, aktywista. Autor książek: "Może (morze) wróci", "Wszystkie ziarna piasku" (o Saharze Zachodniej), "Afronauci. Z Zambii na Księżyc", "Wędrówki tusz". Pisał też reportaże z Demokratycznej Republiki Konga, Kenii, Algierii, Bhutanu, Mauretanii, Nigru oraz Polski m.in. dla magazynów „Pismo”, „Duży Format”, „Kontynenty”, „Podróże”.
Bartek Sabela (ur. 1982) – reporter, fotograf, aktywista. Autor książek: "Może (morze) wróci", "Wszystkie ziarna piasku" (o Saharze Zachodniej), "Afronauci. Z Zambii na Księżyc", "Wędrówki tusz". Pisał też reportaże z Demokratycznej Republiki Konga, Kenii, Algierii, Bhutanu, Mauretanii, Nigru oraz Polski m.in. dla magazynów „Pismo”, „Duży Format”, „Kontynenty”, „Podróże”.
Komentarze