0:000:00

0:00

„A teraz nowe, dobre informacje dotyczące polskiej gospodarki. W październiku produkcja przemysłowa wzrosła najmocniej od 7 lat, wysoką dynamikę utrzymuje też sprzedaż detaliczna najprawdopodobniej dlatego, że jak podaje w swoim globalnym raporcie Credit Suisse, Polacy bogacą się najszybciej na świecie” – w ten sposób Michał Adamczyk w poniedziałkowych „Wiadomościach” zapowiedział materiał „Polacy bogacą się najszybciej na świecie” (od 5 min 50 sek).

Zajrzeliśmy do Global Wealth Report 2017 Credit Suisse, na który powołują się Wiadomości TVP. I rzeczywiście, według raportu polskie gospodarstwa domowe bogacą się najszybciej wśród 52 wymienionych w tabeli krajów. Nie jest to co prawda pełna liczba państw świata (brakuje około 150), ale z pewnością znajduje się na niej większość istotnych krajów.

Według raportu zasobność polskich gospodarstw domowych wzrosła aż o 18 proc. względem 2016 roku. Za nami uplasowały się: Izrael (16 proc.), Republika Południowej Afryki (15,1 proc.), Nowa Zelandia (12,8 proc.), Szwecja (12,7 proc.), Taiwan (12,1 proc.), Rosja (11,8 proc.), Czechy (11,1 proc.), Australia (11 proc.) i Meksyk (11 proc.).

Przeczytaj także:

Niestety, metodyka badania opisana jest dość pobieżnie. Wiemy, że Credit Suisse szacując zamożność gospodarstw domowych brał pod uwagę dane OECD i Narodowego Banku Polskiego. Ale Narodowy Bank Polski nie dysponuje świeżymi danymi dotyczącymi zasobności gospodarstw domowych. Ostatnie zostało przez NBP opublikowane w 2014 roku. Kolejne wystartowało w 2016, ale jego wyników nie znamy. Z kolei drugie ródło na które powołuje się Credit Suisse - OECD , dysponuje danymi odnoszącymi się do gospodarstw domowych, ale dla Polski najświeższe dane są z 2015 roku.

Wtedy tempo wzrostu dochodu rozporządzalnego – a to jest kategoria, która możliwie bliska do kategorii z raportu Credit Suisse - wyniosło 3,25 proc. Trudno sobie wyobrazić, żeby przez 2 lata tempo dochodu rozporządzalnego przyspieszyło niemal sześciokrotnie.

Dochód rozporządzalny według Głównego Urzędu Statystycznego Suma bieżących dochodów gospodarstw domowych z poszczególnych źródeł, pomniejszona o zaliczki na podatek dochodowy od osób fizycznych, o podatki od dochodów z własności, podatki płacone przez osoby pracujące na własny rachunek, w tym przedstawicieli wolnych zawodów i osób użytkujących gospodarstwo indywidualne w rolnictwie oraz o składki na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne.

W skład dochodu rozporządzalnego wchodzą dochody pieniężne i niepieniężne, w tym spożycie naturalne (towary lub usługi konsumpcyjne pobrane na potrzeby gospodarstwa domowego z gospodarstwa indywidualnego, bądź z prowadzonej działalności gospodarczej na własny rachunek - rolniczej i pozarolniczej) oraz towary i usługi otrzymane bezpłatnie. Dochód rozporządzalny jest przeznaczony na wydatki oraz przyrost oszczędności.

Być może wyjaśnieniem jest program 500 plus?

W 2017 roku środki z programu trafiały do 2,62 mln rodzin. Jednak według GUS w Polsce jest niemal 11 mln rodzin. Program z pewnością pomógł wielu rodzinom, zwłaszcza tym wielodzietnym, które z uwagi na obiektywne czynniki (im więcej osób w rodzinie na tym więcej trzeba podzielić dochód osób zarabiających, najczęściej rodziców, bądź jednego rodzica) były szczególnie narażone na biedę, jednak jest bardzo mało prawdopodobne, żeby środki dostarczone do 25 proc. rodzin tak wywindowały statystykę.

Zwłaszcza, że wcześniejsze szacunki Credit Suisse dotyczące różnicy między 2015 a 2016 rokiem (w tym drugim roku od kwietnia program 500+ już działał) wskazywały na… spadek zasobności gospodarstw domowych o 4,2 proc.

Mało tego, według raportu, w 2015 względem 2014 spadek zasobności wynosił aż 17,4 proc. Podobny spadek rzekomo polskie gospodarstwa odnotowały w 2012 roku. Za to już w 2013 mieliśmy do czynienia ze wzrostem na poziomie 12 proc. Choćby

biorąc pod uwagę „rozchwianie” słupków w tak niewielkich przedziałach czasowych do tej części Global Wealth Report 2017 powinniśmy podchodzić z ostrożnością.

Jeżeli jednak porównamy inne, bardziej wiarygodne i lepiej udokumentowane wskaźniki, na przykład wzrost wynagrodzeń rok do roku, okaże się, że istnieją państwa – i to w naszym sąsiedztwie – które wyprzedzają Polskę.

W październiku w naszym kraju wzrost wynagrodzeń wyniósł ponad 7 proc. (rok do roku). Ale na Białorusi wzrost wynosił ponad 13 proc. Podobnie było na Węgrzech. Absolutnym europejskim rekordzistą jest Ukraina, gdzie średnia płaca wzrosła o ponad 37 proc.

Trzeba jednak pamiętać, że zarówno Białoruś, jak i Ukraina są na o wiele niższym poziomie rozwoju niż Polska. Dlatego też łatwiej jest im osiągnąć znacznie dynamiczniejszy wzrost płac: po prostu zrywają gospodarcze tzw. „niżej rosnące owoce”. Zwłaszcza Ukraina, która żmudnie podnosi się po załamaniu gospodarczym związanym z wojną. Średnia pensja podczas pierwszych kilkunastu miesięcy konfliktu z Rosją spadła ponad dwukrotnie.

Jeżeli spojrzymy na kwestię średnich wynagrodzeń w dłuższym horyzoncie czasowym, to Polska ustawi się w roli czempiona. Według brytyjskiego " The Independent" , wzrost płac między IV kwartałem 2007 i IV kwartałem 2016 wyniósł aż 23 proc. Za nami uplasowały się Niemcy z wynikiem 13,9 proc.

Prawdą jest, że Polacy się bogacą i to bogacą się szybko. Ma to związek z dobra koniunkturą i wypłacaniem 500 zł na każde drugie i następne dzieci (do 18 roku życia). Należy jednak pamiętać co najmniej o dwóch rzeczach.

  • Po pierwsze koniunktura na rynku pracy fluktuuje w 10-letnich cyklach i nie jest szczególnie zależna od rządu. Kiedy przypada „dołek” bezrobocia, to któryś rząd na tym korzysta i przypisuje sobie zasługi. Właśnie jesteśmy w takim dołku i o ile cykle koniunkturalne nadal będą trwać mniej więcej tyle, ile w ostatnich trzech dekadach, to za rok, góra dwa lata, bezrobocie powinno zacząć rosnąć; obecne spada od początku 2013 roku. I to ta koniunktura odpowiada za podwyżki.
  • Po drugie – o czym pisaliśmy – nie wszyscy w jednakowym stopniu korzystają na polepszającej się sytuacji gospodarczej. Są grupy, które bogacą się szybciej, są takie, które bogacą się wolniej, ale są również osoby, które biednieją.

Do tych ostatnich należy część emerytów i rencistów, a także część osób zatrudnionych w budżetówce, gdzie pensje na wielu stanowiskach od lat stoją w miejscu. Jeżeli do tego dołożymy rosnące ceny żywności (ponad 5 proc. w październiku) realnie w ich kieszeniach jest coraz mniej pieniędzy. I choć statystycznie rzeczywiście większości się poprawia i to zapewne szybciej niż na przykład w zeszłym roku, to nie należy zapominać o tych, którzy na pozytywnych trendach gospodarczych nie korzystają.

;

Udostępnij:

Kamil Fejfer

Analityk nierówności społecznych i rynku pracy związany z Fundacją Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, prekariusz, autor poczytnego magazynu na portalu Facebook, który jest adresowany do tych, którym nie wyszło, czyli prawie do wszystkich. W OKO.press pisze o polityce społecznej i pracy.

Komentarze