0:00
0:00

0:00

“Sąd nie zrozumiał istoty przestępstwa” - stwierdził Zbigniew Ziobro, Prokurator Generalny i minister sprawiedliwości w jednej osobie, po decyzji sądu rejonowego w Szczecinie, który odważył się nie zgodzić z wnioskiem prokuratury rejonowej o areszt dla podejrzanych w sprawie nieprawidłowości w Zakładach Chemicznych Police.

Na menedżerów, którzy kierowali państwowymi zakładami za rządów PO-PSL, do prokuratury donieśli ich następcy z nowego rozdania, sędziowie więc byli świadomi tego, że sprawa jest polityczna.

Już sam komentarz ministra Ziobry mógł być traktowany jako naruszenie niezależności szczecińskiego sądu. Gdy jednak jego nacisk okazał się nie dość skuteczny - bo sąd okręgowy w Szczecinie nie rozpatrzył zażaleń prokuratury na decyzję sądu rejonowego po jej myśli - Ziobro posunął się jeszcze dalej.

Jak podaje “Wyborcza”, prokuratura szczecińska na polecenie Prokuratury Krajowej wszczęła śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez sędziów odpowiedzialnych za wyznaczenie składów sędziowskich rozpatrujących wnioski i zażalenia prokuratorów.

Ziobro wysyła więc do sędziów jasny sygnał: albo posłuszeństwo, albo za kraty.

Dopóki jeszcze PiS nie przejął Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądownictwa (obie te ustawy zawetował prezydent Duda), ta groźba jest bez pokrycia. Los SN i KRS nie jest jeszcze przesądzony, ale sama groźba już działa - sędziowie i wszyscy inni, którzy pomyślą o sprzeciwieniu się prokuraturze, mają czego się bać.

Już teraz minister-prokurator ma narzędzia do przywoływania do porządku sędziów, którzy wydają - jego zdaniem - nieodpowiednie wyroki lub niepochlebnie wypowiadają się o reformie sądownictwa. Tylko w obecnej kadencji

Zbigniew Ziobro nasłał prokuraturę na jeszcze co najmniej jednego sędziego, dwóch kolejnych zdegradował, jednemu kazał wrócić ze stażu w Strasburgu, a w sprawie pięciu wnioskował o postępowanie dyscyplinarne.

OKO.press przypomina ich historie.

Śledztwo za ojca, babcie i dziadków

Podległa Ziobrze prokuratura zajęła się sędzią prowadzącym sprawę dotyczącą śmierci ojca ministra-prokuratora. Śledczy prowadzą postępowanie w sprawie przekroczenia uprawnień przez sąd, który 9 maja 2016 roku wydał decyzję o przyznaniu Śląskiemu Uniwersytetowi Medycznemu w Katowicach kwoty ponad 370 tys. zł za sporządzenie pisemnej opinii uzupełniającej. Wynikało z niej, że śmierć ojca Ziobry nie była wynikiem błędu lekarskiego.

KRS zwrócił uwagę, że ponieważ skład sędziowski był jednoosobowy, to prokuratura, prowadząc postępowanie „w sprawie”, tak naprawdę prowadzi je przeciwko sędzi Agnieszce Pilarczyk, która postanowienie wydała – bez wymaganego uchylenia jej immunitetu.

Z kolei w lutym 2016 roku prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie decyzji sędziego z Sądu Rejonowego w Warszawie, który odmówił prokuraturze aresztowania „Hossa” podejrzanego o stworzenie "mafii wnuczkowej", wyłudzającej pieniądze od starszych osób. Sędzia uznał 300 tys. zł poręczenia majątkowego za wystarczające zabezpieczenie procesowe. "Hoss" po wyjściu z sądu uciekł i został złapany dopiero po kilku tygodniach.

Zgodnie z procedurami to rzecznik dyscyplinarny sądu sprawdza, czy sędzia przekroczył 24-godzinny termin na wydanie decyzji o areszcie. Prokuratura może też złożyć na nią zażalenie, co zresztą zrobiła. Ziobro jednak uznał, że to za mało i zlecił jej wszczęcie śledztwa. W tym wypadku sąd okręgowy rozpatrujący zażalenie postąpił po myśli ministra i uwzględnił zażalenie prokuratury.

KRS postępowanie prokuratorskie nazwała „nielegalnym środkiem nacisku na sędziów, którzy rozpoznają wnioski prokuratorów o zastosowanie tymczasowego aresztowania”.

Dyscyplinarka za wywiad

Podobnym do zlecenia śledztwa sposobem nacisku na sędziego, który często wykorzystuje Ziobro, jest wnioskowanie o dyscyplinarkę. Zawetowana przez prezydenta ustawa o SN dawała ministrowi sprawiedliwości możliwość osobistego wskazywania rzecznika dyscyplinarnego, który zajmie się sprawą danego sędziego, a rzecznikami mogli zostawać m.in. prokuratorzy. Choć ustawa nie weszła w życie, Andrzej Duda w uzasadnieniu weta nie skrytykował pomysłu na tak skrojoną izbę dyscyplinarną. A to oznacza, że sędziowie, których ukarania zażądał Ziobro, wciąż zagrożeni są nawet utratą prawa do pracy na stanowisku sędziego.

Ziobro wystąpił do rzeczników dyscyplinarnych o wszczęcie postępowań m.in. wobec:

  • Andrzeja Rzeplińskiego, ówczesnego prezesa Trybunału Konstytucyjnego, za publiczną wypowiedź o legalności wybranych przez większość PO-PSL sędziów TK przed wydaniem wyroku w ich sprawie w grudniu 2015;
  • Wojciecha Łączewskiego, sędziego, który m.in. skazał byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego. Zdaniem Ziobry miał naruszyć kodeks postępowania karnego, ujawniając w wywiadzie, że wyrok w sprawie Kamińskiego zapadł jednomyślnie. Rzecznicy dyscyplinarni w dwóch instancjach nie zgodzili się z jego argumentacją.

Degradacje za zły wyrok i za zaangażowanie

Jak ujawniło OKO.press, w październiku 2016 roku Ministerstwo Sprawiedliwości cofnęło zgodę na delegację sędzi Justyny Koski-Janusz do Sądu Okręgowego w Warszawie. Oficjalnym powodem było “wykazanie się wyjątkową nieudolnością w bardzo prostej sprawie” kobiety, która wjechała autem do przejścia podziemnego w centrum Warszawy. Tak o sędzi powiedział publicznie Zbigniew Ziobro. W rzeczywistości jednak sędzia Koska-Janusz wcale tej sprawy nie prowadziła, a tylko odesłała ją prokuraturze i była to słuszna decyzja, bo - jak później się okazało - biegli stwierdzili, że kobieta kierująca samochodem była niepoczytalna.

Prawdopodobnie motyw Ziobry był inny. Sędzia Koska-Janusz prowadziła przegraną przez dzisiejszego ministra sprawiedliwości sprawę z prywatnego aktu oskarżenia Ziobry przeciwko byłemu szefowi PZU Jaromirowi Netzlowi. W dodatku sędzia ukarała go karą finansową za spóźnienie się na jedną z rozpraw.

Sędzia Koska-Janusz nie ma możliwości odwołania się od decyzji Ziobry o cofnięciu jej do sądu rejonowego, ale sprawa nie jest zamknięta. Sędzia pozwała ministra o naruszenie jej dóbr osobistych za komunikat o jej rzekomej nieudolności.

W czerwcu 2017 roku OKO.press ujawniło, że resort sprawiedliwości zdecydował o powrocie z sądu okręgowego do „rejonu” sędzi Katarzyny Kruk. Wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak, który zajmuje się sądami, wydał właśnie decyzję, że nie przedłuży jej delegacji do orzekania w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Dotychczasowa delegacja kończyła się w czerwcu. W lipcu sędzia musiała wrócić do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa.

Na delegowanie Katarzyny Kruk do Sądu Okręgowego w Warszawie Ministerstwo Sprawiedliwości zgodziło się w połowie 2016 roku. Zgodę podpisał ten sam wiceminister Piebiak. Dlaczego więc po roku nagle uznał, że sędzia nie zasługuje na orzekanie w sądzie wyższej instancji? Powodem może być jej zaangażowanie z ruch prawników sprzeciwiających się „reformom”, które PiS wprowadza w wymiarze sprawiedliwości. Katarzyna Kruk była uczestniczką Kongresu Prawników Polskich, na którym mocno krytykowano zamiary PiS wobec sądów. Została także delegatką sądu, w którym orzeka, na zebranie Forum Współpracy Sędziów, które odbyło się 10 czerwca 2017, w siedzibie Krajowej Rady Sądownictwa.

Skrócenie stażu za Kamińskiego

W kwietniu 2017 roku Ministerstwo Sprawiedliwości przerwało staż sędziego Łukasza Mrozka w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu. Miał trwać od września 2016 do sierpnia 2017, ale minister Ziobro oznajmił, że nie wydał zgody na ten wyjazd. Zgodnie z prawem taka zgoda nie jest potrzebna, ale ETPCz ustąpił i sędzia wrócił przed czasem.

Tak się składa, że sędzia Mrozek zasiadał w trzyosobowym składzie sędziowskim, który w marcu 2015 roku nieprawomocnie skazał na trzy lata więzienia byłego szefa CBA i wiceprezesa PiS Mariusza Kamińskiego (dziś koordynatora służb specjalnych), jego byłego zastępcę w CBA Macieja Wąsika i dwóch byłych funkcjonariuszy tej służby.

W listopadzie 2016 roku, przychylna PiS „Gazeta Polska Codziennie” alarmowała: „Posada w Strasburgu za wyrok na Mariusza Kamińskiego?”. Odpowiedź brzmi: Raczej nie - wyboru stażystów dokonywał sam Trybunał w Strasburgu. Bardziej prawdopodobne, że z wyrokiem na Kamińskiego było związane skrócenie stażu, niż jego przyznanie.

;
Na zdjęciu Mariusz Jałoszewski
Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Na zdjęciu Daniel Flis
Daniel Flis

Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.

Komentarze