0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Lukasz Cynalewski / Agencja Wyborcza.plFot. Lukasz Cynalews...

Komisja Europejska robi wszystko, żeby osłabić ich ochronę. Media nagłaśniają niemal każdy przypadek, kiedy zginie pies lub owca. Myśliwi lobbują za przywróceniem polowań. Wilki, bo o nich mowa, nie mają dobrej prasy. Ale komu i dlaczego tak naprawdę zależy na zaszkodzeniu wilkom? Jak zabezpieczyć zwierzęta przed wilkami i dlaczego powinniśmy nauczyć się z nimi koegzystować?

Pytamy dr. Wojciecha Śmietanę, który zajmuje się badaniem wilków w Bieszczadach od 1988 roku, autora i współautora publikacji naukowych na temat ekologii wilków i innych dużych ssaków na Podkarpaciu, prezesa Fundacji Przyroda i Nauka.

Wilki w Bieszczadach

Paweł Średziński: Bieszczady są uznawane za jedną najważniejszych ostoi wilka w Polsce. Jak wyglądała przeszłość wilka w tej części Karpat w kilku ostatnich dekadach?

Dr Wojciech Śmietana: Po drugiej wojnie światowej Bieszczady zostały wyludnione w związku z Akcją „Wisła”. Stworzyło to doskonałe warunki dla takich gatunków jak wilk. Wraz z upływem lat Bieszczady stawały się coraz bardziej dostępne. Coraz intensywniej prowadziło się gospodarkę łowiecką, nastawioną głównie na pozyskanie jeleni.

W czasach funkcjonowania ośrodka rządowego w Arłamowie na Pogórzu Przemyskim i w Mucznym, w Bieszczadach, polowania były ograniczone i dostępne dla wąskiej liczby osób. Przede wszystkim dla prominentów, a później dla polowań dewizowych. Doprowadzono do bardzo dużego wzrostu liczebności populacji jelenia, która osiągnęła swoje maksimum pod koniec lat 80. Jednocześnie na tym terenie występowały oczywiście wilki w dosyć dużej liczbie, ale bardzo intensywnie odstrzeliwane. Nie żyły w dużych grupach – często mniejszych niż sześć osobników.

W większości przypadków tych sześć wilków w grupie mieliśmy na początku zimy. Na jej koniec zostawały średnio trzy, cztery wilki.

Jednocześnie w związku z tym, że grupy wilków były nieduże, a potencjalnych ofiar było sporo, wilki zabijały dużo zwierząt, ale konsumowały je tylko częściowo. Miały łatwy dostęp do jeleni, których populacja była bardzo zagęszczona przez gospodarkę łowiecką.

Konkurencja dla myśliwych?

Miejscowi łowczy traktowali więc wilki jako konkurencję. Polowania odbywały się głównie z ambon łowieckich, pod które wykładano olbrzymie ilości padliny od początku zimy aż do przedwiośnia. Starano się zastrzelić jak najwięcej wilków. Po zmianach ustrojowych w Polsce sytuacja zaczęła się zmieniać.

Przeczytaj także:

Efektywność ekonomiczna gospodarki leśnej stała się kluczowa, a szkody powodowane przez jelenie stały się poważnym problemem dla leśników. Rozpoczęto redukcję ich liczebności, ale nadal zabijano również dużą liczbę wilków – aż do objęcia gatunku ochroną, pod koniec lat dziewięćdziesiątych.

Grupy stały się liczniejsze, ale śmiertelność powodowana przez człowieka nadal istnieje i nie jest mała. Przypadki zabijania wilków wciąż się zdarzają.

To działo się z wilkami, które obrożowałem w Bieszczadach. Większość osobników znikała w ciągu jednego roku. Znikał sygnał, znikał wilk, a były to również osobniki rozmnażające się, więc należy wykluczyć, że wyniosły się z Bieszczadów. Pomimo tego populacja jest silna, bo ma łączność z innymi karpackimi wilkami z łuku Karpat. Wilki mają też duży sukces reprodukcyjny. Szybko odbudowują swoją liczebność.

Wilki zabijane przez kłusowników

Da się oszacować, ile wilków ginie z rąk człowieka?

Ta śmiertelność ze strony człowieka wciąż ma miejsce i jest na dość podobnym poziomie. Zdarzają się też okresy, że kłusownictwo jest większe. Dochodziły do mnie liczne sygnały o tym, że gdzieś leży martwy wilk, ale z dużym opóźnieniem. Nie dało się znaleźć sprawcy.

Jednak pomimo kłusownictwa w Bieszczadach populacja wilka jest dosyć stabilna. Jest w sposób naturalny chroniona, dzięki temu, że teren jest stosunkowo mało zaludniony i wilki mają gdzie się ukryć przed człowiekiem.

A jak wygląda sytuacja z konfliktami między wilkami i hodowcami zwierząt w Bieszczadach? To z ich strony słyszy się głosy o tym, że wilk jest dużym problemem?

Dziś większość szkód jest odnotowywana w Górach Sanocko-Turczańskich. To teren na północ od Bieszczadów. Jest to teren gęściej zaludniony, z większą liczbą hodowli zwierząt. Przez to rośnie ryzyko sytuacji konfliktowej. Natomiast w samych Bieszczadach, tak zwanych Bieszczadach Wysokich, szkody powodowane przez wilki wśród zwierząt gospodarskich występują w niewielkiej liczbie.

Wiele zależy od zwyczajów związanych z hodowlą zwierząt.

Tam, gdzie są prowadzone tak zwane wypasy, szkody są niewielkie. Pasterze idą ze stadem w odludne miejsca, zdając sobie doskonale z tego sprawę, że wilki czy niedźwiedzie są w pobliżu i że trzeba stado zabezpieczyć. Takie wypasy prowadzone są najczęściej przez ludzi o podhalańskich korzeniach albo wręcz pochodzących z Podhala. Oni w sposób tradycyjny zabezpieczają swoje stada. Natomiast większość szkód, które powodują wilki jest notowana u osób, które mają stada owiec przy domach.

Ochronić zwierzęta

Z czego to wynika?

Mają te zwierzęta przy domu. A wilki przy domach bardzo rzadko się pojawiają. W związku z tym hodowcy myślą, że te zwierzęta nie wymagają dodatkowego zabezpieczenia. I jest to bardzo błędne myślenie.

Już trzy dekady temu przeprowadziłem wywiady z lokalnymi mieszkańcami i okazało się, że w pobliżu zabudowań, tam gdzie zwierzęta są pozostawiane na noc bez dozoru, szkody spowodowane przez wilki były blisko trzykrotnie większe niż na wypasach. I to już było w latach 90., zanim wilk został objęty ochroną. W tamtych czasach zwierzęta domowe stanowiły do 3 procent diety wilka. W tej chwili w Bieszczadach Wysokich w wilczych odchodach zwierząt domowych praktycznie się nie spotyka. Bo zwierząt gospodarskich jest mniej.

To skąd te głosy o problemie z wilkami w Bieszczadach?

To jest głos tylko części hodowców. Natomiast znam też wiele osób z Bieszczadów, które hodowały zwierzęta przez kilkadziesiąt lat i w tym czasie straciły z powodu wilków od jednej do kilku sztuk.

To, co przenika do mediów, wcale nie odzwierciedla rzeczywistej sytuacji.

Sam miałem przez 10 lat kozy w samym środku Bieszczadzkiego Parku Narodowego, w otoczeniu lasu, pilnowane przez dwa owczarki podhalańskie. Pastwisko było częściowo otoczone ogrodzeniem elektrycznym. Zwierzęta noce spędzały zamknięte w koziarni. Przez te 10 lat nie miałem żadnej szkody. Później musiałem się przenieść w inne miejsce, gdzie nie miałem możliwości kontynuowania tej eksperymentalnej hodowli. Oddałem kozy gospodarzowi, który mieszkał niedaleko tamtej lokalizacji. U niego te kozy zostały zabite przez wilki w ciągu jednego miesiąca, bo noce spędzały na pastwisku pod domem.

3 procent odszkodowań

Jak można zabezpieczyć się przed wilkiem?

To zależy od wielkości stada. Jeżeli stado jest małe, można zwierzęta po prostu zamykać na noc. To zredukuje w bardzo dużym stopniu możliwość ataku ze strony wilków. Wbrew temu, co się rozpowszechnia w mediach, ataki najczęściej występują w środku nocy. Wyjątkowo zdarzają się wilki bardziej ośmielone, które mogą zaatakować w dzień.

Natomiast jeżeli ktoś ma duże stado, zwłaszcza owiec, przetrzymywane na zewnątrz, to wtedy trzeba je odpowiednio zabezpieczyć. Muszą być psy pasterskie, muszą być ogrodzenia – elektryczne lub siatkowe.

Najwrażliwsze na atak wilka są owce i kozy. Konie już potrafią się bronić. Podobnie krowy. Wyjątek stanowią źrebaki i cielęta, czyli osobniki młodociane. Tak przynajmniej wygląda to tutaj, w Bieszczadach.

Jak duża jest skala tych sytuacji konfliktowych?

Możemy to ocenić, biorąc pod uwagę odszkodowania ze środków budżetu państwa za szkody spowodowane przez gatunki chronione i łowne. W skali kraju wypłaty za szkody, do których przyczyniły się wilki, to zaledwie 3 procent całej rocznej kwoty.

Kto nie chce wilka

Komu bieszczadzkie wilki przeszkadzają najbardziej?

Wielu hodowców i większość myśliwych nigdy nie zaakceptowało ochrony tego gatunku. Mało tego, niektórzy w ogóle nie akceptują nawet samej obecności wilka. Ponadto w Bieszczadach praktycznie nie ma ludności od pokoleń mieszkającej w tym miejscu. Niektóre osoby, które się tu osiedliły, przeżyły szok. Tam, gdzie mieszkały wcześniej, z dzikich zwierząt widywały najczęściej tylko zające i kuropatwy. W Bieszczadach są wilki, niedźwiedzie, a dookoła lasy. Wiele z tych osób do dziś nie nauczyło się koegzystować z dużymi drapieżnikami. To bardzo powoli się zmienia.

Jednak jest jeszcze jedna ważna sprawa. Kiedy na wilki można było jeszcze polować, zabezpieczenia zwierząt gospodarskich w wielu miejscach były lepsze niż po wprowadzeniu ochrony wilka, kiedy zaczęto wypłacać odszkodowania. Niektórzy z hodowców zrezygnowali z całonocnego dozorowania stad. Odszkodowania sprawiły, że ten nadzór osłabł i nie było silnej motywacji, żeby zabezpieczać stada. W ostatnich latach pastwiska są grodzone, ale nie jest to bardzo skuteczna metoda. Nie zmienił się tylko brak akceptacji dla ochrony wilka.

Hodowcy i myśliwi kontra wilki

Jest szansa na to, że hodowcy przekonają się do wilków? Że niechęć zelżeje?

Jeżeli chodzi o hodowców to największe gospodarstwo z owcami w Bieszczadach było prowadzone przez służbę więzienną. To gospodarstwo istnieje od kilkudziesięciu lat, a że nie otrzymuje odszkodowań za szkody spowodowane przez wilki, to skupia się na zabezpieczeniu stada i nie ma szkód.

Poznałem również prywatne osoby, w tym jedną, która hodowała owce przez 30 lat i przez ten czas straciła tylko jedną z nich. A to dlatego, że została pożyczona jego sąsiadowi, żeby mu „kosiła” trawę w sadzie. Wilk przeskoczył przez ogrodzenie i tę owcę zjadł. Oczywiście ten człowiek nigdy nie szedł do mediów, żeby się chwalić, że hoduje owce przez 30 lat i nie miał żadnych strat, bo je dobrze chroni. Do mediów idzie ta osoba, która ma szkody i narzeka, a niewiele robi, żeby swoje zwierzęta zabezpieczyć. Taka osoba chce tylko jednego – żeby wilki zostały zlikwidowane.

Również myśliwi od dawna postulują, żeby tę ochronę zmniejszyć.

Osoby zarządzające gospodarką łowiecką oczywiście będą oskarżać wilka na przykład o to, że jest niski stan liczebny jelenia. Prawda jest jednak taka, że wilki się nie pojawiły tutaj z dnia na dzień. Były cały czas. To zarządzający obwodami łowieckimi prowadzą inwentaryzację, planują pozyskanie. W związku z tym spadek liczebności jeleni nie nastąpił z jednego sezonu na drugi. Albo był celowym dążeniem albo wynikał z błędnej gospodarki łowieckiej, nieuwzględniającej zapotrzebowania pokarmowego drapieżników i bez rzetelnie prowadzonej inwentaryzacji zwierząt. Spowodowana „walką” z ASF redukcja liczebności dzików niemal do zera też spowodowała zwiększenie się presji wilków na jelenie. Zdaje się, że łowczy tego nie uwzględnili w planach łowieckich i teraz są zaskoczeni.

Jak policzyć wilki

W mediach pojawiają się dane dotyczące liczebności wilka, z których wynika, że na Podkarpaciu żyją 1324 wilki. A jak jest naprawdę?

Ostatnie doniesienia o wzrastającej liczebności wilka na terenie województwa podkarpackiego wskazywałyby, że jedna czwarta populacji tego gatunku w Polsce żyje na tym obszarze. Według danych opublikowanych przez Główny Urząd Statystyczny w 2023 roku na terenie woj. podkarpackiego rzekomo bytowały 1324 osobniki wilka. Od 2013 roku populacja ponoć wzrosła ponad trzykrotnie. GUS publikuje również dane na temat liczby szkód wyrządzonych przez te drapieżniki. Według tych danych w latach 2013–2023, liczba szkód przypisywanych podkarpackim wilkom utrzymywała się na podobnym poziomie. Ściślej: wahała się w zakresie 141–216 szkód rocznie.

Aby to wyjaśnić, warto przyjrzeć się, w jaki sposób zbierane są oba rodzaje danych. Dane dotyczące szkód są weryfikowane w terenie przez inspektorów Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie, w związku z koniecznością wypłaty stosownego odszkodowania. Są więc wiarygodne.

Natomiast skąd pochodzą dane dotyczące stanu liczebnego wilków, podawane przez GUS? Sam GUS podaje, że "źródłem danych publikowanych przez GUS są szacunki dokonywane przez Generalną Dyrekcję Ochrony Środowiska. Dane dotyczące stanu liczebnego zwierząt chronionych, w tym wilka, mają charakter szacunkowy. Pochodzą od regionalnych dyrekcji ochrony środowiska, które pozyskują je m.in. od jednostek organizacyjnych Lasów Państwowych i parków narodowych oraz na podstawie inwentaryzacji przyrodniczych z lat ubiegłych i danych literaturowych.

Dane nie są poparte pracami terenowymi wykonywanymi według jednej metodyki, lecz są zbierane cyklicznie raz do roku z tych samych źródeł."

Jak więc widać, GUS sam dystansuje się od tych danych.

Zgody na odstrzał

Ile zatem mamy wilków w województwie podkarpackim?

W skali całego województwa nikt ich nie policzył. Opierając się jednak na danych dotyczących wielkości terytoriów par i grup rodzinnych wilków, wielkości tych grup oraz obszaru występowania gatunku, można się spodziewać, że całkowita liczebność wilka na terenie województwa podkarpackiego wynosi 300–400 osobników. Dane o liczbie szkód sugerują natomiast, że w ciągu ostatnich 11 lat populacja była stabilna.

Wróćmy jeszcze do samej ochrony gatunkowej wilka. Sama ścisła ochrona tego drapieżnika nie wyklucza tego wydawania decyzji o odstrzale pojedynczych osobników w celu rozwiązania sytuacji konfliktowych. Jak to wygląda w praktyce?

Na Podkarpaciu wydaje się kilka zgód rocznie na odstrzał wilka. Mamy zatem narzędzia, jednak nie zawsze są stosowane na czas. Czasami zwleka się za długo z podjęciem decyzji. A czasami w ogóle nie ma konieczności odstrzelenia jakiegoś osobnika.

Problemem jest to, że decyzje podejmują urzędnicy i nie zawsze są one poprzedzone właściwym rozeznaniem i konsultacją z ekspertami.

Jednak większość tych sytuacji konfliktowych wynika z akceptacji dla ochrony wilka. Hodowcy bardzo często myślą, że jak wilk znów będzie zwierzęciem łownym, to będzie po prostu zwalczany. A to jest nieprawda. Bo jeżeli wilk stałby się gatunkiem łownym, myśliwi byliby zobowiązani do utrzymywania trwałej populacji. Nie mogliby dowolnie redukować ich liczebności. Natomiast myśliwi akceptują obecność wilka pod warunkiem, że mogliby na niego polować.

Miejscowa ludność otrzymuje informacje, że gdzieś po sąsiedzku wilki zabiły zwierzę gospodarskie. I na tych doniesieniach opiera się ich opinia. A także na informacjach medialnych, które do nich ciągle docierają. Natomiast jak się porówna różne województwa, to na Podkarpaciu wcale ten problem nie jest największy. Znacznie więcej zwierząt gospodarskich jest zabijanych przez wilki na terenie województwa małopolskiego, co wynika ze znacznie większej liczby hodowanych tam owiec.

Jak giną psy

Głośno jest też o przypadkach zagryzania psów przez wilki.

W tym przypadku najczęściej konflikt zaczyna się pojawiać, a później nasilać tam, gdzie psy biegają luzem. Psy są puszczane samopas, chodzą po wsiach, a nawet między wsiami i w takiej sytuacji dochodzi do ich kontaktu z wilkami. Te psy są zabijane w pierwszej kolejności. Czasami zostają zjedzone. W momencie, kiedy wilki odkryją, że pies jest jadalny, konflikt się nasila, bo zaczynają przychodzić do danej miejscowości i porywać psy nawet z podwórka. Natomiast zwykle zaczyna się to gdzieś z dala od zabudowań.

Jednak sposób traktowania psów przez ludzi się zmienia. W latach 80. psów luźno biegających było pełno wszędzie, i na wsiach i w miastach. Dziś jest ich znacznie mniej. W Bieszczadach również pojawiają się psy, które przychodzą z Ukrainy i te porzucone przez turystów.

Poseł chce relokować wilki

Co jedzą wilki w Bieszczadach?

Jeleń jest podstawowym składnikiem pokarmu wilka w Bieszczadach, ale liczebność jelenia mocno spadła w ostatnich latach. Natomiast dziki praktycznie zostały wybite – o czym już wspominałem. Co prawda w Bieszczadach nigdy ich za wiele nie było, ale stanowiły od 10 do 30 proc. pokarmu wilka. W tej chwili jest ich tak niewiele, że ich resztek nawet nie spotyka się w odchodach wilków. Ostatni raz dzika w lesie widziałem dwa lata temu, a w terenie spędzam przynajmniej 100 dni w roku. Spadek liczebności jelenia i dzika powoduje niechęć do wilka ze strony myśliwych. Tylko że to nie wilki doprowadziły do obecnej sytuacji. Bo w przypadku dzika była to walka z ASF, a w przypadku jelenia, błędne zarządzanie populacją, które nie jest oparte na żadnej solidnej inwentaryzacji.

Na koniec chciałbym zapytać o pomysł posła Konfederacji Michała Połuboczka, który zaproponował relokację wilków. Co o takim pomyśle myśli badacz tych drapieżników?

Odłowienie wilka to jest bardzo ciężka sprawa, bo to bardzo ostrożne zwierzęta. Gdzie chciałby te wilki relokować i w jaki sposób chciałby je odławiać, jak je przenosić? Pomysł pana posła jest absurdalny.

;
Na zdjęciu Paweł Średziński
Paweł Średziński

Publicysta, dziennikarz, autor książek poświęconych ludziom i przyrodzie: „Syria. Przewodnik po kraju, którego nie ma”, „Łoś. Opowieści o gapiszonach z krainy Biebrzy”, „Puszcza Knyszyńska. Opowieści o lesunach, zwierzętach i królewskim lesie, a także o tajemnicach w głębi lasu skrywanych” i „Rzeki. Opowieści z Mezopotamii, krainy między Biebrzą i Narwią leżącej”.

Komentarze