Władysław Kosiniak-Kamysz podpisuje porozumienie z myśliwymi, Krzysztof Paszyk nie widzi niczego złego w udziale dzieci w polowaniach. Myśliwi publikują listę postulatów i znajdują w rządzie sojuszników
Zdjęcie moratorium na odstrzał łosi, „zarządzanie populacją” gatunków chronionych, udział dzieci w polowaniach, strzelanie z łuków, szkolenie psów myśliwskich na żywych zwierzętach, „zarządzanie populacją” chronionych gatunków, w tym wilka – to lista postulatów Polskiego Związku Łowieckiego (PZŁ).
Znalazła się w „Strategii zrównoważonego łowiectwa w Polsce do roku 2030 z perspektywą do roku 2035”, dokumencie, który ma wyznaczać kierunki zmian.
Jej autorzy – biolog prof. Dariusz J. Gwiazdowicz, prawnik dr Szymon Hatłas i zajmujący się naukami leśnymi dr Mikołaj Jakubowski – ostrzegają przed „ekoterroryzmem”i planowanymi przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska reformami dotyczącymi łowiectwa. Rekomendują zmianę wizerunku myśliwych, m.in. przez usunięcie i niepublikowanie zdjęć z zabitymi zwierzętami w mediach społecznościowych.
PZŁ opublikował dokument pod koniec kwietnia 2024. Teraz zyskuje sprzymierzeńców nie tylko w Pałacu Prezydenckim, ale również w rządzie.
Łowiectwo podlega pod Ministerstwo Klimatu i Środowiska – co dla myśliwych od momentu zmiany władzy jest sporym problemem. Autorzy Strategii podkreślają, że jednym z najważniejszych postulatów PZŁ jest „przywrócenie samorządności”.
W rządzie Zjednoczonej Prawicy mieli cały resort po swojej stronie, ich sprawami zajmował się wiceminister Edward Siarka, zapalony myśliwy. Obecnie ministerstwem zarządza Paulina Hennig-Kloska z Polski2050, a kwestie łowiectwa powierzono jej partyjnemu koledze Mikołajowi Dorożale. Wiceminister ma za sobą przeszłość aktywisty walczącego o przyrodę, jest wegetarianinem, a przed objęciem stanowiska wypowiadał się o myśliwych w bardzo nieprzychylnych słowach. Myśliwi wciąż wypominają mu filmik, na którym nazywa ich „patolami”.
„Nie ukrywam, że dla mnie to trudny temat. Jednak jestem w takiej roli, w jakiej jestem i muszę się w tym odnaleźć, moje osobiste oceny muszę odłożyć na bok. Szukam najlepszej możliwej formy, w jakiej powinniśmy prowadzić rozmowy ze środowiskiem łowieckim – w oparciu o chęć wysłuchania, zrozumienia, zobaczenia drugiej perspektywy” – mówił w rozmowie z OKO.press Dorożała.
Stanowisko wiceministra jest jednak zdecydowane: reforma łowiectwa to konieczność. Zaproponował już wykreślenie czterech gatunków ptaków z listy gatunków łownych. Jak opowiada, skala hejtu po tej decyzji była zaskakująca. „Nie raz słyszałem, dwuznaczne, że zostanę odstrzelony” – napisał na X.
Myśliwi reform jednak nie unikną – już rozpoczął prace zespół, który ma się nimi zająć. Pierwszy taki w historii, bo łączący ekspertów ze strony łowieckiej oraz tych ze strony społecznej. O składzie zespołu pisaliśmy w OKO.press:
Strategia, jaką opublikował PZŁ, jest zapowiedzią, o co myśliwi będą walczyć podczas prac zespołu. Przyjrzyjmy się dokładnie najważniejszym postulatom.
„Przywrócić myśliwym konstytucyjne prawo rodziców wychowywania dzieci” – tak brzmi przedstawiony w Strategii postulat.
Udział dzieci w polowaniach został zakazany w 2018 roku, jako część nowelizacji prawa łowieckiego. Do przepisów dodano art. 42a, który w punkcie 15. ustanawia, że „zabrania się wykonywania polowania w obecności lub przy udziale dzieci do 18. roku życia”. Nowelizacja uzyskała ponadpartyjne poparcie. Większość posłów i posłanek PiS była za, przeciwko głosowali ci z Kukiz'15 i PSL (12 z 16 osób). Mimo tego autorzy Strategii PZŁ piszą, że to „przeciwnicy łowiectwa doprowadzili do zakazu udziału dzieci w polowaniach”.
Myśliwi kilkukrotnie próbowali usunąć ten zakaz, co relacjonowaliśmy w OKO.press. Już kilka miesięcy po przyjęciu nowelizacji, Naczelna Rada Łowiecka apelowała o zmianę prawa „które zabrania wychowywania dzieci zgodnie z przekonaniami rodziców dotyczącymi polowań”. W 2020 Komitet Inicjatywy Ustawodawczej „Krzewienie Tradycji Łowieckiej” stworzył obywatelski projekt nowelizacji prawa łowieckiego, według której dzieci mogłyby brać udział w polowaniach – nie udało się jednak wprowadzić go w życie. Ostatnia próba to 2022 rok, tylną furtką. We wrześniu do Sejmu trafił projekt ustawy „o zmianie ustaw w celu likwidowania zbędnych barier administracyjnych i prawnych”. Jedną z tych ”barier" okazał się zakaz udziału dzieci w polowaniach. Ustawa miała go usunąć, jednak jeszcze zanim projekt trafił na salę plenarną, punkt wykreślono.
Myśliwi powtarzają za każdym razem argument o konstytucyjnym prawie, według którego rodzic decyduje o wychowaniu dziecka. Analizowała to prawniczka zajmująca się ochroną środowiska, mec. Karolina Kuszlewicz.
„Art. 48 ust. 1 Konstytucji stanowi co prawda, że »rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami«, ale w dalszej jego części wyznaczone są granice tego prawa, np. poprzez stopień dojrzałości dziecka, jego wolność sumienia oraz przekonania. Władza rodzicielska nie ma zatem charakteru bezwzględnego, zaś państwo powinno reagować tam, gdzie istnieje obawa, że prawa dziecka mogą być naruszane. I tak właśnie jest w przypadku zakazu zabierania dzieci na polowania” – pisała w „Wyborczej”.
Zwolennicy zakazu podkreślają, że widok i odgłosy konających zwierząt mogą być dla dzieci traumatyczne.
„Dzieci, które są świadkami przemocy, a taką jest zabijanie zwierząt, same doświadczają przemocy w postaci silnych, wyniszczających psychikę, traumatycznych przeżyć. Dzieci, które patrzą na zabijanie i konanie zwierząt, na potężne zranienia i krew, które słyszą krzyki umierających stworzeń, takie dzieci spłycają lub zatracają swoją empatię. Nawet jeśli dziecko w trakcie polowania nie okazuje emocji lęku czy strachu, samo bycie świadkiem, widok martwych ciał ma charakter przemocowy” – komentowała przy jednej z prób zniesienia zakazu Mirosława Kątna, psycholożka i założycielka Komitetu Ochrony Praw Dziecka.
W 2020 roku ponad 40 organizacji podpisało się pod listem otwartym w tej sprawie. W gronie sygnatariuszy znaleźli się m.in. Komitet Ochrony Praw Dziecka, Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę, Stowarzyszenie na rzecz Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie Niebieska Linia, UNICEF Polska.
„Przywrócić użytkowanie łowieckie łosia oraz wprowadzić inne gatunki zwierząt na listę łownych, zwłaszcza ptaki wyrządzające istotne szkody” – piszą autorzy Strategii. W dokumencie rozwijają tę myśl, pisząc, że należy „poważnie rozważyć zniesienie moratorium ochronnego na łosia, gdyż jego populacja wzrosła do skali nienotowanej w historii Polski, a skala szkód w uprawach oraz kolizji z pojazdami zbliża się do poziomu społecznie i gospodarczo nieakceptowalnego – co najmniej w ujęciu lokalnym i regionalnym”.
Jest w tym stwierdzeniu kilka manipulacji: Po pierwsze: mimo że GUS podaje liczebność łosi na poziomie 34,5 tys., to tak naprawdę nie znamy dokładniej wielkości populacji. Metody liczenia są niedoskonałe – polegają albo na obserwacji, podczas której przecież można policzyć jednego łosia kilkukrotnie albo na pędzeniu łosi w jedno miejsce, liczenie ich i wyciąganie średniej dla regionu. Naukowcy podkreślają, że nie ma takiego pojęcia jak „za dużo” łosi.
Populacja łosia jest zbyt liczna, gatunek wyrządza szkody rolnicze i powoduje wypadki drogowe. Dlatego należy polować na te zwierzęta.
„W Polsce jest jeszcze dużo miejsca dla łosi i nie możemy mówić o drastycznym wzroście populacji. Poziom szkód w uprawach leśnych i polnych nie jest tak wysoki, aby uzasadniał konieczność odstrzału łosia” – mówił w rozmowie z OKO.press prof. Rafał Kowalczyk z Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży.
Co więcej, policja nie dysponuje statystykami dotyczącymi liczby wypadków drogowych z łosiami. Takie wypadki są kwalifikowane jako zdarzenie z udziałem zwierzęcia, nikt nie zapisuje, o jaki gatunek chodzi. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie wypadki ze zwierzętami, to wciąż dostajemy zaledwie ułamek wszystkich wypadków drogowych w Polsce.
„Wypadki z łosiem, jak wynika z naszej analizy, którą przygotowaliśmy w Instytucie Biologii Ssaków PAN, zdarzają się najczęściej tam, gdzie kierowcy nie są przygotowani na pojawienie się tego zwierzęcia. Tam, gdzie łoś występuje dłużej, stosuje się już odpowiednie środki zaradcze, takie jak odlesienie poboczy poprawiające widoczność, znaki ostrzegające, ograniczenia prędkości” – mówił prof. Kowalczyk. Dodał, że w wypadkach z łosiami często winę ponosi kierowca, jadący nieostrożnie albo za szybko. „Tych powodów może być znacznie więcej, niż tylko pojawienie się łosia” – dodawał naukowiec.
Przypomnijmy: łosie wciąż są na liście gatunków łownych. Od 2001 roku obowiązuje jednak moratorium na ich odstrzał.
W Strategii pojawił się również postulat „zarządzania populacjami” niedźwiedzi, żurawi, dzikich gęsi i krukowatych, a przede wszystkim: wilków. „Na forum UE podjęto już kwestię ewentualnej redukcji populacji wilka. Z punktu widzenia PZŁ tego typu działania powinny opierać się na monitoringu liczebności wilka w okręgach oraz strefowym (regionalnym) zróżnicowaniu zarządzania populacją według prostej zasady: tam, gdzie populacja jest przegęszczona, a szkody i zagrożenia dla ludzi przekraczają dopuszczalny poziom – dokonuje się planowej redukcji. Zrzeszenie dysponuje grupą wybitnych specjalistów, którzy powinni uczestniczyć w grupie eksperckiej zarządzania populacją tego drapieżnika”.
Naukowcy zajmujący się wilkami już wielokrotnie odbijali te argumenty. „Wbrew powszechnemu przekonaniu tam, gdzie poluje się na wilki, poziom szkód w inwentarzu nie spada, a może nawet wzrastać (Wielgus i Peebles 2014). Ocalałe młodociane wilki pozbawione wsparcia rodziców, nie umiejąc jeszcze polować na większą i trudną zdobycz (jelenie, dziki), żeby przeżyć, polują na mniejsze i łatwiejsze ofiary, w tym zwierzęta gospodarskie” – pisała w swojej analizie prof. Sabina Pierużek-Nowak, prezeska Stowarzyszenia dla Natury Wilk.
Argumentów jest więcej, w tym m.in. większe zagrożenie hybrydyzacji z psami, zaburzenie struktury socjalnej, więcej konfliktów w grupach wilków, ograniczenie zasięgu występowania gatunku, niebezpieczeństwo chowu wsobnego („Partner zabitego wilka krzyżuje się z osobnikiem blisko spokrewnionym, np. ojciec z córką lub matka z synem. Ich szczenięta mogą mieć wady genetyczne" – wyjaśnia naukowczyni) czy mniejsza przeżywalność szczeniąt.
Tych argumentów myśliwi w swojej analizie nie biorą pod uwagę.
Myśliwi w Strategii zakładają również „zarządzanie populacjami" bobrów i kormoranów. To dwa gatunki objęte ochroną częściową – nie można do nich strzelać, chyba że Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska wyda tzw. derogację, odstępstwo od zakazu. PZŁ nie bierze jednak pod uwagę, że ewentualne konflikty z tymi gatunkami można rozwiązywać inaczej – niekoniecznie przez odstrzał. W przypadku bobrów stosuje się m.in. siatki ochronne na drzewa czy rury przelewowe, które odprowadzają wodę przez tamę bobrową.
Kormorany powodują szkody przede wszystkim na stawach hodowlanych, wyjadając ryby. Jak wynika z analizy Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków, istnieje kilka metod alternatywnych, które pozwalają uniknąć odstrzału. „Szczególnie przy zarybianiu rzek i jezior istnieją możliwości minimalizacji oddziaływania kormorana – od zmian pory roku, przez wielkość materiału zarybieniowego (np. narybek jesienny zamiast wiosennego) po zmianę składu gatunkowego zarybień. (...) Można także wprowadzać tzw. populacje buforowe – narybek mniej cennych gatunkowo ryb, które będą wyjadane w pierwszej kolejności. W przypadku stawów karpiowych już na etapie projektowania obiektu wskazane jest trzymanie narybku i kroczka w sąsiedztwie budynków i miejsc częstszego przebywania ludzi, co ma odstraszający wpływ na ptaki” – czytamy.„ Inną metodą jest utrudnianie kormoranom dostępu do wody, np. poprzez pokrycie stawów siatką. Płoszenie przez częste patrolowanie jest najbardziej efektywne na mniejszych stawach. Żeby uzyskać trwały efekt, musi być często powtarzane i w długim okresie” – pisze OTOP.
Najlepszym zabezpieczeniem ryb jest jednak renaturyzacja cieków wodnych. W naturalnych rzekach i zbiornikach ryby mają więcej kryjówek, w których mogą chronić się przed kormoranami.
Z założeniami Strategii można się kłócić, a naukowcy zajmujący się ochroną środowiska i bioróżnorodności mają szereg argumentów zbijających te przedstawiane przez myśliwych. Rozmowy w zespole ds. reformy łowiectwa na pewno nie są łatwe i rodzą pytanie: ile uda się ugrać myśliwym?
Postulatów zapewne nie poprze resort środowiska. Sojuszników muszą szukać więc gdzie indziej. Mimo że Strategia była opublikowana już wiosną, w lipcu opisała ją „Wyborcza”. Po tym artykule do jej założeń odniósł się minister rozwoju i technologii Krzysztof Paszyk z PSL. Pytany pod koniec lipca w TVN24 o udział dzieci w polowaniach, odpowiedział: „Jeśli rodzic uważa, że tak chce wychowywać swoje dziecko, to też uważam, że nie powinniśmy tego zabraniać”.
„Jestem zwolennikiem, żeby na kwestię łowiectwa patrzeć bez nadmiernych emocji, bez ideologizowania tej sprawy. Gospodarka łowiecka to jest też element niezwykle mocno oddziałujący na gospodarkę” – powiedział.
Myśliwych wspiera również Władysław Kosiniak-Kamysz. Już podczas kampanii wyborczej w 2023 roku, na spotkaniu z łowczymi zachęcał do głosowania na swoją partię. Miała być jedyną chroniącą interesy myśliwych w Sejmie. W czerwcu 2024 Ministerstwo Obrony Narodowej podpisało porozumienie z Polskim Związkiem Łowieckim. Ma ono, według Władysława Kosiniaka-Kamysza, „zwiększyć poziom bezpieczeństwa, pozwolić na uzupełnienie wzajemnych zdolności i wspólne przedsięwzięcia szkoleniowe”.
Minister napisał później na X: „Podpisane porozumienie z Polskim Związkiem Łowieckim zwiększy poziom bezpieczeństwa, pozwoli na uzupełnienie wzajemnych zdolności i wspólne przedsięwzięcia szkoleniowe. Chcemy wykorzystać dla obronności potencjał myśliwych, którzy mają pozwolenie na broń i są odpowiednio wyszkoleni”.
Na pytania „Wyborczej”, na czym ta współpraca ma polegać, resort odpowiedział, że PZŁ ma działać na rzecz popularyzowania wiedzy na temat obronności państwa. Planowana jest też organizacja szkoleń z udziałem myśliwych, żołnierzy i pracowników MON.
Postulaty myśliwych popiera również prezydent Andrzej Duda. W opublikowanych w lipcu 2024 „Rekomendacjach w sprawie Strategii Bezpieczeństwa Narodowego RP” sugeruje, żeby łowiecką strategię włączyć do tej dotyczącej bezpieczeństwa kraju. „Po raz pierwszy w historii Polski Związek Łowiecki aktywnie uczestniczył w opracowaniu tych rekomendacji, ściśle współpracując z Szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego. W wyniku tej współpracy, w rozdziale dotyczącym ochrony środowiska naturalnego, znalazła się rekomendacja Prezydenta RP dotycząca stworzenia skutecznej legislacji na rzecz ochrony środowiska, poprzez realizację celów strategii zrównoważonego rozwoju oraz strategii zrównoważonego łowiectwa” – chwalił się PZŁ.
„Zmiana rządu i wybrana, demokratyczna koalicja obudziła nadzieje społeczeństwa na długo oczekiwane zmiany w ochronie przyrody i w samym łowiectwie. Ministerstwo Klimatu i Środowiska powołało nawet specjalny Zespół ds. reformy łowiectwa, który te zmiany ma wypracować przy wspólnym stole z myśliwymi. Czy można jednak liczyć na jakiekolwiek porozumienie z myśliwymi i posypanie przez nich głowy popiołem? Jak widać nie, zupełnie nie” – komentowała Koalicja Niech Żyją.
To między innymi przed nią ostrzega Strategia PZŁ pisząc o „ekoterroryzmie” – choć nie wymieniają jej z nazwy. Niech Żyją jest największą antyłowiecką koalicją w Polsce, a jej przedstawiciele są członkami ministerialnego zespołu zajmującego się reformą łowiectwa.
Autorzy Strategii wyliczają postulaty ruchów sprzeciwiających się polowaniom. Jak pisze PZŁ, najważniejszym jest całkowity zakaz polowań. Taki postulat jednak nie widnieje na liście 20 koniecznych zmian, opracowanej przez Niech Żyją.
W 2020 naukowcy zajmujący się ochroną środowiska i gatunków napisali list pt. „Reformujmy łowiectwo, zanim będzie za późno”. Nie piszą w nim o likwidacji łowiectwa. Wyjaśniają jednak, że musi ono przejść konieczne zmiany. „Nie odmawiamy łowiectwu potencjalnie pomocniczej roli w racjonalnym gospodarowaniu zasobami przyrodniczymi i łagodzeniu konfliktów na linii człowiek – dzikie zwierzęta. Uważamy jednak, że obecny model gospodarki łowieckiej nie spełnia kryteriów racjonalnego, zrównoważonego i opartego na wiedzy zarządzania”.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Komentarze