0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Sławomir Kamiński / Agencja GazetaSławomir Kamiński / ...

Bezwstydne i zadowolone z siebie kłamstwo, bezprawie w świetle "prawa", jawne łamanie praworządności rzekomo w jej obronie, obrzydliwe akcje propagandowe przeciwko kolejnym grupom obywateli.

Już wiele razy zabrakło nam słów potępienia (i osłupienia), gdy okazało się, że żadne granice (np. człowieczeństwa) nie są do polskiego rządu barierą. Tak jest i teraz przy działaniach władzy wobec uchodźców na — nomen omen — granicy.

Jako dziennikarze dokumentujący wydarzenia i zmiany zachodzące w przestrzeni publicznej jesteśmy zmuszeni te niegodziwości i absurdy śledzić. I piętnować, i nie dopuścić, by o nich zapomniano.

Oto lista pięciu takich działań władzy na granicy, które nie zmieściły nam się w głowie. A jednak się wydarzyły.

1. Konferencja z krową (czyli klaczą)

Konferencja, po której określenie "goebbelsowska propaganda" nie było już przesadą. Na całkiem poważnej konferencji ważnych ministrów zawiadujących resortami siłowymi (czyli kluczowymi dla bezpieczeństwa państwa) dwóch mężczyzn wyszło i z zatroskanymi minami pokazało pornograficzne zdjęcia z udziałem zwierząt. Miały one być znalezione w telefonach imigrantów. Na tej podstawie stwierdzono, że osoby, które chcą przedostać się do Polski to zoofile. Na podstawie zdjęć z egzekucji, przedstawiających bojowników Państwa Islamskiego wnioskowano, że te osoby to terroryści.

Ta konferencja był okrutna i absurdalna pod kilkoma względami:

- To obrzydliwa propaganda, której celem było odczłowieczenie ludzi przebywających na granicy i "przylepienie" do nich budzących strach dewiacji i zboczeń. Pisaliśmy o tym tutaj:

Przeczytaj także:

- Zdjęcie z krową (a raczej koniem) jest ogólnodostępne w internecie od lat - to kadr ze starego pornograficznego nagrania. Nie zostało zrobione przez osoby, w których telefonach miały zostać znalezione. Czyli trzech ważnych mężczyzn - szef MON, szef MSWiA, komendanta głównego Straży Granicznej - na serio przedstawia zdjęcia ściągnięte z internetu jako dowód na przestępczą działalność grupy osób. Inne zdjęcia także są ogólnodostępne, o czym w kolejnym punkcie.

- Jak, do cholery, działają polskie służby? Anna Mierzyńska w OKO.press pyta: "Dlaczego osoby, decydujące się na nielegalne przekroczenie granicy, mają przy sobie w telefonach fotografie, o których wiadomo, że mogą wzbudzić wątpliwości każdej służby granicznej? To, poza wymienionymi, zdjęcie mężczyzny wciągającego nosem narkotyk, zdjęcia broni, filmy z zamachów, spotkań organizacji terrorystycznych. Przecież przenoszenie takich zdjęć przez granicę byłoby działaniem wręcz samobójczym, a już na pewno zupełnie nieprzemyślanym". Co więcej, pisze Mierzyńska, przestawione na konferencji zdjęcia mają pochodzić od osób, przebywających w strzeżonych ośrodkach dla cudzoziemców na terenie Polski. "Kiedy uważnie odsłuchamy transmisję z opisywanej konferencji, okaże się, że w samej prezentacji nie ma mowy o tym, iż zebrane dane pochodzą od imigrantów przekraczających polsko-białoruską granicę – nie, one pochodzą od skontrolowanych cudzoziemców, przebywających w środkach strzeżonych.

Mogli oni przekroczyć polską granicę w różnych miejscach, ba, także w różnym okresach – tego już bowiem nie sprecyzowano. Wątpliwości co do tego, o kim tak naprawdę mówili ministrowie, mają podstawy – na planszy ze zdjęciami wskazującymi na zoofilię pojawiła się informacja: „Zwolennik talibów, do RP przybył szlakiem bałkańskim”.

Tymczasem szlak bałkański prowadzi do Unii Europejskiej przez Albanię, a nie przez Białoruś. Co ma więc ów człowiek wspólnego z sytuacją na wschodniej granicy naszego kraju?".

"Nie wiadomo, czy to te osoby umieściły zdjęcia, które się na nich znajdują. Te osoby mogły mieć przy sobie telefony, które ktoś im dał. Mogli to być na przykład przemytnicy ludzi, którzy często zabierają migrantom ich telefony (…) Nie możemy wykluczyć, że niektóre z tych telefonów zostały specjalnie wręczone uchodźcom, aby wywołać ferment", mówił OKO.press Grzegorz Małecki, były szef Agencji Wywiadu.

Jest to więc całkowity blamaż polskiej władzy nie tylko pod względem etycznym. To mają być dowody, które zbierają nasze służby? I tymi dowodami tak radośnie się dzielą? Tak chronią państwo? A jeżeli w sprawach dotyczących realnych zagrożeń dla bezpieczeństwa państwa też tak działają? To bardzo możliwe, a wtedy mamy poważny problem.

2. "Wracaj do Mińska"

Znacie alerty, które dostajemy, szczególnie latem, gdy zbiera się na poważną burzę. Wysyła je mieszkańcom odpowiednich województw Rządowe Centrum Bezpieczeństwa. "Uwaga! Dziś w nocy i jutro rano, burze, silny wiatr, ulewny deszcz i grad". To dla naszego bezpieczeństwa.

Tym razem wiadomości dostają osoby, których telefon komórkowy znalazł się blisko granicy.

"Polska granica jest zamknięta. Władze Białorusi mówią nieprawdę. Wracajcie do Mińska! Nie bierzcie żadnych tabletek od białoruskich żołnierzy", dowiadują się osoby, które znalazły się niedaleko granicy z smsów, którymi chwali się władza.

Ten komunikat jest absurdalny na każdym poziomie.

Po pierwsze, osoby, które znalazły się już na granicy, nie mają możliwości powrotu do Mińska. Jeżeli faktycznie Łukaszenka zwozi ludzi na granicę i tam ich zostawia na pastwę losu i polskich pograniczników, nie pozwala im przecież wrócić do Mińska. To przecież sedno jego działań.

Wyobraźcie sobie, że stoicie na mokradłach na granicy z małymi dziećmi. Nie macie jedzenia, picia i ciepłych ubrań. I dostajecie informację, żeby wracać do Mińska. Może nawet byście wrócili (bo polska SG wyrzuca was co chwilę na stronę białoruską), ale jak? Białoruscy pogranicznicy także was przeganiają, szczują psami i bronią. Jeżeli już bawić się w tego typu komunikaty, lepiej je wysłać do osób, które mają jeszcze wybór.

Po drugie, o co chodzi z tymi pigułkami? To pewnie odprysk "ustaleń polskich służb" o tym, że Białoruś podaje uchodźcom narkotyki. A co jeżeli strona białoruska podaje także leki? Tak zresztą utrzymywała polska prawicowa propaganda w sprawie Usnarza Górnego - że uchodźcy otrzymują wszystko, co potrzebne, od Białorusinów. To jak z tymi tabletkami?

Po trzecie, komunikat dostają także mieszkańcy polskiego pogranicza - Polacy, Białorusini mieszkający w Polsce na stałe, Podlasianie powracający z pracy za granicą lub od rodziny. Dostali je na przykład nasi czytelnicy, którzy:

  • mają numer ukraiński,
  • mają numer polski, mieszkają w Białymstoku i właśnie wylądowali w Polsce po zagranicznej podróży,
  • mają numer np. angielski, bo mieszkają za granicą i przylecieli do rodziny na Podlasiu w odwiedziny.

Gdzie jest logika i sens?

3. Rzecznik Praw Dziecka, który apeluje o ochronę... granic

„Dzieci w momencie, w którym znajdowały się na terenie Polski, niewątpliwie podlegały ochronie przez organy RP. W tej sprawie głos ma prawo i obowiązek zabrać zarówno Rzecznik Praw Obywatelskich, jak i Rzecznik Praw Dziecka. Do tego zobowiązuje przyzwoitość i moralne powinności. Nie powinniśmy odwracać głowy od osób potrzebujących, które potrzebują pomocy i wsparcia. Wypchnięcie dzieci z bezpiecznego terenu na teren niebezpieczny nigdy nie powinno się zdarzyć. Nie wiem, czy te dzieci korzystały z pomocy medycznej. Powinny zostać nakarmione i ubrane.

Zdjęcia, które działacze praw człowieka przekazują opinii publicznej, wołają o pomstę do nieba”.

Rozmowę z byłym RPD znajdziecie w tekście o tym, do czego zobowiązana jest Polska jako sygnatariusz Konwencji o prawach dziecka:

"Rzecznik Praw Dziecka potwierdza przypadki wykorzystywania dzieci przez służby białoruskie i migrantów w celu nakłonienia funkcjonariuszy Straży Granicznej do odstąpienia od zatrzymania. Dzieci są m.in. specjalnie rozbierane i wyziębiane", napisał natomiast obecny Rzecznik Praw Dziecka Mikołaj Pawlak. Nie doszukał się łamania praw dziecka w działaniach SG na granicy. Nie zauważył nielegalnego wypychania i wywożenia do lasu.

Ale za to zaapelował: "Mikołaj Pawlak prosi wszystkie strony polskiej sceny politycznej, media i komentatorów, aby podjęli wspólne działania na rzecz wzmocnienia ochrony polskich granic, wsparcia funkcjonariuszy Straży Granicznej, Policji i żołnierzy Wojska Polskiego zapewnienia bezpieczeństwa najsłabszym ofiarom konfliktu migracyjnego – dzieciom i rodzinom, z poszanowaniem międzynarodowego i krajowego prawa".

Bo to jest właśnie najważniejsze w działaniu RPD - apel o ochronę granic.

4. Propaganda TVP

Tutaj nie spodziewaliśmy się wiele. A jednak - jak donosiła Wirtualna Polska, propaganda TVP rozzłościła nawet polityków PiS. To już coś.

Od samego początku kryzysu na granicy rządowe media konsekwentnie uprawiają odczłowieczającą propagandę dotyczącą osób na granicy. "Szokujące materiały służb o zatrzymanych migrantach: terroryzm, dekapitacje, dewiacje” – streściło konferencję z krową Kamińskiego TVP.Info.

"Zgwałcił krowę, chciał dostać się do Polski? Szczegóły ws. migrantów na granicy [WIDEO]" - taki zachęcający tytuł nosił artykuł o konferencji z krową na portalu TVP.info.

TVP jest też pełne grup dobrze ubranych młodych mężczyzn, którzy opowiadają, jak bardzo chcą do Niemiec. O dzieciach, przemarznięciach, braku jedzenia i push-backach, dobrze już dziś udokumentowanych przez media i aktywistów - ani słowa.

O tym, jak propaganda TVP wspiera rządową narrację wojenną pisał w OKO.press Piotr Osęka:

Jedną z wielu propagandowych opowieści - włąściwie fejk niusów - lansowanych przez TVP były "czekoladki w Michałowie". 4 października źródła tej historii opisała w OKO.press Anna Mierzyńska. Zaczęło się od filmu dziennikarzy Onetu, którzy udokumentowali, jak ludzie, w tym dziennikarze, rzucają kurdyjskim dzieciom w ośrodku SG w Michałowie słodycze. Opowieść zostaje zniekształcona przez greckie konto na Twitterze: „Polska, na granicy z Białorusią (Michałowo). Solidarność w obecności kamer za ogrodzeniem, rzucanie czekoladkami, aby przyciągnąć dzieci i robienie zdjęć, których potrzebują, aby manipulować publicznością poprzez emocjonalny szantaż” – tak film opisał @stavroforos_, używając języka greckiego.

Dalej już poszło - najpierw prawicowy twitter, potem prawicowe media, na końcu TVP. Mimo wielokrotnego prostowania faktów przez dziennikarzy (m.in. tego, że na filmie żadna z dziennikarek GW nie rzuca słodyczy, robi to jakaś inna osoba), którzy byli tego dnia na miejscu, nikt nie usunął twittów i artykułów o tym, że "dziennikarze karmią dzieci, by zrobić lepsze zdjęcia".

W niedzielę 3 października na TVP Info pojawił się tekst, zatytułowany „»Traktuje dzieci jak kaczki w parku«. Jak dziennikarka »GW« robiła zdjęcia w Michałowie”. Nie zawiera w zasadzie żadnej innej treści poza tweetami prawicowych dziennikarzy.

Cały tekst Anny Mierzyńskiej tutaj:

5. Wywiezienie dzieci do lasu

Rozumiemy (chociaż nie wszyscy się z tym zgadzamy) politykę ograniczania przepływu ludzi przez granicę. Nie oznacza to jednak nielegalnych push-backów, czyli wypychania ludzi przez granicę, gdy już się znaleźli po polskiej stronie. Przypomnijmy - służby mają obowiązek wszcząć wobec osób napotkanych po polskiej stronie jakieś procedury np. przyjąć do rozpatrzenia wnioski o ochronę międzynarodową. Ale nie tylko. W analizie prawnej Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka czytamy: "Wobec cudzoziemców stawiających się na przejściach granicznych, jak i tych przekraczających granicę w sposób nieuregulowany, na pozostałych jej odcinkach, w przypadku, gdy nie występują oni z wnioskiem o udzielenie ochrony międzynarodowej, powinny być wszczynane postępowania: w sprawie odmowy wjazdu lub w sprawie zobowiązania do powrotu; ani prawo krajowe ani prawo unijne nie przewidują możliwości faktycznego odsyłania cudzoziemców poza granicę państwa, bez wydania odpowiedniej decyzji".

Tymczasem na granicy dzieją się rzeczy, które są nie tylko nielegalne, ale też całkowicie łamią nasze wyobrażenia o człowieczeństwie. To na przykład wywożenie z powrotem na granicę (do lasu, w bagna) małych, czasem kilkumiesięcznych dzieci i pozostawienie ich na granicy, czasem pod lufą białoruskich pograniczników.

Na granicę zostały między innymi odwiezione dzieci z Michałowa, o których pisały media, m.in. OKO.press. Udało nam się dowiedzieć, co stało się z kilkoma osobami z Michałowa:

OKO.press jest na granicy i dokumentuje wiele takich sytuacji tutaj.

Wiemy, że niekiedy pojedynczy polscy strażnicy graniczni "pod stołem" pomagają osobom na granicy. Wszystko, co ludzkie na granicy odbywa się pod stołem. Jak to możliwe, że trzeba ukrywać działania humanitarne, a można pokazać bezprawie? Wydawało się, że tej pory ukrywali się ci, którzy robili coś złego, lub łamali prawo.

I to nie mieści nam się w głowie.

;

Udostępnij:

Magdalena Chrzczonowicz

Wicenaczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej przez 15 lat pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Komentarze