0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Agnieszka Sadowska / Agencja GazetaAgnieszka Sadowska /...

Ani się obejrzeliśmy, a rząd Prawa i Sprawiedliwości ogłosił, że Polska jest w stanie wojny.

"Mamy do czynienia z sytuacją, którą można określić jako wojnę hybrydową. Wojnę hybrydową, którą wypowiedziała nam Białoruś (...). Obowiązkiem rządu jest zapewnienie bezpieczeństwa obywatelom, zapewnienie nienaruszalności granicy państwowej. I polskie służby wspierane przez polskie wojsko, realizują ten obowiązek" - stwierdził 23 sierpnia na antenie Polsat News minister Michał Dworczyk.

"Mamy do czynienia z wojną hybrydową, z atakiem na Polskę" - to słowa szefa resortu obrony narodowej Mariusza Błaszczaka, również z 23 sierpnia. Błaszczak dodał, że "podwoimy liczbę żołnierzy służących na granicy polsko-białoruskiej do dwóch tysięcy żołnierzy", a dowódca 16. Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej gen. dywizji Krzysztof Radomski jest na to przygotowany.

"Działania reżimu Łukaszenki traktujemy jako element wojny hybrydowej" - stwierdził premier Mateusz Morawiecki po rozmowie z szefami rządów Litwy, Łotwy i Estonii 21 sierpnia. Rozmowa odbyła się z inicjatywy Polski. We wtorek 24 sierpnia na granicy z Białorusią premier podziękował zaś żołnierzom i funkcjonariuszom Straży Granicznej: "Wykonujecie podstawowy obowiązek ochrony polskich granic, obrony polskiego terytorium" - stwierdził.

Pomijamy tu liczne wypowiedzi i publikacje przychylnych rządowi mediów w rodzaju wpisu Przemysława Wenerskiego z TVP, który nazwał uchodźców wymierzoną w Polskę "bronią biologiczną".

Przeczytaj także:

Migranci z Usnarza jako wojenny plakat

Gdyby Polacy mieli jednak pewne wątpliwości, czy 700 migrantów (liczba podana przez Morawieckiego), którzy w ostatnich dniach nielegalnie przekroczyli granicę, na pewno stanowi śmiertelne zagrożenie dla 38 milionowego kraju (a więc jeden migrant przypada na 52,9 tys. Polaków) o powierzchni 312,7 tys. km. kwadratowych (a więc jeden migrant przypada na 446 km. kw.), rząd zadbał o odpowiednie dekoracje.

Tak więc minister Błaszczak i premier Morawiecki wystąpili w wojennym sztafażu.

Szef MON w mundurze w kolorze khaki na tle żołnierzy w pełnym rynsztunku bojowym:

Minister Mariusz Błaszczak na granicy z Białorusią
Fot. Grzegorz Dąbrowski / Agencja Gazeta

Premier w umundurowaniu zielonym, na tle szpaleru żołnierzy i pograniczników, pochylając się z uwagą nad sztabową mapą:

Premier Mateusz Morawiecki na granicy z Białorusią
Fot. Kancelaria Premiera / Twitter

Każda wojna musi mieć również swój symbol. W przypadku Prawa i Sprawiedliwości stała się nim grupa kilkudziesięciu uchodźców w Usnarzu Górnym, otoczona przez wojsko i pograniczników, odcięta przez polskie władze od pomocy i prawa do złożenia wniosku o ochronę międzynarodową. Rząd PiS argumentuje, że migranci znajdują się po stronie białoruskiej i to reżim Łukaszenki powinien udzielić im pomocy, obrońcy praw człowieka i Rzecznik Praw Obywatelskich wskazują jednak, że Polska łamie swoim postępowaniem prawo.

Powodowanie cierpienia osób przetrzymywanych na granicy w nieludzkich warunkach nie ma żadnego racjonalnego celu: przy 700 migrantach już czekających na decyzję o swoim losie w polskich ośrodkach dla cudzoziemców, wpuszczenie na teren kraju 30 osób z Usnarza Górnego nie miałoby (nawet z punktu widzenia bardzo restrykcyjnej polityki antyimigracyjnej) żadnego przełomowego znaczenia.

Muszą cierpieć tylko dlatego, że polski rząd uznał ich za poręczny propagandowy wihajster: by zaistnieć w świadomości odbiorców, wojna musi zostać sfilmowana i stać się spektaklem.

Czym jest właściwie wojna hybrydowa?

Na czym polega wojna hybrydowa, w której według rządu walczymy z Białorusią? Najlepszy z punktu widzenia władzy jest fakt, że przy odpowiednim nastawieniu może polegać na każdej aktywności innego państwa, którą uważamy za wrogą:

  • może być klasycznym atakiem zbrojnym, ale w kamuflażu - jak "zielone ludziki" Putina na Ukrainie,
  • może być atakiem hakerskim wymierzonym w ważną dla państwa infrastrukturę,
  • może być zorganizowanym aktem siania dezinformacji w mediach społecznościowych na masową skalę,
  • może być próbą ingerencji w demokratyczny proces wyborczy.
Wreszcie jednak - jak widzimy - może być definiowana jako działanie na względnie małą skalę, w postaci kierowania migrantów do atakowanego państwa.

"Wojna hybrydowa" to rzecz jasna byt i pakiet działań groźnych, które mają miejsce w rzeczywistości, pojęcie istniejące w świecie wojskowości, dyplomacji i wywiadu od kilkunastu lat. Działania o charakterze wojny hybrydowej najczęściej są przypisywane Rosji. Nie ma też wątpliwości, że kryzys migracyjny najpierw na granicy z Białorusi z Litwą, a teraz na granicy z Polską to intencjonalne działanie reżimu Aleksandra Łukaszenki - pisaliśmy o tym w OKO.press już w lipcu.

Jednak nie każde wrogie działanie, czy konflikt międzynarodowy ma charakter wojenny: "zielone ludziki" Putina, czyli oddziały wojskowe prowadzące regularne działania zbrojne na Ukrainie, to nie to samo, co kilkaset, czy nawet kilka tysięcy osób z Bliskiego Wschodu i Afryki u granic piątego co do wielkości kraju Unii Europejskiej.

Dlaczego więc rząd PiS tak ochoczo stosuje wojenną retorykę?

Na wojnie opozycja to piąta kolumna

Odpowiedź dają słowa Mateusza Morawieckiego z 24 sierpnia: "Przedstawiciele opozycji, nie destabilizujcie sytuacji politycznej, nie destabilizujcie sytuacji w UE. Apeluję o jedność, o solidarność, o odpowiedzialność. (...) Przestrzegamy przed fake newsami, przed propagandą, a czasami podłymi słowami, które padają także tutaj, ze środka, w Polsce, które padają na podatny grunt niektórych portali, niektórych mediów. Niestety mamy do czynienia ze zorganizowaną akcją ze strony reżimu Łukaszenki i musimy jej dać bardzo zdecydowany odpór".

Wypowiedź premiera Morawieckiego to symbol próby militaryzacji sfery publicznej i sporu politycznego. Jeśli mamy wojnę, naturalne jest zjednoczenie całego społeczeństwa z władzą, a każda krytyka poczynań rządzących może być uznana za przykład działalności piątej kolumny: zbyt krytyczni dziennikarze, politycy, aktywiści to w tej logice świadomi lub nieświadomi dywersanci działający w interesie reżimu Łukaszenki. Wprost działania opozycji w ten sposób określił już wiceminister edukacji Tomasz Rzymkowski.

Kiedy krytyka rządu np. za przetrzymywanie bez pomocy ludzi na granicy będzie uprawniona? Nigdy, dopóki nie zdecyduje o tym rząd.

Nawet jeśli już według zapowiedzi władzy otoczymy granicę lądową z Białorusią płotem i drutem kolczastym, wojna hybrydowa się nie skończy. Zawsze mogą pojawić się kolejne prowokacje i wrogie działania domagające się frontu narodowej jedności i zawieszające zwykłą debatę publiczną. Skoro to rząd ogłosił, że jesteśmy na wojnie, tylko rząd może proklamować rozejm.

Taka sytuacja to ogromne zagrożenie dla praw obywatelskich. Wojna domaga się bowiem rozwiązań ustawowych, które zaostrzą kontrolę, zawieszą zbyt liberalne rozwiązania i ułatwią rządowi obronę przed agresją - jednym słowem wezmą społeczeństwo w kamasze.

Przykład takiej legislacji pojawił się w ostatnich godzinach: do Sejmu wpłynął rządowy projekt nowelizacji ustawy o cudzoziemcach. Projekt jest próbą zalegalizowania działań, które od dwóch tygodni Straż Graniczna podejmuje na granicy polsko-białoruskiej wobec grupy m.in. Afgańczyków i Irakijczyków. Nowelizacja ogranicza możliwość złożenia wniosku o ochronę międzynarodową, gwarantowaną przez konwencję genewską. Linia propagandy podczas procedowania projektu będzie jasna: kto będzie przeciw, w wojnie z Białorusią opowie się po stronie Łukaszenki.

Nie jest również wykluczone, że wojna hybrydowa stanie się nowym pretekstem na rzecz uchwalenia ustawy wymierzonej w telewizję TVN. Skoro Polska jest na wojnie, musi mieć również kontrolę nad mediami, nieprawdaż?

To będzie wygodne wytłumaczenie dla prezydenta Andrzeja Dudy, dlaczego podpisał ustawę (jeśli ostatecznie przejdzie przez Sejm po poprawkach Senatu), choć wcześniej sugerował weto.

Ta taktyka obozu władzy to również test dla opozycji: im bardziej da się zaszantażować wojenną retoryką, tym trudniej będzie wrócić później do względnej normalności.

Że wcale nie jest to proste, pokazuje "wojna z terrorem" proklamowana przez Georga W. Busha po atakach na Waszyngton i Nowy Jork z 11 września 2001 roku. Realne zagrożenie międzynarodowym terroryzmem stało się w USA pretekstem do ograniczenia praw obywatelskich, nadużyć i wywołania - zwłaszcza w pierwszych latach - atmosfery patriotycznego wzmożenia, gdy wątpliwości wobec kolejnych posunięć administracji Busha traktowano jako (świadome lub nie) działanie na rzecz terrorystów z Al-Kaidy.

W kolejnych tygodniach wyjaśni się, czy w Polsce ulegniemy podobnej presji. Mówiąc obrazowo, czy polska demokracja będzie ubrana po cywilnemu, czy w polowy mundur w kolorze khaki.

;

Udostępnij:

Michał Danielewski

Wicenaczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi

Komentarze