Przejęcie władzy przez Talibów w Afganistanie i sytuacja na granicy z Białorusią reaktywowały temat uchodźców w polskiej polityce. Na razie rządzący PiS nie uruchomił w pełni ksenofobicznej kampanii znanej z lat 2015-2018. Zmiana, czy cisza przed burzą?
Wywołany m.in. przez wojnę w Syrii kryzys uchodźczy z 2015 roku stał się dla Prawa i Sprawiedliwości jednym z wehikułów do zdobycia władzy, a w kolejnych latach sposobem na utrzymanie poparcia. Przyjęty przez Unię Europejską system relokacji uchodźców z obozów we Włoszech i Grecji, który miał odciążyć państwa południa UE i w miarę równomiernie rozłożyć między państwa członkowskie grupy uciekinierów z Bliskiego Wschodu i Afryki. Polska w ramach tego programu miała przyjąć kilka tysięcy osób (dokładne liczby zmieniały się w czasie). Zgoda rządu Ewy Kopacz na to rozwiązanie stała się dla PiS pretekstem do rozpętania bezprecedensowej narodowej histerii opartej na rasistowskich kliszach, przekłamaniach, kłamstwach.
Efekt? W czerwcu 2015 roku 72 proc. Polaków opowiadało się za przyjmowaniem uchodźców z krajów objętych konfliktami zbrojnymi, w lutym 2016 roku ten odsetek spadł do zaledwie 39 proc.
Teraz, w sierpniu 2021 roku, w związku z przejęciem władzy w Afganistanie przez Talibów i polityką białoruskiego dyktatora Aleksandra Łukaszenki temat wraca.
Czy PiS ponownie sięgnie po ksenofobię, by podratować słabe sondaże i umocnić wymykająca się z rąk władzę?
Afgańczycy już przed wycofaniem wojsk amerykańskich i przejęciem władzy w kraju przez Talibów stanowili drugą największą grupę uchodźczą na świecie: ONZ szacuje ich liczbę na 2,5 miliona. Dane Organizacji Narodów Zjednoczonych wskazują, że tylko w 2021 roku ok. 400 tys. Afgańczyków zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów. Wszystko to wskazuje, że schronienia w innych państwach, również w krajach europejskich, może wkrótce szukać nawet ponad milion osób z Afganistanu.
Do tego dochodzi polityka białoruskiego dyktatora Aleksandra Łukaszenki, który w odpowiedzi na sankcje UE po krwawych represjach reżimu wobec obywateli, stara się używać uchodźców jako środka nacisku na państwa Unii. Z problemem napływu uchodźców dowożonych na granicę borykały się najpierw Łotwa i Litwa.
Jak skarżył się w rozmowie z Deutsche Welle wiceminister spraw wewnętrznych Litwy Arnoldas Abramavicius, biura podróży w sąsiedniej Białorusi celowo wabią osoby z Bliskiego Wschodu i Afryki, aby umożliwić im wyjazd z Mińska w kierunku krajów granicy UE oraz rozpowszechniają fake newsy, że Mińsk jest furtką dla uchodźców do Unii Europejskiej.
Pisaliśmy w OKO.press, że najwyżsi białoruscy urzędnicy nie kryją się z tym, że nagły wzrost liczby migrantów przekraczających granicę ma związek z działaniami reżimu. Zarówno sam Łukaszenka, jak i wracający do łask dyktatora minister spraw zewnętrznych Uladzimir Makiej jednoznacznie sugerują to w wypowiedziach: „Jeśli [red. unijni decydenci] blokują inwestycje i wprowadzają sankcje, nawet sektorowe… Niech nie dziwią się, że nagle pobiegli do nich migranci”.
Dla władz w Mińsku nielegalna migracja stała się narzędziem politycznego nacisku.
Teraz przyszła pora na Polskę: tragedia kilkudziesięciu osób z Iraku i Afganistanu, które utkwiły na granicy Białorusi i Polski, jest szeroko opisywana przez media, również przez OKO.press, nasi reporterzy jako jedni z pierwszych byli na miejscu.
Polska Straż Graniczna odmawia wpuszczenia tych osób na teren Polski i odmawia również przyjęcia od nich wniosków o azyl bądź ochronę międzynarodową.
Jak relacjonuje obecny na granicy poseł Lewicy Maciej Konieczny (Razem): "Tak w tej chwili wygląda sytuacja na granicy polsko-białoruskiej w okolicy Usnarza Górnego. Mężczyzna z podniesionymi rękami chce zgodnie z prawem złożyć wniosek o ochronę międzynarodową. Straż Graniczna mu to fizycznie uniemożliwia i kompletnie ignoruje jego błagania". Takie postępowanie Straży Granicznej jest sprzeczne z prawem międzynarodowym. Polska pod rządami PiS w 2020 roku przegrała już sprawę przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka dotyczącą właśnie odmowy przyjęcia takiego wniosku. W OKO.press opisywaliśmy, jak wygląda sytuacja osób próbujących przekroczyć granicę w Brześciu-Terespolu:
Na te wydarzenia nakłada się zmiana stosunku Polaków do przyjmowania uchodźców w porównaniu do lat 2015-2018. Z lutowego sondażu Kantar dla Biura Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców (UNHCR) wynika, że:
Badania dotyczące uchodźców dotykają kwestii budzącej silne emocje i jako takie (podobnie jak w sprawie aborcji) są podatne na sposób zadania pytania. Ale nawet jeśli uznamy, że sposób opisu kwestii uchodźców w omawianym badaniu sprzyja pozytywnym odpowiedziom, i tak nie ulega wątpliwości, że strach przed innym dominujący w badaniach pięć lat temu jest przeszłością.
Być może to jest powód, dla którego opowieść rządzących o sytuacji w Afganistanie i kryzysie na granicy z Białorusią jest na razie powściągliwa. W każdym razie w porównaniu do tego, co działo się w latach 2015-2018.
Przypomnijmy, jak było.
W 2015 roku Jarosław Kaczyński straszył w Sejmie strefami szariatu, które mogą powstać w Polsce. Szef PiS wygłosił kuriozalną przemowę opartą na fake newsach, przekłamaniach i ordynarnej ksenofobicznej oraz islamofobicznej propagandzie:
"[W Szwecji] są 54 strefy, gdzie obowiązuje szariat, i nie ma żadnej kontroli państwa. Są obawy przed wywieszaniem szwedzkiej flagi na szkołach, tam jest taki obyczaj, dlatego że na tej fladze jest krzyż. Okazuje się, że szwedzkim dziewczętom, uczennicom nie bardzo już dzisiaj wolno chodzić w krótkich strojach, bo to też się nie podoba.
Co się dzieje we Włoszech? Pozajmowane kościoły, traktowane niekiedy jako toalety. Co się dzieje we Francji? Nieustanna awantura, też wprowadzany szariat, patrole, które pilnują przestrzegania szariatu. Tak samo w Londynie, a także w najmocniejszych, najtwardszych pod tym względem Niemczech tego rodzaju zjawiska też mają miejsce. Czy chcecie państwo, żeby to pojawiło się także w Polsce, żebyśmy być g być gospodarzami we własnym kraju? Czy tego chcecie?"
- pytał w Sejmie 16 września w Sejmie Kaczyński.
Wkrótce sympatyzujący z PiS tygodnik "wSieci" (dziś "Sieci") braci Michała i Jacka Karnowskich opublikował fotomontaż z premier Ewą Kopacz w burce i z pasem szachidki, podając, powołując się na bliżej niesprecyzowane źródła w Komisji Europejskiej, że do Polski ma przybyć "100 tys. muzułmanów". W rzeczywistości ta liczba wynosiła niespełna 7 tysięcy.
Nie przeszkodziło to Kaczyńskiemu spytać 13 października 2015 roku:
"Czy te informacje o jakichś porozumieniach odnoszących się do sprowadzenia do Polski 100 tys. muzułmanów, czy to jest prawda?".
I dalej mówił tak: "Powinien odpowiedzieć minister zdrowia, bo to są kwestie związane z różnego rodzaju niebezpieczeństwami w tej sferze.
Są już przecież objawy pojawienia się chorób bardzo niebezpiecznych i dawno niewidzianych w Europie: cholera na wyspach greckich, dyzenteria w Wiedniu, różnego rodzaju pasożyty, pierwotniaki, które nie są groźne w organizmach tych ludzi, mogą tutaj być groźne.
To nie oznacza, żeby kogoś dyskryminować... Ale sprawdzić trzeba".
Również po przejęciu władzy PiS podsycał ksenofobiczne nastroje. Wykorzystując zamach terrorystyczny w Manchesterze, ówczesna premier Beata Szydło tak mówiła 24 maja 2017 roku w Sejmie, sugerując, że musimy się bronić przed muzułmańskimi uchodźcami:
"Nie dopuścimy do tego, żeby polskie dzieci nie mogły bezpiecznie pójść do klubu, do szkoły czy na plac zabaw. Nigdy się na to nie zgodzimy. Mam odwagę powiedzieć, mam odwagę zadać elitom politycznym w Europie pytanie: Dokąd zmierzacie? Dokąd zmierzasz, Europo? Powstań z kolan i obudź się z letargu, bo w przeciwnym razie codziennie będziesz opłakiwała swoje dzieci".
Przed wyborami samorządowymi PiS wypuścił wprost rasistowski spot wyborczy, w którym muzułmańscy uchodźcy zostali przedstawieni jako bandyci terroryzujący Polskę w 2020 roku, już po - jak głosiło główne przesłanie z klipu - przyjęciu uchodźców przez samorządy rządzone przez Platformę Obywatelską.
Propaganda PiS w latach 2015-2018 miała na celu:
Krótko mówiąc, przekaz Prawa i Sprawiedliwości skupiał się na cechach rasy (śniadzi, rośli mężczyźni jako zagrożenie), biologii (mogą przenosić specyficzne dla siebie choroby groźne dla Polaków) i kultury (są inni, agresywni i chcą nas zdominować). To był język i sposób argumentacji przywołujący na myśl niemiecką propagandę z lat 30. XX wieku.
Dziś oficjalna opowieść najważniejszych ludzi obozu władzy skupia się głównie na akcentowaniu siły państwa rządzonego przez PiS. Już nie boimy się obcych kulturowo muzułmanów, więcej - by pokazać, jak sprawnym i moralnym krajem jesteśmy, wysyłamy specjalne samoloty (choć z pewnym ociąganiem i kłopotami) po setki tych, którzy współpracowali z nami podczas interwencji w Afganistanie.
"Polska nie pozostawia swoich sojuszników i przyjaciół w potrzebie. Stale monitorujemy sytuację w Afganistanie. Na moje polecenie wkrótce wylatuje pierwszy samolot do Afganistanu, który posłuży do ewakuacji osób wymagających naszej opieki" - ogłosił w poniedziałek 16 sierpnia premier Mateusz Morawiecki. Zadeklarował również, że skorzysta z pomocy tych polskich miast, które zadeklarowały pomoc Afgańczykom.
Dość powściągliwy w relacjach o tym, co dzieje się w Afganistanie, jest główny kanał propagandy obozu władzy, czyli "Wiadomości" TVP, w miarę chłodno (jak na skalę swoich możliwości) informujące o skali problemu uchodźczego związanego z triumfem Talibów. Z dumą opisują też ewakuację "naszych" Afgańczyków przez rząd. Oto Polska "dotrzymuje zobowiązań" i "pamięta o sojusznikach".
Echa kampanii nienawiści z lat 2015-2018 słychać za to w opisywaniu kryzysu na granicy z Białorusią. Ale również tutaj elementy tamtej nagonki są częścią opowieści o sile państwa rządzonego przez PiS.
W "Wiadomościach" słyszymy, że na granicy koczują głównie "młodzi mężczyźni", a rząd PO chciał otwartych granic, by przyjąć każdą liczbę uchodźców, jednak głównym kontekstem jest podkreślanie europejskiego wymiaru sytuacji ("Nasza granica jest najlepiej strzeżona w strefie Schengen" - mówi z dumą wiceszef resortu spraw wewnętrznych Maciej Wąsik) i planu na destabilizację Europy, który wprowadza Łukaszenka w zemście za sankcje.
2015 rok przypominają za to takie wypowiedzi, jak ta Magdaleny Ogórek, która w TVP Info sugerowała, że ludzie opowiadający się za przyjęciem uchodźców, powinni ich przyjmować do własnego domu, i naczelnego "Gazety Polskiej" Tomasza Sakiewicza, który również w TVP Info wskazywał, że Europa może być "zalana" przez "kilka milionów osób", "siejących terror islamski w swoim otoczeniu".
Sakiewicza przebiła jego dawna podwładna, a obecnie szefowa Polska Press, Dorota Kania, która wypatrzyła w Afganistanie spisek Donalda Tuska: "Podstawowe pytanie: czy Donald Tusk, zanim wrócił do Polski wiedział, co Joe Biden zamierza zrobić ws. Afganistanu i o konsekwencjach w postaci »uchodźców«? Bo jeżeli tak, to kolejne elementy układanki zaczynają do siebie pasować".
Jednak ważni politycy PiS grają na nieco inną nutę. Przed szereg wyrwał się tylko wicepremier Piotr Gliński, snując apokaliptyczną wizję fali uchodźców: "Polska obroniła się przed falą uchodźców w 2015 roku i teraz też się obroni. Będziemy postępowali odpowiedzialnie, obronimy Polskę" - stwierdził w Polsat News.
Jednak oficjalny, dominujący przekaz jest inny: oto uchodźcom współczujemy i nawet rozumiemy naiwnych ludzi o "dobrych sercach", którzy chcą wpuścić uchodźców. Ale nie mamy wyjścia, musimy działać stanowczo.
Premier Morawiecki: "To ludzie, którym szczerze współczuję, ale którzy są narzędziem w ręku pana Łukaszenki. Polska nie ulega, Polska reaguje w sposób stanowczy. Nasza granica z Białorusią jest dzisiaj patrolowana nie tylko przez straż graniczną. Jest także patrolowana przez wojsko, po to właśnie, żeby zapobiegać instrumentalizacji w rękach pana Łukaszenki całego problemu uchodźców czy migrantów".
"Nie chcę drwić z niczyjego dobrego serca, ale warto zachować nieco rozwagi" - to poseł PiS Radosław Fogiel.
Podsumowując, obóz PiS przedstawia się dziś jako empatyczny i moralny, gdy trzeba (sprowadzenie "naszych" uchodźców z Afganistanu) i jednocześnie stanowczy, a nawet okrutny (stąd epatowanie drutem kolczastym i wojskiem patrolującym granicę) nie tyle nawet wobec uchodźców, ile wobec reżimu Łukaszenki, a wszystko to w interesie Unii Europejskiej i polskiej racji stanu.
To zasadnicza różnica wobec tępej, nienawistnej propagandy z przeszłości. Pytanie, czy to przestawienie wajchy z powodu sondaży, czy tylko przygrywka do pójścia na całość w kolejnych tygodniach i miesiącach.
Uchodźcy i migranci
Władza
Jarosław Kaczyński
Mateusz Morawiecki
Beata Szydło
Prawo i Sprawiedliwość
Afganistan
Usnarz Górny
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Komentarze