0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Grzegorz Skowronek / Agencja Wyborcza.plFot. Grzegorz Skowro...

W 2021 roku wolontariatem zajmowało się tylko 5 proc. społeczeństwa, o czym donosi jeden z raportów CBOS. Te dane nie zmieniały się od kilku lat. Przełomem był dopiero rok 2022, kiedy w związku ze spontaniczną pomocą osobom z Ukrainy, w pracę wolontariacką zaangażowało się aż 28 proc. Polaków i Polek. Jak długo utrzyma się ta wysoka aktywność, związana z pomocą Ukrainie – nie wiadomo.

Co istotne, w wolontariat przed 2022 rokiem angażowali się zawsze ci najmłodsi, nigdy starsi. Poszlaką w badaniu tego fenomenu są chociażby wolontariaty w celu „podrasowania swojego CV”. Poszlaką, bo oficjalnie to zjawisko spychamy pod dywan, nikt tego raczej nie bada.

W 1989 roku, wraz z upadkiem państwa opiekuńczego i na fali „Solidarności” powstawały liczne organizacje pozarządowe, a z nimi – możliwości do zaangażowania dla wolontariuszy. Ale transformacja zatrzymała ten proces w zarodku. Przy okazji przemian ustrojowych i gospodarczych, nastąpiła alienacja nie tylko pracy zarobkowej, ale także w ogóle świadczeń „pro bono”. I, co za tym idzie, idei solidarności i bezinteresowności w polskim społeczeństwie.

Praca zrodzona z transformacji

Aby zrozumieć zapaść wolontariatu, trzeba przyjrzeć się temu, co kilkadziesiąt lat temu stało się z samą polską pracą. Wolontariat to jej wprawdzie często nielubiany krewny (o czym za chwilę), ale bardzo istotny. Niekochany, ale potrzebny.

Kodeks pracy? Każdy z nas o nim słyszał. Nie każdy go jednak doświadcza na co dzień. Prawie wszystko pozostaje w sferze różnorakich domysłów i dziwacznych machinacji. Mamy problem z dobrym funkcjonowaniem Państwowej Inspekcji Pracy. Często występuje tu tzw. „efekt mrożący” wobec sygnalistów, co dobrze widzieliśmy przy okazji sprawy Tomasza Lisa. Wiele wskazuje na to, że mobbing w redakcji „Newsweeka” trwał latami, ale pracownicy obawiali się go zgłosić; w kontekście sprawy Lisa, Jacek Żakowski mówił wręcz OKO.press, że obwinia właśnie „gapiów”.

Postępowania są tak długie i przewlekłe, że czasami nie chce się ich w ogóle wszczynać.

Urzędnicy często nie okazują pomocy i nie zachęcają do odpowiednich działań, co, na przykładzie relacji bezrobotnych z Urzędami Pracy analizowała Katarzyna Sztandar-Sztanderska z UW w książce „Obywatel spotyka państwo”.

Przeczytaj także:

„W relacjach zatrudnienia Polak prawie zawsze był albo panem, albo chłopem” – pisał Łukasz Guza w „Dzienniku Gazecie Prawnej”. I rzeczywiście, trudno jest oddzielić polską pracę od historii. Na relację pan-cham narzekają kolejne pokolenia publicystów i aktywistów, a

w zakładzie pracy i tak wciąż można poczuć się, jak na szlacheckim folwarku.

Praca, będąca bądź co bądź bardzo istotnym elementem życia każdego z nas, została odsunięta na drugi plan. Po 1989 roku ważniejszy był konsument. Może właśnie dlatego mamy dobre prawo konkurencji i ochrony konsumentów (na co miały pozytywny wpływ dyrektywy unijne).

Praca była symbolicznie dowartościowana za PRL-u. We wstępie do kodeksu z 1974 roku została nazwana wręcz „podstawowym prawem, obowiązkiem i sprawą honoru każdego obywatela”. O tym, jak w praktyce wyglądał szacunek państwa do ludzi pracy, świadczyło strzelanie do stoczniowców w 1970 roku czy brutalne stłumienie protestów w 76’ w Radomiu.

W latach 90. Polska przeszła transformację ustrojową, a więc i transformację samego prawa. Diametralnie zmienił się też wtedy sam język prawny. Nastąpiła kontraktualizacja stosunków pracy, zaś podstawą regulacji relacji między pracownikiem a pracodawcą stała się umowa prawa prywatnego. Polską pracę sprowadzono więc do kontraktu.

Można powiedzieć, że nie tylko sprywatyzowano wtedy fabryki, ale także i relacje w zakładzie pracy.

Ale co ma do tego wolontariat?

Kto lubi wolontariat

Wolontariat jest nielubianym kuzynostwem „właściwej” pracy. Działając przez jakiś czas w tym sektorze, wielokrotnie spotykałem się z opiniami, jakoby już samo świadczenie wolontariackie miało być wyzyskiem. Jeśli pracę traktuje się jako kontrakt, którego głównym celem ma być wzbogacenie się, to rzeczywiście na wolontariat nie ma tu miejsca. Na wolontariacie wzbogacić się nie da, więc

w tej logice nieodpłatna praca zawsze będzie kojarzyć się z wyzyskiem.

Wolontariat w takiej formie, jaką znamy, pojawił się dopiero w latach 90. (choć niektórzy, jak kulturoznawczyni Ilona Iłowiecka-Tańska, chcą widzieć w nim kontynuację etosu społecznikowskiego). To właśnie wtedy, wraz z upadkiem pokracznego, ale jednak socjalnego państwa pojawiło się wiele problemów społecznych, które potrzebowały bezinteresownego zaangażowania. Powstał więc istniejący do dziś sektor pozarządowy, który – z założenia – miał odpowiedzieć na nowe wyzwania.

Pracę wolontariuszy i wolontariuszek usankcjonowano jednak dopiero ponad dziesięć lat później, w 2003 roku. To wtedy zdefiniowano po raz pierwszy takie pojęcia jak „wolontariusz” czy „organizacja pozarządowa”.

I tu pojawił się pierwszy problem. Ustawodawcy za bardzo kierowali się zmianami, które zaszły w samym postrzeganiu pracy. W nowych przepisach wolontariusz to osoba, wykonująca świadczenie odpowiadające świadczeniu pracy. Działalność, która miała realizować ideały solidarności i bezinteresowności, a także pozostawać formą samorealizacji pracownika – w opozycji do wyalienowanej pracy zarobkowej – stała się więc niepotrzebna.

Wszystko sprawił jeden element definicji ze wspomnianej ustawy. Według niej wolontariuszem jest osoba, która „dobrowolnie i świadomie oraz bez wynagrodzenia angażuje się w pracę na rzecz osób, organizacji pozarządowych, a także rozmaitych instytucji działających w różnych obszarach społecznych”. Brzmi to neutralnie, a nawet przyjaźnie dla idei solidarności.

Problem pojawia się jednak przy określeniu „bez wynagrodzenia”. Praca „bez wynagrodzenia”, czyli „bezpłatna”, nie oznacza, że jest ona bezinteresowna. Nie ma w niej „wynagrodzenia materialnego”. Kontraktualizacja wpłynęła również na wolontariat: mamy tak zwane „umowy wolontariackie”. Przy nich wygrywają nawet umowy śmieciowe, bo tam przynajmniej dostaje się wynagrodzenie.

Docieramy więc do pewnego paradoksu – czy rzeczywiście wolontariat może być tą bezinteresowną częścią pracy? W końcu zgodnie ze swymi założeniami, mógłby on być nawet lekarstwem na jej urynkowienie. W trakcie wolontariatu można się w końcu skupić na działalności na rzecz drugiego człowieka – i to bez żadnego wynagrodzenia. Taka praca może człowiekowi służyć w samorealizacji, a także pokazać mu, że jego działalność nie musi być koniecznie jedynie nudną pracą przy biurku.

Mówi o tym np. specjalistka prawa pracy, profesor Anna Musiała z UAM, dyrektorka Centrum Badań Zaawansowanych. „Problem nie leży w samej definicji, mimo że rozumiem wątpliwości. Jako prawniczka, mogę stwierdzić, że jest ona sformułowana sensownie: chodzi o to, że mamy kłopot z praktyką prawniczą w Polsce, a dokładnie z odczytywaniem norm prawnych w zgodzie z wartościami konstytucyjnymi, które wyrażają pewien porządek społeczno-gospodarczy, dokładnie nasz ustrój. Ze szczególnym trudem przychodzi nam zwłaszcza interpretacja dobra wspólnego czy społecznej gospodarki rynkowej”.

„Wolontariatu nie zabiła sama transformacja, tylko cały ekonomiczny mindset, który przyniosła.

To on doprowadził do tego, że zaczęliśmy podciągać pod niego również płacę nieodpłatną, wykonywaną na rzecz podmiotów gospodarczych” – dodaje prof. Musiała.

Znaleźć lekarstwo?

Rozłam między wolontariatem a wartościami, jakie za nim stały, jest znaczącym problemem. Podczas gdy brakuje chętnych do zaangażowania się, kolejne organizacje kuszą potencjalnych kandydatów różnego rodzaju korzyściami. Nigdy wynagrodzeniem.

Oczywiście, wszystko odbywa się zgodnie z prawem, i zgodnie z prawem nie dostają oni pieniędzy. W ofertach pisze się więc o możliwości zdobycia doświadczenia zawodowego czy wręcz o atrakcyjności danego wolontariatu w przyszłym CV.

Pod płaszczykiem świadczenia wolontariackiego pracodawcy przemycają praktyki czy staże zawodowe dla studentów.

Czasami, jak w wypadku studentów politechnik czy uczelni medycznych, są one obowiązkowe. Paweł Skuczyński z WPiA UW praktykę zatrudniania na umowy wolontariackie praktykantów w kancelariach prawniczych nazywał problemem etyki zawodowej.

Innym czynnikiem, który wypacza sens wolontariatu, może być przymusowa fakultatywność pracy społecznej, np. jeśli chodzi o rekrutację do szkół. Za każdy wykonany wolontariat, niezależnie od ocen, można dostać dodatkowe punkty w rekrutacji do liceum bądź na studia. Jeśli miała to być forma zachęty do solidarności, to jest dosyć kiepska. Bo po co czynić obowiązkowym coś, co powinno być dobrowolne? Kłóci to się nawet z polskim prawem, gdzie wolontariat ma mieć zawsze charakter ochotniczy.

Problemem jest też z pewnością „dorywczość” wolontariatu w Polsce, co widać na przykładzie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Owszem, zaangażowanie jest ogromne, ale dla większości osób trwa kilka dni. Przy wszystkich pozytywnych skutkach tej akcji, nie jest to ani wolontariat, ani realizacja polityki publicznej.

„Najtwardszą walutą w społeczeństwie obywatelskim jest wolontariat. Jako ludzie oczekujemy uwagi, czasu, cierpliwości, solidarności. Tego nie da się kupić za pieniądze. W Polsce są one na niskim poziomie. W kraju, który był uważany za ikonę solidarności, to przykre” – pisał działacz polskiego sektora pozarządowego, Jakub Wygnański.

Wsparcie dla Ukrainy wskrzesi wolontariat?

Wydaje się, że model opisywany przez Wygnańskiego przełamuje nowa forma wolontariatu – ten, który dotyczy pomocy osobom uchodźczym z Ukrainy. Jest to forma, która umyka ustawodawcy i póki co nie widać szans na jej instytucjonalizację. Jeśli byłaby regulowana prawnie, możliwe byłoby wypracowanie odpowiednich metod jej ochrony. A także pewnych ulg dla osób, które są wolontariuszami.

„Z badań prowadzonych przez Stowarzyszenie Klon/Jawor wynika, że możemy zaobserwować trend, jeśli chodzi o stopniową instytucjonalizację wolontariatu w Polsce” – mówi Marta Gumkowska, członkini Stowarzyszenia. „Początkowo, w latach 80., opierał się on przede wszystkim na spontanicznych działaniach i stąd wolontariuszy było po prostu więcej. Teraz, wraz z koniecznością nadawania tym ruchom charakteru prawnego, to, co dawniej było wolontariatem, musiało się po prostu zamienić w odpłatną pracę w NGO.

Rzeczywiście, można mówić o kryzysie – jednak dopiero w pewnym kontekście. Owszem, zaangażowanie spadło: z 10 proc. w 2015 r. do 5 proc. w 2021 roku. W 2022 roku ten odsetek wzrósł w związku z wojną w Ukrainie. Zaangażowanie bez wynagrodzenia – które bardzo trudno zbadać empirycznie – funkcjonuje na bardzo dużą skalę. Są to jednak, niestety, działania często nietrwałe i niewpływające na poprawę kondycji organizacji pozarządowych w Polsce”.

Poprawa pozycji wolontariuszy może oznaczać nie tylko poprawę działania trzeciego sektora. Dowartościowanie wolontariatu, nawet symboliczne, to także pierwszy krok w stronę dowartościowania pracy w ogóle. Wolontariat jest z nią ściśle związany i dla wielu oznacza coś nowego: dla młodych są to pierwsze kroki na rynku pracy, zaś dla starszych - lekarstwo na zawodowe wypalenie.

Same rozwiązania prawne też mogą pomóc. Przede wszystkim

wolontariusze mogliby należeć do związków zawodowych na tych samych warunkach, co sami pracownicy.

Brzmi to może na pierwszy rzut oka absurdalnie. Ale byłby to mechanizm, dzięki któremu związki broniłyby np. praktykantów, którzy pracują w zasadzie za darmo (a przynajmniej częściowo, dostając czasami pojedyncze, płatne zlecenia).

Po drugie, warto pomyśleć o dodatkowych świadczeniach dla wolontariuszy. Na przykład, na pokrycie części kosztów, związanych z poświęcaniem czasu na pracę nieodpłatną. Byłoby to rozwiązanie kompletnie nowe, ale nie aż tak kontrintuicyjne. Pamiętajmy, że 500+, które jest świadczeniem ekonomicznym, służyć ma (także oficjalnie, aspekt demograficzny to efekt rządowej propagandy) podniesieniu jakości życia dzieci i młodzieży. Co istotne, dalej byłaby to praca „bez wynagrodzenia”, tylko po prostu pozwalająca zbilansować koszty kapitału włożonego w działalność społeczną.

Tak jak przemiany społeczne zmieniono prawną definicją, tak i prawnie można by to naprawić. Najpierw należy zabrać się za definicję „wolontariusza” i stworzyć mu korzystniejsze warunki. Potrzeba więcej regulacji takich jak ta, dotycząca dokształcania zawodowego lekarzy w klinikach akademii medycznych i oddziałach instytutów naukowych w charakterze wolontariuszy. Wiąże się to z rocznym wyłączeniem z płacenia składki na ZUS .

Przy następnych reformach warto mieć jednak na uwadze, by nie byli to tylko lekarze. Bo inaczej kontraktualizacja tego typu pracy, jaką jest wolontariat, oznacza tylko instytucjonalizację patologii, na których jest zbudowana.

Na zdjęciu: Wielkanocne śniadanie dla bezdomnych i potrzebujących, przygotowane przez wolontariuszy Fundacji Chrzescijańskiej „Adullam" i Partnerstwa Lokalnego „Stare Miasto – Nowe Życie" oraz Caritas i Agape. Częstochowa, Zespół Szkół Mechaniczno-Elektrycznych, 16 kwietnia 2022

;

Udostępnij:

Krzysztof Katkowski

publicysta, socjolog, student Kolegium MISH UW i barcelońskiego UPF. Współpracuje z OKO.press, Kulturą Liberalną i Dziennikiem Gazeta Prawna. Jego teksty ukazywały się też między innymi w Gazecie Wyborczej, Jacobinie, Guardianie, Brecha, El Salto czy CTXT.es. Współpracownik Centrum Studiów Figuracyjnych UW.

Komentarze