Wymuszenie rezygnacji dyr. Rozwód przez min. Wróblewską to nie jest decyzja przeciw niej, ale przeciw całej branży i widzom – pisze reżyser Artur Wyrzykowski. – Lata PiS nauczyły nas strachu i koniunkturalizmu. Zachęcam do uwierzenia, że ten czas się skończył
„Jeśli urzędniczka nie wykonuje swojego zadania, to rozsądnie i odpowiedzialnie jest domagać się zmiany na urzędniczkę, która je wykona” – tak o działaniach ministry kultury Hanny Wróblewskiej wobec dyrektorki PISF Karoliny Rozwód pisze Artur Wyrzykowski*, którego debiut fabularny „To się nie dzieje” czeka na premierę w 2025 roku.
Taka opinia reżysera zabrzmiała bodaj najmocniej na „Antykryzysowym spotkaniu branży filmowej” 9 grudnia 2024 w sali warszawskiego kina „Kultura”. Około 150 osób z branży zastanawiało się, jak zareagować na bulwersujące wymuszenie przez ministrę Wróblewską dymisji Karoliny Rozwód, dyrektorki Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, głównego mecenasa wartościowego polskiego kina (tutaj opis spotkania na stronie Stowarzyszenia Filmowców Polskich).
W napisanym po tym spotkaniu tekście dla OKO.press Wyrzykowski argumentuje, że „odwołanie/wymuszenie rezygnacji Rozwód to nie jest decyzja przeciwko niej. To jest decyzja przeciwko nam”. Jego zdaniem to środowisko filmowe jest stroną konfliktu.
„My zdecydowaliśmy, że program zaproponowany przez Rozwód będzie realizowany. To był program najlepszy z przedstawionych w konkursie, program, w który uwierzyliśmy. Ministra Wróblewska, pozbawiając nas tego programu, zadziałała na szkodę naszej branży i naszych widzów” (poniżej cały tekst Artura Wyrzykowskiego).
Filmowcy naradzali się nad strategią na spotkanie 17 grudnia 2024, na które zaprosiła ich Hanna Wróblewska. Ministra bez nadmiernego pośpiechu odpowiedziała na list z 12 listopada, w którym siedem branżowych związków i organizacji poprosiło ją o wyjaśnienie „budzącej ogromny niepokój sytuacji związanej z odwołaniem dyrektorki PISF Karoliny Rozwód, a także podjęcie rozmowy na temat najbliższej przyszłości polskiej kinematografii”.
Agnieszka Holland, która pod nieobecność Andrzeja Jakimowskiego reprezentowała na „Antykryzysowym spotkaniu” Gildię Reżyserów Polskich, powiedziała, że zasadniczo zgadza się z Wyrzykowskim. Zwróciła jednak uwagę, że ministra nie ma żadnego zaplecza politycznego i premier Tusk może ją łatwo odwołać. „A przecież chodziło nam o to, żeby minister nie był politrukiem, tylko menadżerem kultury”. Holland uznała, że ministra nadmiernie zawierzyła Andrzejowi Wyrobcowi (sekretarzowi generalnemu PO w latach 2010-2013, a potem wiceministrowi kultury w obu rządach Donalda Tuska) i Maciejowi Dydzie, w ministerstwie dyrektorowi „od filmu”.
„Jeśli chcemy uzyskać jakieś sensowne porozumienie, musimy być bardziej roztropni. To będzie rozmowa ostatniej szansy” – mówiła enigmatycznie Holland.
Nazwiska Wyrobca i Dydy, w połączeniu z wicedyrektorką PISF Kamilą Dorbach, wracały w kilku wypowiedziach.
Organizator spotkania, prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich Grzegorz Łoszewski mówił, że „kiedy dochodziło do zmiany władzy, obiecano nam po pierwsze, transparentność, po drugie, sprawiedliwość, po trzecie, samodzielność instytucji kultury, a po czwarte, samodzielność menadżera kultury. W sprawie Karoliny Rozwód te wszystkie rzeczy zostały odrzucone”. Podkreślił jednak, że
„należy unikać gestów, zwłaszcza pustych”.
Reżyserka Kinga Dębska mówiła o swoim rozczarowaniu nowym rządem i ministrą. „Musimy bronić siebie jako środowiska, a nie Karoliny Rozwód. Nie działała tak, jak władza chciała, więc musiała przepaść. Ale już jej nie przywrócimy”.
Atmosfera na sali była ponura, daleka zarówno od gniewu, jak i nadziei. Zwłaszcza że lista skarg filmowców była znacznie dłuższa niż afera w PISF.
Wymieniano kompromitację z niekompetentnym rozdzielaniem pieniędzy na kulturę w KPO, a także kolejne niedotrzymane przez ministerstwo obietnice: zawieszone rozmowy na temat obiecanej ustawy o sponsoringu w kulturze, spory wokół ministerialnego projektu ustawy o zabezpieczeniu socjalnym i zdrowotnym twórców, odłożone rozmowy o rynku audiowizualnym i tzw. zachętach dla produkcji krajowych i zagranicznych (czyli obniżania podatków dla ekip filmowych) – miały rozpocząć się jesienią, ale ministerstwo informuje, że nie wiadomo, czy w ogóle się odbędą.
Jak mówił Łoszewski, nadzieja w Senacie, gdzie ma dojść do debaty na temat zachęt z udziałem przedstawicieli ministerstw finansów oraz funduszy i rozwoju regionalnego. „My już nie mamy dokąd się cofnąć, zachęty to jedyne rozwiązanie, które może uratować niezależną produkcję. Inaczej kino będzie ulegać dalszej komercjalizacji i popadać w zależność od platform streamingowych”.
Wyrażane były obawy o zakłócenie działania PISF. Katarzyna Iskra z Koła Młodych martwiła się, że załamanie Instytutu uderzy w debiutantów. „Walcząc o transparentność, zadbajmy o ciągłość programów operacyjnych”. Chodzi o zasady rozdzielania środków na produkcję filmową, przygotowane przez dyr. Rozwód we wrześniu 2024, poprawione po surowej krytyce środowiska, wrzucone do szuflady przez nowe kierownictwo.
„Generalnie jest źle, bo nie rozmawiamy z ministerstwem, a ministerstwo nie rozmawia z nami” – mówił Łoszewski i zastanawiał się, czy „po drugiej stronie jest w ogóle wola odbudowy zaufania”.
Mam wrażenie, że ktoś, świadomie lub nie, spycha cała polską produkcję w stronę platform zagranicznych – mówiła Holland, a sala energicznie potakiwała. Cień Netflixa, który – jak ktoś powiedział – wydeptuje dywany w Ministerstwie Kultury, unosił się nad zabytkową salą 60-letniego kina „Kultura”. Platformy streamingowe są postrzegane jako zagrożenie dla ambitnego filmu i polskiego kina.
„Będziemy stanowczo żądać nowych warunków współpracy. Przeżyliśmy wiele, przeżyjemy i to. Chcielibyśmy robić filmy, a nie tylko być pracownikami platform jak na Węgrzech i Litwie” – podsumował Łoszewski.
Po tym opisie „Antykryzysowego spotkania branży filmowej” (autorstwa Piotra Pacewicza) publikujemy artykuł Artura Wyrzykowskiego napisany dla OKO.press, który stanowi rozwinięcie jego wypowiedzi:
9 grudnia w warszawskim kinie Kultura odbyło się otwarte „Antykryzysowe spotkanie branży filmowej”, na którym osoby kierujące najważniejszymi samorządnymi instytucjami naszej branży podzieliły się swoją wiedzą na temat odwołania/ wymuszenia rezygnacji dyrektorki Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej oraz na temat współpracy filmowców z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Dla mnie, debiutującego reżysera i producenta, sam fakt zorganizowania takiego spotkania i dialogu w gronie osób z branży jest z jednej strony kojący, bo mam poczucie, że ktoś mnie reprezentuje i robi to dobrze, ale z drugiej strony niepokojący, bo dzieje się coś bardzo niedobrego.
Sprawa Karoliny Rozwód, dyrektorki PISF od lipca do października 2024, była opisywana w wielu artykułach, między innymi w OKO.press, jednak nadal jest dużo niejasności. Czy to było odwołanie, czy wymuszenie rezygnacji? Czy doszło do złamania prawa? Ponad miesiąc od tego wydarzenia wciąż nie dostaliśmy dowodów, które potwierdzają słuszność decyzji ministry Wróblewskiej.
17 grudnia 2024 planowane jest spotkanie naszych przedstawicieli z ministrą Hanną Wróblewską. Zachęcam nas, branżę filmową, do przyznania sobie podmiotowości w tej relacji.
W konkursie na dyrektorkę PISF Karolina Rozwód została niemal jednogłośnie zarekomendowana ministrze jako najlepsza kandydatka. To nasi najlepsi reprezentanci wybrali ją do kierowania naszą najważniejszą instytucją.
To jest dyrektorka, której chciała nasza branża.
Jej odwołanie/wymuszenie rezygnacji to nie jest decyzja przeciwko niej. To jest decyzja przeciwko nam. My jesteśmy stroną tego konfliktu.
My zdecydowaliśmy, że program zaproponowany przez Karolinę Rozwód będzie realizowany i okazuje się, że w wyniku działań ministry nie będzie realizowany. To był najlepszy program ze wszystkich przedstawionych w konkursie. To był program, w który uwierzyliśmy i który miał pomóc naszej branży, a w efekcie naszej twórczości i naszym widzom.
Ministra Wróblewska, pozbawiając nas tego programu, zadziałała na szkodę naszej branży i naszych widzów.
Osiem lat autorytarnych rządów PiS nauczyło nas niezdrowego podejścia do osób podejmujących decyzje. Nauczyło nas strachu i koniunkturalizmu,
przyzwyczaiło nas do bycia petentami, którzy liczą na łaskę władzy. Zachęcam do uwierzenia, że ten czas się skończył.
Zachęcam do oczekiwania partnerskiej relacji z MKiDN. W partnerskiej relacji strony nie tylko życzliwie się komunikują, ale też mogą asertywnie stawiać granice.
My musimy teraz powiedzieć, że nie zgadzamy się na to, co ministra robi z reprezentantką naszego środowiska.
Czyli musimy powiedzieć, że nie zgadzamy się na to, jak traktuje nas.
Musimy rozpocząć partnerski dialog, jak naprawić naszą szkodę. Czy ministra Wróblewska przywróci Karolinę Rozwód na stanowisko? Czy Karolina Rozwód ma wziąć udział w nowym konkursie i w przypadku zdobycia rekomendacji komisji zostanie ponownie powołana przez ministrę Wróblewską na stanowisko dyrektorki PISF?
Powinniśmy się skupić na znalezieniu rozwiązania, które jest słuszne, a nie szukać usprawiedliwienia dla rozwiązania, które jest złe.
Moja wiedza na ten temat współpracy środowiska filmowego z ministerstwem kultury ogranicza się do informacji przekazanych na antykryzysowym spotkaniu. Znam osoby, które kierują stowarzyszeniami i gildiami filmowców. Wiem, że to osoby kompetentne i zaangażowane w pracę na rzecz naszej branży. Dlatego ufam im, gdy opisują współpracę ministerstwa z filmowcami.
Według nich ta współpraca jest bardzo zła. Dowiedziałem się, że ministerstwo nie jest zainteresowane dialogiem z naszym środowiskiem, nie pracuje nad rozwiązywaniem naszych problemów i złamało wszystkie obiecane standardy współpracy. Dowiedziałem się, że moi reprezentanci, przedstawiciele najważniejszych samorządnych instytucji filmowych, nie mają zaufania do ministry Wróblewskiej.
Pani Hanna Wróblewska w publicznych wypowiedziach zdaje mi się osobą odpowiedzialną i zaangażowaną w pracę dla dobra polskiej kultury. Nie mam narzędzi, żeby ocenić sposób i efekty jej pracy. Jednak mam narzędzia, żeby wyciągać wnioski z opowieści. Z opowieści filmowców o relacji z ministrą wynika, że nasza ministra nie realizuje powierzonego jej zadania.
Warto przypomnieć nam wszystkim, że
ministrowie to urzędnicy, którzy zostali mianowani w wyniku demokratycznego wskazania społeczeństwa.
Każdy minister i ministra zostali powołani na swoje stanowiska w celu wspierania i rozwiązywania problemów różnych grup społecznych.
Zadaniem ministry kultury jest wspieranie i rozwiązywanie problemów osób tworzących polską kulturę dla dobra jej odbiorców: widzów, czytelniczek, słuchaczy. W gronie twórców są też filmowcy.
Jeśli urzędniczka nie wykonuje swojego zadania, to rozsądnie i odpowiedzialnie jest domagać się zmiany na urzędniczkę, która je wykona.
Jeśli traktujemy poważnie siebie i naszych widzów, to jesteśmy odpowiedzialni przed sobą i przed naszymi widzami za jakość naszej pracy. Jeśli urzędniczka, mająca ogromny wpływ na naszą branżę, nie wspiera nas i nie stara się rozwiązywać naszych problemów, to my nie możemy dobrze wykonywać naszej pracy. Więc jeśli naprawdę uważamy, że Hanna Wróblewska nie jest dobrą ministrą kultury, to naszym społecznym obowiązkiem jest działanie, które doprowadzi do powierzenia zadań komuś innemu.
Jednak nie mam pewności, że zmiana ministry kultury to najlepsze rozwiązanie. Na spotkaniu w kinie Kultura padły słowa, że to może być działanie po linii najmniejszego oporu. Ludzie z branży stawiali pytania.
A może ministra Wróblewska ma jak najlepsze intencje, ale ma nie najlepszych doradców?
Może potrzebna jest jej wskazana przez nas osoba, która będzie z nią pracować w ministerstwie i będzie ją wspierać w realizacji misji na rzecz rozwoju polskiego kina?
A może wystarczy życzliwy reset tej relacji, ustalenie nowych zasad współpracy i respektowanie ich przez kolejne lata urzędowania ministry?
Na pewno nie możemy biernie lub koniunkturalnie akceptować działania ministerstwa na szkodę polskiego kina. Bierność oznacza współodpowiedzialność.
Nie możemy być współodpowiedzialni za działanie na własną szkodę.
Musimy asertywnie nazywać i rozwiązywać problemy. Musimy oczekiwać, że ministra będzie działać dla dobra naszej branży, zgodnie z prawem i wynegocjowanymi z nami zasadami.
Nasze stanowcze oczekiwanie musi dotyczyć wszystkich spraw, które uznajemy za ważne, a przede wszystkim przywrócenia do pracy naszej dyrektorki PISF.
Wśród osób obecnych w kinie Kultura, powszechna była troska o ekonomiczne konsekwencje sporu z MKiDN. Jesteśmy grupą zawodową, której finansowe bezpieczeństwo zależy od stabilności rynku, w tym od płynnego działania PISF, który jest dla wielu z nas jedyną szansą na zrobienie filmu i zapewnieniu sobie i rodzinie źródła utrzymania.
Jednak sprzeciwiam się strategii, w której poświęcilibyśmy naszą podmiotowość, by w krótkim okresie uzyskać stabilność przychodów. Nie mamy żadnej gwarancji, że taka „transakcja” byłaby skuteczna.
Mamy wielki problem ze stabilnością działania PISF nie dlatego, że byliśmy trudnymi partnerami dla min. Wróblewskiej, ale dlatego, że nie byliśmy nimi wcale.
Pamiętajmy, że MKiDN to urząd publiczny. Wszystkie pracujące w nim osoby pracują dla nas. To jest nasze ministerstwo i mamy prawo oczekiwać partnerskiej relacji. Zamiast prosić polityków o łaskę wyjaśnienia ich decyzji, bądźmy dla nich partnerami w planowaniu" – kończy swój tekst Artur Wyrzykowski.
Kultura
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Hanna Wróblewska
Kamila Dorbach
Karolina Rozwód
Maciej Dydo
PISF
Polski Instytut Sztuki Filmowej
Rocznik 1985. Reżyser, scenarzysta i producent, którego debiut fabularny „To się nie dzieje” jest w postprodukcji i będzie mieć premierę w 2025 roku. Pracuje też jako analityk opowieści, od wielu lat prowadzi bloga z analizami scenariuszy polskich filmów "Nieskończone Teksty", https://nieskonczone.pl/.
Rocznik 1985. Reżyser, scenarzysta i producent, którego debiut fabularny „To się nie dzieje” jest w postprodukcji i będzie mieć premierę w 2025 roku. Pracuje też jako analityk opowieści, od wielu lat prowadzi bloga z analizami scenariuszy polskich filmów "Nieskończone Teksty", https://nieskonczone.pl/.
Komentarze