Urzędującemu prezydentowi Wrocławia Jackowi Sutrykowi wytykana jest arogancja i dyplom z niesławnej szkoły Collegium Humanum. Ale wciąż jest faworytem wyborów. Będzie miał kłopoty dopiero wtedy, jeśli dojdzie do II tury. Czy taki scenariusz jest możliwy?
„Przewagą urzędującego prezydenta jest przede wszystkim słabość jego kontrkandydatów” – uważa prof. Anna Pacześniak, politolożka z Uniwersytetu Wrocławskiego.
„Nigdy nie było takich wyborów we Wrocławiu. Jedną decyzją Donalda Tuska Koalicja Obywatelska oddała miasto walkowerem” – mówi prof. Robert Alberski, politolog z UWr. I dodaje, że "Jacek Sutryk powinien w pierwszej turze kibicować kandydatowi PiS. Bo jeśli się z nim zetrze w drugiej turze, prezydenturę ma w kieszeni. Ale jeśli do drugiej tury przejdzie Izabela Bodnar, kandydatka Trzeciej Drogi, a są sondaże, które na to wskazują, może się zrobić ciekawie”.
Wrocław jest jedynym dużym miastem w Polsce, w którym Trzecia Droga ma realną szansę zawalczyć o prezydenturę.
„Idźmy na wybory 7 kwietnia, odsuńmy PiS już całkowicie od władzy. Żeby nigdzie nie mógł rządzić, bo to jest antysamorządowa władza. Taka była, taka jest i taka pozostanie” – mówi Jacek Sutryk w relacji na żywo w mediach społecznościowych w czwartek 4 kwietnia, trzy dni przed wyborami samorządowymi.
Odsunięcie PiS od władzy – to sposób, w jaki o tych wyborach samorządowych opowiadają władze centralne. Kwietniowe wybory mają być kontynuacją działań rozpoczętych 15 października: przywracania praworządności, demokracji i uczciwości w polityce. Ale pod tym względem wrocławska rzeczywistość trochę skrzeczy.
Koalicja Obywatelska we Wrocławiu nie ma swojego kandydata. Poparcia Jackowi Sutrykowi – zdaniem prof. Pacześniak „półgębkiem” – udzielił Donald Tusk jako lider Platformy Obywatelskiej. Jednak Sutryk nie ma poparcia większości radnych czy kandydatów na radnych KO. Skonfliktował się z nimi już w listopadzie 2023 roku. Popierają go głównie radni Lewicy i kilka osób niezrzeszonych.
Kandydatem, którego popierały lokalne struktury, zarówno Platformy Obywatelskiej, jak i pozostałych koalicjantów KO, czyli Nowoczesnej i Zielonych, a także część ważnych ruchów miejskich, m.in. prężnie działający watchdog Akcja Miasto, był lider regionalnych struktur PO Michał Jaros, który zresztą w przeprowadzanych jeszcze w lutym sondażach wygrywał z Sutrykiem w drugiej turze. Działacze pisali do premiera nawet listy w tej sprawie, apelując o niepopieranie Jacka Sutryka i wyrażając swoje poparcie dla Jarosa, argumentując, że Wrocław potrzebuje zmiany.
Do ostatniej chwili, czyli upłynięcia terminu zgłaszania kandydatów 14 marca, nie było wiadomo, czy Koalicja Obywatelska wystawi ostatecznie Jarosa, czy poprze Sutryka. Jak będzie, nie wiedział też sam Jaros, który przygotowywał kampanię.
Ale zielonego światła na start Jarosa nie dał Donald Tusk.
Jaros z Tuskiem nie są na przyjacielskiej stopie. Jaros raz z Platformy odszedł, przeszedł do Nowoczesnej, potem wrócił. W zeszłym roku, pomimo sprzeciwu lidera PO, głosami lokalnych działaczy został wybrany na szefa struktur regionalnych PO na Dolnym Śląsku. Pomimo mocnego poparcia w mieście na start w wyborach prezydenckich szansy nie dostał. W dniu rejestracji list okazało się więc, że Koalicja Obywatelska nie ma swojego kandydata.
Dopiero kilka dni później, przyciśnięty przez dziennikarzy, Donald Tusk poinformował, że Platforma Obywatelska – a nie KO – popiera Jacka Sutryka. Ale w przeciwieństwie np. do Krakowa czy Gliwic, gdzie Tusk kandydatów wsparł osobiście, we Wrocławiu się nie pojawił. Poparcie dla Sutryka ograniczyło się do tej jednej deklaracji.
Ta sytuacja została we Wrocławiu odebrana bardzo negatywnie.
„Jak trzeba było przepędzić Prawo i Sprawiedliwość, to mieszkańcy Wrocławia byli potrzebni, ale jak trzeba poważnie potraktować wybory w jednym z pięciu najważniejszych i największych miast w Polsce, to już dla Donalda Tuska to nie jest ważne” – mówi prof. Pacześniak o tym, jakie wrażenie na wyborcach mogło zrobić działanie premiera. Dlatego jej zdaniem „w tych wyborach nikt w kolejce do 3 w nocy [jak w październikowych wyborach parlamentarnych na jednej z wrocławskich dzielnic Jagodnie – red.], stał nie będzie”.
„Przyzwyczailiśmy się myśleć, że to Prawo i Sprawiedliwość jest partią wodzowską, a w okresie władzy PiS partie opozycyjne byliśmy skłonni postrzegać jako bardziej demokratyczne i zdecentralizowane. A Tusk nam przypomniał we Wrocławiu, że tak nie jest. Że jest lider, mówi, jak ma być i koniec. Donald Tusk poparł Jacka Sutryka w imieniu Platformy Obywatelskiej w większości zupełnie wbrew woli lokalnych działaczy” – mówi prof. Alberski.
Czwartkową relację live Jacek Sutryk robi po to, aby pokazać internautom raport NIK o finansowaniu przez władzę PiS samorządów. Z raportu wynika, że wiele decyzji o wielkości finansowania było podejmowanych zupełnie arbitralnie, a samorządy, w których rządził PiS, nie wiadomo z jakich powodów dostawały tych pieniędzy po prostu więcej.
„To, ile możemy zrobić w mieście, jest wynikiem tego, ile mamy pieniędzy w budżecie, a reforma podatkowa Morawieckiego [Polski Ład – red.] zabrała nam ponad 1,7 miliarda złotych. Wiecie, co można zrobić za te pieniądze? Wybudować cztery aleje Wielkiej Wyspy [jedna z najważniejszych inwestycji drogowych, które udało się zrealizować w tej kadencji – red.], trzy trasy tramwajowe, takie jak ta na Nowy Dwór [jedna z dwóch wybudowanych w tej kadencji tras, a ośmiu zapowiadanych w programie wyborczym z 2018; te niewykonane trasy tramwajowe są obietnicą wyborczą w najnowszej kampanii – red.], czy wyremontować 1100 podwórek. To o sto więcej niż mamy we Wrocławiu” – wymienia prezydent.
„Pomimo tego wszystkiego, w tym trudnym covidowym czasie, później w czasie wojny w Ukrainie, przy tej antysamorządowej władzy, udało się w mieście wykonać większość zadań, na które się umawialiśmy. I za to jestem wam niezwykle wdzięczny” – mówi prezydent.
Większość zadań – to według „Gazety Wrocławskiej”, która uważnie śledziła realizację obietnic przez Jacka Sutryka – pojęcie dość na wyrost. Z przygotowanego przez nich zestawienia wynika, że zrealizować udało się mniej więcej połowę zapowiadanych inwestycji. Część rozwlekła się w czasie, części w ogóle nie rozpoczęto. Sutryk uczciwie mówi, że w nowej kadencji chce „kontynuować prace”.
Do puli już raz złożonych obietnic dorzuca dziś m.in. remonty pustostanów i budowę przy pomocy państwa 3 tysięcy mieszkań na wynajem. Wrocław dręczą jedne z najwyższych cen zakupu i najmu nieruchomości w Polsce. Budownictwo społeczne leży. Jednym z zarzutów wobec Sutryka są np. drastyczne podwyżki cen najmu TBS-ów. Gminna spółka podniosła czynsze z dnia na dzień o jedną czwartą. Część mieszkańców poszła z tym do sądów i wygrała. Podwyżki zostały uznane za bezzasadne.
„Wrocław jest przyzwyczajony do tego, że prezydenci rządzą dłużej niż jedną kadencję i że zapowiadane wcześniej prace są kontynuowane, więc to niekoniecznie jakoś bardzo obciąża prezydenta. Ale w trakcie tej kadencji Sutryk raczej stracił część poparcia, niż zyskał. Pytanie, czy stracił na tyle, by przegrać wybory” – mówi prof. Alberski.
„Ocena kadencji prezydenta Sutryka zależy od tego, gdzie ucho przyłożyć. Jego zwolennicy twierdzą, że jest wszystko super, krytycy mają wiele uzasadnionych zarzutów. Trochę inwestycji zrealizował, nie zrujnował budżetu miasta. Ale nie obyło się też bez afer i aferek” – mówi prof. Anna Pacześniak.
Dużo surowszy w ocenie Jacka Sutryka jest Jakub Nowotarski z Akcji Miasto, jednego z najprężniej działających we Wrocławiu watchdogów. Akcja Miasto popierała kandydaturę Michała Jarosa.
„Przez ostatnich pięć lat Jacek Sutryk dał się poznać bardziej jako satrapa aniżeli demokrata. Banowanie mieszkańców za zadawanie pytań na oficjalnym profilu prezydenta w mediach społecznościowych, argumentowanie niezgodne z prawdą, że to profil prywatny, obrażanie mieszkańców i niezwykle aroganckie reakcje na ich krytyczne wpisy – to tylko część zarzutów. Kadencja Jacka Sutryka była też kadencją afer” – mówi OKO.press.
To Akcja Miasto ujawniła, że przy spółkach miejskich tworzone były tzw. rady programowe, w którym zasiadały osoby powiązane z Jackiem Sutrykiem. Za członkostwo w tych radach wypłacane było wynagrodzenie – nawet 2 tysiące złotych za miesiąc – a zupełnie nie było wiadomo, czym się te rady zajmują. Rady odbywały zaledwie dwa spotkania w roku. Działały przy Miejskim Przedsiębiorstwie Wodociągów i Kanalizacji, Wrocławskim Parku Technologicznym czy miejskiej spółce budownictwa społecznego TBS Wrocław. O sprawie szczegółowo pisał m.in. Onet.
Niedługo potem aktywiści Akcji Miasto zaobserwowali jeszcze jedno dziwne zjawisko, które określili mianem schematu „stołek za stołek”.
Prezydenci czy wiceprezydenci miast, m.in. Częstochowy, Wrocławia, Zabrza, Będzina, Dąbrowy Górniczej, Sosnowca, Chorzowa, Gliwic i Tychów, którzy zgodnie z przepisami nie mogą zasiadać w radach nadzorczych spółek miejskich w miastach, gdzie rządzą, pełnili te funkcje wymiennie w innych miejscowościach. Np. prezydent Wrocławia zasiadał w radzie nadzorczej jednej z miejskich spółek w Tychach i Gliwicach, we Wrocławiu w spółkach miejskich zasiadał prezydent Sosnowca, Gliwic i Dąbrowy Górniczej, w Sosnowcu osoba z Tych i Mysłowic itd. Sprawę opisała m.in. Interia i TVP3. Sprawa miała dotyczyć ponad 20 lokalnych polityków, którzy tylko w 2021 roku zarobili w ten sposób łącznie ponad 1,3 mln zł.
Nazwisko Jacka Sutryka pojawia się także w sprawie afery Collegium Humanum. Okazuje się, że prezydent Sutryk w 2019 roku zrobił dyplom MBA na tej uczelni, a urząd miasta dofinansował nauczanie na Collegium Humanum co najmniej 10 swoim pracownikom, co magistrat potwierdził w informacji udzielonej Akcji Miasto. W Collegium Humanum uczyć się mieli także urzędnicy z Urzędu Marszałkowskiego.
Poważne wątpliwości budzi także fakt, że według ustaleń Akcji Miasto rekruterką w Collegium Humanum miała być żona Damiana Żołędziewskiego, dyrektora Departamentu Prezydenta, który sam także ukończył tę uczelnię. Dyrektor Departamentu Prezydenta to jedna z wyżej postawionych osób w urzędzie miejskim.
Według informacji z Urzędu Miasta Wrocławia Jacek Sutryk nie dostał z magistratu dofinansowania na studia. Część aktywistów i mieszkańców apeluje więc do prezydenta, by ten pokazał dowód opłaty za studia, i w ten sposób udowodnił, że uzyskany na Collegium Humanum dyplom nie był np. darem po znajomości od rektora, który dziś oskarżony jest o prowadzenie zorganizowanej grupy przestępczej. Ale Jacek Sutryk nie odpowiada na te wezwania.
„Bez odpowiedzi pozostają pytania o to, czy Jacek Sutryk chodził na zajęcia, zdawał jakiś egzamin, czy po prostu dostał ten dyplom w zamian za bycie ambasadorem uczelni i zapraszanie urzędników na te studia za nasze, czyli podatników pieniądze. To ten dyplom utorował mu drogę do dodatkowych zarobków w miejskich spółkach w innych miastach” – mówi Nowotarski.
Nasz rozmówca podkreśla, że problemem we Wrocławiu jest fakt, że gdy pojawiają się ważne wątpliwości, prezydent na nie nie odpowiada mieszkańcom: „Wszystko jedno, czy ktoś lubi Sutryka, czy nie. On jest zatrudniony przez mieszkańców do tego, żeby sprawować urząd. I ten urząd powinien być poważny, a jeśli pojawiają się kontrowersje, wątpliwości, pytania, to jego obowiązkiem i odpowiedzialnością jest na takie pytania odpowiadać. A tu tego nie ma” – dodaje aktywista.
Niesmaczną wisienką na torcie są obcesowe odzywki i blokowanie mieszkańców na profilu społecznościowym Prezydenta Wrocławia, który Sutryk uważa za swój prywatny profil. Tymczasem w jego nazwie widnieje wyraźnie: Prezydent Wrocławia, a to urząd.
„To niech Pan sobie jedzie” – tak Jacek Sutryk odpisał na komentarz jednego z mieszkańców, który w niedzielę 28 sierpnia 2022 roku zapytał, czy ten na Campus Polska, czyli partyjne wydarzenie Koalicji Obywatelskiej, musiał jechać urzędowym samochodem. Internauta zasugerował, że między Olsztynem a Wrocławiem jest dobre połączenie kolejowe i że może warto promować dobre środki komunikacji.
„To niech pan promuje. I jeszcze podziękuje mi, bo to jedyna okazja dla Pana, by tak szeroko zabrać głos. Nie ma za co” – odparował prezydent.
Innym razem internautka pod jednym ze zdjęć w mediach społecznościowych, na którym obok Jacka Sutryka widać kobietę w długiej, balowej sukni, zadała pytanie o to, jakie stanowisko piastuje bratowa prezydenta widoczna na relacjach z oficjalnych imprez. Sutryk nie odpowiedział wprost, czy osoba na zdjęciu to faktycznie jego bratowa, ale napisał w agresywnym tonie: „Ty Jula Matula [nazwa profilu – red.]! Jak nabierzesz odwagi wyjść z internetu i ujawnić się spod fejka, to zapraszam do ratusza. Wtedy razem z moim bratem z tobą „potańczymy” (…) Nie znoszę głupich, tchórzliwych kłamców (…) Siebie pozwalam ruszać, ale rodziny nie wybaczę. Więc czekam…” – odpisał Sutryk. Brat prezydenta dodał komentarz, że „w tańcu to może dość ciężko podeptać”.
Innym razem, gdy mieszkaniec skrytykował zmiany organizacji ruchu na jednej z ulic, prezydent odpisał: „Biedactwo”. Gdy internautka zarzuciła, że akcja ściągania wraków samochodów z wrocławskich ulic jest mało efektywna i że to tylko dobry PR, a „rzeczywistość skrzeczy”, prezydent odpisał: „Pani skrzeczy. To wszystko, co skrzeczy”.
Ale najszerszym echem odbił się komentarz Sutryka udzielony mężczyźnie z niepełnosprawnością, który pod zdjęciem przedstawiającym Sutryka w urzędowym aucie z szoferem, pożalił się: „A ja nieumyty 22 dzień przez opiekuna z MOPS-u”. I zapytał „Jak długo jeszcze panie prezydencie?”. Sutryk odpisał: „To proponuję panie Jerzy mniej internetu, a więcej mycia”.
Okazało się, że mężczyzna cierpi na polineuropatie – zanik mięśni i uszkodzone nerwy, w związku z czym potrzebuje pomocy przy zwykłych, codziennych czynnościach. Sutryk przeprosił tak, żeby nie przeprosić: „Szanowni Państwo, jeśli zostałem źle zrozumiany – bardzo przepraszam tak Pana Jerzego, jak i Państwa: Pan Jerzy jest klientem wrocławskiego MOPS-u i otrzymuje kompleksową opiekę” – napisał na platformie X.
Za Jacka Sutryka przeprasza dziś jego polityczny promotor Rafał Dutkiewicz. Sutryk nie ma też poparcia żadnego z byłych prezydentów Wrocławia.
To w latach prezydentury Dutkiewicza Jacek Sutryk ze stanowiska dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej awansował do urzędu miejskiego, gdzie w latach 2011-2018 pełnił funkcję dyrektora Departamentu Spraw Społecznych. W wywiadzie udzielonym portalowi Money.pl 4 marca były prezydent mówił: „Przepraszam za Jacka Sutryka”. I apelował o jego wycofanie się z wyborów.
„Liczba afer z Jackiem Sutrykiem przekroczyła wszelkie dobre obyczaje i standardy. Uważam, że Jacek Sutryk nie powinien startować w tych wyborach samorządowych” – mówił w rozmowie z Money.pl Rafał Dutkiewicz.
Na kadencji Sutryka ciążą też inne, pomniejsze sprawy: m.in. prowadzenie komisu samochodowego przez szefa kierowców w urzędzie na terenie Urzędu Miasta, o czym pisała Wyborcza, liczne afery dotyczące wrocławskiego zoo, finansowanie piłkarskiego Śląska Wrocław z miejskiej kasy, a także z kasy miejskich spółek niekoniecznie zgodne z ich statutem, m.in. bulwersująca dla mieszkańców sprawa sponsoringu Śląska Wrocław przez Towarzystwo Budownictwa Społecznego, wątpliwości wokół transakcji sprzedaży i zakupu domu przez prezydenta. To wszystko sprawia, że Sutryk nie może być całkowicie pewny sukcesu walki o reelekcję.
W wyścigu o fotel prezydencki we Wrocławiu zetrze się w sumie sześciu kandydatów.
Prawo i Sprawiedliwość wystawiło mało komukolwiek znanego Łukasza Kasztelowicza, szeregowego działacza partii, prawnika i prezesa zarządu Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej we Wrocławiu. Część sondaży daje mu drugi, a część trzeci wynik wyborczy z kilkunastoprocentowym poparciem (między 13 a 16 proc.). Brak rozpoznawalności nie musi być dla tego kandydata problemem, bo wyborcy PiS-u (podobnie jak wyborcy Konfederacji) głosują na partyjny szyld.
Ale PiS w tych wyborach mocno nie stoi.
Dużo lepszą kandydatką byłaby bardzo dobrze znana, ceniona wśród wyborców i wysoko postawiona w hierarchii partii Mirosława Stachowiak-Różycka, która w 2018 roku zrobiła drugi wynik, zdobywając 27,5 proc. głosów. Sutryk wygrał wtedy o włos w pierwszej turze, zdobywając 50,2 proc. poparcia. Wcześniej, w 2014 roku, Stachowiak-Różycka starła się z Rafałem Dutkiewiczem, zdobywając w pierwszej turze 25,8 proc. głosów, a w drugiej 45,28 proc. W tych wyborach Mirosława Stachowiak-Różycka miałaby zapewne szanse zrobić wynik przynajmniej o kilka procent lepszy niż Łukasz Kasztelowicz i tym samym zwiększyć szanse na to, że będzie druga tura. Ale startować zwyczajnie nie chciała.
Trzecia Droga postawiła na kandydatkę z Polski 2050 – Izabelę Bodnar.
Bodnar po raz pierwszy dała się mieszkańcom poznać przy okazji kampanii do wyborów parlamentarnych w październiku 2015 roku, zdobywając mandat. Jest ekonomistką, skończyła studia magisterskie na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu i jak pisze na swojej stronie internetowej, przez lata pracowała „na kluczowych stanowiskach w polskich i zagranicznych firmach, głównie w sektorze finansowym”, gdzie zajmowała się „kreowaniem strategii biznesowych, zarządzała projektami i negocjowała wielomilionowe kontrakty”.
Z jej biografii wynika, że w latach 2009-2016 pracowała w Banku Credit Agricole, wcześniej przez trzy lata w firmie MK Cafe & POSTI, a w okresie 2018-2020 pełniła funkcję dyrektor zarządzającej spółki deweloperskiej D3 Development z Wrocławia.
„Izabela Bodnar jest mocno widoczna w mieście, dużo jest jej plakatów, wyróżnia się na tle innych kandydatów chociażby z tego względu, że jest jedyną kobietą startującą w tych wyborach. Ale patrząc na to, jak występuje publicznie, niestety odnosi się wrażenie, że jak trzeba porozmawiać o konkretach, wyjść poza ogólniki z ulotek reklamowych, to radzi sobie średnio. Widać, że nie ma doświadczenia w tej opowieści samorządowej” – mówi prof. Anna Pacześniak.
W jedynej debacie przedwyborczej, w której wzięli udział wszyscy kandydaci, a która odbyła się 28 marca w Radiu Wrocław, Bodnar była punktowana za ten brak konkretów i szumne wizje – zarówno przez Jacka Sutryka, jak i pozostałych kandydatów.
Na jej korzyść na pewno działa publicznie zadeklarowane poparcie byłych prezydentów – Rafała Dutkiewicza, Bogadana Zdrojewskiego i Stanisława Huskowskiego. Ale dziś dla wielu Wrocławian to prezydenci z zamierzchłej przeszłości – siła ich poparcia nie jest aż tak duża, jak siła poparcia topowych, obecnie urzędujących polityków.
Przed pierwszą turą we Wrocławiu nie pojawił się Szymon Hołownia, by oficjalnie wesprzeć swoją kandydatkę. Jak dowiadujemy się w Polsce 2050, zamierza to zrobić przed ewentualną drugą turą.
Poza tym zaledwie dwa dni temu Izabela Bodnar padła ofiarą personalnego ataku ze strony dwóch innych działaczy Polski 2050 z Wrocławia. W liście otwartym Bodnar została skrytykowana za rzekomą hipokryzję w głoszeniu haseł wyborczych, prywatę i nagłą zmianę poglądów – donosiła wrocławska Wyborcza. Bodnar odniosła się do zarzutów kilkanaście godzin później, zarzucając krytykom brak lojalności i wewnętrzne porachunki partyjne. Jeden z autorów listu miał wg niej zostać skreślony z list do parlamentu, kiedy okazało się, że w PRL-u miał związki komunistyczną bezpieką, drugi miał oczekiwać, że Polska 2050 poprze kandydaturę Jacka Sutryka, a nie wystawi własnego kandydata. Obaj zostali ostatecznie wydaleni z partii.
Poza tym o fotel prezydenta Wrocławia ubiega się jeszcze trzech kandydatów.
Jerzy Michalak to dość znany we Wrocławiu działacz Bezpartyjnych Samorządowców i to nie pierwszy jego start we wrocławskich wyborach. W tym roku Michalak na plakatach wyborczych ukrywa jednak swoją polityczną przynależność. Zamiast w czerwieni i niebieskim, czyli kolorach ugrupowania, z którym jest związany, a które zresztą rządzi z PiS w dolnośląskim Sejmiku, tegoroczne plakaty wyborcze Michalaka utrzymane są w kolorach żółtych, tak jak plakaty Trzeciej Drogi. To bardzo myli mieszkańców – wielu sądzi, że Michalak to kandydat ugrupowania Szymona Hołowni.
Na Bezpartyjnych Samorządowcach w regionie ciąży fakt, że wsparli PiS w województwie dolnośląskim, rządząc wspólnie w sejmiku. Zresztą koalicja PiS i Bezpartyjnych Samorządowców w tych wyborach najprawdopodobniej straci w sejmiku większość. Z sondaży wynika, że Prawo i Sprawiedliwość nie utrzyma nawet największego klubu. Być może dlatego Michalak nie chce się afiszować kolorami ugrupowania.
Konfederacja wystawia też mało nierozpoznawalnego kandydata, dotychczasowego radnego miejskiego Roberta Grzechnika. Grzechnik w kampanii obiecuje w miesiąc rozwiązanie problemów z korkami w mieście, m.in. poprzez likwidację buspasów czy rozbudowę kilku ulic. Swój przekaz kieruje przede wszystkim do kierowców, sprzeciwiając się także wprowadzeniu w mieście strefy czystego transportu.
O prezydenturę w mieście walczy jeszcze Grzegorz Prigan (KW Wrocławianie dla Wrocławian), kandydat nieposiadający poparcia żadnej partii. Prigan to wrocławski adwokat, znany z tego, że na co dzień reprezentuje w sądzie grupę mieszkańców wrocławskiego TBS, którzy walczą z podwyżkami czynszów. Prowadzi własną kancelarię, ma też dyplom MBA uzyskany na Polskiej Akademii Nauk w Warszawie. To też społecznik, który prowadzi dwie fundacje: Fundację „Popieram Dolny Śląsk” oraz Fundację „Instytut Solidaryzmu”. Realizował m.in. projekty wsparcia wykluczonych cyfrowo seniorów.
Trudno prognozować, jaki będzie wynik niedzielnych wyborów we Wrocławiu. Sondaże, w zależności od tego przez kogo są zlecane, pokazują różne wyniki. Jest ich też dość mało.
Według sondażu przeprowadzonego przez instytut badawczy IPC na grupie 592 osób w dniach 19-21 marca metodą CAWI (odpowiedzi udzielane przez formularz internetowy) na zlecenie Trzeciej Drogi, Jacek Sutryk w pierwszej turze zdobywa tylko 44,1 proc. głosów. Do drugiej tury, według tego badania, z wynikiem 16,3 proc. głosów przeszłaby kandydatka Trzeciej Drogi Izabela Bodnar.
Badanie firmy bukmacherskiej BETFAN z 28 marca także wskazuje na drugą turę:
Najświeższy sondaż, przeprowadzony 3 kwietnia przez firmę IBRIS na grupie 500 osób, także na zlecenie Trzeciej Drogi, pokazuje, że w pierwszej turze:
Jednak aż 17,9 proc. respondentów w tym sondażu określiło się jako niezdecydowani.
Zwycięstwo Sutryka w pierwszej turze wskazywał dotąd właściwie tylko jeden sondaż – opublikowany 20 marca na stronie Radia Wrocław sondaż Ogólnopolskiej Grupy Badawczej. Według tego badania, w którym pominięto jednego kandydata Grzegorza Prigana, na Jacka Sutryka miałoby zagłosować 56,76 proc.
Dlatego wynik niedzielnych wyborów jest wielką niewiadomą.
„Pierwszy raz mamy taką sytuację we Wrocławiu. Do tej pory wybory w mieście były właściwie dość nieciekawe – wynik można było na podstawie sondaży dość jasno przewidzieć. W 2018 roku sytuacja była prosta – to był wybór między Koalicją Obywatelską a PiS. A teraz wszystko jest zagmatwane. Sutryk nie ma poparcia Koalicji Obywatelskiej, ale ma poparcie Platformy i Lewicy. Jeśli ktoś chce zagłosować zgodnie z rekomendacją lidera Koalicji Obywatelskiej, czyli Donalda Tuska, powinien zagłosować na Jacka Sutryka i na listy KO do rady miasta. Ale radni KO nie popierają Sutryka, bo Sutryk ma poparcie Lewicy, więc jeśli większość w radzie miasta będzie tworzyć Koalicja Obywatelska, a prezydentem zostanie Jacek Sutryk, który wśród radnych KO poparcia nie ma, to będzie się ciężko rządzić. To jest bardzo mętna sytuacja dla wyborców” – mówi profesor Alberski.
Profesor Anna Pacześniak dodaje, że ta sytuacja może przełożyć się na niską frekwencję.
„Nie widać jakiejś wielkiej mobilizacji wyborców we Wrocławiu. To nie jest ta atmosfera co w październiku [przed wyborami parlamentarnymi, kiedy mobilizacji wynikała z potrzeby odsunięcia PiS od władzy – red]. Część wyborców będzie chciała dać Jackowi Sutrykowi, a być może też Donaldowi Tuskowi pstryczka w nos. Dlatego szanse w drugiej turze może mieć kandydatka Trzeciej Drogi. Jeśli do tej drugiej tury faktycznie dojdzie” – mówi profesor Pacześniak.
"Jacek Sutryk powinien w pierwszej turze kibicować kandydatowi PiS. Bo jeśli się z nim zetrze w drugiej turze, prezydenturę ma w kieszeni. Ale jeśli do drugiej tury przejdzie Izabela Bodnar, kandydatka Trzeciej Drogi, a są sondaże, które na to wskazują, może się zrobić ciekawie” – dodaje profesor Alberski.
Wybory
Donald Tusk
Koalicja Obywatelska
Nowa Lewica
Platforma Obywatelska
Jacek Sutryk
prezydenci miast
Wrocław
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Komentarze