To od konserwatystów z CDU zależy teraz, czy uda się powstrzymać skrajną prawicę od władzy – podkreślają komentatorzy w Niemczech. Olaf Scholz powinien się dobrze zastanowić nad tym, jak politycznie przetrwać rok do następnych wyborów
Skrajnie prawicowa, nacjonalistyczna Alternatywa dla Niemiec, która w części niemieckich landów ma status partii ekstremistycznej, wygrała wybory do parlamentu kraju związkowego Turyngii z wynikiem 32,8 proc. głosów. Drugi wynik zdobyła konserwatywna CDU z 23,6 proc. głosów. W Saksonii, w której w niedzielę 1 września 2024 także odbyły się wybory lokalne, AfD była druga – tu konserwatywne CDU wygrało o włos. Różnica wyniku między partiami sięgnęła zaledwie 1,3 punktu proc. Na CDU oddano 31,9 proc. głosów, a na AfD 30,6 proc.
Bardzo dobry wynik w obu landach zdobyła też nowa na niemieckiej scenie politycznej populistyczna partia lewicowa – Sojusz Sahry Wagenknecht (BSW). W Turyngii na partię zagłosowało 15,8 proc. wyborców, a w Saksonii – 11,8 proc. W obu landach partia uplasowała się na trzeciej pozycji.
Katastrofalnie źle w wyborach do parlamentów krajów związkowych wypadły partie koalicji rządzącej na poziomie federalnym: Socjaldemokratyczna Partia Niemiec kanclerza Olafa Scholza, Wolna Partia Demokratyczna (FDP) oraz Zieloni. W sumie partie tzw. trójkolorowej koalicji w Turyngii zdobyły 10,4 proc. głosów, zaś w Saksonii 13,4 proc. Poparcie dla FDP spadło w tych landach do zaledwie 1 proc. Zieloni w Turyngii nie przekroczyli 5 proc. progu wyborczego, a w Saksonii udało się im to o włos.
“Dla rządu federalnego wybory w Turyngii i Saksonii są kompletną katastrofą. Tylko jeden na dziesięciu wyborców zagłosował na partie trójkolorowej koalicji. Odpowiedź na pytanie o potencjalne konsekwencje dla koalicji jest brutalna” – napisał niemiecki dziennik Der Spiegel.
Większość niemieckich mediów zwraca uwagę, że to pierwszy raz od końca II wojny światowej, kiedy skrajna prawica wygrywa wybory w Niemczech (Turyngia) lub jest o włos od zwycięstwa (Saksonia).
„AfD już dawno przestała być postrzegana jako partia protestu, ma coraz więcej regularnych wyborców” – w poniedziałek 2 września zwracał uwagę niemiecki dziennik FAZ. Dziennik przytacza dane z badania Infratest Dimap, z którego wynika, że co druga osoba, która w wyborach do landtagu Saksonii lub Turyngii oddała głos na AfD, zrobiła to z przekonania, tzn. dlatego, że identyfikuje się jako wyborca tej partii.
Zarówno w Turyngii, jak i Saksonii, w kilku dziedzinach wyborcy wyżej oceniają kompetencje AfD od kompetencji konkurencyjnej CDU – zwraca uwagę dziennik. Dotyczy to polityki azylowej i uchodźczej, sprawiedliwości społecznej czy kwestii rozumienia interesów Niemiec Wschodnich. W kwestii polityki wobec Ukrainy i Rosji oraz walki z przestępczością kompetencje obu partii oceniane są tak samo. CDU uważana jest za bardziej kompetentną w kwestiach gospodarczych i polityki edukacyjnej.
„Choć lokalni politycy partii koalicji rządzącej, którzy te wybory przegrali z kretesem, bardzo starali się, aby kampania dotyczyła spraw lokalnych, to się nie udało” – zauważa FAZ. Wybory zdominowane były przez duże sprawy ogólnokrajowe: migracje, bezpieczeństwo wewnętrzne, rosnące koszty życia, rosyjską wojnę w Ukrainie. Jak zwraca uwagę dziennik, to na tych tematach poparcie dla skrajnie prawicowych i lewicowych populistów poszybowało w górę.
„Wyniki wyborów w Saksonii i Turyngii krzyczą w twarz rządowi kanclerza Olafa Scholza: To migracja, głupcze! Ale wynik musi być ostrzeżeniem dla wszystkich demokratów. Nigdy wcześniej siły rządzące w rządzie federalnym nie zostały ukarane tak bezlitośnie jak SPD, Zieloni i FDP” – czytamy w komentarzu jednego z wydawców FAZ Bertholda Kohlera.
Zdaniem publicysty, „zbyt długo rząd Scholza ignorował wielogłosowe wołanie obywateli, burmistrzów, premierów, policjantów, nauczycieli, pracowników władz imigracyjnych, że dłużej już tak nie dadzą rady (…). Partie rządzące nie odważyły się jednak stawić czoła problemom, ponieważ musiałyby pożegnać się z przekonaniami na temat imigracji i polityki społecznej, które były i czasami nadal są dla nich święte” – uważa publicysta.
Jego zdaniem wynik wyborów w Turyngii i Saksonii to m.in. efekt wstrząsu, którym dla społeczeństwa był atak nożownika na ulicach Solingen w Nadrenii Północnej-Westfalii, do którego doszło w piątek 23 sierpnia. Z rąk 15-letniego Syryjczyka, który, jak się okazało, czekał na deportację, zginęły trzy osoby, a osiem zostało rannych. Do ataku przyznało się Państwo Islamskie (IS).
Choć władze federalne zareagowały dość szybko, proponując szereg rozwiązań zaostrzających politykę migracyjną, m.in. zapowiadając uznanie przestępstwa z użyciem noża za powód do deportacji, ograniczenie zasiłków dla osób, które według zasad konwencji dublińskiej powinny wnioskować o azyl w innym kraju niż Niemcy (pierwszym kraju przybycia), czy odbierając status uchodźcy osobom, które opuszczają Niemcy, by odwiedzić kraje, z których uciekli bez ważnego powodu, to dla opinii publicznej w tych landach było to za mało.
„Środki, które koalicja wprowadziła w ciągu kilku godzin po morderstwach w Solingen, mogły zostać przyjęte lata temu. Wiele z tego, co teraz zmienia się w obszarze polityki azylowej, zagranicznej i bezpieczeństwa, dowodzi, że rządzący do tej pory się myli (…). Czy krwawy akt w Solingen stanie się punktem zwrotnym w polityce wobec uchodźców, jakim inwazja Putina na Ukrainę stała się dla polityki rosyjskiej? (...) Teraz nawet prezydent wzywa do podjęcia wysiłków w celu zmniejszenia liczby uchodźców napływających do kraju bez zezwolenia” – pisze dziennik.
To nie jest odosobniony głos. Na znaczenie rozczarowania polityką migracyjną Niemiec dla wyników wyborów w Saksonii i Turyngii wskazuje też komentator Der Spiegla. Deutsche Welle zwraca natomiast uwagę na to, jak obecność negatywnych tematów związanych z polityką migracyjną w kampanii oraz ryzyko zwycięstwa AfD spowodowała wzrost poczucia zagrożenia wśród imigrantów w tych landach.
Równie ważnym tematem kampanii przed wyborami była kwestia wojny w Ukrainie i wsparcia, które Niemcy udzielają walczącemu Kijowowi. Pisało o tym m.in. Deutsche Welle w tym tekście. Mieszkańcy wschodnich landów Niemiec pozostają najbardziej sceptyczni wobec wsparcia przekazywanego przez Niemcy Ukrainie i domagają się podejmowania „wysiłków dyplomatycznych” celem zakończenia wojny.
W te nastroje społeczne najlepiej wpisały się dwa ugrupowania – AfD oraz Sojusz Sahry Wagenknecht. Oba całkowicie odrzucają dostawy broni dla Ukrainy i opowiadają się za negocjacjami z Rosją. Ze względu na pogarszające się nastroje społeczne względem pomocy Ukrainie, przed wyborami we wschodnich landach widać było też pewne ostudzenie narracji w sprawie pomocy dla Ukrainy ze strony CDU.
Premier Saksonii Michael Kretschmer z chadeckiej CDU wezwał do ograniczenia pomocy zbrojeniowej dla Ukrainy przez wzgląd na niemiecki budżet. Ponadto domaga się zintensyfikowania „inicjatyw dyplomatycznych w konflikcie w Ukrainie”. Jak cytuje Deutsche Welle, Kretschmer powiedział sieci redakcji Redaktionsnetzwerk Deutschland, że „potrzebujemy sojuszy, na przykład z Chinami i Indiami, aby wpłynąć na Putina w taki sposób, by był gotów zgodzić się na zawieszenie broni”. Podobne głosy słychać coraz częściej z szeregów CDU. Taką opinię wyraził m.in. Dietmar Woidke, premier od 2013 premier Brandenburgii. Wybory w Brandenburgii już za niecałe trzy tygodnie (22 września). Nastroje przedwyborcze i tematy kampanii są tu podobne do tych, które w Turyngii i Saksonii dały świetny wynik AfD, CDU i BSW.
Co ciekawe, jak informuje Deutsche Welle w cytowanym tekście, wątkiem kampanii była też kwestia rozmieszczenia na terenie Niemiec nowej broni USA od 2026 roku celem wzmocnienia możliwości obronnych Bundeswehry. Chodzi o pociski średniego zasięgu. Takie plany pojawiły się w ramach NATO jako odpowiedź na agresywną politykę Rosji. Wagenknecht stoi w opozycji do tego rozwiązania. Do tego stopnia, że zadeklarowała, że BSW będzie uczestniczyć w rządzie krajowym tylko wtedy, gdy rząd ten jednoznacznie odrzuci te plany. Rozmieszczenia amerykańskiej broni w regionie nie popiera też AfD.
„Jesteśmy gotowi wziąć na siebie odpowiedzialność za formowanie rządu. Tradycją niemieckiego parlamentaryzmu jest to, że to najsilniejsza partia zaprasza innych do rozmów. W najbliższym tygodniu przeanalizujemy sytuację w komisjach partii i zadecydujemy, kogo zaprosimy do rozmów” – zapowiedział Björn Höcke (na zdjęciu jego ostatni wiec kampanijny) w niedzielę 1 września wieczorem na antenie niemieckich mediów publicznych.
AfD jest bardzo zadowolona ze swojego wyniku w Turyngii. W Saksonii nieco mniej – wewnętrzne sondaże partii mówiły, że w Saksonii AfD ma szanse nawet na 35 proc. poparcia i pierwszą lokatę. Mimo to komentując wyniki wyborów Tino Chrupalla, współprzewodniczący AfD, uznał wynik partii w obu landach za „rewelacyjny”.
„Jedna rzecz jest jasna: wyborcy domagają się politycznej zmiany, zarówno w Saksonii, jak i w Turyngii. Kto chce tworzyć tu wiarygodną politykę, nie będzie w stanie tego zrobić bez AfD u boku” – powiedział Chrupalla, cytowany przez Deutsche Welle.
Dla AfD wynik wyborów to potwierdzenie coraz mocniejszej bazy wyborców, która ma partia. Współprzewodnicząca partii Alice Weidel powiedziała w niedzielę, że wynik AfD w obu landach jest „historyczny” i wezwała rząd Olafa Scholza do ustąpienia.
„[Wyniki wyborów w Turyngii i Saksonii – red.] to kara dla rządu federalnego, to requiem dla tej koalicji (…). Rząd w Berlinie powinien zadać sobie pytanie, czy w ogóle może dalej rządzić. Powinniśmy też rozważyć kwestię nowych wyborów, jeśli nie teraz, to na pewno po [zbliżających się] wyborach w Brandenburgii. Tak dalej być nie może” – stwierdziła polityczka.
Ale pomimo dobrych wyników wyborczych partia może nie zdobyć władzy w krajach związkowych. “To od konserwatystów z CDU, partii Angeli Merkel, zależy teraz, czy uda się powstrzymać skrajną prawicę od władzy” – podkreśliła Michaela Kufner, redaktor naczelna działu politycznego Deutsche Welle w komentarzu na antenie DW.
Jeśli politycy partii demokratycznych nie będą trzymać się zasady kordonu sanitarnego AfD może w Niemczech przekroczyć kolejny Rubikon – faktycznie dojść do władzy. Ale na razie nic nie wskazuje na to, by mogło się tak zdarzyć.
W żadnym z dwóch krajów związkowych AfD nie ma szansy na zbudowanie rządzącej koalicji, jeśli któraś z demokratycznych partii nie wyłamie się z kordonu sanitarnego. Według liderów AfD „zapora ogniowa”, którą otoczona jest partia, musi upaść.
„Zapora ogniowa wokół AfD? To musi się skończyć” – zaapelował lider AfD w Turyngii Stefan Möller, cytowany na łamach Der Spiegel. Jego zdaniem „nikt już dłużej nie będzie akceptował tego, że partia jest zupełnie wykluczana [z udziału w sprawowaniu władzy – red.]”.
Ale jak na razie nic nie wskazuje na to, by coś się miało w tej kwestii zmienić.
Chadecy wielokrotnie deklarowali, że nie ma mowy o współpracy z AfD, a powstrzymywanie skrajnej prawicy od dojścia do władzy to element „DNA partii”.
„Mamy jasne stanowisko w CDU. Nie współpracujemy z AfD. Ani w parlamentach, ani w radach miejskich”, powiedział Friedrich Merz w niedzielę 27 sierpnia 2024 w wywiadzie dla niemieckiego nadawcy ARD. Zapytany, czy dotyczy to również szczebla gminnego, dodał: „Nie znaczy nie. Również na szczeblu gminnym”. Merz wielokrotnie powtarzał tę deklarację.
Taka sama deklaracja padła ze strony partii trójkolorowej koalicji – SPD, FDP oraz Zielonych. Co ciekawe, współpracę z AfD wykluczyła też Katja Wolf, kandydatka Sojuszu Wagenknecht na premiera Turyngii. Mimo to niektórzy eksperci nie są pewni, czy można w pełni wykluczyć potencjalną współpracę między BSW a AfD. Wiadomo, że BSW łowi wśród tego samego typu wyborców co AfD – niezadowolonych, zbuntowanych. Wiadomo też, że były próby pozyskania Sahry Wagenknecht do AfD po tym, jak odeszła z lewicowej Die Linke. Wiadomo, że AfD chciałaby koalicji z BSW. BSW łączy w sobie elementy lewicowe i skrajnie prawicowe, a ponad wszystko jest ugrupowaniem populistycznym. Przeliczenia mandatów w parlamentach krajów związkowych pokazują jednak, że nawet jeśli BSW zdecydowałaby się na wsparcie AfD, to nie wystarczyłoby do sformowania rządu, a na poparcie innych partii taka koalicja nie ma co liczyć.
Dlatego niektóre niemieckie dzienniki nie boją się postawić sprawy jasno: pomimo bardzo dobrego wyniku, AfD nie będzie w stanie utworzyć rządu w Turyngii, bo żadna z partii nie będzie współpracować ze skrajną prawicą. Partia nie będzie w stanie zbudować więc większości. Ryzyka wolty nie ma też w Saksonii, w której AfD tylko nieznacznie przegrała z CDU.
W obu landach problemem może się jednak okazać próba formowania jakiejkolwiek koalicji – także tej, na której czele w obu państwach związkowych stanie CDU.
Jakie koalicje bez AfD byłyby zatem możliwe? Jak pisze Markus Wehner w analizie dla FAZ, w Turyngii teoretycznie możliwy jest rząd większościowy bez AfD, ale negocjacje, które miałyby do tego doprowadzić, mogą być długie i trudne.
Rządząca większość musi mieć co najmniej 45 mandatów. Do tej pory oczekiwano, że możliwe będzie utworzenie rządu CDU, BSW i SPD, ale wyniki tych partii dają takiej koalicji tylko 44 miejsca – o jedno za mało. CDU wyklucza za to współpracę z postkomunistyczną Die Linke, a przy wsparciu tego ugrupowania koalicja CDU, SDP i Die Linke mogłaby mieć 50 mandatów. CDU stoi jednak na stanowisku, że Die Linke to partia zbyt radykalna.
W Saksonii sytuacja jest tylko pozornie prostsza niż w Turyngii. Tu wybory wygrała CDU (31,9 proc.), ale nie da rady kontynuować dotychczasowej koalicji z SDP i Zielonymi, ponieważ takiej koalicji brakuje 4 miejsc w parlamencie. Większość rządząca w Turyngii to 61 miejsc. Tu też CDU musiałaby sięgnąć po współpracę z ugrupowaniem Sahry Wagenknecht oraz SPD. Taka koalicja miałaby w sumie 51 procent głosów i 66 miejsc – wystarczająco.
Regionalni liderzy CDU dają jasno znać, że zależy im na współpracy z BSW.
To daje BSW mocną pozycję negocjacyjną. Jeszcze przed wyborami Sahra Wagenknecht deklarowała, że będzie zainteresowana wejściem w koalicję, jeśli w którymś kraju związkowym (najlepiej w Turyngii) kandydat BSW dostanie stanowisko premiera. Jak pisze FAZ, Kretschmer, dotychczasowy premier Saksonii z CDU, dał w poniedziałek jasno do zrozumienia, że dąży do tego sojuszu. „To nie będzie łatwe, zajmie też trochę czasu, ale jest możliwe” – powiedział na antenie pierwszego programu niemieckiego radia publicznego Deutschlandfunk.
Fatalny wynik trójkolorowej koalicji owocuje coraz większą presją na kanclerza Scholza, by oddał władzę i ogłosił przyspieszone wybory. To kolejna po wyborach europejskich 9 czerwca oraz wyborach lokalnych w Hesji i Bawarii w październiku 2023 porażka wyborcza koalicji. O przyspieszone wybory apeluje CDU, AfD czy BSW.
Komentatorzy piszą w niemieckich mediach o ogromnej frustracji wśród wyborców koalicją rządzącą. Jej powodem ma być wciąż wysoka inflacja, stagnacja gospodarcza, wysokie ceny energii, niezadowalające działanie w kwestii przeciwdziałania nielegalnej migracji, kiepska komunikacja, ale też ciągłe kłótnie w koalicji.
Jak donosił Der Spiegel, którego dziennikarz niedzielny wieczór wyborczy spędził w Domu Willy'ego Brandta w Berlinie, głównej siedzibie SPD, na korytarzach było słychać zaskakujące komentarze: że mogło być gorzej. Sondaże przedwyborcze były tak złe, że SPD bała się nieprzekroczenia progu wyborczego. A przypomnijmy: w Turyngii udało się to tylko o włos, partia zdobyła 6,1 proc. głosów, w Saksonii poszło nieznacznie lepiej — było to 7,3 proc. głosów.
„Socjaldemokraci mogli zostać wyrzuceni z parlamentu krajowego po raz pierwszy w historii Republiki Federalnej (...). Kiedy pojawiły się pierwsze prognozy, stało się jasne: nie będzie tak źle, będą straty, ale tylko niewielkie” – pisze tygodnik.
Pomimo fatalnych wyników rządzącej koalicji w wyborach lokalnych w Saksonii i Turyngii – w tym samej SPD – partia wciąż twierdzi, że to Olaf Scholz poprowadzi partię do następnych wyborów. Politycy ugrupowania nie zamierzają bowiem jeszcze bardziej podkopywać pozycji kanclerza, krytykując jego przywództwo.
Już za trzy tygodnie partie czeka kolejny trudny sprawdzian – wybory w kolejnym wschodnim landzie, Branderburgii. Tu od 11 lat rządzi premier socjaldemokrata Dietmar Woidke. Przedwyborcze sondaże dają SDP około 20 proc. poparcia, AfD – 24 proc. Wybory w Brandenburgii mogą być zatem powtórką porażki z Turyngii i Saksonii. Zwłaszcza że nastroje przedwyborcze i tematy kampanii są podobne do tych, które w Turyngii i Saksonii dały świetny wynik AfD, CDU i BSW.
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Komentarze