Kaczyński męczył się sam ze sobą i cofał w przeszłość. Opozycja na konwencjach w dobrej formie. KO rzuciła 100 konkretów, trochę bez ładu i składu, ale w dobrym kierunku. Z programu PiS zniknęły zapisy o Kościele jako najważniejszej sile moralnej i podstawie polskości
Oto kilka notatek zrobionych podczas ośmiu godzin weekendowych konwencji krótszych (Lewicy i Trzeciej Drogi) i dłuższych (PiS i KO). Skorzystam z metafory rodzynka, którą zawdzięczam Rafałowi Bochenkowi.
„Notatnik wyborczy Pacewicza” to subiektywny przegląd kampanii wyborczej, w formie analityczno-felietonowej. Siłą rzeczy tylko autor ponosi odpowiedzialność za głoszone tu poglądy, herezje i absurdy, które także mogą się trafić. Zachęcamy do polemik.
Oglądanie weekendowej konwencji PiS nawet w telewizji było męką, a w dusznej, gorącej sali stało się torturą, o czym wiemy z relacji Agaty Szczęśniak zamkniętej w kojcu dla mediów i pilnowanej przez ochroniarzy. Najbardziej męczące było przemówienie Jarosława Kaczyńskiego, przy czym sam mówca też się męczył, starając się wykrzesać z siebie resztki entuzjazmu („To co – zwyciężymy?”).
Agata Szczęśniak ulitowała się nad Kaczyńskim, twierdząc, że mówił 40 minut. Samo przemówienie trwało jednak 52 minuty, a razem z „rodzynkiem” 56 minut.
Mowa Kaczyńskiego, pełna dygresji i zastrzeżeń typu „tak, ale”, była kiepskim streszczeniem nowego programu PiS „Bezpieczna przyszłość Polaków”. Polek w tytule nie ma, może dlatego, że bezpieczeństwo ciąży opisane zostało tak, jak lubią biskupi: „Uznajemy za niedopuszczalne zabijanie dzieci nienarodzonych, jednocześnie broniąc godności i zdrowia kobiet. Wierzymy w imperatyw ratowania życia matki w przypadku zachodzenia zgodnych z prawem przesłanek do przerywania ciąży”.
Czyli jakby kobieta zaczęła umierać, to ciążę można przerwać, jeśli się ustali przesłanki. No chyba, że jest za późno.
Nie warto przypominać tych wszystkich haseł, którymi sam Kaczyński był wyraźnie znudzony: postkomunizm, z jakiego PiS nas wyrwał, no prawie wyrwał, odrzucenie pedagogiki wstydu, sądy jako przykład „różnego rodzaju instytucji, które są poza jakąkolwiek kontrolą, nikt ich nie wybiera, nikt im nic nie może zrobić (...) my tego rodzaju dążenia odrzucamy”, czy odkrywcze uwagi na przykład o rodzinie, że „to jest jedyne miejsce, w którym mogą przyjść na świat i być dobrze wychowane dzieci” albo dziwaczne rozwinięcia „zasady ordo caritatis” (porządku miłowania).
Daruję wam szczegóły.
Kaczyński robił wrażenie tajemniczego jeźdźca ze starych obrazów, który pędzi odwrócony w stronę końskiego ogona.
Jego pochwała energetyki węglowej, umizgi wobec dorobku ludzi czasów PRL i apele, by nie marnować dorobku...
W tych wycieczkach wstecz Kaczyński nie panował nad wywodem, leciał trudnymi do zrozumienia skojarzeniami, czego przykładem jest poniższy fragment spisany słowo w słowo:
„Już za komunizmu, dosyć zresztą głębokiego, pisano o tym, że sito gubi diamenty. Tylko wtedy ci, którzy to pisali, pewnie nie wiedzieli, a ja na skutek miejsca, w którym pracowałem, Zakład Badań Nad Szkolnictwem Wyższym, wiedziałem, że po cichu, bez jakiejkolwiek ostentacji, bez mówienia o tym opinii publicznej, trwa walka z tzw. talentyzmem, czyli opieraniem się o ludzi bardzo zdolnych. Można powiedzieć, no zamówienie wiadomo skąd musiało wtedy przyjść. Z Moskwy. To był początek lat 70. Otóż my dzisiaj musimy stawiać na te talenty”.
Tamte talenty są już na emeryturze, panie prezesie i pan na nie stawia przy pomocy 13-tki i 14-tki. I być może one (talenty) rozumieją, o co panu chodzi.
Skąd tytułowy rodzynek? Można by głupio zażartować, że znalazł się w Bochenku.
Bo jak Kaczyński już zszedł ze sceny, prowadzący galę poseł Rafał Bochenek zapowiedział „bardzo ważną informację, taki mamy jeszcze mały rodzynek” i nie chodziło mu o osobę prezesa, ale o „odsłonięcie naszego programu całościowo”.
Wszyscy wstrzymali oddech, scenariusz wskazywał na punkt zwrotny konwencji, a może i kampanii.
Kaczyński rzucił żart, z którego wymęczona sala się nie zaśmiała („Proszę państwa, miało być ogólnie, ale sztab każe”), a potem przedstawił osiem punktów.
Rodzynek okazał się stary i wyschnięty, co zresztą Kaczyński dodatkowo eksponował, mówiąc [podkreślenia – PP]: „800 plus już znacie, bezpłatne autostrady też znacie, bezpłatne leki dla seniorów i dla młodzieży do 18 lat, to już państwo znacie, piękny pomysł »Przyjazne osiedle«, ciepły dobry posiłek w szpitalu już państwo znacie, wydawałoby się, że nie najważniejsze, ale bardzo ważne. Lokalna, polska półka lokalnych wyrobów, warzyw, mięsa, pieczywa, te na pewno znacie, bon dla młodzieży na zwiedzanie Polski, jedno-dwudniowe wycieczki szkolne, to bardzo ważne, to znacie już, ”i wreszcie sprawa stawiana już w roku 1980, bo w porozumieniach sierpniowych była mowa o stażowych emeryturach" – 38 lat dla pań i 43 lat dla panów. Długo to trwało, ale dziś mogę powiedzieć z radością, że udało się.
„Osiem głównych propozycji, to są główne filary naszego programu”, ekscytował się Rafał Bochenek, a odbiorca – nawet ten życzliwy – musiał być zaskoczony. Bo poza emeryturami stażowymi PiS rzucał pozostałymi mikroobietnicami dzień po dniu tuż przed konwencją. Nie mówiąc o tym, że to sprawy drobne. No i jaki sens miał ten suspens na koniec?
Oczywiście armia lizusów była innego zdania: „Rewelacyjne wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego!” – oceniła Elżbieta Rafalska.
"Jarosław Kaczyński wśród zwykłych Polaków w Końskich mówi o godności każdego człowieka, Tusk wśród wystylizowanych działaczy (jak w Korei na imprezie u Moona) robi to, co potrafi najlepiej, kłamie i sieje złe emocje. Wybór pomiędzy Konkretami PiS a Kłamstwami Tuska już 15 października! – napisał Joachim Brudziński.
Za to TVP realistycznie oceniła, że w cyklu „Gwiazdy w południe” lepiej niż Kaczyńskiego w Programie I pokazać Steve'a McQueena w „Nevada Smith”, też starym (1966 rok), ale jednak westernie.
„Tusk ma 100, a my mamy dużo więcej” – lansował Kaczyński swój program, choć wyszło na to, że mają osiem.
Słaba forma Kaczyńskiego to dobra wiadomość dla prodemokratycznej opozycji.
Zwłaszcza że trzy jej konwencje były dobre, każda w swoim rodzaju, lepsze niż można było oczekiwać. Trzecia Droga i Lewica dopełniały się jak dwie połówki jabłka. Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz troszczyli się głównie o przedsiębiorców, których – rzucali bon motami – „władza zgodnie ze strategią podhalańską strzyże jak owce, ale czas baranów w polityce się kończy”. Polityczki i politycy Lewicy w kolejnych parach stawali po stronie pracowników, udało im się wyrwać z typowej narracji eksperckiej i mówić wprost do ludzi (lepsze w parach były kobiety, szkoda, że dostały tylko 14 z 41 jedynek na listach).
Tusk rzucił 100 konkretów i zrobiło to mocne wrażenie. Cała konwencja KO była imponującym show, ze świetną reżyserią, scenografią i dobrymi aktorami, na czele z parą Tusk-Trzaskowski.
To nie znaczy, że „konkrety” były jakoś szczególnie przemyślane i tworzą spójny plan rządzenia. Tak nie jest i można na to narzekać (jak to robi Witold Gadomski), ale oglądając konwencję, miałem zaskakującą dla mnie samego refleksję, że nie taka jest ich funkcja.
Dominika Sitnicka pytała w swojej relacji, czy konkrety nie są aby testowaniem tego, co „chwyta”, co się „przyjmie”, niewykluczone, że miała trochę racji. Ujmując rzecz inaczej, chodziło o pokazanie skali aspiracji i zmian do wprowadzenia po wyborach, na wielu poziomach i w wielu dziedzinach oraz o przełamanie wizerunku KO i samego Donalda Tuska jako anty-PiSu.
Przykładem niech będą postulaty w dziedzinie edukacji. Tusk mówił o podwyżkach dla nauczycieli i zapowiedział „koniec z zadaniami domowymi”, co wywołało aplauz sali złożonej z rodziców i dziadków, którzy pomagają w odrabianiu lekcji i widzą mękę swoich dzieci i wnuków. Tusk nie rozwinął pomysłu, który wymagałby wielu innych zmian, żeby „system” go przyjął – przemyślenia systemu egzaminów, odchudzenia podstawy programowej, innego kształcenia nauczycieli, ograniczenia modelu wykładu na rzecz pracy uczniów i uczennic w szkole itp. Wielu nauczycieli i rodziców miałoby z tym problem, trzeba by ich cierpliwie przekonywać.
Trzaskowski mówił o szkole, że zamiast wiedzy szczegółowej musi uczyć rozróżniania prawdy od fałszu, samodzielnego myślenia, czy pracy zespołowej. To niektóre z tzw. umiejętności XXI wieku rekomendowanych m.in. w Unii Europejskiej.
Na liście 100 konkretów są jeszcze inne zaskoczenia:
Widać chaos i spontaniczną kreację liderów. Z konkretami jest trochę gorzej. Z szafkami i tornistrami może się tak szybko nie udać, podobnie jak z jednozmianowością. Założę się o każde pieniądze, że KO nie ma tu porządnej ekspertyzy.
Można wyrazić żal, że akurat w dziedzinie edukacji Tusk i Trzaskowski nie potrafili skorzystać z najprostszego rozwiązania i odwołać się do Paktu Dla Edukacji wypracowanego przez organizacje społeczne i podpisanego przez wszystkie partie prodemokratyczne, w tym KO (przez specjalistki od tego obszaru Krystynę Szumilas i Katarzynę Lubnauer). Partie podpisały się też pod przygotowaną przez tę samą koalicję SOS dla edukacji listą 10 najpilniejszych zmian do przeprowadzenia w pierwszych 100 dniach rządów.
Ale cóż, sfera polityki jest wyalienowana i każdemu liderowi wydaje się, że to on ma najlepszy patent.
Można mieć jednak nadzieję, że te w sumie przypadkowe konkrety, kiedy przyjdzie co do czego, zostaną użyte w bardziej sensownym i mniej przypadkowym kontekście. Rodzynki znajdą się w dobrym cieście.
W narracji Donalda Tuska partnerzy z opozycji jak zwykle byli nieobecni. Cóż, takie jest jego partyjne prawo, nawet jeśli wypadałoby może zasygnalizować, że zamierzacie panie i panowie razem rządzić (co konsekwentnie robi tylko Lewica).
Narracja o wspólnym rządzeniu byłaby tym bardziej na miejscu, że jest oczywiste, że opozycja wygra wybory, a Donald Tusk zostanie premierem, tylko jeśli Trzecia Droga i Lewica zdobędą dobry wynik. Z tego punktu widzenia zazgrzytała mi wypowiedź Rafała Trzaskowskiego, który w superenergetycznym wystąpieniu wołał ze sceny: „Ja o tym wielokrotnie mówię, ale będę to powtarzał. To jest ta opowieść, to jest ta droga, w którą wszyscy możemy się zabrać. Nie pierwsza, nie druga, nie trzecia. Ta jedna najważniejsza, droga ku przyszłości”.
Jeśli zrozumieć te słowa jako zachętę dla wyborców i wyborczyń Trzeciej Drogi do pójścia lepszą drogą do przyszłości, to byłaby to niepotrzebna i szkodliwa strategia.
Na koniec konwencji w Końskich Bochenek namawiał do czytania całego programu PiS. Zajrzałem do tego dokumentu i zdziwiłem się pewnym zasadniczym brakiem w porównaniu z programem PiS na wybory 2015 i 2019. W obu fragmenty o roli Kościoła katolickiego wyglądały tak, jakby program pisali biskupi.
Nauczanie Kościoła katolickiego było przedstawiane jako fundament ideowy, a sam Kościół jako zbawca i wielki nauczyciel Polski: „Kościół katolicki jest depozytariuszem i głosicielem powszechnie znanej w Polsce nauki moralnej. Nie ma ona w szerszym społecznym zakresie żadnej konkurencji, dlatego też w pełni jest uprawnione twierdzenie, że w Polsce nauce moralnej Kościoła można przeciwstawić tylko nihilizm”.
Według tamtych programów bez Kościoła nie można wręcz mówić o polskości, co jest powtórzeniem endeckich nauk Romana Dmowskiego: „Nauka Kościoła katolickiego, polska tradycja i polski patriotyzm silnie się ze sobą połączyły, budując tożsamość polityczną narodu”.
I kolejne szokujące zdanie: „Można być Polakiem nie będąc katolikiem ani osobą wierzącą, nie sposób jednak uznać, że polskość może istnieć bez tego dziedzictwa, jakie wniósł Kościół katolicki”.
Wszystkie te zapisy zniknęły, co zapewne oznacza, że ktoś uznał, że takie wiernopoddańcze deklaracje się Prawu i Sprawiedliwości już nie opłacają. Zapewne ten wątek, jak wiele innych, mógł być testowany w badaniach, jakie PiS prowadzi metodą grup fokusowych.
W Programie AD 2023 o Kościele katolickim mowa ledwie siedem razy. Jest wymieniony jako jedna z czterech sił, które prowadziły Polskę w czasach komunistycznych do lepszej przyszłości. Lista jest zaskakująca: Żołnierze Niezłomni, Kościół katolicki, opozycja antykomunistyczna, wielki ruch „Solidarność”.
Mowa też, że „polska europejskość – dzisiaj, jak i w przeszłości – wynika w dużej mierze z silnej obecności chrześcijaństwa w naszej Ojczyźnie, a przede wszystkim – Kościoła katolickiego”, jest najwyraźniejszym śladem poprzednich deklaracji, ale ledwie śladem.
Wybory 2023 mogą przynieść koniec politycznej dominacji PiS.
Zmiany w programie PiS można odczytywać jako zaskakujące potwierdzenie, że Kościół tak dalece stracił rząd dusz, że nawet Kaczyński to zauważył.
Wybory
Szymon Hołownia
Jarosław Kaczyński
Władysław Kosiniak - Kamysz
Donald Tusk
Koalicja Europejska
Nowa Lewica
Prawo i Sprawiedliwość
Trzecia Droga
kampania wyborcza
Notatnik Pacewicza
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze