0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Kein Bock auf NaziFot. Kein Bock auf N...

Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że Niemcy pogrążone są w marazmie. Chłodny, lutowy wiatr chłoszcze przywiązane do latarni ulicznych plakaty wyborcze. Migają ograne twarze polityków, zużyte hasła i niespełnione obietnice: „Dla kraju! Byśmy znów mogli być z niego dumni!”, „Chrońmy przyrodę!”, „Godne emerytury!”.

Nuda tych przesłań nijak się ma do wydarzeń w kraju. Bo w Niemczech wrze!

Heil Tesla. Skrót niemieckich wiadomości

9 stycznia z posylwestrowego letargu wybudziła Niemców Alice Weidel. „Hitler był komunistą”, walnęła z grubej rury współprzewodnicząca AfD w rozmowie z Elonem Muskiem. W innych wywiadach dodała, że wie, co mówi, bo skończyła ekonomię.

Musk, do którego należy fabryka Tesli pod Berlinem, zapewne poruszony hojnymi dla zamożnych projektami gospodarczymi AfD, także podzielił się z Weidel przemyśleniem: „Niemców może uratować tylko AfD”.

Przerażeni tą wizją niemieccy aktywiści zaapelowali, by przeciwnicy skrajnej prawicy ruszyli do Riesa, miasteczka w Saksonii, gdzie na 11 i 12 stycznia zaplanowano zjazd AfD. I choć przeciwko demonstrantom wysłano 4 tysiące policjantów w kamizelkach kuloodpornych, z psami, na koniach i z armatkami wodnymi, to aktywiści na tyle skutecznie zablokowali drogi, że 600 delegatów AfD rozpoczęło obrady z dwugodzinnym opóźnieniem.

Wśród 16 tysięcy manifestantów byli aktywiści z Widersetzen (Opór), Zentrum fuer Politische Schoenheit (Centrum Politycznego Piękna), Antifaschistische Aktion (Akcja Antyfaszystowska) oraz Kein Bock auf Nazi (Nie mamy ochoty na Nazistów). To ci ostatni tydzień później odsłonili obok dworca w Düsseldorfie wielki mural z hasłem „Wystrzelić AfD na Marsa” [Zdjęcie nad tekstem]. A na swoim Fejsbuku, gdzie mają 200 tys. fanów, napisali: „Cieszymy się, że tylu osobom mural się podoba. I że tak wielu nazistów i fanów AfD gotuje się z wściekłości”.

Do udziału w proteście zagrzewała Konfederacja Niemieckich Związków Zawodowych (DGB), która zrzesza 5,7 mln osób: „Rasiści i prawicowi populiści nie reprezentują interesów pracowników. Co więcej – AfD jest ich wrogiem!”.

Zgodnie z przewidywaniami na zjeździe w Riesa Weidel zdobyła nominację partii na kanclerza i obiecała m.in. wyjście Niemiec z UE i strefy euro, wznowienie dostaw rosyjskiego gazu, a także zlikwidowanie wszystkich, co do jednej, turbin wiatrowych w kraju.

W dniu zaprzysiężenia Trumpa Musk wykonał swój podejrzany gest. „Czy to salut faszystowski?”, zastanawiali się obserwatorzy. Niemieccy aktywiści z Centrum Politycznego Piękna nie marnowali czasu na gdybanie. Zdjęcie Muska z wyciągniętą ręką i napis „Heil” wyświetlili na budynku Tesli. „Heil Tesla” stał się w sieci wiralem.

Przeczytaj także:

Do spokojnej niemieckiej firmy “Sons of battery”, której właściciel, Patrick Schneider, jest miłośnikiem Tesli i produkuje nalepki na samochody tej marki, spłynęły rekordowe zamówienia. Hitem stały się naklejki: “FCK ELM”, “Elon Sucks” (Elon jest do bani), “I bought this before Elon went crazy” (Kupiłem to auto, zanim Elon oszalał) i “I love the car not the CEO” (Kocham ten samochód, nie Prezesa). Schneider na swojej stronie internetowej umieścił emocjonalny wpis: „To mega, że istnieje tyle podobnie myślących ludzi. Dziękuję wam!”.

22 stycznia 28-letni Afgańczyk zaatakował nożem grupę dzieci w mieście Aschafenburg. Zabił 2-letniego chłopca (jak się później okazało o marokańskich korzeniach) i 41-letniego Niemca, który próbował bronić przedszkolaków. Ciężko ranna została też córka uchodźców z Syrii. Migracyjne pochodzenie dzieci nie przebiło się w wiadomościach. W sondażach AfD zyskała kolejne 0,5 procenta i z wynikiem 20,8 proc. uplasowała się na drugim miejscu po CDU (30,2 proc.).

Skończył się styczeń i atmosfera w Niemczech jeszcze bardziej się podgrzała za sprawą Chadeków (CDU), którzy w Bundestagu podjęli współpracę z AfD. W kolejne weekendy lutego na ulice niemieckich miast wyszło kilka milionów ludzi. W Berlinie ponad 200 tys., w Monachium i Hamburgu około 300 tys. Protestowano też w niewielkich miastach i wsiach.

Odręczny plakat z tekstem po niemiecku przyczepiony do drzewa.
"Teraz możemy się przekonać, jak zachowalibyśmy się na miejscu naszych dziadków". Westhofen, luty 2025 r. Fot. Joanna Strzałko.

Parafian z AfD usuwam z Facebooka

Westhofen to miasteczko w Nadrenii-Palatynacie, 3,5 tysiąca mieszkańców, ponad połowa to ewangelicy. Na głównym placu przed kościołem 500 osób protestuje przeciw mowie nienawiści i rasizmowi. Protest „Westhofen powstaje” zorganizowali przedstawiciele prodemokratycznych partii, kościoła katolickiego i ewangelickiego przy aktywnym udziale pastora Nilsa Bührmanna.

- Nie boi się pan zarzutu, że Kościół miesza się do polityki? – pytam 42-letniego pastora w niebieskich tenisówkach.

- Każdy chrześcijanin, który poważnie traktuje wiarę, jest demokratą per se – tłumaczy Bührmann. – A AfD jest partią nienawiści. Za nic ma tolerancję, szacunek do drugiego człowieka, poszanowanie godności, jednym słowem miłość bliźniego. A przecież to filary mojej wiary! Podążając za Jezusem, musimy być więc polityczni. To nasza walka!

- Wśród pana wiernych są ludzie z AfD? – dopytuję.

- Dziś rano usunąłem ze znajomych na Facebooku jednego z członków kościoła. Zobaczyłem udostępniane przez niego treści i zapytałem, czy został zhakowany. Odpowiedział, że nie. Cóż, napisałem mu, że nie będę tego tolerował.

Kto szerzy nienawiść, nie jest chrześcijaninem. Kropka.

I powiem jeszcze: jeśli członek AfD poprosi mnie o udzielenie ślubu lub pochówek – odmówię. I żeby było jasne, to nie ja wykluczam ich ze wspólnoty! Sami się wykluczają przez lekceważenie wartości, które dał nam Bóg. Niestety co trzecia uprawniona do głosowania osoba w naszym regionie poparła w ostatnich wyborach tę skrajnie prawicową partię.

- Atmosfera musi być napięta – zauważam.

- Niemcy dawno nie były tak upolitycznione. Poszedłem do fryzjera — polityka. U fizjoterapeuty — polityka. W szkole – to samo. W mediach społecznościowych, gdzie spędzam dużo czasu, emocje są na ostrzu noża. Merytoryczne rozmowy między przeciwnikami politycznymi nie są już możliwe. Tylko obraźliwe komentarze i osobiste ataki. Winę ponosi przede wszystkim AfD, bo przesunęła granice tego, co można powiedzieć. Tak, Niemcy są podzieleni i rozdarci.

- To przypomina mi, co działo się w Polsce, tylko że w Niemczech instytucje demokratyczne są silniejsze i lepiej zabezpieczone – wtrącam.

- Jeszcze kilka tygodni temu powiedziałbym, że nasza demokracja jest bezpieczna, ale powoli zaczyna ogarniać mnie desperacja i niepewność. To, co dzieje się w Niemczech, podsuwa skojarzenia z początkiem Trzeciej Rzeszy. Przecież to partie konserwatywne utorowały drogę Hitlerowi! Kilka dni temu lider Chadeków, Friedrich Merz rozpoczął niezwykle niebezpieczną grę — zagłosował razem z AfD nad przyjęciem antymigracyjnej rezolucji. A zarzekał się, że nigdy nie podejmie współpracy z tą partią. Okazało się, że czarno-niebieska koalicja (CDU/AfD) jest możliwa. Hitler potrzebował 53 dni, by podważyć rządy prawa w Niemczech. Myślę, że Polacy bardzo dobrze wiedzą, co stało się później. Cóż, mam katastroficzne wizje, co do przyszłości Niemiec. Modlę się, żebym się mylił.

Niemcy, brońcie się. Na barykady!

- Znasz „Wehrt euch” (Brońcie się)? – pyta mnie Anna, studentka Politechniki w Karlsruhe. – Zobaczysz, przejdą ci ciary po plecach!

Stoimy w kolejce do klubu Substage w Karlsruhe. Tu, gdzie dziś jest klub i sąsiednie centra kultury, działała do 2006 roku miejska rzeźnia.

Punktualnie o 20.00 dziewięciu muzyków The Busters wychodzi na scenę i porywa publiczność. Gdy ludzie pod sceną są już rozgrzani, wokalista, Joe Ibrahim rozwija flagę z przekreśloną swastyką, a muzycy i publiczność podnoszą lewe ręce z zaciśniętymi pięściami. Większość z 600 osób w klubie zna już tekst. Na monitorze dźwiękowca wyświetla się informacja: „104 decybele”. Śpiewają.

Brońcie się, stawiajcie opór faszyzmowi tu, w tym kraju!

Na barykady! Na barykady!

[…]

Daj mi kraj, w którym panuje otwartość,

Gdzie serce bije tak głośno, aż drży ziemia

Krainę, w której wiatr pachnie wolnością

Daj mi, zanim będzie za późno!

[…]

Nienawiść nigdy nie jest rozwiązaniem, wszystko w twoich rękach!

Na instagramie teledysk „Wehrt euch” ma już ponad pół miliona wyświetleń. – Nie spodziewaliśmy się takiego sukcesu – uśmiecha się Rob Solomon, puzonista The Busters, gdy siadamy za sceną. Dołącza do nas Stephan Keller, pianista i Markus Schramhauser, organista. – Dostajemy zaproszenia z całego kraju, by grać tę piosenkę na protestach przeciw rasizmowi, faszyzmowi. A bilety na koncerty w Dreźnie, Bremie, Frankfurcie sprzedały się na pniu.

- Myślę, że w „Wehrt euch” udało się oddać nastroje, jakie panują w naszej bańce – dodaje Rob. – Zresztą spójrz na członków naszej kapeli. Tak właśnie wygląda dziś niemiecka ulica. Joe ma egipskie korzenie, Deniz tureckie. Mój dziadek był Żydem, mieszkał w Izraelu, a mama pochodzi z Indii Brytyjskich. W 1966 roku przyjechała do Niemiec i tu założyła rodzinę.

- Tak, jesteśmy takim państwem w miniaturze – mówi Markus. – I na sobie ćwiczymy, jak żyje się i pracuje w różnorodności kulturowej. Owszem, czasem jest to wyzwanie i wymaga kompromisów, ale wysiłek się opłaca. Dobrze się czujemy razem, prawie jak rodzina.

Znasz historię Comedian Harmonist?

- A czemu angażujecie się w politykę? – pytam muzyków The Busters.

Stephan, który współzakładał The Busters w 1987 roku, poprawia słomkowy kapelusz i wzdycha: – Nie uważam postaw antyrasistowskich za polityczne, lecz za misję społeczną. Ale kieruje też nami osobiste doświadczenie. Wychowałem się pod wpływem przeżyć wojennych rodziców, babć, dziadków. Moja mama była uchodźczynią z Górnego Śląska. Może dlatego czuję się związany z Polską. Babcia opisała mi tę ich ucieczkę. Po przyjeździe do Niemiec byli tu traktowani tak samo źle, jak obecnie ludzie z Bliskiego Wschodu czy z Afryki.

- „Wehrt euch” napisaliśmy w zeszłym roku po tajnym spotkaniu AfD, na którym ekstremiści dyskutowali, jak pozbyć się z kraju ludzi o migracyjnych korzeniach – dodaje Markus. – Uświadomiliśmy sobie,

że gdyby AfD wprowadziła swoje plany w życie, to nasza kapela przestałaby istnieć,

bo część ekipy musiałaby opuścić Niemcy. Znasz historię Comedian Harmonist? To był najsłynniejszy w latach 20. niemiecki zespół a cappella. Goebbels tolerował ich do 1934 roku. Na sześciu członków trzech było Żydami. Musieli ratować się ucieczką do Ameryki.

- Gdzieś widzicie nadzieję?

- Wspieramy kilka świetnych inicjatyw w kraju – mówi Markus. – Na przykład „Szkołę Przeciwko Rasizmowi, Szkołę z Odwagą” w Wiesloch, gdzie część z nas dawno temu się uczyła. W szkole jest duży zespół muzyczny, trzy chóry. Wpływając na młodych, można przy okazji wpłynąć na rodziców.

- Musimy nauczyć się nie tylko stawiać politykom żądania, ale też dawać coś z siebie – mówi Stephan. – Nawet kosztem wyrzeczeń. Prowadzimy przecież życie uprzywilejowanych ludzi zachodniej cywilizacji, zbudowanej na krzywdzie ludzi z podbitych przez nas kolonialnych krajów. Gdzie widzę nadzieję? W porządnej edukacji.

- Muzyka nas uratuje – śmieją się na pożegnanie. – Bo dzięki niej ludzie stają się bardziej otwarci, wchodzą w relacje, zaczynają rozumieć, że świat nie może być taki zły, jak wmawiają nam politycy. I napisz koniecznie, że jeden z najlepszych koncertów The Busters zagraliśmy w Zgorzelcu w 1992 roku. Nigdy nie zapomnimy tej atmosfery wolności i nadziei!

Będzie dobrze, myślę idąc przez pogrążone w ciemności Karlsruhe. Na przystanku tramwajowym ktoś nuci jeszcze: „Na barykady, na barykady!”

Obywatelka drugiej kategorii

Ale mój spokój burzy rozmowa z blogerką Kathariną Nocun, współautorką książki, „Fake Facts”. (Właśnie ukazało się polskie wydanie – „Antyfakty, czyli jak teorie spiskowe kształtują nasze myślenie”).

Gdy pytam ją o nastrój przed wyborami, zaciska usta.

- Nie myślałam, że to powiem, ale coraz częściej czuję się w Niemczech obywatelką drugiej kategorii – mówi Katharina. Urodziła się w Tychach, ma 39 lat, a od 30. mieszka w Niemczech.

- Przecież to tu chodziłam do szkoły, studiowałam, tu pracuję. Po niemiecku mówię lepiej niż po polsku. Martwię się tym, co się dzieje. Zastanawiam się, jak będą wyglądały Niemcy za 10 czy 20 lat, jeśli nastąpi jeszcze radykalniejsze przesunięcie w prawo. Czy będę mogła w tym kraju mieszkać i wychowywać dzieci? Niepewność panuje wśród wielu migrantów w Niemczech. Punktem zwrotnym było dla mnie potajemne spotkanie prawicowych ekstremistów w Poczdamie, gdzie rozmawiali o odsyłaniu z Niemiec ludzi z migracyjnymi korzeniami, także tych z niemieckim obywatelstwem. Coś wtedy we mnie pękło.

- Odsunęłaś się od polityki?

- Próbuję nie dać się zniechęceniu, bo przecież tego chcą antydemokraci – mówi Katharina Nocun. – To ich taktyka, bombardują ludzi tak wieloma negatywnymi wiadomościami, że ci stają się bezradni. Tym bardziej że w publicznych mediach coraz częściej obecni są przedstawiciele AfD, a rzadko aktywiści, którzy organizują protesty przeciw radykalnej prawicy. Niektórych Niemców tak przytłacza obecny polityczny kryzys, że wycofują się z życia społecznego. Niedawno, podczas spotkania wydawców książek publicystycznych usłyszałam, że polityczne tytuły nie mają już takiego wzięcia jak przed laty, właśnie ze względu na eskapizm obywateli.

Niemiec patrzy na Polaka

- A młodych Niemców interesuje polityka ? – dopytuję Katharinę Nocun.

- Uaktywniają ich młodzi aktywiści jak Luisa Neubauer, 29-letnia liderka ruchu Fridays for Future w Niemczech. To dzięki nim młodzi mieli wpływ na debatę w poprzednich wyborach do Bundestagu i sprawili, że Zieloni zyskali mocną pozycję w koalicji rządowej. Teraz włączyli się w walkę przeciwko prawicowemu ekstremizmowi. Sprawy klimatu chwilowo zeszły na drugi plan. Co ciekawe, z badań „Młodzi 2024” wynika, że większość młodych Niemców ufa państwu i są „raczej” lub „bardzo” zadowoleni z demokracji. Tylko 13 proc. ankietowanych stwierdziło, że Niemcom byłoby lepiej poza strukturami Unii Europejskiej, więc nawet młodzi wyborcy AfD, nie podzielają radykalnego odrzucenia Europy przez tę partię. Istotna jest dla nich nie tylko kwestia migracji, ale i sprawiedliwość społeczna, edukacja, inflacja. Dla 54 proc. młodych Niemców problemem są wysokie czynsze. Wiele osób nie może studiować na wymarzonych uczelniach, bo nie stać ich na wynajem mieszkania. Nadzieję widzę w ich dążeniu do sprawiedliwości społecznej, żądaniu redystrybucji środków między bogatymi a biednymi i wprowadzenia podatku od majątku i spadku. Liderka lewicowej Die Linke, Heidi Reichinnek zdobyła w krótkim czasie na TikToku pół miliona obserwujących. Nikt nie spodziewał się takiego sukcesu, prym wiodła tam AfD.

- Poza tym wyniki zeszłorocznych wyborów w Polsce dały wielu Niemcom, młodym i starym, nadzieję, że da się wygrać z populistami – ciągnie Katharina Nocun. – Wcześniej z każdej strony przytłaczały nas ponure wieści, o poczynaniach Orbana, Meloni, Le Pen. Sukces demokratycznej koalicji w Polsce był zaskoczeniem, takim pozytywnym zastrzykiem. My też nie chcemy stać się drugimi Węgrami. Na szczęście, co pokazały lutowe protesty, coraz więcej ludzi budzi się u nas z letargu i wychodzi na ulicę!

Upadek niemieckiej gospodarki poczułem na własnej skórze

Jadę do Aalen, w Badenii-Wirtembergii. Studenci pierwszego roku Wyższej Szkoły Ekonomii zgodzili się porozmawiać o sytuacji w Niemczech. Czekam w holu na Lucasa, Tommy’ego i Simona, właśnie zdają egzamin u profesora Christiana Kreissa, znanego w Niemczech ekonomisty, specjalisty od polityki gospodarczej, autora książek. Z nim też jestem umówiona.

- Jesteście w trakcie sesji, macie czas, by śledzić sytuację przed wyborami? – pytam studentów.

Simon: – Nie ma opcji, by stronić teraz od polityki. Większość z nas czuje, że jesteśmy w historycznym momencie. Czytamy programy partii, dyskutujemy. I nie ma ani jednej, która by nas całkowicie porwała. Najlepiej, gdybyśmy mogli wziąć po kilka propozycji od każdej partii i stworzyć nową. Wiesz, nam, młodym trudno się pogodzić z pogarszającą się sytuacją ekonomiczną Niemiec. Uważam, że nasz kraj poległ w obszarach związanych z gospodarką, demografią, emeryturami i migracją. A my chcemy dostać po studiach dobrą pracę. Powoli staje się to jednak niemożliwe. Zastanawiam się, czy nie wyemigrować do Szwajcarii, a może na Cypr.

Biorę też pod uwagę Norwegię, a nawet Polskę, choć jeszcze nie wiem, jakie są u was warunki pracy.

Lucas: – Upadek niemieckiej gospodarki poczułem na własnej skórze. Zanim zdecydowałem się na studia, pracowałem w branży motoryzacyjnej. Przyszedł kryzys i zredukowano miejsca pracy. Jestem rozczarowany rządzącymi politykami, bo zabrakło im chęci, by pomóc tej kluczowej gałęzi gospodarki. Dbają o politykę klimatyczną, a my, którzy straciliśmy pracę, zostaliśmy z niczym. Mam wrażenie, że od dobrobytu niemieckich obywateli dla rządzących ważniejsza jest właśnie polityka klimatyczna i migracyjna. Chciałbym, by przyszły rząd jako priorytet potraktował wzrost gospodarczy i zahamowanie recesji. I by rozsądnie inwestował w kraju pieniądze podatników.

Tommy: – A mnie brakuje politycznego centrum. Bo teraz albo jesteś po prawej stronie, albo po przeciwnej. A jak już wybierzesz, że jesteś tu albo tu, zaczyna się wojna. A przecież jeśli nie jestem zwolennikiem prawicy, to niekoniecznie jestem na lewicy. Nie podoba mi się też, że muszę głosować na duże partie, żeby prawica nie stała się zbyt wielką siłą. I choć program gospodarczy AfD lub CDU nie jest taki zły, to nie do przejścia jest dla mnie ich polityka migracyjna. Przecież w sektorze opieki pracuje mnóstwo osób z migracyjnymi korzeniami! Jeśli ich wyrzucą z kraju, nasz system się załamie!

Lucas: – Wydaje mi się, że AfD chodzi o nielegalnych imigrantów, czyli tych bez pozwolenia na pracę i pobyt.

Czuję się oszukany

- Jeśli dobrze rozumiem, przemawia do was program gospodarczy AfD – powrót do energii atomowej, zlikwidowanie turbin wiatrowych, gaz z Rosji? – dopytuję studentów.

Simon: -Tak, mają bardzo dobre propozycje, które przywrócą Niemcy na właściwe tory. Zgadzam się z ich pomysłem powrotu do energii atomowej. Wiele gałęzi przemysłu jest energochłonnych, w tym motoryzacyjny. A przecież to on wpływa na rozwój Niemiec. Musimy produkować energię po korzystnych cenach. Zlikwidowaliśmy własne elektrownie atomowe i teraz kupujemy energię we Francji. Choć niektóre punkty programu AfD to bzdura. Choćby opuszczenie Unii Europejskiej czy wyjście ze strefy euro. Właśnie przez to nie chcę na nich głosować.

Lukas: – Dla nas, młodych, mówię w imieniu własnym i przyjaciół, niektóre kroki rządzących nie mają sensu. Mówią nam, że Niemcy mają być pionierem ochrony środowiska, chociaż mamy jeden z największych przemysłów motoryzacyjnych. No i wprowadzają restrykcyjne przepisy dotyczące ochrony przyrody i wysokie ceny energii, przez co wiele firm wynosi się za granicę. Mamy pięć pojemników do segregacji śmieci, a choćby Hiszpanie zupełnie się recyklingiem nie przejmują. Wycofujemy się z energii jądrowej, a inni z niej korzystają. A powinniśmy mieć jednakowe standardy w Europie! To są rzeczy dla nas niezrozumiałe. Politycy mówią, jacy powinniśmy być i co powinniśmy robić, ale sami tego nie czynią. Choćby ci z Zielonych — opowiadają o ochronie klimatu, a sami latają na spotkania samolotami. Czuję się oszukany.

W Bundestagu jest więcej lobbystów niż posłów

- Pana studenci mnie zaskoczyli – opowiadam profesorowi Christianowi Kreissowi, gdy siadamy w jego gabinecie. – Myślą o emigracji, mają żal do rządzących o sytuację w kraju, przemawia do nich wiele punktów z programu AfD.

- Niemcy przez wiele lat mieli poczucie, że są silni, idą naprzód, a kraj się rozwija – odpowiada profesor Kreiss. – Urodziłem się w 1962 roku. Początkowo nie było nas stać w domu na masło, jedliśmy tylko margarynę. Potem z każdym rokiem było trochę lepiej. Aż było nas stać na samochód, wakacje w Jugosławii, mieszkanie z trójką dzieci. Tak, w przeszłości panował duch optymizmu, że sprawy idą ku lepszemu. Poczucie stagnacji pojawiło się już przed pandemią, ale po niej osiągnęło dramatyczny wzrost. Coś przestało działać. Pociągi się spóźniają, schody ruchome nie działają, winda jest zepsuta. Co tu się dzieje?

- No właśnie, co się dzieje?

- Według Federalnego Urzędu Statystycznego w Niemczech od siedmiu lat nie odnotowano realnego wzrostu płac. Wzrosły koszty opieki zdrowotnej, koszty życia. Ludziom żyje się gorzej niż siedem lat temu. Za wakacje, hotel, restaurację muszą zapłacić dużo więcej, choć w portfelu im nie przybyło. 30 lat temu łatwiej było kupić dom lub mieszkanie w powiązaniu z realnym dochodem niż dziś. Owszem, PKB rośnie, na papierze wszystko ma się lepiej, ale to nieprawda, bo nie przekłada się na sytuację obywateli. Mam wrażenie, że politycy stracili kontakt z ludźmi. Przyjeżdża po nich szofer, wsiadają do limuzyny, latają pierwszą klasą. Są oderwani od rzeczywistości. A w Bundestagu jest więcej lobbystów niż posłów. Kto za nimi stoi? Duże korporacje. A kto za nimi stoi? Miliarderzy. To oni wpływają na politykę. To ich interesy są reprezentowane. A najgorsze, że miliarderzy nie chcą dzielić się ze społeczeństwem swoim bogactwem. Widać to było doskonale podczas kryzysu w branży motoryzacyjnej.

Grupa VW zwalniała ludzi, a akcjonariusze dostali miliardy euro z dywidend.

Ta chciwość jest przerażająca!

- Słychać w Niemczech postulaty, by wprowadzić podatek od majątku – wtrącam.

- Tu trzeba być bardzo ostrożnym. Jeśli opodatkujesz pieniądze, to one uciekną za granicę. Ale przecież moglibyśmy wprowadzić progresywny podatek od nieruchomości. Najbogatsi są właścicielami 50, 100, 200 mieszkań. Zaczęliby je sprzedawać, cena mieszkań by spadła, młode rodziny znów stać by było na własne lokum. To da się zrobić.

Media w rękach miliarderów

- Co jeszcze, pana zdaniem, warto w Niemczech zmienić? – pytam prof. Kreissa.

- Konieczna jest reforma edukacji. Dzieci są w szkołach przeciążone arytmetyką i niemieckim. A tam potrzeba więcej kultury, muzyki, malarstwa, socjalnych kompetencji, empatii, które wzmacniają duszę! Pewnej wolności światopoglądowej brakuje też na 400 uniwersytetach w Niemczech. Jeśli twoje poglądy nie mieszczą się w ramach wyznaczonych przez państwową biurokrację, nie dostaniesz pracy, nie zrobisz doktoratu czy habilitacji! Zostałem tu zatrudniony, gdy jeszcze pracowałem w banku inwestycyjnym. Dziś z moimi poglądami, nie miałbym szans na pracę w Aalen. Kolejna sprawa to media. Mamy w Niemczech 10 – 12 dużych korporacji medialnych, które są własnością miliarderów. A więc są lobbystami ich interesów. Gdy piszę, że najbogatsze niemieckie rodziny Porsche i Piëch dostają rocznie 3 – 5 miliardów euro dywidendy, to nie przebija się w mediach głównego nurtu. Dlatego chciałbym, by zliberalizowano media i pozwolono na wyrażanie różnych opinii.

- Mówi Pan o tym studentom?

- Moja dewiza brzmi: nie wierz w nic, sam analizuj i sprawdzaj. Pokazuję studentom dane, liczby, fakty. Taka jest dywidenda w Mercedesie, takie płace, takie zyski. „Wow”, mówią „mogliśmy podnieść pensje o 40 proc.!" A ja tylko kiwam głową.

- Myśli Pan, że coś się w Niemczech zmieni po wyborach?

- By w kraju zaszła zmiana, potrzeba odważnych polityków, a takich nie widzę. Straciłem co do nich nadzieję. Z reguły niewiele myślą o innych ludziach i o kraju. Skupieni są na swoich sponsorach. Na szczęście społeczeństwo obywatelskie proponuje wiele wspaniałych rozwiązań — alternatywne sposoby życia, zarabiania pieniędzy, slow foodu, dzielenia się używanymi rzeczami. W tym ich sprzeciwie wobec chciwości widzę nadzieję.

Policja aresztuje Adenauera

Centrum Berlina, do wyborów coraz bliżej. Na jednej z głównych ulic pojawia się srebrny autobus z szerokim niebieskimi pasem pośrodku. Podobny wzór i barwy mają otaczające go policyjne samochody. Adenauer SRP+, bo tak nazywa się autobus, wyposażony jest w głośniki o mocy 100 kW, syreny i reflektor przeciwlotniczy (zdjęty z czołgu Leopard II) oraz projektory laserowe. Należy do Centrum Politycznego Piękna (ZPS), które kupiło go od władz Saksonii za 225 tys. euro. Pieniądze pochodziły ze zrzutki, w której udział wzięło 7628 osób.

- Tym busem przewożono do więzienia Beate Zschäpe, współzałożycielkę neonazistowskiej komórki terrorystycznej NSU (Nationalsozialistischer Untergrund – Podziemie Narodowosocjalistyczne), skazaną na dożywocie za współudział w 10 zabójstwach na tle rasowym dokonanych w latach 2000 –2007 – mówi mi Philipp Ruch, filozof, artysta performatywny i założyciel ZPS. – Kupiliśmy go, by wyruszyć w podróż po Niemczech i zakłócić kampanię AfD.

Ale niemiecka policja, czy raczej ktoś, kto za nią stoi, ma inne plany. I gdy tylko Adenauer pojawia się na ulicy, zatrzymuje go i przez cztery godziny poddaje kontroli technicznej. W końcu stwierdza wyciek oleju, choć silnik jest nowy. Po tygodniu ZPS odzyskuje autobus. Adenauer próbuje wyjechać w trasę, rusza z Berlina do Bremy, ale policja blokuje mu drogę, każe wszystkim wysiąść i znów konfiskuje autobus. Nie pomagają protesty, składane w sądzie zażalenia. Adenauer jest aresztowany.

- To, co się dzieje — mówi Philipp Ruch — przypomina mi opowieść

o górnikach, którzy zjeżdżając pod ziemię, zabierali ptaka w klatce.

Dopóki śpiewał, wszystko było ok, ale gdy umierał, odbierali jego śmierć jako sygnał alarmowy. „Pojawił się gaz, trzeba się ewakuować”. Organizacje pozarządowe, artyści i działacze na rzecz praw człowieka są takimi zwiastunami zbliżającego się nieszczęścia. Idą na pierwszy ogień.

Koncert rockowy w dużej hali. Z boku sceny: "2025"
- Dostajemy zaproszenia z całego kraju, by grać "Wehrt euch" na protestach przeciw rasizmowi, faszyzmowi. Koncert The Busters.

Jest pięć minut przed 1933

Centrum Politycznego Piękna ma wielu wrogów. Jednym z nich jest lider AfD w Turyngii, Björn Höcke. W przemówieniu wygłoszonym w styczniu 2017 roku w Dreźnie nawoływał do „odwrócenia polityki pamięci o 180 stopni”. A o pomniku Holocaustu w Berlinie powiedział: „My Niemcy […] jesteśmy jedynym narodem na świecie, który wzniósł pomnik wstydu w sercu swojej stolicy”. Kolektyw ZPS wynajął więc posesję w sąsiedztwie domu Björna Höcke w Bornhagen i wybudował na niej pomniejszoną replikę pomnika Holokaustu. Tak, by Höcke widział ją z okien.

- Björn Höcke nazwał was terrorystami, ciągał po sądach – wtrącam.

- Mamy dobrych prawników – uśmiecha się Philipp Ruch. – Zresztą nie można się bać, gdy stoimy przed katastrofą. W wydanej niedawno książce „Jest pięć minut przed 1933” [na liście bestsellerów Spiegla – red.] opisuję, do czego zmierza AfD. Po przejęciu władzy chcą zdelegalizować inne partie, upomnieć się o wschodnie ziemie, wyrzucić z kraju 20 milionów ludzi, wstrzymać programy społeczne – jednym słowem wywołać chaos, a następnie rozlać benzynę i podpalić. Przemoc, wojna, zniszczenie — to jest ich program. A najbardziej boli mnie, że w Berlinie ludzie tego nie rozumieją. Patrzą na średnią krajowych sondaży – według niej AfD oscyluje wokół 20 proc. A przecież są regiony, gdzie AfD ma absolutną większość.

- Rozumiesz dlaczego? – pytam.

- W badaniach historycznych próbowałem znaleźć odpowiedź, dlaczego w 1930 roku NSDAP zwiększyła swój wynik wyborczy dziewięciokrotnie – odpowiada Philipp Ruch. – Z 2,63 proc. w 1928 roku skoczyli wtedy do 18,3 proc. Do dziś nie zostało to wyjaśnione. Ale gdybym miał dać wskazówkę przyszłym historykom, dlaczego dziś tak się dzieje, powiedziałbym, że wpływ na wysokie notowania AfD ma nie migracja, ale polityka grzewcza wprowadzona trzy lata temu. Wymóg zastosowania odnawialnych źródeł energii w wolnostojących domach, słaba komunikacja rządzących ze społeczeństwem w tej sprawie, niezrozumienie decyzji wywołały wielki gniew w kraju.

- Po wyborach coś się zmieni?

- AfD i tak nastawia się na wybory w 2029 roku, to one mają dać im zwycięstwo. Moim zdaniem kluczowe jest więc byśmy, jako społeczeństwo obywatelskie zmienili nasze żądania. Bo nie jesteśmy partią czy instytucją i nie stanowimy władzy. Nie możemy więc chronić państwa, ale jako obywatele mamy prawo domagać się, by państwo chroniło nas przed prawicowym ekstremizmem. To jest właśnie demokracja defensywna. Dlatego żądamy zdelegalizowania AfD. Tak jak powinniśmy byli zdelegalizować NSDAP w 1932. Centrum Politycznego Piękna zebrało 2400 dowodów na to, że AfD to partia wroga naszej konstytucji. Tymczasem w Bundestagu zdecydowana większość posłów sprzeciwia się tej delegalizacji. Może boją się, że Republika Federalna Niemiec upadnie, jeśli podejmą taką decyzję. A przecież jest odwrotnie! W Niemczech panuje opinia, że skoro jesteśmy demokracją, to w wyborach może brać udział prawicowa partia ekstremistyczna, pozwalamy nawet prawicowym ekstremistom rządzić. I co oni robią? Rozlewają benzynę i wszystko staje w płomieniach. Cóż to za demokracja, gdy podczas głosowania kieruje nami strach? Gdy oddajemy głos nie z przekonania, ale na mniejsze zło?

Czym się martwią Niemcy?

5 dni przed wyborami kandydaci na kanclerza Niemiec: Olaf Scholz z SPD, Friedrich Merz z CDU, Robert Habeck z Zielonych oraz kandydatka Alice Weidel z AfD spotykali się w telewizyjnej debacie ARD. Mieli po 30 minut, by odpowiedzieć na pytania z sali. A te dotyczyły przede wszystkim inflacji, niskich emerytur, wysokich podatków dla słabo zarabiających, drogiego wynajmu mieszkań. Padło kilka pytań o klimat, o aborcję. Weidel mówiła o istotnej roli rodziny, Habeck martwił się o manipulacje chińskich algorytmów i Muska w sieci.

Temat wojny, Ukrainy, Rosji praktycznie się nie pojawił.

Podobnie jest w badaniu magazynu „Die Zeit”. Projekt nazwany „Planem D” [D od Deutschland] zachęca czytelników do nadsyłania opinii o sytuacji w kraju – czym się martwią, czego się boją, co chcieliby zmienić. Zgłaszają się 8042 osoby. Największy problem widzą w kłopotach niemieckiej kolei, złym stanie dróg, braku lekarzy i żłobków. Do wojny tej w Ukrainie i w Gazie odnosi się tylko 150 osób, w tym 26 do wojny hybrydowej.

Kilka dni przed wyborami policja oddała autobus Centrum Politycznego Piękna. Adenauer ruszył w trasę.

;
Na zdjęciu Joanna Strzałko
Joanna Strzałko

Reporterka i tłumaczka. Absolwentka filologii szwedzkiej na Uniwersytecie Jagiellońskim i Polskiej Szkoły Reportażu. . Współpracuje z OKO.press, Gazetą Wyborczą, Dużym Formatem, Charakterami, weekend.gazeta.pl i Magazynem Goethe Institut. Trzykrotna stypendystka Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej. Finalistka Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej im. Tadeusza Mazowieckiego w 2019 i 2021 r. Mieszka w Niemczech.

Komentarze