Amerykański prezydent Donald Trump w obecności izraelskiego premiera przedstawił w Waszyngtonie plan, który sprowadza się do oczyszczenia Strefy Gazy z Palestyńczyków. USA przeprowadzi czystkę etniczną? Plan Trumpa jest jednak pełen sprzeczności
Pomysł Trumpa na Strefę Gazy, który przedstawił na konferencji prasowej w Białym Domu 4 lutego 2025 wieczorem, można podsumować następująco. To, co działo się przez ostatnie dekady, nie działa.
Jeśli pozwolimy ponownie zasiedlić Gazę tak, jak dotychczas, wróci śmierć i zniszczenie. Dlatego Palestyńczyków należy przesiedlić do nowo wybudowanych miejsc w sąsiednich krajach.
A Strefę Gazy zbudować od nowa i stworzyć tam piękne, międzynarodowe miejsce. Jeśli Palestyńczycy będą chcieli, będą mogli tam wrócić. Ale na razie muszą się wynieść, bo jest to piekło.
Problem w tym, że pomimo ponad roku brutalnej izraelskiej inwazji na Gazę, dalej mieszka tam 1,8-2 mln Palestyńczyków. I nikt ich o zdanie nie zapytał. Trump wprost powiedział wczoraj całemu światu, że planuje czystkę etniczną. I że cały Bliski Wschód (razem z Palestyńczykami) będzie mu za to wdzięczny.
Prześledźmy najpierw dokładnie, co zostało powiedziane na wspólnej konferencji z premierem Izraela Benjaminem Netanjahu, pierwszym przywódcą, który odwiedził Trumpa w Waszyngtonie podczas drugiej kadencji.
Mówiąc o odpowiedzi na atak Hamasu z 7 października 2024, Trump chwali Izraelczyków, że „walczyli dzielnie” i z „niezachwianą determinacją” stawili czoła kryzysowi.
Kluczowe słowa Trumpa padły na początku konferencji. Oto ich spory fragment:
„Wierzę, że Strefa Gazy, która przez wiele dekad była symbolem śmierci i zniszczenia dla ludzi w jej okolicy, a w szczególności dla jej mieszkańców. Szczerze mówiąc, mieli pecha, to bardzo pechowe miejsce. To było pechowe miejsce przez bardzo długi czas. Bycie w jej okolicy nie było dobre. Nie powinna być okupowana i odbudowywana przez tych samych ludzi, którzy tam byli, którzy o nią walczyli, żyli tam, tam umarli i prowadzili tam nieszczęśliwą egzystencję.
Zamiast tego powinniśmy zwrócić się do innych krajów z humanitarnym sercem, a wiele z nich chce to zrobić. Zbudujemy różne miejsca, które ostatecznie zostaną zamieszkane przez 1,8 mln Palestyńczyków żyjących dziś w Gazie, kończąc w ten sposób śmierć i zniszczenie, i, szczerze mówiąc, pecha. Mogą za to zapłacić bogate okoliczne kraje.
To może być jedno, dwa, trzy, cztery, pięć, siedem, osiem, dwanaście miejsc. To może być jedno duże miejsce lub wiele miejsc. Ale ludzie będą mogli tam komfortowo żyć, ciesząc się pokojem. Przyszykujemy coś spektakularnego. Będą tam mieli pokój, nikt nie będzie do nich strzelał”.
Później, w odpowiedzi na jedno z pytań dodał, że rozmawiał z liderami krajów na Bliskim Wschodzie i pomysł wysiedlenia Palestyńczyków do ich krajów bardzo im się podoba. Nie podał jednak ani nazwisk liderów, ani nazw państw.
Następnie Donald Trump powiedział:
„Jedyny powód, dla którego Palestyńczycy chcą wrócić do Gazy, jest taki, że nie mają alternatywy. Dziś wygląda ona jak teren rozbiórki. Prawie każdy budynek jest zniszczony, ludzie żyją tam pod zniszczonym betonem, a to bardzo niebezpieczne”.
Prawdą jest, że w trakcie izraelskiej inwazji Palestyńczycy uciekali ze Strefy Gazy. W maju 2024 roku palestyński ambasador w Kairze mówił o 80-100 tys. osób, którym udało się przekroczyć granicę z Egiptem, choć często koszt takiej podróży to wiele tysięcy dolarów.
Mówimy jednak o ucieczce z miejsca, gdzie codziennie istniało ryzyko śmierci od kolejnej izraelskiej rakiety. Taka ucieczka to skazanie się na los uchodźcy, a nie w pełni wolny wybór. Nie mamy i nie możemy mieć danych na temat tego, ilu uciekinierów zamierza już teraz wrócić do Gazy i ilu z nich wróciłoby, gdyby mieli gwarancję, że izraelskie ataki nie zostaną niedługo wznowione.
Można natomiast znaleźć sporo wypowiedzi osób, które w Gazie chcą zostać, bo uważają ją za swój dom. Już po wypowiedzi Trumpa francuska agencja prasowa AFP napisała o mieszkańcach Rafah na południu Strefy Gazy, którzy zareagowali na słowa amerykańskiego prezydenta jednoznacznie: „Nigdzie się nie wybieramy”.
Zareagował też palestyński wysłannik w ONZ, Rijad Mansur. „To nasza ojczyzna, nawet jeśli jej część jest zniszczona, Palestyńczycy wybrali powrót. Uważam, że światowi liderzy powinni zaakceptować wolę Palestyńczyków”.
27 stycznia Nadia Kassem z obozu dla uchodźców Muchajjam asz-Szati mówiła CNN: „Chcemy wrócić do domu… chociaż wiem, że mój dom jest zniszczony. Tęsknię za moją ziemią. I moim miejscem”.
Według słów Trumpa, Palestyńczycy sami z chęcią przeniosą się do nowych miejsc, by zrobić miejsce dla amerykańskich buldożerów. Nie mówił nic o sytuacji, w której Palestyńczycy odmówią wyniesienia się z enklawy nad Morzem Śródziemnym.
Sama budowa miejsc, do których Palestyńczycy mogliby się dobrowolnie przenieść, również potrwa, być może nawet lata. Co do tego czasu mają robić dwa miliony Palestyńczyków w Gazie? Siedzieć w namiotach i czekać? Czy może przenieść się do tymczasowych obozów w Egipcie i Jordanii?
Żadna z tych opcji nie wydaje się prawdopodobna, ale Trump nie przedstawił alternatyw.
Nawet jeśli rzeczywiście udałoby się zbudować dobrze zaprojektowane miejscowości dla Palestyńczyków w sąsiednich krajach, część mieszkańców Strefy Gazy z pewnością odmówi opuszczenia ziemi, na której się wychowali, i na której mieszkali ich przodkowie (nawet jeśli to jedynie 2-3 pokolenia wstecz, bo duża część mieszkańców Strefy to potomkowie uchodźców z 1948 roku). Co wtedy?
Ze słów Trumpa wynika, że zgodnie z jego planem Gazą mają zarządzać Amerykanie. Czy wojsko USA zostałoby wtedy użyte do przymusowego wysiedlenia legalnych mieszkańców Gazy?
Trump z dumą mówił wczoraj o tym, że Ameryka ponownie jest szanowana na świecie. Obrazy, jakie obiegłyby świat, gdyby amerykańskie wojsko rzeczywiście przeprowadzało czystkę etniczną w Gazie, z pewnością spowodowałyby coś zupełnie innego.
Czystka etniczna nie ma jednej, spójnej definicji prawnej. Jedna z definicji mówi, że jest to „celowe działanie sprawców zmierzające do usunięcia określonej kategorii społecznej ze spornego terytorium”.
Jeśli więc Trump chciałby przeprowadzić swój plan pomimo sprzeciwu Palestyńczyków, to wpisałby się dokładnie w ten scenariusz.
A Gaza od dawna była miastem arabskim. Samo miasto ma długą, wielokulturową historię, sięgającą przynajmniej 3,5 tys. lat wstecz. Arabowie byli w Gazie i jej okolicy obecni przynajmniej od czasów pierwszych muzułmańskich podbojów z VII wieku. Przez kolejne wieki Gaza była niewielką miejscowością i miejscem różnych konfliktów, przez niemal sto lat rządzili nią chrześcijańscy krzyżowcy.
Wszelkie dane, jakie mamy z okresu osmańskiego (od XVI wieku) i czasów brytyjskiego mandatu, wskazują na to, że w Gazie dominowali muzułmanie.
Po 1948 roku nastąpił duży napływ palestyńskich uchodźców z całej Palestyny po wojnie izraelsko-arabskiej i czystce, jakiej dokonali Izraelczycy.
Dzisiejsza populacja Gazy to więc przede wszystkim potomkowie Palestyńczyków ze wszystkich zakątków Palestyny. Ewentualne wysiedlenie ich z Gazy to przekreślenie ich związku z tą ziemią i kolejny rozdział w bolesnej historii wygnania.
Wróćmy do słów Trumpa.
„Stany Zjednoczone przejmą Strefę Gazy i zajmiemy się nią. Weźmiemy odpowiedzialność za rozbrojenie wszystkich niewybuchów i pozostawionej broni. Zrównamy wszystko z ziemią, pozbędziemy się gruzu i stworzymy strefę z nieograniczoną ilością dostępnej pracy i mieszkań dla ludzi z okolicy. Nie ma już powrotu, jeśli wrócimy do tego, co było, powtórzy się to samo, co przez ostatnie sto lat”.
Prezydent USA nie powiedział, kogo ma na myśli, mówiąc o „ludziach z okolicy”. Ale z wcześniejszego wywodu jasno wynika, że nie chodzi o budowę miejsca do życia dla dotychczasowych mieszkańców.
Palestyńczycy mają bowiem wynieść się z Gazy i zamieszkać w sąsiednich krajach. Później w odpowiedzi na pytanie jednej z dziennikarek uzupełnił, że Strefa Gazy jest „nieprawdopodobna (unbelievable)” i według jego wizji mieszkać tam będą „ludzie świata”, a Strefa zamieni się w „niewiarygodne, międzynarodowe miejsce”, gdzie znajdzie się miejsce również dla Palestyńczyków.
„Nie chcę się wymądrzać, ale Riviera Bliskiego Wschodu to coś, co może być wspaniałe” – mówił Trump.
I na koniec podał nazwy dwóch krajów, które najwyraźniej jego zdaniem powinny przyjąć u siebie Palestyńczyków.
„Pomimo że mówią nie, mam przeczucie, że król w Jordanii i generał w Egipcie otworzą swoje serca i dadzą nam taką ziemię, której potrzebujemy, by to wszystko zrobić”.
Obaj przywódcy nie mają dziś żadnego interesu w tym, by przyjmować dodatkowo setki tysięcy ludzi, którzy będą bardzo trudni w integracji z rządzonymi przez nich społeczeństwami.
W Jordanii mieszka 11,5 mln osób, nawet dodatkowe pół miliona byłoby dużą zmianą. Trump musiałby te kraje w jakiś sposób zmusić i zastosować agresywne techniki negocjacyjne.
Ma tutaj możliwości. Dla Egiptu bardzo ważna jest amerykańska pomoc wojskowa. We wrześniu 2024 roku Amerykanie przyznali Egiptowi pomoc wartą 1,3 mld dolarów. Czy groźba zatrzymania takich przelewów wystarczy, by oddać część swojego terytorium i przyjąć setki tysięcy Palestyńczyków?
Trump ma jednak nadzieję, że obecne zawieszenie broni da początek nowemu i trwałemu pokojowi i otworzy Bliski Wschód na plan amerykańskich rządów w Gazie.
Premier Netanjahu sprawnie omijał tę część planu Trumpa – z pewnością wolałby, by to Izrael sprawował rządy w „międzynarodowej” Gazie. A Trump nie sprecyzował, na czym dokładnie mają amerykańskie rządy polegać – czy będzie to okupacja? Aneksja?
Trudno sobie to wyobrazić. Z pewnością nie działałby tam z międzynarodowego mandatu, sankcjonowanego przez ONZ. Szczególnie że Trump wycofuje właśnie amerykańskie finansowane dla UNRWA, agencji ONZ do spraw palestyńskich uchodźców (jego zdaniem finansowanie UNRWA jest jednoznaczne z finansowaniem Hamasu).
Na pytanie, czy normalizacja stosunków z Arabią Saudyjską jest możliwa bez niepodległego państwa palestyńskiego, Donald Trump odpowiedział:
„Arabia Saudyjska będzie bardzo pomocna. Chcą pokoju na Bliskim Wschodzie”.
Saudyjczycy szybko i dosyć jednoznacznie wypowiedzieli się jednak na temat planów Trumpa wobec Gazy. Jeszcze w nocy czasu saudyjskiego tamtejsze Ministerstwo Spraw Zagranicznych wydało oświadczenie, w którym przypomniano przemówienie koronnego księcia Mohameda bin Salmana.
„Jego Wysokość podkreślił, że Arabia Saudyjska zamierza nieustępliwie dążyć do powstania niezależnego państwa palestyńskiego ze stolicą we Wschodniej Jerozolimie i nie zamierzamy podjąć stosunków dyplomatycznych z Izraelem bez tego kroku”.
W dalszej części oświadczenia czytamy, że warunek ten nie podlega dla Arabii Saudyjskiej negocjacjom. Trump w trakcie konferencji zbywał obawy o stanowisko Saudyjczyków, podkreślając swoje dobre stosunki z liderami królestwa.
Saudyjskie stanowisko, powtórzone w nocy z 4 na 5 lutego, jest jednak znane od dawna. Trudno jest więc szukać na Bliskim Wschodzie tych bogatych krajów, które z chęcią przystaną na plan Trumpa.
Na pytanie, czy plan wysiedlenia ludzi z Gazy oznacza brak poparcia Trumpa dla rozwiązania dwupaństwowego, prezydent USA odpowiedział, że nie ma to nic wspólnego z państwem palestyńskim.
Trump twierdzi, że chce jedynie dać Palestyńczykom „szansę na lepsze życie” i kolejny raz powtórzył, że Gaza jest w fatalnym stanie i nie da się tam żyć.
Warto w tym miejscu docenić okrutną ironię tej konferencji prasowej. Trump powtarza, że Gaza jest dziś rumowiskiem, na którym nie da się żyć. I mówi te słowa, stojąc dumnie obok osoby, której polityka doprowadziła do brutalnej inwazji na Gazę, w wyniku której większość budynków w enklawie nie nadaje się dziś do zamieszkania.
Trump tego nie wyraża, ale nietrudno odnieść wrażenie, jakby przywódca USA gratulował Bibiemu (tak do premiera Izraela wielokrotnie zwracał się podczas konferencji Trump) zniszczeń, dzięki którym Trump może pokazać swoją duszę dewelopera i odbudować Gazę po swojemu.
Obaj politycy pełną odpowiedzialnością za zniszczenia w gazie obarczają Hamas i jego morderczy atak 7 października 2023 roku na Izrael.
Trump nie wyklucza więc powstania państwa palestyńskiego, ale musiałoby ono powstać jedynie na terenie Zachodniego Brzegu – bo Gazę zajmują w jego wizji Amerykanie.
Zachodni Brzeg jest poszatkowany izraelskimi osiedlami, a stworzenie spójnego terytorium wymagałoby wysiedlenia kilkuset tysięcy Izraelczyków. W przeciwnym razie otrzymujemy bardzo dziwny twór na mapie, z dziesiątkami małych enklaw połączonych drogami.
Przekonał się o tym Trump, prezentując swój plan na pokój podczas pierwszej kadencji w 2020 roku. Palestyna poza poszatkowanym terytorium miała zrzec się prawa do własnej armii. A Izrael otrzymywał aneksję części terytorium dzisiejszego Zachodniego Brzegu. Jak pamiętamy, nic z tego nie wyszło.
Bardzo możliwe, że podobnie będzie teraz.
Plan ten jest ekstremalnie trudny do realizacji. Netanjahu w Waszyngtonie dużo się uśmiechał, ale z całą pewnością wolałby sam sprawować kontrolę nad Gazą. Trump jest nieprzewidywalny i nie można zakładać, że przynajmniej nie spróbuje swojego planu przeprowadzić, by postawić kolejne Trump Tower na gruzach Gazy. Ale po drodze mamy tak dużo trudnych do spełnienia warunków, że łatwiej dzisiaj wyobrazić sobie szybki upadek planu niż jego żmudną realizację.
Problem w tym, jak słusznie zauważa były dziennikarz izraelskiego „HaArec” Asaf Ronel, że takie pomysły pomagają przyklepać dotychczasowe status quo – choć o chęci przełamania go tak dużo mówi sam Trump.
Bardzo możliwe, że do drugiej rundy dotychczasowego porozumienia między Izraelem a Hamasem w ogóle nie dojdzie. Netanjahu chce wznowienia walk i „ostatecznego zwycięstwa z Hamasem”, w przeciwnym wypadku grozi mu rozpad jego własnej koalicji. To wywróci obecny kruchy porządek i spowoduje dalszą destrukcję.
Zamiast o faktycznych rozmowach pokojowych i realistycznej drodze do stabilnego państwa palestyńskiego, rozmawiamy dziś o mrzonce „Riwiery Bliskiego Wschodu”. Trump marzy o uznaniu dla siebie jako rozjemcy, który doprowadza do pokoju. Chciałby otrzymać Pokojową Nagrodę Nobla. Czystki etniczne mu tego nie dadzą.
A na konferencji sam odrzuca tę wizję, jest przecież przekonany, że ludzie sami się z Gazy wyprowadzą. Gdy zobaczy, że rzeczywistość jest inna, może szybko się zniechęcić. Tak czy inaczej, na każdej opcji, która jest dziś na stole, najwięcej stracą Palestyńczycy, którzy chcą spokojnego życia na własnej ziemi.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze