0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Dawid Żuchowicz / Agencja GazetaDawid Żuchowicz / Ag...

"Jako minister sprawiedliwości zwrócę się do polskiego rządu o rozważenie podjęcia procedury prawnej opartej na art. 259 Traktatu o Funkcjonowaniu UE, który daje każdemu państwu prawo do wytyczenia pozwu wobec innego państwa Unii Europejskiej, jeżeli są ku temu istotne podstawy traktatowe" - zapowiedział Zbigniew Ziobro na konferencji prasowej 18 października 2021.

Minister wystąpił na niej w towarzystwie swojego zastępcy Sebastiana Kalety. Za pomocą multimedialnej prezentacji przez ponad godzinę przekonywali, że niemiecki system wyboru sędziów jest bardziej upolityczniony od polskiego.

Ziobro jak mantrę powtarza, że zamiast krytykować polskie reformy sądownictwa, KE i TSUE powinny wnikliwiej przyjrzeć się Niemcom, a zwłaszcza procedurze nominacji do niemieckiego Sądu Najwyższego. Nie robią tego, bo, jak uważa minister, niemieckie interesy wciąż dominują w Brukseli. A Polska pod rządami PiS stała się dla europejskich elit kozłem ofiarnym.

W obliczu tej "bezczynności" i "niesprawiedliwości" Ziobro postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Komisja nie chce pozwać Niemców za naruszenie traktatów? Trudno, zrobi to za nią polski rząd.

"Mam nadzieję, że biorąc pod uwagę ewentualny przyszły wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE W Luksemburgu, będziemy mogli się przekonać, że nie ma równych i równiejszych" - stwierdził minister.

Na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości opublikowano obszerny komunikat z podsumowaniem konferencji. Czytamy w nim, że Ziobro domaga się, by TSUE zastosował w tej sprawie tryb przyspieszony oraz środki tymczasowe do czasu rozpoznania sprawy. "Tak samo jak postępowano w sprawach dotyczących Polski" - informuje resort.

Czy rząd PiS posłucha Ziobry i ruszy na otwarte starcie z Niemcami, a spraw trafi do TSUE? Jest co najmniej kilka powodów, by w to wątpić.

Art. 259? Najpierw opinia Komisji

Na początku załóżmy, że rządzący rzeczywiście zdecydują się wykorzystać art. 259 TFUE. Od tego momentu do ew. środków tymczasowych jest jeszcze daleko. W historii do tego rodzaju sporów dochodziło przed TSUE niezwykle rzadko.

Bo artykuł 259 zakłada, że zanim sprawa w ogóle trafi do Luksemburga, rolę mediatora między dwoma krajami podejmuje Komisja Europejska. Po wysłuchaniu argumentów obu stron KE wydaje opinię na temat spornej kwestii.

Każde Państwo Członkowskie może wnieść sprawę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, jeśli uzna, że inne Państwo Członkowskie uchybiło jednemu z zobowiązań, które na nim ciążą na mocy Traktatów.

Zanim Państwo Członkowskie wniesie przeciwko innemu Państwu Członkowskiemu skargę opartą na zarzucanym naruszeniu zobowiązania, które na nim ciąży na podstawie Traktatów, powinno wnieść sprawę do Komisji.

Komisja wydaje uzasadnioną opinię, po umożliwieniu zainteresowanym państwom przedstawienia, zgodnie z zasadą kontradyktoryjności, uwag pisemnych i ustnych.

Jeśli Komisja nie wyda opinii w terminie trzech miesięcy od wniesienia sprawy, brak opinii nie stanowi przeszkody we wniesieniu sprawy do Trybunału.

Jeżeli uzna, że rzeczywiście doszło do uchybienia zobowiązaniu państwa członkowskiego, często sama kieruje sprawę do TSUE na podstawie art. 258 TFUE. Dba tym samym, by spory o prawo UE nie były rozwiązywane na poziomie międzypaństwowym, co mogłoby być destrukcyjne dla europejskiej wspólnoty.

W OKO.press pisaliśmy, że szanse na to, by KE sama wniosła do Trybunału skargę na Niemcy, są znikome. Bo choć niemiecki system powoływania sędziów jest daleki od ideału, ma on długą tradycję i zawiera szereg mechanizmów samoregulacji. W dodatku niemieckie społeczeństwo w zdecydowanej większości (76 proc.) uważa, że wymiar sprawiedliwości jest tam niezależny. Dla porównania w Polsce takiego zdania jest tylko 29 proc. obywateli.

Przeczytaj także:

Skoro brakuje dowodów na brak niezależności, nie ma powodów, by Komisja i TSUE naciskały Niemcy na zmianę systemu.

Niskie szanse na wygraną

Jeżeli Komisja sama nie wniesie skargi lub w ogóle nie wyda opinii w ciągu trzech miesięcy, wówczas państwo członkowskie może pozwać inny kraj do TSUE. W praktyce skargi z art. 259 to często efekty nierozwiązanych politycznych sporów między poszczególnymi członkami UE, w których KE nie chce brać udziału właśnie z uwagi na ładunek polityczny.

W historii Unii TSUE wydał zaledwie sześć orzeczeń na podstawie art. 259 (dla porównania orzeczeń z art. 258 tylko między 2002 a 2018 rokiem było 1418), z czego dwukrotnie (w 1979 i 2019 roku) stwierdził uchybienie obowiązkom państwa członkowskiego, trzykrotnie oddalił skargę, a raz uznał, że nie ma prawnej właściwości, by orzekać.

Ziobro tłumaczy, że polska skarga działałaby analogicznie do tej, jaką w 2021 roku w sprawie elektrowni w Turowie złożyli przeciwko Polsce Czesi (sprawa wciąż jest w toku).

"W tym samym zakresie, jak sprawy związane ze sferą gospodarki, mają znaczenie sprawy związane z funkcjonowaniem sądownictwa. Również sądownictwa w Niemczech. Sądy, które orzekają w Niemczech, orzekają także w przypadku polskich przedsiębiorców. Mają wpływ na prowadzenie działalności przez polskich obywateli" - tłumaczył Ziobro.

Ale, oddalając skargę Węgier przeciwko Słowacji w 2012 roku, TSUE podkreślił, że postępowanie z art. 259 ma zmierzać do "usunięcia uchybień i zakończenia ich skutków". Nie może natomiast dotyczyć "przyszłych i ewentualnych uchybień".

Polska, wnosząc sprawę przeciwko Niemcom, musiałaby zatem wykazać, że istniejące prawo doprowadziło do tego, że niemieccy sędziowie nie są niezależni. I pokazać jak to wygląda na przykładach.

Np. Czesi, wnosząc swoje zażalenie na Turów, dowodzili, że kopalnia i elektrownia negatywnie oddziałują na wioski po ich stronie granicy. Komisja Europejska, skarżąc Polskę za system dyscyplinarny dla sędziów, podparła się przykładami politycznych dyscyplinarek.

Przy braku dowodów na uchybienie skarga na Niemcy skończyłaby się klęską i koniecznością zapłaty kosztów postępowania. Byłaby też dokładnie tym, co sam Ziobro często zarzuca Komisji - wtrącaniem się w to, jak urządzony jest system sądowy w danym kraju.

To tylko blef?

Najpewniej więc wcale do niej nie dojdzie, a Zbigniewowi Ziobrze chodziło nie o realne działanie, a jedynie o retoryczne zwycięstwo nad Komisją Europejską. O wykazanie jej "braku konsekwencji" i poinformowanie o tym opinii publicznej. A jednocześnie podtrzymanie swojego wizerunku, jako aktywnego polityka, który trzyma się litery prawa, a Unii i Niemcom "się nie kłania".

Niewykluczone też, że jesteśmy świadkami kolejnego ataku Ziobry na Mateusza Morawieckiego, tuż przed wizytą premiera w Brukseli. Jeżeli wniosek o skargę rzeczywiście trafi do Rady Ministrów, to Morawiecki będzie musiał zadecydować o ew. dalszych krokach. Jeśli uzna, że pozew przeciwko Niemcom nie ma sensu, Ziobro znowu będzie mógł zarzucić mu, że jest "miękiszonem".

Przy coraz częstszych oskarżeniach o szykowanie polexitu, dla PiS otwieranie kolejnego sporu z Komisją, Niemcami i TSUE (w dodatku sporu, który w żaden realny sposób nie pomógłby Polsce), byłoby strzałem w kolano. Zwłaszcza że rządzący kilkakrotnie przyznali już, że "reformy" rzeczywiście wymagają korekty i zapowiadali, że zlikwidują Izbę Dyscyplinarną SN.

Ziobro pozostaje jednak niewzruszony i stale podkreśla, że jego sądowe ustawy to nic innego jak kopia rozwiązań z Hiszpanii. I że KE powinna raczej zainteresować się Niemcami.

"W świetle faktów, które przedstawiamy, można by odwołać się do biblijnej przypowieści, którą pozwolę sobie wiernie zacytować, bo jest wielce wymowna. [...] A czemu widzisz źdźbło w oku brata swego, a belki w oku swoim nie dostrzeżesz?

To pytanie warto by głośno wybrzmiało w rozmowach z politykami niemieckimi. Jeśli będę miał kolejne okazje, na pewno o to spytam" - zapewnił Ziobro na konferencji.

Spotkanie ministra z dziennikarzami "wyjątkowo" odbyło się w siedzibie prokuratury generalnej, której zwierzchnikiem jest... Zbigniew Ziobro. Połączenie funkcji ministra i prokuratora w 2016 roku to jeden z licznych dowodów na upolitycznienie wymiaru sprawiedliwości przez rząd PiS, podnoszonych regularnie w dokumentach KE.

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Przeczytaj także:

Komentarze