Na specjalnie zwołanej konferencji prasowej Zbigniew Ziobro zaprezentował się jako polityk szukający zgody i kompromisu w łonie Zjednoczonej Prawicy. Ton głosu miał anielski, ale sens jego słów był inny: w istocie pokazał Jarosławowi Kaczyńskiemu gest Kozakiewicza
21 września o godz. 12:35 Zbigniew Ziobro rozpoczął w gmachu Ministerstwa Sprawiedliwości być może swoją ostatnią konferencję w roli szefa resortu. Zwołał ją, by po raz pierwszy od czwartku 17 września odnieść się do kryzysu w obozie władzy, który wybuchł po głosowaniu nad tzw. ustawą futerkową i po zdjęciu z porządku obrad "ustawy covidowej" w istocie zapewniającej bezkarność urzędnikom rządu PiS za decyzje podejmowane w czasie pandemii. Obu ustawom sprzeciwiała się partia Ziobry - Solidarna Polska.
Od tamtej pory przekaz polityków Prawa i Sprawiedliwości jest jasny: albo ugrupowanie Ziobry bezwarunkowo zmieni swoje stanowisko, albo koalicja, która rządzi Polską od 2015 roku zostanie zerwana, Ziobro straci stanowisko ministra, a jego partyjni towarzysze intratne funkcje w spółkach skarbu państwa.
Jeśli Jarosław Kaczyński spodziewał się po Ziobrze bezwarunkowej kapitulacji, po konferencji ministra musiał być zawiedziony: Ziobro ton miał łagodny i koncyliacyjny, ale w kluczowych kwestiach zdania nie zmienił. Co wiemy po wystąpieniu lidera Solidarnej Polski?
Interpretujemy jego wypowiedź, bo do pytań nie dopuścił.
Gdyby oświadczenie Ziobry (bo co to za konferencja prasowa bez pytań dziennikarzy) miało smak, byłoby landrynkowe: słodkie i lekkostrawne.
Szef Solidarnej Polski rozpływał się nad sukcesami koalicji z PiS:
„Uważam, że Zjednoczona Prawica jest dobrem. Koalicja ZP przyniosła wiele dobrych zmian. Jestem przekonany, że to projekt, który ma przed sobą wielką przyszłość" - mówił.
I metaforyzował:
"Nawet w rodzinie kochających się ludzi dochodzi do napięć, sporów, emocji i konfliktów. Mam nadzieję, że nasza koalicja dobrze nie tylko wychodzi na zdjęciach, ale też w działaniach”.
Dodał pocieszająco: „Poszczególne koalicje często trzeszczały w szwach, często napięcia były nieporównywalnie większe. Zachowanie odrębności dało nam zwycięstwo. Może nie możemy realizować naszej agendy w stu procentach, ale możemy wygrywać dla Polski. Musimy rozmawiać, ufam, że jest czas jeszcze na rozmowę. Mam nadzieję, że wzmocni on nas [ten kryzys] jako koalicję”.
Ziobro zaprezentował się jako największy patriota Zjednoczonej Prawicy, a jego przesłanie było jasne: jeśli dojdzie do rozłamu, nie ja będę za niego odpowiedzialny, ja chcę współpracować i budować, nie burzyć i zrywać.
Ziobro retorycznie był gołąbkiem pokoju, ale praktycznie pokazał Jarosławowi Kaczyńskiemu gest Kozakiewicza. Tłumaczymy jego słowa z języka politycznego na polski.
W języku politycznym Ziobro stwierdził: "Projekt w sprawie odpowiedzialności urzędników wymaga rozmowy, są sytuacje wymagające, by osoby podejmujące najtrudniejsze decyzje mogły działać bez lęku, jesteśmy gotowi rozmawiać, ale trzymając się zasady, że prawo wobec wszystkich jest równe. Przez pośpiech nie możemy wylać dziecka z kąpielą. Nie chcemy, by przestępcy, wykorzystując ten zapis, stali się bezkarni".
W języku polskim oznacza to tyle, że obecna ustawa o bezkarności polityków jest wciąż nie do przyjęcia dla Solidarnej Polski, która oczekuje, że to PiS i Jarosław Kaczyński ustąpią w tej sprawie, natomiast partia Ziobry nie zamierza robić ani kroku w tył.
W języku politycznym Ziobro stwierdził też, co następuje: "Jeśli chodzi o ustawę dotyczącą zwierząt, widać, że zdania są podzielone wewnątrz PiS, co normalne przy tak dużej partii. Oprócz empatii i bycia uczulonym na krzywdę zwierząt, trzeba pamiętać o rolnikach, którzy prowadzą swoje gospodarstwa od pokoleń. Wszystkie racje musimy ważyć, świat nie zawsze pozwala na idealne rozwiązania".
W języku polskim Ziobro powiedział tym samym do Kaczyńskiego, że promowana przez niego ustawa nie może zostać zaakceptowana, a minister i jego partyjni towarzysze stoją po stronie krzywdzonych ponoć rolników, a nie prozwierzęcych fanaberii prezesa PiS.
Wbrew tym zachwytom nad koalicyjnym dobrem, Ziobro nie sprawiał wrażenia polityka, który ma nadzieje na uratowanie porozumienia z partnerami. Przynajmniej w krótkim okresie. Łagodny ton jego wypowiedzi nie był obliczony na to, by wpłynąć na wydarzenia i decyzje polityczne, których będziemy świadkami w najbliższych godzinach i dniach. Ziobro przygotowuje się do rozgrywki w dłuższej perspektywie.
Najwyraźniej chce wziąć prezesa Jarosława Kaczyńskiego na przeczekanie.
Podkreślając wartość koalicji i porozumienia po prawej strony sceny politycznej, nie zatrzaskuje za sobą drzwi. Przyniósł nawet ze sobą program koalicji i stwierdził: „Nie mamy przekonania, żebyśmy w jakimś punkcie ten program naruszyli”.
W co gra Ziobro? Najwyraźniej liczy na to, że PiS-owi nie uda się przeciągnąć na swoją stronę wystarczającej liczby posłów, by utrzymać większość w Sejmie po wyrzuceniu z rządu Solidarnej Polski. A wtedy za kilka miesięcy Kaczyński stanąłby przed dylematem: albo idzie na przyspieszone wybory, albo próbuje po raz kolejny dogadać się z Ziobrą.
Obecny minister sprawiedliwości miałby wtedy o wiele silniejszą pozycję przetargową.
Ziobro dał prezesowi PiS do zrozumienia, że w sprzeciwie wobec jego polityki nie jest sam. Że ma po swojej stronie zarówno prezydenta jaki i grono polityków ugrupowania Kaczyńskiego.
"Dyskusja toczy się również o bardzo trudnych zagadnieniach dotyczących polskiej wsi, polskich rolników, sytuacji zwierząt,
wrażliwości, poprawy ich losu i humanitarnego traktowania. Bardzo szanuję oczywiście tych wszystkich, którzy te wartości mają na uwadze, ale też nie możemy pomijać, rzecz jasna, sytuacji rolników" - mówił Ziobro.
I wskazywał: "To przecież znajduje wyraz w wypowiedziach ministra rolnictwa Ardanowskiego, znajdowało wyraz w decyzjach posłów PiS-u na różnych etapach, znalazło swój wyraz również w ostatniej wypowiedzi pana prezydenta Dudy. Jestem przekonany, że mądrość naszej koalicji, która z istoty rzeczy musi się wiązać się z różnymi akcentami i czasami odrębnością, jeśli chodzi o sprawy programowe, pozwala dojść również do porozumienia i kompromisów w takich sprawach".
Innymi słowy Ziobro zasugerował prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu, że w sprzeciwie wobec ustawy futerkowej ma po swojej nie tylko Andrzeja Dudę, ale również polityków PiS, możliwe więc - zdaje się mówić minister sprawiedliwości - że po wyrzuceniu Solidarnej Polski z rządu i koalicji, to raczej posłowie PiS zasilą partię Ziobry, nie odwrotnie.
Ziobro zarysował też szkic pomysłu na to, jak będzie pozycjonował się na scenie politycznej poza koalicją z Prawem i Sprawiedliwością. Podkreślając, że od momentu udziału w komisji śledczej ds. afery Rywina stał zawsze na straży tych samych wartości, ustawił się w pozycji nieugiętego szeryfa bezwzględnie stojącego na straży równości wobec prawa (sic!).
OKO.press ocenia, że minister sprawiedliwości licytuje wysoko w politycznym pokorze. Odpowiedź Jarosława Kaczyńskiego poznamy już wkrótce.
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Komentarze